sobota, 26 maja 2012

Rozdział 13



Dzisiaj prawdziwa telenowela, czyli miłość, zazdrość i harce przy ognisku. Ciekawe, czy ktoś z was przewidział taki rozwój sytuacji?

Sonia nie miała litości. O siódmej rano zerwała mnie brutalnie z łóżka. Wrzasnęła mi nad uchem i zrzuciła na ziemię cieplutką kołderkę, do której byłem przytulony. Rozsunęła żaluzje tak, że słoneczko zaświeciło mi prosto w oczy wypalając mózg.
- Miej litość! – pisnąłem nakrywając się poduszką.
- Wstawaj gówniarzu! Za godzinę przyjadą twoje koleżanki, a ich pokój jeszcze nie gotowy – krzyknęła na mnie ponownie ciotka.
- A śniadanko? – zapytałem nieśmiało.
- Jedzenie potem, teraz wciągnij coś na siebie i chwyć się za sprzątanie. Trzeba było mnie uprzedzić wcześniej, że zapraszasz gości i to na cały weekend.
- Tak jakoś samo wyszło – pisnąłem spod poduszki.
- Nie pyskuj tylko bierz się za robotę. Ja wieczorem posprzątałam ten składzik obok twojej sypialni. Chodź wstawimy tam łóżka i stolik. Jakaś szafa już tam jest. Na strychu jest pełno mebli – i tak rzuciliśmy się w wir pracy. Ale efekty po godzinie przerosły nasze oczekiwania. Malutki pokoik wyglądał miło i przytulnie. Jeszcze tylko zawiesiliśmy firankę i gotowe. Kiedy miotaliśmy się po schodach ciągnąc na górę dywanik, rozległ się dzwonek do drzwi. Pobiegłem otworzyć zostawiając przeklinającą Sonię z krnąbrnym pakunkiem. Wpuściłem do mieszkania dwie uśmiechnięte dziewczyny. Stop! Trochę pokoloryzowałem. Jedną uśmiechniętą dziewczynę i drugą spoglądającą na mnie ponuro spod ciemnej, wpadającej jej do oczu grzywki. Ubrana jak zwykle na czarno, w skórzaną kurtkę obcisłe jeansy i glany wyglądała, jakby należała do którejś z tych niebezpiecznych subkultur, jakich pełno w Krakowie.
- Rany, ale zadupie. Dwie ulice, jeden sklep, na ulicy brak żywego ducha. W życiu nie byłam na takim odludziu – wymruczała szczera jak zwykle Anka.
- Zachowuj się, przyjechałyśmy tu w gości, a ty od progu narzekasz – odezwała się Ilona miłym, niskim głosem i posłała użerającej się z nieposłusznym dywanem ciotce przepraszające spojrzenie. Weszliśmy do środka zostawiając nachmurzoną dziewczynę na progu. Wtem za naszymi plecami rozległo się głuche uderzenie spadającego na ziemię plecaka. Otwarłem usta, aby zwrócić jej uwagę żeby zabrała go do pokoju, ale zamknąłem je z powrotem nie mogąc uwierzyć w rozgrywającą się przed moimi oczami scenę. Anka jak zahipnotyzowana, z błyszczącymi z ekscytacji czarnymi ślepkami wpatrywała się w Sonię jak w jakieś bóstwo. I bynajmniej nie patrzyła jej w oczy. Gapiła się bezwstydnie na wypięty tyłek ciotki, która właśnie pochylała się by podnieść upuszczony ciężar. Na jej twarzy pojawił się szeroki koci uśmiech. Rzuciła się do przodu, na pomoc Soni.
- Pani pozwoli, że pomogę. Jestem Anka i właśnie doszłam do wniosku, że kocham prowincję. Macie tutaj niesamowite widoki – oblizała bezwiednie kształtne  usta.
- Cieszę się, że tak szybko zmieniłaś zdanie – odezwała się z przekąsem Sonia – jeśli jesteś taka chętna, to pomóż mi zataszczyć to, do waszego pokoju.
