poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 24


Wiem, wiem. Okrucieństwo mam we krwi. Bawcie się dobrze. Miałam napad głupawki i napisałam bardzo niemądry rozdział.

Odsunąłem się od mężczyzny niechętnie i ciężko westchnąłem. Niestety miał rację. Resztki rozsądku jakie kołatały się jeszcze w mojej głowie pchnęły mnie w stronę kuchni. Ogromnym wysiłkiem woli udało mi się na chwilę skoncentrować, by wysmażyć do Soni krótką notkę na temat miejsca mojego pobytu. Potem odwróciłem się i z radosnym piskiem wskoczyłem prosto w ramiona Avgara.
- Możemy iść do ciebie. Byle szybko. Przez ciebie od tygodnia chodzę napalony i teraz musisz wziąć za to odpowiedzialność – posłałem mu zadziorne spojrzenie. Demon był zadziwiająco opanowany. Obserwował moje wyczyny z pobłażliwym uśmieszkiem. Objął mnie i szepnął do zaczerwienionego uszka.
- Lui, zamknij oczy i złap się mnie mocno – zrobiłem jak kazał. Poczułem lekki zawrót głowy i nieprzyjemny ucisk w skroniach. Ziemia uciekła mi nagle spod stóp. Po kilku sekundach byliśmy na miejscu.
- Już. Możesz mnie przestać tak ściskać – odezwał się rozbawiony Avgar. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że znajdujemy się w znanej mi sypialni. W ogromnym kominku płonął wesoło ogień, będący jedynym źródłem światła w pokoju. Przed nim na kamiennej podłodze leżał puszysty dywanik. Zasłony w wysokich gotyckich oknach były szczelnie zaciągnięte. Mnie natomiast, z wiadomych względów,  zainteresowało zupełnie coś innego. Ogromne łoże z baldachimem wprost zapraszało do miłosnych igraszek.
- Posłuchaj dzieciaku. Możemy się trochę popieścić, ale nic poza tym. Nie chcę żebyś znowu uciekł stąd z dzikim wrzaskiem i poszedł na skargę do ciotki – odezwał się poważnie mężczyzna. Coś tam jeszcze ględził, ale szczerze mówiąc zupełnie go nie słuchałem. Też sobie wybrał porę na takie gadki. Płonąłem z pożądania, a w spodniach czułem bolesną erekcję. Chcę go i będę go miał. Dzisiaj. Natychmiast. Inaczej niezaspokojone pragnienie rozerwie mnie na kawałki.
- Heeej… - krzyknąłem podekscytowany. Cofnąłem się kilka kroków do tyłu z niewinną minką, by potem z rozpędu rzucić się na zaskoczonego demona i przewrócić go na pościel.
- Co ty wyprawiasz głuptasie? Czyżbym był w niebezpieczeństwie? – spojrzał na mnie kpiąco układając się wygodnie na łóżku. Siedziałem mu na udach lekko zmieszany. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i nie bardzo wiedziałem co mam dalej robić. Byłem jednak zdeterminowany doprowadzić sprawę do końca. Nagle przypomniała mi się scena z dzisiejszego snu, gdzie nagi Avgar pochylał się nade mną, a ja gładziłem dłońmi jego złocistą skórę ramion i imponujące mięśnie. Postanowiłem się przekonać czy moje wyobrażenie było zgodne z rzeczywistością. Zrobiło mi się gorąco. Mężczyzna leżał nieruchomo wpatrując się we mnie płonącymi, szkarłatnymi oczami. Widać było, że nie ma zamiaru w niczym mi pomóc. Zacząłem niecierpliwymi dłońmi rozpinać jego koszulę. W końcu mi się udało. Rozsunąłem ją na boki i aż westchnąłem z zachwytu. Wstyd przyznać, ale dosłownie ślinka napłynęła mi do ust. Zacząłem badać gładkie, twarde ciało drżącymi palcami czując jak staje się coraz cieplejsze. Moją uwagę przyciągnęły dwa kremowe punkciki. Drapnąłem je pazurkiem raz i drugi. Z zadowoleniem usłyszałem zduszony jęk demona. A więc tak ma się zamiar ze mną bawić? Udaje teraz niedostępnego? Chcąc go ukarać pochyliłem się i zacisnąłem ostrożnie ząbki na jego sutkach. Najpierw prawy, potem lewy. Possałem, polizałem i ugryzłem ponownie. Zadrżał. Mocno. Mam cię draniu. Ośmielony tym, że nie poruszył się ani odrobinę zsunąłem się nieco niżej. Skoro mam do wyłącznej dyspozycji to wspaniałe męskie ciało, mogę trochę pokombinować. Odpiąłem mu spodnie i zsunąłem na uda. Z ognistym rumieńcem na twarzy sięgnąłem do jedwabnych bokserek. Pamiętałem, jak bardzo przestraszyłem się za pierwszym razem. Ciekawe czy rzeczywiście był taki ogromny, czy też pobudzona wyobraźnia spłatała mi jakiegoś figla? Zacząłem z zapałem obmacywać przez materiał interesujący mnie organ. W końcu nieśmiało wydobyłem go na wierzch i lekko uścisnąłem.
- Ooo… cholera – wyrwało się z ust Avgara z uporem starającego się ignorować moje manewry. Pokazałem mu język i wróciłem do swojego wielce podniecającego zajęcia. Przejechałem palcem wzdłuż nabrzmiałej żyły i delikatnie postukałem w maleńką dziurkę. Dłońmi rozsunąłem mocniej jego uda i dobrałem się do puszystych jąder. Muskałem je samymi opuszkami palców aż znalazłem interesujący punkt tuż za nimi. Nacisnąłem go  i z zaciśniętych warg demona usłyszałem przeciągły skowyt.
-  Aaaa…. ty mały lisie, nie ujdzie ci to płazem – mężczyzna pstryknięciem palców pozbawił nas obu ubrań, po czym przekręcił nasze ciała. Teraz to ja znalazłem się pod spodem. Położył się na mnie ocierając się pożądliwie po czym przekręcił mnie na brzuch. Zaczął lizać i kąsać moje plecy schodząc w dół. Złapał dłońmi za moje pośladki i rozchylił je szeroko. Nagle włożył szorstki język w moją zaciśniętą dziurkę.
- Ooo…. – zacząłem piszczeć i wić się jak szalony zupełnie tracąc głowę. Nigdy bym nie pomyślał, że to miejsce może być takie wrażliwe. Paląca potrzeba tam gdzieś w środku narastała coraz bardziej. Musiałem coś zrobić. Czułem, że jeśli natychmiast jej nie zaspokoję to zaraz zwariuję. Avgar zastąpił język palcem rozciągając mnie umiejętnie. Ale to było mało. O wiele za mało. Jego potężny penis ocierał się o moje uda. Wyczekałem na odpowiedni moment. Sięgnąłem niespodziewanie do tyłu i nabiłem się na jego członka jednym mocnym pchnięciem. Natychmiast gorzko tego pożałowałem. To co zamroczonemu umysłowi wydawało się świetnym pomysłem okazało się niewypałem. Ból dosłownie pozbawił mnie tchu.
- Nieee..- załkałem i szarpnąłem się do przodu, ale zatrzymały mnie silne ramiona Avgara.