- Chętna to niewłaściwe słowo. Ja jestem zafascynowana, a to rzadko mi się zdarza – rzuciła cicho dziewczyna, ślizgając się wzrokiem po apetycznych krągłościach pani domu.
Po chwili przekomarzając się i popychając znikły nam z oczu. Dopiero teraz odzyskałem mowę i władzę w moim ciele.
- Ilona, co to było? – zapytałem kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Nie przejmuj się, zazwyczaj szybko jej przechodzi. Twoja ciotka wpadła jej w oko. Ona nie żartowała mówiąc, że woli dziewczynki.
- Przerażasz mnie. Wyglądała na bardzo zdeterminowaną. Powinienem chyba tam pójść zanim coś sobie zrobią.
- Czym ty się przejmujesz Luis? Uwierz mi, będzie dobrze. Anka tylko pozuje na taką ostrą laskę. W środku jest miękka jak wosk  – i dodała cicho patrząc na mnie z kpiącym uśmieszkiem - W ciążę od tego nie zajdą, więc bawienie przyszłych pociotków ci nie grozi. - Muszę przyznać, że udało się jej mnie zaskoczyć. Nigdy nie spodziewałbym takiego tekstu się po tej spokojnej, ułożonej dziewczynie. Ale tyle lat przyjaźni z nawiedzoną gothką, musiało jednak przynieść jakieś efekty. Wyraźnie Anka miała na nią zły wpływ.
- Chodź, pokażę ci wasz pokój. Macie w nim nawet balkonik wychodzący na ogród. Wiesz wydaje mi się – podjąłem konspiracyjnym szeptem – że trafiła kosa na kamień. Sonia tylko wygląda na bezbronną blondynkę. Ma twardy charakter i żelazne zasady. Może z tego wyniknąć niezła jazda – Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na mnie niepewnie spod długich rzęs.
- Luis mam do ciebie sprawę, tylko nie gniewaj się na mnie. Niepotrzebnie wygadałam się Jackowi dokąd jedziemy. To ten nachalny przystojniak. Pamiętasz?
- Pewnie, że tak.
- I on przywlókł się tutaj za nami i wynajął pokój w hotelu. Niestety tak mnie zagadał, że udało mu się wprosić na nasze wieczorne ognisko. Przepraszam – zrobiła szczenięce oczka Ilona.
- Nic się nie stało. Najwyżej zgubimy go w lesie i zjedzą go wilki, albo, hm, coś innego. Planujemy rozgościć się na terytorium naszego znajomego, ale myślę że nie będzie miał nic przeciwko. Jest tam fajne miejsce. Spora jaskinia z białym piaseczkiem i bijącym w niej ciepłym źródłem, gdzie można się schronić w razie deszczu. Przed nią niewielka polanka i tam właśnie zamierzamy rozpalić ognisko. Będzie świetnie. Zaprosiłem już Samuela, to on mnie wczoraj odwoził oraz Artura.
…………………………………………………………………………
Spędziliśmy we trójkę miły dzień nad jeziorem. Odkąd skończyły się wakacje wczasowiczów było niewielu, więc nikt nie skakał nam po głowach i nie sypał piaskiem w oczy. Woda była jeszcze ciepła, dokazywaliśmy w niej jak kilkuletnie dzieci. Na wyścigi zjedliśmy wszystkie przygotowane zapasy, więc kiedy słońce zaczęło zachodzić byliśmy wściekle głodni.
- Co robimy, wracamy do domu? – zapytała Ilona.
- Nie ma sensu, stąd jest bliżej na polankę, a chłopaki powinny tam już być. Mieli przynieść prowiant i rozłożyć grilla.
- Wypada tak na krzywy ryj? To trochę nie w porządku – odezwała się Anka.
- To nie tak. Oni po drodze pójdą koło mojego domu i wezmą przygotowany wcześniej garnek z prażonkami. Wystarczy je tylko upiec.