- Nawet nie próbuj uciekać – warknął groźnie łapiąc mnie ostrymi zębami za kark. Przycisnął moją głowę do materaca. Automatycznie mój tyłeczek został jeszcze bardziej wyeksponowany. Nie poruszył się jednak. Czekał tak przez chwilę, aż zniecierpliwiony pokręciłem dupcią. Wtedy powoli wysunął się ze mnie by zaraz pchnąć silnie, zanurzając się we mnie po nabrzmiałe jądra. Z początku cierpiałem i łzy ciekły mi po twarzy. Stopniowo jednak ból zaczął ustępować, a ciepło i napięcie w moim ciele narastać. Mężczyzna uderzał w moje wnętrze pod różnymi kątami i w końcu znalazł to czego szukał, a ja zobaczyłem gwiazdy. Dosłownie cała mleczna droga stanęła mi przed oczami. Wypiąłem się mocniej by spotęgować doznania. I krzyczałem, wrzeszczałem i łkałem z rozkoszy, aż zupełnie zachrypłem. Wreszcie wybuchłem w ekstazie, a wraz ze mną cały świat. Jak przez mgłę dotarł do mnie jęk spełnienia mojego kochanka. Obryzgałem nasieniem wszystko wokół i prawdę mówiąc nic dalej nie pamiętam. Obudziłem się na chwilę, by z ogromnym zażenowaniem stwierdzić, że demon miękką flanelką wyciera moje drżące uda. Potem znowu zapadłem w niebyt.
…………………………………………………………………………………

Otworzyłem oczy i zacząłem wpatrywać się w sufit. Gdzie ja do cholery jestem? Czyżby to był mój pokój? Niemożliwe. Przecież wyraźnie pamiętam, że zasnąłem w ramionach Avgara. Miałem niewiarygodnie realistyczny sen? Przez wiele dni chodziłem strasznie napalony i organizm w ten sposób poradził sobie z napięciem? Ale ze mnie zboczuch. Jak mogłem tak rzucić się na tego faceta? On nawet nie powiedział, że mnie kocha. Nawet jeśli to sen, nie powinienem się tak zachować? Każdy inny mężczyzna na jego miejscu pomyślałby, że jestem łatwą dupą. Całe szczęście, że to tylko wymysł mojej chorej wyobraźni – myślałem nie całkiem jeszcze rozbudzony. Nagle drzwi otworzyły się z impetem i do pokoju wpadła wkurzona Anka.
- Luis, ty leniwa cholero. Wyłaź wreszcie z tego łóżka. Ty miałeś dzisiaj zrobić sałatkę do obiadu. Jest już południe – brutalnie zdarła ze mnie cieplutką kołderkę.
- Dobra. Daj mi dziesięć minut.
- W porządku, ale jak za chwilę nie zejdziesz na dół inaczej pogadamy - fuknęła na mnie i wybiegła z pokoju. Zerwałem się z łóżka i aż podskoczyłem z wrażenia. Piekący ból tyłka dał o sobie znać. - Zaraz zaraz. Może to jednak nie był sen? Ja chyba jednak faktycznie próbowałem przelecieć Angara, ale w rezultacie, to on przeleciał mnie. Wepchnął we mnie swojego wielkiego penisa i stąd mój poranny problem - zaczerwieniłem się okropnie. - Wezmę ciepłą kąpiel to może mi przejdzie. Rany! Co mnie wczoraj napadło? A może to ten głupi demon wydziela jakieś feromony powodujące u mnie zaćmienie umysłu? Właściwie co ja wiem o jego fizjologii? Zupełnie nic. Może wydziela jakiś zapaszek, który ogłupia biednych naiwniaków, takich jak na przykład ja. Muszę sprytnie wyciągnąć coś na ten temat od ciotki. – zeszło mi dłużej niż myślałem. Dopiero pół godziny później zszedłem na dół. Wczłapałem do kuchni kulejąc i usiadłem ostrożnie na brzeżku stołka.
- Luis, co ci się stało? Spadłeś z drabiny w tej przeklętej bibliotece czy co? – zapytała Sonia patrząc na mnie zaniepokojona.
- Eee… bibliotece? – popatrzyłem na nią iście baranim wzrokiem zupełnie zapominając, co wczoraj napisałem w zostawionej na stole wiadomości.
- Jeśli nie szukałeś materiałów w bibliotece Avgara, to co do pierona robiłeś całą noc? – ciotka patrzyła na mnie coraz bardziej podejrzliwie. – Ten drań z piekła rodem przyniósł cię tutaj rano, twierdząc, że zasnąłeś ze zmęczenia i nie chciał cię budzić.
- Noo… wiesz… - jąkałem się bezradnie w chwili całkowitego zaćmienia umysłu. Poprawiłem się bezmyślnie na stołku i poskoczyłem z przeraźliwym piskiem. – Aaaaa…
- Luis – Sonia zaczęła zbliżać się do mnie po kociemu zmrużywszy oczy – czy ciebie coś boli?
- Nie – łgałem niewprawnie, a zatrwożone serce zaczęło mi podchodzić do gardła – skądże.
- Możesz tutaj podejść? Podobno twoja kolej pomagać przy obiedzie – zagruchała podejrzanie słodko. Ociągając się wypełznąłem zza stołu i poszedłem utykając do kredensu. Kiedy przechodziłem obok ta paskudna cwaniara wymierzyła mi w tyłek solidnego klapsa.
- Ooo…- zawyłem i łzy pociekły mi po twarzy.
- Jak śmiał położyć na tobie łapska?! Zabiję tego skurczybyka!! – rozjuszona ciotka nie pytała o nic więcej. Złapała ze stołu tasak do krajania mięsa i zamachnęła się nim z wielką wprawą. Z dzikim wzrokiem i w kapciach z pomponami pognała w las.
-Myślisz, że naprawdę poszła go zabić? – zapytała mnie podekscytowana Anka, z wypiekami na twarzy obserwując całą scenę.

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 23


Było już późne popołudnie, a obiadu ani śladu. W brzuchu burczało mi niemiłosiernie. Wszystkie baby przywlekły się do domu dopiero przed chwilą i zabrały się za gotowanie. Siedziałem na werandzie i wystawiałem twarz do jesiennego słoneczka.
- Hej, ja tu umieram! Jedyny mężczyzna w tym domu kona z głodu! Nie wstyd wam? Kiedy wreszcie będzie żarełko? – zawołałem w stronę kuchni.
- Ty lepiej siedź cicho – Ilona usiadła obok mnie i ręką zatkała mi usta. – Atmosfera w kuchni jest tak gęsta, że można ją nożem kroić.
- Anka znowu chodzi po domu w tej miniówie? – zapytałem domyślnie.
- Tak, ale teraz nosi do niej stringi. Zdjęła też stanik. Ktoś durny musiał jej to doradzić. Czy to czasem nie ty? – spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja spuściłem głowę. – Kretynie! To przez ciebie ten dom przypomina teraz pole minowe! – pacnęła mnie w głowę gazetą.
- Przestań się tu kręcić! Idź lepiej do ogródka i przynieś mi pietruszki! – usłyszałem zirytowany głos ciotki.
- Już pędzę. Tylko się nie denerwuj – dobiegł nas łomot i pisk Anki. Dziewczyna wyskoczyła jak z procy, przebiegła koło nas i z impetem wpadła w grządki. Niestety zamiast zająć się zieleniną jej wzrok przyciągnęły eksperymentalne truskawki Soni. Zaczęła z wielkim zapałem i błogim wyrazem twarzy wyżerać je jedna po drugiej.
- Trzeba ją  stamtąd wyciągnąć, bo będzie awantura – szepnąłem do Ilony.
- No coś ty! – włożyła mi do ręki otwartą paczkę z popcornem. – Kiedy ostatnio oglądałeś dobry film akcji? – posłała mi diabelski uśmieszek i zmusiła mnie abym usiadł na schodach, skąd mieliśmy niezły widok na ogródek. Ta dziewczyna jest naprawdę dziwna. Czasami przeraża mnie o wiele bardziej niż Anka. Nie musieliśmy długo czekać na rozwój sytuacji. Po jakiś pięciu minutach z domu wyszła wkurzona Sonia.
- Gdzie się podziała ta paskudna dziewucha? – omiotła wzrokiem okolicę i stanęła jak wryta. Anka była odwrócona do nas tyłem. Mocno pochylona, wesoło podśpiewując podgryzała truskaweczki, wypinając do słoneczka zgrabną dupcię. Spódniczka była naprawdę niezła. Podjechała wysoko do góry ukazując światu jasne pośladki ubrane w  jedwabne stringi. Ciotka niestety szybko ocknęła się z chwilowego zamroczenia. Ruszyła w stronę nieświadomej dziewczyny skradając się jak prawdziwy drapieżnik. I pewnie by się jej udało, gdyby nie złośliwość natury. Przepadła przez bruzdę i upadła przed Anką na kolana. W tym samym momencie ta słysząc za sobą jakiś hałas odwróciła się i głowa Soni znalazła się dokładnie między jej piersiami. Widzieliśmy jak na ich twarze występują ogniste rumieńce. Sok z trzymanego w ręce owocu zaczął kapać na odkryty dekolt znieruchomiałej z wrażenia Anki . Czerwona strużka zniknęła gdzieś między krągłymi półkulami. Ciotka jak zahipnotyzowana pochyliła się i zlizała językiem słodki nektar.
- Aach… - usłyszeliśmy przeciągły jęk gothki.
- Oż kurwa! Koniec z tym! – To Sonia odzyskała władzę nad swoim ciałem. Porwała zaskoczoną dziewczynę na ręce, zarzuciła ją sobie bez wysiłku na plecy i mocno klepnęła w nagie pośladki. Po czym pomaszerowała do domu nie zaszczycając nas nawet jednym spojrzeniem.
- Biegniemy – rzuciła mi podekscytowana Ilona i pognała za nią. Co było robić? Zrobiłem dokładnie to samo. Kiedy wdrapałem się na górę. Zobaczyłem jak ciotka wrzuca otumanioną brankę do kabiny prysznicowej, przyciska ją do szklanej ścianki i wpija się namiętnie w jej usta. Dziewczyna była w jej rękach jak wosk. Jęczała tylko i pozwalała na wszystko co jej przyszło do głowy. Całowały się tak przez chwilę, ocierając bezwstydnie o siebie. Wreszcie Sonia odsunęła się nieco i spojrzała na zupełnie nieprzytomną, ciężko dyszącą Ankę z przewrotnym uśmieszkiem. Odkręciła kurek z lodowatą wodą i wyskoczyła zwinnie z kabiny zamykając ją za sobą na zameczek.
-  Ooooo… - rozległ się przeraźliwy wrzask dziewczyny miotającej się w środku. – Wracaj tutaj ty cholerna wiedźmo!
- Co ona jej zrobiła? – zapytałem szeptem Ilonę.
- Ślepy jesteś? – wskazała wzrokiem na rękę Soni w której trzymała kurki od wody. – Ona nie może wyjść, nie ma też czym zakręcić wody. Twoja ciotka jest.. hehe..prawdziwą czarownicą. Chyba chciała po prostu troszkę się zemścić i ostudzić nieco zapały naszej napalonej koleżanki.
……………………………………………………………………………
- Aniu, Aneczko – błagałem oburczaną dziewczynę od samego rana. Od tamtego dnia nie odzywała się ani do mnie, ani do Ilony. – Nie bądź taka. Przecież ci pomogłem i dostałaś nawet więcej niż jednego całuska.
- Otrzymałam też ból gardła i potężny katar – warknęła do mnie nieprzejednana goth’ka.
- Ale to nasi przyjaciele i strasznie się martwię. Tak bardzo się kochali a teraz nie rozmawiają nawet ze sobą. Obaj bardzo cierpię i są uparci jak barany. Zwłaszcza Samuel. Proszę cię chodźmy do niego i chociaż spróbujmy go przekonać – jęczałem jej za uchem.
- Luis, to dorośli faceci. Dadzą sobie radę bez ciebie.
- To chociaż zobaczmy co robią – wlepiłem w nią szczenięce oczka.
- Nie dasz mi spokoju co? Dobra, ale tylko na chwilę. Zerkniesz sobie czy wszystko w porządku i się zmywamy. Jak ten twój facet z tobą wytrzymuje? Wygląda jak sam książę piekieł, ale musi mieć chyba anielską cierpliwość – uściskałem ją i pociągnąłem na dwór. Zapadł już zmierzch. Noc była bardzo ciepła i pogodna jak na tą porę roku. Szliśmy powoli w stronę domu Sama stojącego nieco na uboczu w głębi leśnej głuszy. Tą drogą prawie nikt nigdy nie chodził. Jakie było nasze zdziwienie, jak tym razem co chwila mijaliśmy grupki rozchichotanych przechodniów, podążających w tym samym kierunku co my.
- Co się tu dzieje? Ostrowski urządza jakąś imprezę i nas na nią nie zaprosił? – odezwała się zaintrygowana dziewczyna.
- Wkrótce się dowiemy. To już niedaleko – pod bramą prowadzącą do willi Sama zebrał się spory tłumek ludzi z miasteczka. Wszyscy rozgadani i uśmiechnięci widać było, że na coś czekają.
- Hej, coś będą rozdawać –zaczepiłem starszą panią.
 - Cicho,  zaraz się zacznie. To takie romantyczne. Mój mąż nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego – westchnęła najwidoczniej zachwycona kobieta. Przepchnęliśmy się z Anką do przodu aby lepiej widzieć co się tu będzie działo. Ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu pod bramę zajechał niewielki bus. Wysiadła z niego grupka najprawdziwszych mariachi w sombrerach z instrumentami w rękach stanęli w półkolu. Na czoło kolorowej gromadki wysunął się ku mojemu zaskoczeniu Artur z gitarą w ręku. I zaczął się najprawdziwszy koncert. Nie miałem pojęcia, że Futrzarski potrafi tak świetnie grać. Śpiewał też całkiem nieźle. Zawodzili jedną po drugiej słodkie serenady a zachwycony tłumek klaskał im do rytmu.
- Grają tak już od tygodnia. Ładnie, prawda? – odezwała się do mnie kobiecina. - Ten Ostrowski, to nie ma serca pozwalając tak cierpieć biednemu chłopakowi. Gdyby ktoś do mnie tak pięknie śpiewał oddałabym mu się cała – babcia rozczulona  otarła łezkę z oka. Ten właśnie moment wybrał sobie Sam na wkroczenie do akcji. Brama wejściowa nagle rozwarła się z paskudnym zgrzytem. Mariachi umilkli, a Artur ścisnął w ręku mocniej gitarę.
- Won z mojej posesji, ale już! – krzyknął najwyraźniej rozwścieczony mężczyzna. Po czym złapał za rękę oniemiałego Futrzarskiego i pociągnął go do środka.
- Młody człowieku, tylko nie zrób temu ślicznemu chłopcu krzywdy – odezwała się odważnie kobiecina.
- On należy do mnie i to moja sprawa co z nim zrobię, a wam nic do tego – zatrzasnął bezczelnie furtkę przed nosem szemrającym gapiom. Tłumek powoli zaczął się rozchodzić plotkując ile sił.