- Ale ja nie mam makijażu i wyglądam nieciekawie, a tam będzie Samuel – zaprotestowała Ilona. - Myślałam, że pójdziemy się jeszcze przebrać.
- Dziewczyno, ty się na niego nie napalaj, on już ma właściciela. Zresztą zobaczysz.
- Ale nie jest zaręczony czy coś? – zapytała Ilona  z nieco zasmuconą minką. – Mam więc szansę go odbić. Mówiłeś, że ma dziecko, więc pewnie jest Bi. Kto jest moim rywalem?
- Artur chyba zagiął na niego parol. Jest bardzo uparty i niezły z niego kawał przystojniaka. Pośpieszmy się lepiej, bo jak dojdzie do nich ten cały Jacek, to zeżrą nam kolację. Nie macie pojęcia ile oni są w stanie zjeść. Zwłaszcza Artur. - Ruszyliśmy więc szybkim krokiem do lasu. Już po kilkuset metrach doszedł nas smakowity zapach. Zaburczało mi głośno w brzuchu, co dziewczyny skwitowały głośnym śmiechem. Zastaliśmy chłopaków z wesołymi minami piekących mięsko na grillu i wielce naburmuszonego Jacka grzebiącego patykiem w ognisku.
- Zrobiliście mu coś? – Zapytałem patrząc na Artura podejrzliwie.
- No coś ty – oburzył się teatralnie mężczyzna -  nakłoniłem go tylko, żeby zajął się pieczeniem prażonek.
- Opowiedział mu tą legendę o zaginionym oddziale niemieckim sugerując, że miejscowi chłopi mieli swoje tradycje i w czasach głodu nie wahali się przed kanibalizmem, które podobno przetrwały do dziś – stwierdził Sam, patrząc sugestywnie na Futrzarskiego i pukając się w czoło.
- Chyba on nie uwierzył w takie bzdury?!
- Hm, gdyby ktoś trzymał cię za kark i potrząsał przy tym jak workiem kartofli szczerząc ostre kły, to też byłbyś skłonny przyznać mu rację – odparł Ostrowski patrząc kpiąco na Artura. Podszedłem oburzony do stojącego z niewinną miną Futrzarskiego i odciągnąłem go na bok.
- Jesteś niemożliwy, miałeś się zachowywać kulturalnie, ale ty chyba nie wiesz co to słowo znaczy. Nie dziwię się, że Sam ciągle jest na ciebie zły.
- Ja tylko broniłem swojego stada. Ten durny Jacek jak przyszedł, puszył się jak paw i napinał te swoje żałosne muskuły. Zaczął przystawiać się do Sama, więc nim trochę potrząsnąłem.
- Eh, byłeś zazdrosny i tyle. Postaraj się nie wszczynać więcej awantur – poklepałem go ze zrozumieniem po ramieniu. – Chodź przedstawię ci dziewczyny, są naprawdę miłe i zabawne. Anka zaczęła się nawet kręcić koło Soni.
- Żartujesz, to musi być jakaś wyjątkowo odważna laska. Twoja ciotka nie ubliżając nikomu, to prawdziwy bazyliszek. Najgorsze, że ma taki mylący wygląd.
- Lepiej nic już nie mów – trzepnąłem go w kudłatą głowę – idź lepiej do Sama i zajmij się grillem, bo też kucharz z bożej łaski spali nam mięsko. Kiedy wróciliśmy do ogniska sceneria nieco się zmieniła. Anka siedziała obok Jacka musztrując go ostro. Biedak obracał rozżarzonym garnkiem z prażonkami, to w jedną to w drugą stronę, parząc sobie przy tym palce. Natomiast Samuel najwidoczniej świetnie się dogadywał z zachwyconą nim Iloną. Pokazywał jej jak się posługuje grillem trzymając dziewczynę za rękę, ta śmiała się wesoło opierając się niby przypadkiem plecami o jego tors. Tworzyli razem naprawdę piękną parę. Spojrzałem zaniepokojony w kierunku Artura. Mężczyzna usiadł w oddali na zwalonym pniu i przyglądał się flirtującej parce z coraz bardziej przygnębioną miną. W końcu wstał i ruszył w stronę jaskini.