- I co ty na to? – zapytała mnie mocno rozbawiona Anka.
- Powiedział ,,należy do mnie” więc chyba nie jest jednak tak źle – odparłem z zadowoleniem. – Dobrze. że tu przyszliśmy. Teraz będę mógł spokojnie zasnąć.
……………………………………………………………………………
Powiedziałem to chyba w złą godzinę bo większość nocy nie przespałem. Zrobiło mi się smutno i dręczyła mnie zwykła ludzka zazdrość. Wszyscy znaleźli sobie kogoś tylko ja byłem sam. Na myśl o tym jak namiętnie dziewczyny całowały się w tej kabinie zrobiło mi się gorąco. A mnie nie ma kto dać nawet najmniejszego buziaczka. Życie nie jest sprawiedliwe. Usiadłem na placyku przed budynkiem Akademii. Dziewczyny już dawno skończyły wykłady i wróciły do domu. Musiałem zostać nieco dłużej i teraz nie miałem czym jechać. Sonia zmusiła Avgara, żeby się mną zajął. Czekałem więc na niego, ale spóźniał się już pół godziny. Skończyły się lekcje i rozgadana fala młodzieży zalała okolicę.
- Luis, co tak tu stoisz taki samotny – zachichotała grupka miejscowych ślicznotek.
-Czekam na podwózkę, ale wygląda na to, że mnie olał – westchnąłem i wzruszyłem ramionami.
- Chyba jednak nie. Widzisz tego przystojniaka tam z boku. Opiera się o takie sportowe cudeńko. Gapi się na ciebie od kilku minut – odparła najwyższa z nich i wskazała ręką w bok. Podążyłem za nią wzrokiem i zobaczyłem Avgara w ciemnych okularach wyglądającego w nich jak sam szef Yakuzy. – Ten pewnie do ciebie, bo nigdy go tu nie widziałyśmy. Powiedz, gdzie ty zrywasz tych wszystkich nadzianych słodziaków?
- To tylko mój kierowca – odparłem nie patrząc jej w oczy.
- Taa.. kierowca..A ja jestem twoją babcią – zakpiła dziewczyna i cała grupka wesoło zarechotała. Pomachałem im i pobiegłem szybko do samochodu zanim jeszcze coś ze mnie wyciągnęły. Usiadłem cichutko na miejscu dla pasażera i zapiąłem pasy. Kompletnie straciłem humor. Nie odzywałem się przez calutką drogę. Widziałem jak demon spogląda na mnie zdziwiony. Spojrzałem w szybę. Robiło się coraz ciemniej. No cóż. To przecież jesień. Jak sobie pomyślałem, że w ten weekend zupełnie nie będę miał co robić, ani otworzyć do kogo buzi to usta same ułożyły się mi w podkówkę. Dziewczyny jechały na jakiś babski zjazd, a ciotka z przyjaciółką do Spa. Zostałem więc samiutki jak ten palec. Kiedy podjechaliśmy pod dom wypełzłem ociągając się z samochodu i burknąłem jakieś pożegnanie. Avgar jednak nie odjechał jak się tego spodziewałem wszedł za mną do przedpokoju i złapał mnie za ramię.
- Lui, strasznie dzisiaj jesteś cichy. Normalnie to buzia ci się nie zamyka. Chory jesteś? – zapytał gładząc mnie po policzku i zaglądając mi w oczy.
- Mam doła – odtrąciłem jego dłoń i westchnąłem. – Wszyscy kogoś mają, a ja nawet nie mam się do kogo przytulić – wyszeptałem żałośnie.
- Skrzacie, nie przeginaj, bo może to się dla ciebie źle skończyć – mężczyzna objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Więc dostanę całuska? – spojrzałem na niego z nadzieją. – Ale takiego prawdziwego z języczkiem – bez wahania przytuliłem się do jego szerokiej piersi. – To twoja wina. Od tamtego czasu, no wiesz – zarumieniłem się po same uszy – śnisz mi się każdej nocy z tym cholernym piórkiem w ręku. Potem przez większość dnia mam erekcję i biedny Wacuś chyba się od tego wreszcie pochoruje – wypaliłem znienacka i zamilkłem ogromnie zmieszany. Demon zsunął swoje dłonie na moją pupę i zacisnął na niej mocno palce. Podniósł mnie do góry i owinął sobie moje nogi dookoła swojej talii. Przycisnął mnie do drzwi i spadł na moje usta jak jastrząb. Wdarł się w nie brutalnie zanurzając się w gorące wnętrze.
- Lui, oszaleję przez ciebie – usłyszałem ochrypły głos Avgara. Objąłem go za szyję by być jeszcze bliżej. Całował mnie, lizał i gryzł splatając nasze języki w szalonym tańcu namiętności. Drżałem i wiłem się w jego ramionach jęcząc z zachwytu.
-Kochaj się ze mną – niespodziewanie wyrwało się z moich nabrzmiałych ust.
- Dzieciaku, jeszcze niedawno uciekłeś przede mną i kazałeś mi się skurczyć – zachichotał mi do ucha gryząc jego płatek.
- Weź mnie natychmiast – otarłem się o niego lubieżnie. Jeśli tego nie zrobi, jeśli mnie teraz odtrąci rozbeczę się tutaj jak przedszkolak. Musiał coś wyczytać z moich załzawionych oczu, bo skinął powoli głową.
- Posłuchaj kruszyno, jesteś tego pewien? Może jednak zachowaj swoje dziewictwo dla kogoś kto będzie ciebie wart, kto cię uszczęśliwi.
- Ale przecież to ciebie kocham – wyszeptałem cichutko oddychając coraz szybciej. Moje ciało rozpalało się coraz mocniej pod wpływem jego pieszczot. Rytmicznie masował moje pośladki nie zapominając zahaczyć o zaciśniętą dziurkę. Mimo, że dzieliło nas kilka warstw ubrań drżałem, a moja skóra płonęła.
- Lui, spokojnie. Nie możemy tego tutaj zrobić. Jak nas złapie Sonia zginę w strasznych mękach. Pójdziemy do mnie. Zadzwoń do niej i wciśnij jej jakąś historyjkę. Jesteś w tym dobry.
- Nnie wiem czy dam rady. Sstrasznie trzęsą mi się ręce – wyjąkałem zarumieniony wiedząc, że wygrałem i już dzisiaj będę należał do niego.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 22



Patrzyłem na Avgara ogromnie zmieszany. Moje ciało żyło własnym życiem i nie chciało poddać się woli. Rozum powędrował w jedną stronę, a pobudzone afrodyzjakiem zmysły w drugą. Pod pożądliwym spojrzeniem mężczyzny zapłonąłem jeszcze mocniej. Wiedziałem, że sam sobie nie poradzę. Nie miałem innego wyjścia jak mu zaufać. Zrobiło mi się jednak smutno. To był mój pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy ktoś będzie mnie oglądał w tak intymnej sytuacji. Zawsze marzyłem o księciu na białym koniu, który porwie mnie do swojego pałacu. Potem w romantycznej, pełnej miłości atmosferze złączymy nasze ciała i dusze. Nie myślcie, że nie zdaję sobie sprawy jakie to dziecinne. Tymczasem na łóżku siedzi napalony demon i zerka łakomie, jakby chciał mnie pożreć kawałek po kawałku. I jak tu się nie rozryczeć? Zderzenie moich wizji z rzeczywistością było zbyt brutalne. Obróciłem głowę w drugą stronę, aby Avgar nie mógł dostrzec mojej miny. Niestety łzy same zaczęły płynąć mi po twarzy. Nie potrafiłem ich powstrzymać.
- Lui, nie płacz. Nie jestem, aż takim potworem, aby wykorzystać taką sytuację. Pomogę ci jeśli mi na to pozwolisz – odezwał się niespodziewanie mężczyzna.
- Wiem, jestem taki głupi. Zrób co uważasz za stosowne, bo dłużej już tego nie wytrzymam – stwierdziłem drżącym z emocji głosem. Demon pochylił się nade mną i ostrożnie zdjął resztę mojej garderoby. Po czym nakrył mnie miękkim, jedwabnym prześcieradłem. Położył się obok mnie na łóżku i uśmiechnął się przewrotnie chowając coś za plecami.
- Co tam masz? -  zapytałem zaniepokojony.
- To nic takiego. Można powiedzieć, że mała pomoc naukowa – wyciągnął rękę z dużym, puszystym strusim piórem.
- E… Po co ci to? – spojrzałem podejrzliwie.
- Zaraz zobaczysz. To Puszek i dzisiejszej nocy będzie twoim najlepszym przyjacielem – wyszczerzył kły Avgar i delikatnie połaskotał mnie po szyi. Doznanie było tak intensywne, że omal nie lewitowałem z posłania.
- Widzisz Lui. Jesteś bardzo ponętny i reagujesz tak wspaniale, że tej nocy zobaczę z pewnością jeden z najlepszych spektakli w moim życiu – mężczyzna oblizał pełne wargi i rozpoczął rozkoszną torturę. Najpierw gładził moje barki i obojczyki. Powoli zjechał niżej, niby przypadkiem zahaczając o sutki. Zacisnąłem dłonie na prześcieradle starając się nad sobą choć odrobinę zapanować.
- Nie zgrywaj napastowanej  dziewicy malutki. Och, zapomniałem, że ty przecież nią jesteś. Rozluźnij się i daj się ponieść zmysłom – zachichotał demon. Jego dłoń zjeżdżała coraz niżej zataczając kręgi i wzbudzając w moich żyłach prawdziwą pożogę. Kiedy jednak dotarła w okolice podbrzusza krzyknąłem i zacisnąłem mocno uda.
- Nie rób tego. Rozsuń nóżki i pozwól się trochę popieścić. Jak przestaniesz histeryzować zobaczysz, że to bardzo przyjemne – Zawstydziłem się swoich dziecinnych reakcji i zrobiłem o co prosił. – Trochę szerzej skarbie. Nie masz powodu do zażenowania, jesteś niesamowicie piękny. - Kiedy puszysta kitka zawędrowała między moje uda zacząłem bezwstydnie jęczeć. Patrzyłem wprost w szkarłatne źrenice i widziałem w nich coraz większy zachwyt. Migotała w nich także czułość i ogromy głód. Tern drań wiedział jak mnie doprowadzić do szaleństwa. Kręcił niewielkie kółeczka na moich nabrzmiałych jądrach i gładził stojącego na baczność sączącego penisa. Wiłem się i dyszałem pod tą słodką torturą, zatracając się w niej zupełnie. Jak przez mgłę słyszałem swoje pełne namiętności okrzyki. Teraz było mi już wszystko jedno co o mnie pomyśli. Świat skurczył się do jego dłoni, dzierżącej strusie pióro i muskającej w delikatnej pieszczocie mojego członka. Byłem jak pijany. Pijany rozkoszą. Zacząłem dygotać. Całe ciepło skumulowało się w jednym punkcie, aż wreszcie wybuchłem jak wulkan, doznając tak silnego orgazmu, że na chwilę straciłem świadomość.
 To była bardzo długa noc, pełna upojnych doznań. Budziłem się wiele razy twardy i drżący, by pogrążać się w kolejnej ekstazie wciąż od nowa i od nowa. Demon dotrzymał słowa. Nie dotknął mnie nawet jednym palcem. Zupełnie skupił się na moich doznaniach jakby całkowicie zapominając o sobie. Nie miałem pojęcia, że potrafi być tak opiekuńczy i troskliwy. Nigdy nie był typem serdecznej i miłej osoby. Ten egoistyczny i porywczy mężczyzna zrobił dla mnie coś niepojętego. Zajął się mną jak najczulszy kochanek sam pozostając niezaspokojony. Nikt nigdy się tak dla mnie nie poświęcił. I jak tu go nie kochać? No jak? Kiedy obudziłem się w ramionach Avgara słońce było już ponownie na zachodzie. Zawstydzony stwierdziłem, że leżę nagi w jego objęciach, gdy tymczasem on jest całkowicie ubrany. Wstałem ostrożnie, aby go nie obudzić i na palcach podreptałem do łazienki. Czułem się strasznie słaby. Jakbym poprzedniego dnia przepracował cały dzień w kamieniołomach. Wszedłem pod prysznic i spojrzałem w dół, na przyczynę moich wczorajszych kłopotów. – Eh ty – odezwałem się patrząc oskarżycielsko na swojego penisa. – Musiałeś wczoraj tak szaleć? Jak ja teraz spojrzę mu w oczy? Przez calutką noc zachowywałem się przez ciebie jak tania dziwka. – Poczułem na plecach powiew chłodnego powietrza. Odwróciłem się gwałtownie, o mało się nie przewracając na śliskim mydle. Napotkałem dwie szkarłatne źrenice wpatrujące się pożądliwie w mój goły tyłek. Ten drań uśmiechał się od ucha do ucha. Widać mu humorek od rana dopisywał.
- Z czego tak rżysz? – prychnąłem usiłując dłonią zasłonić co nieco.
- Wiesz Lui, nigdy nie widziałem jak ktoś rozmawia ze swoim członkiem. Ta umoralniająca gadka była zabawna, ale chyba nie wziął sobie jej do serca. Hi hi.. – podążyłem za jego wzrokiem i stwierdziłem z zażenowaniem, że miał rację.
- Ty podły zdrajco! – krzyknąłem do mojego małego przyjaciela, który radośnie, coraz wyżej podnosił swoją główkę. – I pomyśleć, że przełajdaczyłeś się całą noc! – pogroziłem swojemu penisowi, zupełnie zapominając o obecności demona.
- Luis, haha.. jesteś jedyny w swoim rodzaju – Avgar siadł na mokrych kafelkach łazienki i zwyczajnie porykiwał ze śmiechu trzymając się za brzuch. Speszony pisnąłem jak baba i zatrzasnąłem drzwi od kabiny prysznicowej. Zaczerwieniłem się od stóp do głów.
- Chyba trochę za późno na dziewicze rumieńce, nie sądzisz? Hihi..Nie bądź skąpiradłem i daj popatrzeć! Widziałem już prawie wszystko – zawołał za mną rozbawiony mężczyzna.
- Prawie robi wielką różnicę. I nadal, jakbyś zapomniał, jestem prawiczkiem – krzyknąłem oburzony jego bezczelnością.
…………………………………………………………………………
Wróciłem do domu późnym popołudniem.  Starałem się przeskradać cicho do mojego pokoju, ale niestety zostałem przyłapany przez wracającą z zakupów Ankę. Dźwigała wielkie torby pełne wystających pakunków.
- Luis jak dobrze, że cię widzę. Sonia mówiła, że byłeś trochę chory. Wyglądasz co prawda na wykończonego, ale chyba nic ci nie dolega – stwierdziła dziewczyna przyglądając mi się uważnie.