- Idę do jacuzzi – pomachał do mnie i znikł w słabo oświetlonym płonącymi pochodniami wejściu. Zrobiło się już zupełnie ciemno. Mężczyźni wcześniej przygotowali szereg pochodni i powbijali je do ziemi. Zacząłem chodzić dookoła zapalając je i rozjaśniając otaczający nas mrok. W ten sposób powoli dotarłem do rozgadanej dwójki. Zauważyłem, że Sam, mimo iż pozornie całkowicie zajęty był swoją towarzyszką, zerkał niespokojnie na wejście do jaskini, w którym znikną Artur. Podszedłem do nich i zwróciłem się do niego po cichu z naganą w głosie.
- Chyba przegiąłeś. Powinieneś się w końcu na coś zdecydować. Niepotrzebnie go ranisz. Jeśli ci się nie podoba to mu o tym powiedz, a ty dajesz mu nadzieję, by potem brutalnie odepchnąć – Sam skinął mi tylko głową wskazując na dziewczynę i poszedł za przyjacielem. Uśmiechnąłem się do Ilony i pociągnąłem ją w kierunku ogniska. Początkowo się opierała patrząc w ślad za Samem, ale po chwili wesoło przyłączyła się do reszty towarzystwa. Wcisnęła się między Jacka a Ankę, ratując nieszczęsnego chłopaka ze szponów drapieżnej koleżanki. Tymczasem ja całkiem straciłem humor. Bałem się co może wyniknąć z rozmowy obu mężczyzn. Nie chciałem, aby łącząca ich wieloletnia przyjaźń uległa zerwaniu. Anka widząc moje zamyślenie przysiadła się do mnie.
- Nie świruj młody. Czym się tak martwisz? – objęła mnie ramieniem.
- Obawiam się, że oni mogą się pokłócić o jeden raz za dużo.
- Więc na co czekamy. Chodźmy tam i w razie czego przerwijmy awanturę – dziewczyna złapała mnie za pasek i pociągnęła za sobą. – Czemu on powiedział, że idzie do jacuzzi?
- Tam w środku jest taki niewielki, naturalny basen z dnem wysypanym białym piaseczkiem. Prawdziwe cudo. Woda jest w nim cieplutka i pełna łaskoczących bąbelków. Między innymi z tego powodu rozpaliliśmy tutaj ognisko.
- Czyżbyś sugerował grupowe zabawy w wodzie? Luis, zaczynasz mnie zadziwiać, niby takie niewiniątko, a masz takie perwersyjne pomysły – roześmiała się Anka, patrząc na mnie kpiąco.
- Och, ty we wszystkim dopatrujesz się seksualnych aluzji. Musisz być na strasznym głodzie. Nie rzucaj się tylko po powrocie od razu na Sonię, ona potrafi być naprawdę groźna -  odgryzłem się po cichu, rzucając się na trawę i pełznąc na brzuchu do jaskini.
- Zauważyłeś?
- Ślepy by zauważył, śliniłaś się na jej widok wręcz nieprzyzwoicie – wyszeptałem jej do ucha i położyłem palec na ustach, sugerując aby wreszcie się zamknęła. Zakradliśmy się bliżej, tak abyśmy mogli nie tylko widzieć, ale i słyszeć sprzeczających się mężczyzn. Ukryliśmy się za niewielką skałką, gdzie nikt nie miał prawa nas dostrzec. Grota na szczęście miała świetną akustykę. Słyszeliśmy doskonale każde słowo.