- E… To nic takiego. Miałem ciężką noc, ale teraz wszystko jest w porządku – odpowiedziałem ze spuszczoną głową rumieniąc się nieznacznie. Na szczęście zaaferowana czymś Anka nie zauważyła mojego zmieszania.
- Mam do ciebie nietypową prośbę. Chodź do mojego pokoju – pociągnęła mnie za rękę w kierunku swojej sypialni.
- Jeśli chodzi o seks to nic z tego – zażartowałem – mój mały przyjaciel ma karę.
- Nazywasz swojego penisa ,,małym przyjacielem”? Jesteś jeszcze bardziej sfiksowany ode mnie – stwierdziła rozbawiona, a kąciki jej ust zaczęły nieznacznie drgać. – A co narozrabiał? – rzuciła z błyskiem ciekawości w oczach.
-  Wiesz, myślę, że miałem przyjść na świat jako papuga i tam na górze ktoś coś pokręcił –stwierdziłem kręcąc głową nad swoją głupotą. Włożyłem sobie rękę do ust chcąc zapobiec dalszej bezmyślnej paplaninie. Jak jeszcze z czymś się wygadam Anka nie da mi spokoju.
- Nie bój się, nie rzucę się na ciebie, aż tak zdesperowana nie jestem. Chcę, abyś mi w czymś pomógł – wysypała na podłogę wszystkie swoje zakupy. Zaczęła wyciągać i układać na łóżku całą stertę nowych ciuchów.
- Wybierasz się gdzieś? Jakaś czadowa imprezka? – zapytałem.
- Mam jeszcze to – rozłożyła przede mną kilka kompletów koronkowej bielizny w różnych kolorach.
 - Ale co ja mam do tego? Nie za bardzo znam się na modzie. A na tym – wziąłem do ręki błękitny biustonosz – to już kompletnie nie.
- Nie musisz. Ty mi tylko powiedz co włożyć, by uwieść Sonię. Znasz ją najlepiej.
- Oszalałaś zupełnie. Nie mam zamiaru pomagać ci w deprawacji własnej rodziny – naburmuszyłem się patrząc na nią spode łba.
- Jak mi nie pomożesz, to dowiem się co robiłeś dzisiaj w nocy i rozpowiem wszystkim, którzy będą chcieli posłuchać – dziewczyna spojrzała na mnie groźnie i tupnęła niecierpliwie nogą.
- Ale z ciebie jędza. No dobra szantażystko, pokaż co tam masz – zacząłem grzebać w łaszkach. - Wkładaj – rzuciłem w nią króciutką dżinsową spódniczką i obcisłą ciemnoniebieską bluzeczką z niewielkim  dekoltem. – A to na dokładkę – włożyłem jej do ręki jedwabne, granatowe stringi. Pobiegła do łazienki i po chwili wyszła przebrana w nowy strój. Wyglądała w nim bardzo ładnie, ale to było nie to co chciałem osiągnąć.
- Eh, kobiety. Co ty zrobiłaś z tą spódnicą? Nie widziałaś, jak powinno się to nosić – pociągnąłem w dół szmatkę, aż zawisła nisko na biodrach odsłaniając nieco majteczki. – A to co znowu? -  sięgnąłem do zapięcia jej biustonosza. Ściągaj to natychmiast. Jak myślisz, dlaczego dałem ci do ubrania właśnie tą bluzkę?
- Ale Luis, ja nigdy nie chodziłam bez stanika. To krępujące – wymamrotała niepewnym głosem Anka. – I co ja powiem dziewczynom, że tak nagle zmieniłam przyzwyczajenia?
- Aleś ty marudna i staroświecka. Jeszcze mi podziękujesz. A jak będą się dopytywać to powiedz, że cię szeleczki obtarły i tyle. Idę się też przebrać. Zawołajcie mnie na kolację – pośpiesznie wyszedłem z pokoju zanim ta harpia jeszcze coś wymyśli.

sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 21


Szalonych przygód Luisa ciąg dalszy. Wiecie, że każdy lek ma jakieś skutki uboczne. Ten rozdział właśnie na ten temat.

Siedziałem w dzbanie starając skurczyć się najbardziej jak potrafiłem. Modliłem się do wszystkich znanych mi bogów, aby nie przyszło im do głowy tutaj mnie szukać. Nie zrobię z siebie widowiska. Sonia śmiała by się potem ze mnie całymi tygodniami. Było mi duszno i niewygodnie. Moje biedne nogi całkiem zdrętwiały i zaczęły mi po nich pełzać tzw. mrówki. Kręciłem się więc niespokojnie nie mogąc się ułożyć.
- Co to takiego? Coś jakby chrobot i szuranie? – usłyszałem głos ciotki. – Masz w domu myszy? To obrzydliwe!
- Co ty wymyślasz głupia kobieto? Skąd by się wzięły w dzbanie? – prychnął na nią Avgar.
- W takim razie rozwalmy go i zobaczymy co się kryje w środku – stwierdziła Sonia.
- Oszalałaś?! To unikalny zabytek! W dodatku prezent od mojej przyjaciółki Kleopatry – krzyknął demon, po czym doszły do mnie odgłosy szamotaniny. – Co robisz przeklęta wiedźmo?!
- Nie bądź taki drobiazgowy. Wygląda na to, że masz w domu intruza. Ciekawe kto to może być? – rozległ się huk, trzask pękającej porcelany, a potem moja wspaniała kryjówka rozleciała się na kawałeczki. Pisnąłem przestraszony i schowałem się za szerokimi plecami Avgara zanim zdążyła rzucić na mnie okiem. Uczepiłem się kurczowo jego koszuli, aby nie mógł mnie stamtąd wyciągnąć.
- No proszę i oto mamy naszą zgubę – odezwała się z zadowoleniem ciotka. – Pokaż się Luis, muszę zobaczyć co się stało.
- Nic. Możesz już sobie iść – wymamrotałem niewyraźnie przywierając jeszcze mocniej do demona.
- Nie bądź głuptasem. Sonia pomoże ci pozbyć się problemu, ale musisz z nami współpracować. Choć raz zachowaj się jak dorosły. - Po takiej przemowie nie pozostało mi nic innego jak wyjść z ukrycia. Nieśmiało wychyliłem najpierw głowę, a potem całą resztę. Dziewczyna na mój widok dosłownie osłupiała. Otwierała i zamykała usta zupełnie jak pozbawiona wody ryba.
- Oooo… Jeny… Czułki i ogon? Co wyście tu do cholery wyprawiali?! – wrzasnęła jak tylko odzyskała głos.
- My? No nie żartuj sobie! To ten durny bachor wsadził łapy do mojej szafki z żelami! – oburzył się mężczyzna.
- Penie, że wy! Jakbyś był odrobiną mądrzejszy od niego, to byś nie zostawiał niezamkniętej witrynki z takimi niebezpiecznymi substancjami – odparła dziewczyna patrząc z dezaprobatą na demona.
- O kobieca przewrotności! Przecież ja mieszkam sam, po co więc miałem ją zamykać? – kłótnia rozpoczęła się na dobre. Zarzuty i złośliwe uwagi latały tam i z powrotem. Zupełnie zapomnieli o mnie i moim problemie. Przez chwilę słuchałem tego w milczeniu wreszcie nie wytrzymałem i wybuchnąłem.
- Hej! To ja Luis, czy to nie mnie mieliście czasem pomóc? – ryknąłem, starając się przekrzyczeć ich oboje. Byłem ogromnie zdenerwowany sytuacją w jaką się wpakowałem. Co będzie jak zostanę już taki na zawsze? Jakby chcąc wyrazić moją frustrację latarenki na czułkach zaczęły świecić coraz jaśniej, a puszysty ogonek miotał się nerwowo na boki. Chyba coś do nich jednak dotarło bo umilkli jednocześnie. Dziewczyna podeszła do mnie i zaczęła dokładnie oglądać moje dodatkowe członki. Po chwili westchnęła ciężko i zwróciła się do Avgara.
- Próbowałeś już czegoś? To jakaś dziwna mutacja!
- Nie chciałem bez ciebie. Mam tu pewien środek, ale nie wiem czy zadziała – mężczyzna wziął do ręki tubkę z jakąś dziwną substancją. Zaczęła się fachowa dyskusja. Padały dziwne nazwy i słowa, które nic mi nie mówiły. Kiedy oni zajęci byli rozmową drzwi się otworzyły i do środka wtargnęli Sam z Arturem uzbrojeni jak filmowi gangsterzy. Omietli wzrokiem pokój i zamienili się w słupy soli zupełnie, jak w pierwszej chwili ciotka. Widziałem zaniepokojenie i troskę malującą się na twarzy Ostrowskiego oraz coraz szerszy uśmiech jego towarzysza.
- Skąd wiecie, że ja tu jestem? – zapytałem chcąc przerwać niezręczną ciszę. – Po co wam całe to żelastwo?
- Wiesz, myśleliśmy, że zastaniemy tu trupy i zgliszcza. Wpadł do nas przerażony Daniel krzycząc coś o potworze z piekieł ciskającym ogniem, który uprowadził Luisa. Przybiegliśmy więc na ratunek – odparł Sam przyglądając mi się z coraz większą fascynacją.
- Jesteś prześliczny! –  oczarowany Artur i z szybkością błyskawicy rzucił się do przodu. Złapał za mój biedny ogonek, zaczął go gładzić i ściskać mrucząc z zachwytu. Nie zdążył powiedzieć niczego więcej, bo dwaj wściekli mężczyźni skoczyli na niego, obalając go z impetem na ziemię.
- Zostaw mnie, tego zboczeńca! – odezwał się wściekły Ostrowski do Avgara. Jednym szarpnięciem podniósł z podłogi nieco oszołomionego tym atakiem Artura. Cisnął go na najbliższą sofę, złapał za włosy i szarpnął wyrywając mu cały pęk.
- Ała… - jęknął mężczyzna.
- Ty kudłata pokrako – wrzasnął  Sam – trochę futerka i zupełnie zapominasz o moim istnieniu. Jeszcze wczoraj skomliłeś jak to mnie bardzo kochasz, byle się tylko dostać do mojego łóżka, a dzisiaj proszę, od razu znalazłeś sobie zastępstwo. Jedno machnięcie puszystą kitką i już po tobie. Od dzisiaj się do mnie nie zbliżaj. Nie chcę mieć więcej do czynienia z takim niewiernym napaleńcem – fuknął mocno urażony i wyszedł z pokoju dumnym krokiem. Artur przez chwilę stał w milczeniu, jakby nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał. Po czym odwrócił się na pięcie i pognał za obrażonym kochankiem.
- Chyba mamy ich z głowy? – odezwał się Avgar.
- No i dobrze. Bierzmy się do roboty – Sonia wzięła od niego pojemnik z mazidłem i zaczęła delikatnie nakładać mi na ogonek i czułki. – Nie ruszaj się przez chwilę. Najlepiej połóż się na brzuchu – wskazała stojącą w kącie kanapę. Spełniłem jej polecenie. Po chwili poczułem dziwne ciepło rozchodzące się wzdłuż mojego kręgosłupa. Cała skóra zaczęła mnie piec i mrowić. Kwadrans potem czułem się już całkiem nieźle.
- Mogę wstać? – zwróciłem się do ciotki. – Chyba zniknęły? – pomacałem się najpierw po głowie, a potem po pupie. Skoczyłem na równe nogi i podbiegłem do lustra. – Hurra! – krzyknąłem z rozpierającej mnie radości i podskoczyłem do góry.
- W takim razie ja już pójdę. Zostawiłam w sklepie dziewczyny i nie wiadomo co tam podczas mojej nieobecności narozrabiały. Ty zostań tutaj do rana. Gdyby działo się coś niepokojącego, to Avgar mnie zawiadomi. Miałeś tym razem ogromne szczęście dzieciaku – stwierdziła pobłażliwie  Sonia i pomaszerowała do drzwi. Widziałem w lustrzanej tafli jak demon stanął za mną uśmiechając się do mnie z ulgą.
- Szkoda tylko tego ślicznego ogonka – westchnął z udawanym smutkiem, wykrzywił się do mnie kpiąco i klepnął w tyłek lekko zaciskając na nim palce.
- Aaaa… - pisnąłem przeraźliwie, bo miałem wrażenie, że moje ciało stanęło w płomieniach. Zdradliwie ciepełko rozeszło się we wszystkich kierunkach stawiając natychmiast na baczność to i owo. Przerażony stwierdziłem, że mój penis powiększył swoją objętość i stał się twardy jak kamień w ciągu kilku sekund. Sutki nabrzmiały i były tak wrażliwe, że nawet ocierająca się o nie podczas oddychania koszulka posyłała do mojego mózgu dreszcze rozkoszy. A wszystko to od jednego dotyku mężczyzny.
- Coś ty mi do cholery zrobił ?!  - wrzasnąłem wściekle na nic nie rozumiejącego demona. Patrzył na mnie  zdziwiony i mocno zaniepokojony moim zachowaniem.
- Luis co się dzieje? Boli cię coś? – złapał mnie za ramię, a ja ponownie krzyknąłem i szarpnąłem się w bok. Erekcja stała się tak duża, że każdy ruch zaczął powodować cierpienie. – Wyduś coś z siebie!
- Eee.. Muszę do łazienki – wyjąkałem cały czerwony na twarzy.
- Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie powiesz o co chodzi. Widzę, że coś poszło nie tak.
- Poradzę sobie sam. Tylko mnie tam zaprowadź – mimowolnie jęknąłem i zobaczyłem w lustrze, że mój problem robi się dostrzegalny gołym okiem. Miałem na sobie obcisły podkoszulek i dość ciasne jeansy. Sterczące sutki i wypukłość w spodniach były widoczne jak na dłoni. Zobaczyłem jak Avgar podąża za moim wzrokiem i szeroko otwiera oczy ze zdumienia. Spurpurowiałem o ile to możliwe jeszcze bardziej. Na twarzy stojącego za mną mężczyzny wykwitł koci uśmieszek, a szkarłatne źrenice zabłysły pożądliwie.
- No cóż, masz chyba nieoczekiwane skutki uboczne, ale temu można chyba łatwo zaradzić – wziął mnie na ręce i poniósł w niewiadomym kierunku. Nie miałem nawet siły protestować. Opanowała mnie jakaś dziwna niemoc, a całe drżące ciało było napięte ja struna. – Ooo… To musiał być jakiś cholerny afrodyzjak!  Ahh… Nie mam aż takiego temperamentu! – pojękiwałem cicho przy najmniejszym wstrząsie. Pokój do którego zdążaliśmy okazał się sypialnią demona. Położył mnie ostrożnie na wielkim łożu z baldachimem nakrytym jedwabną, czarną pościelą.
- Muszę ściągnąć z ciebie te ciuchy. Wzmagają tylko doznania i powodują cierpienie – mężczyzna zaczął  powoli rozpinać moją koszulę.
- Oszalałeś?! Nie będę przed tobą paradował na golasa! – zaprotestowałem z trudem, mając ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- Jak jesteś taki mądry, to zrób to sam – odparł złośliwie demon i usiadł ze skrzyżowanymi ramionami obok mnie na łóżku. Zacząłem nieporadnie gmerać przy guzikach, ale oczywiście niczego nie udało mi się dokonać. Widząc, że kompletnie sobie nie radzę  mężczyzna wyciągnął w moim kierunku ręce.
- Niee.. - pisnąłem ogromnie zażenowany zaistniałą sytuacją.
- Lui, uspokój się. Wyobraź sobie, że jestem medykiem – Avgar przemawiał do mnie łagodnie jak do chorego zwierzątka. Nigdy go takim nie widziałem. Delikatnie manewrując ściągnął ze mnie koszulę. Spojrzał łakomym wzrokiem na moje sutki i westchnął głęboko.
- To z pewnością zemsta jakiegoś złośliwego boga – jęknął z rezygnacją. – Zesłał cię na ziemię, by mnie torturować – oblizał usta i kontynuował rozbieranie. Z ogromnym niepokojem obserwowałem jego wyczyny. Tymczasem moje ciało rozpalało się coraz mocniej. Co chwila wstrzymywałem oddech starając się głośno nie jęczeć. Widziałem, że demon jest coraz bardziej podniecony i z ogromnym wysiłkiem stara się nad sobą zapanować. Kiedy jednak dotarł do guzika od spodni pisnąłem przestraszony.
- Co znowu? – warknął niecierpliwie.
- Wiesz ja nigdy… Mnie nigdy nikt nie oglądał nagiego… Ja… - wyjąkałem się drżącym głosem.

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 20


Luis, jak to Luis chyba nie liczyliście, że się zmienił z powodu nieszczęśliwej miłości. Jak zwykle znowu ma kłopoty i wciąga w nie wszystkich dookoła. Ma dwa nowe, poważne problemy – zresztą sami zobaczycie.

Rozdział 20
Stojący tyłem do rozwścieczonego demona Daniel był kompletnie nieświadomy niebezpieczeństwa. Tymczasem mnie dosłownie sparaliżowało ze strachu. Nie bałem się tak bardzo o siebie, jak o nowopoznanego przyjaciela. Kiedy Avgar z głośnym łopotem czarnych skrzydeł ruszył do szturmu, pchnąłem zdezorientowanego pisarza na pień drzewa, zasłaniając go własnym ciałem. Teraz był chroniony z dwóch stron.
- Co się stało? – jęknął Daniel rozmasowując sobie plecy i wyglądając ciekawie zza mojego ramienia. Kiedy jednak zobaczył kto nas zaatakował wytrzeszczył ze zdumienia oczy. – Rany boskie , co to takiego?! Kręcą tu film czy co?! – nie mógł oderwać zafascynowanego wzroku od szykującego się do ponownego ataku Avgara.
- Jaki film idioto?! On zaraz nas przerobi na karmę dla psów! – wrzasnąłem na niego zirytowany wyrazem jego twarzy.
- Tylko jego, ciebie najpierw spiorę, a potem zrobię ci coś zupełnie innego – odparł chłodno demon wbijając w nas szkarłatne spojrzenie. – Bądź grzecznym chłopcem i odsuń się na bok.
- Nie pozwolę ci go skrzywdzić. To mój znajomy i jestem za niego odpowiedzialny – krzyknąłem odważnie, jednocześnie czując, że moja dusza właśnie oddaliła się gdzieś w okolice pięt. – Uciekaj Danielu – szepnąłem cicho – ja go czymś zajmę.
- Mowy nie ma – oburzył się mężczyzna pusząc się jak typowy macho. – Mam cię tu zostawić na pastwę tego czegoś – wskazał na krzywiącego się kpiąco do niego Avgara. Wolę zginąć – powiedział nieco zbyt dramatycznie, wczuwając się w rolę.
- O bohater! Najlepiej smakuje świeżo upieczony! – demon śmiejąc się ironicznie, posłał w jego stronę ponad moim barkiem ognistą kulę. Słysząc wizg lecącego pocisku padłem na trawę pociągając za sobą struchlałego pisarza. Przytuliłem się do wystających z ziemi korzeni dębu i z głębi mojej zatrwożonej duszy zacząłem prosić o pomoc. Modliłem się cicho dokładnie nie wiedząc do kogo. Błagałem wszystko co żyje szybką interwencję. Nie wiem ile to trwało. Może minutę, a może całe godziny. W takich chwilach czas jest pojęciem względnym. Usłyszałem najpierw cichutki szmer, coś jakby szelest liści, który z każdą chwilą zaczął przybierać na sile. Powoli zacząłem rozróżniać poszczególne słowa.
- Nie bój się Lui, nie damy cię skrzywdzić. Tak już niewielu pozostało z twojej rasy – poczułem jak sękate gałęzie podnoszą mnie  i stawiają do pionu.
- Danielu sprowadź  pomoc, bo zginiemy tu obydwaj – krzyknąłem do leżącego na ziemi mężczyzny. Tym razem posłusznie się podniósł i rzucił do ucieczki. W ciągu kilku sekund zniknął między drzewami. Demon widząc to ryknął wściekle i wyciągnął rękę w jego stronę z zamiarem rzucenia następnego pocisku, ale niespodziewanie poślizgnął się i upadł do tyłu. Z ziemi natychmiast zaczęły wyrastać pnącza, próbowały go schwytać i uwięzić. Avgar jednak bronił się skutecznie paląc wszystko dookoła. Rozgniewany mężczyzna widząc, że natura zaczyna działać przeciwko niemu zwinnie skoczył do przodu, chwycił w talii niczego nie spodziewającego się Luisa i teleportował się w obłoku dymu.
………………………………………………………………………………
Z wielkim hukiem wylądowaliśmy w gabinecie demona w jego podziemnym zamku. Nie czekając aż mi coś zrobi postanowiłem zaatakować go pierwszy. Skoczyłem na niego z dzikim okrzykiem, z zębami i pazurami. Widząc moją determinację zacisnął wokół mnie silne ramiona, podniósł mnie do góry i usiadł ze mną na pobliskiej kanapie. Posadził mnie sobie na kolanach i głośno westchnął. Najwyraźniej złość zaczęła mu przechodzić. Wykręciłem się i kopnąłem go z całej siły w kostkę. Prychnął tylko z pogardą i rozpostarł swoje aksamitne skrzydła. Otulił mnie nimi szczelnie jak jedwabnym kokonem. Nie mogłem kiwnąć nawet palcem.
- Puść mnie piekielna kreaturo! – krzyknąłem mu złośliwie do ucha, aż się wzdrygnął. – Po co mnie tu przytargałeś?
- Chyba nie muszę ci wyjaśniać takiej oczywistej rzeczy, łobuzie? – zacisnął obie dłonie na moich pośladkach.
- Masz swojego Legolasa , to sobie go przeleć – fuknąłem na niego oburzony jego przewrotnością.
- A może ja wolę twoją zgrabną dupcię? Jesteś jeszcze prawiczkiem Lui? – zapytał kpiąco, a ja cały poczerwieniałem na twarzy na taką bezczelność.
- Co cię to obchodzi zdradliwy paskudzie? Brakło chętnych tyłków w okolicy? Mojego i tak nie dostaniesz! – warknąłem rozjuszony, usiłując ugryźć go w ucho.
- Jesteś tego pewien mały drapieżniku? – zaczął