Artur siedział w baseniku zanurzony po szyję w wodzie. Miał zamknięte oczy. Mokre, kasztanowe, długie włosy poskręcały mu się w tysiące drobnych loczków. Widać było jego opalone na złocisty brąz szerokie ramiona. Samuel podszedł do brzegu i bez słowa zrzucił ubranie pozostając tyko w kąpielówkach. Wszedł do stawku i usiadł obok przyjaciela.
- Po co tutaj przyszedłeś, czyżby ta blondynka już ci się znudziła – zapytał burkliwie Artur nie otwierając oczu i odsuwając się od mężczyzny na drugi koniec basenu.
- Przepraszam – odezwał się niepewnie Sam, zbliżył się do przyjaciela tak, że zetknęli się ramionami.
- Możesz powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem? Poza tym daruj sobie, nie zrobiłeś nic złego.
- Skoro nie zrobiłem nic złego, to dlaczego tu siedzisz sam taki smutny i zamyślony? – zapytał, delikatnie kładąc mu rękę na nagim torsie. Mężczyzna strącił ją jednak, ponownie się odsuwając.
- Przestań mnie dotykać – wyszeptał cicho udręczonym głosem. – Sam, ja tak dłużej nie mogę. To zbyt bolesne dla mnie. Obserwowałem cię dzisiaj z tą dziewczyną. Sprawiałeś wrażenie takiego beztroskiego i szczęśliwego. Przy mnie nigdy taki nie jesteś. Potrzebujesz kogoś takiego jak Ilona, a mały Zoli miałby matkę. Ja cię tylko denerwuję i ciągle się kłócimy.
- Ty futrzasty głupku – zirytowany mężczyzna pociągnął go mocno za włosy – skąd ci do głowy przychodzą te dziwne pomysły? Jesteś natrętny jak bagienna mucha i wrażliwy jak nosorożec, więc często doprowadzasz mnie do szału. To wcale nie znaczy, że zamieniłbym cię na kogoś innego.
- Co takiego powiedziałeś? Piłeś coś, czy dziewczyny dały ci dragi? – zapytał niebotycznie zaskoczony Artur patrząc na przyjaciela z kompletnym niezrozumieniem.
- Niemożliwe, nawet ty nie jesteś tak mało domyślny – jęknął bezsilnie Sam i rumieniąc się usiadł mu na kolanach. Podniósł głowę i patrząc nieśmiało sparaliżowanemu ze zdumienia mężczyźnie prosto w brązowe oczy, pocałował go czule w usta.

5 komentarzy:

  1. Kyaa !! Sam i Artur, xD
    Sonia też ma towarzystwo haha, coraz lepiej, ale gdzie Avgar? *_* Louis czeka ;)
    Super rozdział, ale jak mogłaś??!
    Oni siedzą w jacuzzi, nadzy *w* a ty kończysz w takim momencie? xD Umieram,,,
    Twoja Maru<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę lubię takie spotkania, a ty fajnie oddałaś ich atmosferę. Miałaś genialną okazję by przekonać mnie do Artura i Samuela jako pary, a ty przerwałaś w takim momencie i wszystko zmarnowałaś. Żartuje, widzę, że miałaś rację, za to nie bardzo wyobrażam sobie Luisa z Avgarem, chodzi mi głównie o tego drugiego, o jego uczucia, na razie jest "demonowaty" , taki bezduszny. Ale wierzę w ciebie, pozdrawiam i życzę weny* IVE

    OdpowiedzUsuń
  3. O boziu !! toż to było znakomite ;D Ten rozdział wręcz nawet pobija poprzednie na głowę...;p Ciekawe czy rozzłoszczony właściciel polanki, też skusi się na przyjście aby ukarać imprezowiczów ;D Życzę weny giganta i pozdrawiam ;D
    <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam!!!!!!!!!!!!
    Ave Ja!!!!!!!!!!!!!!
    Azusa

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, no pieknie i jeszcze Jacek się przyłączył... haha Artur jest bardzo zazdrosny o Sama..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń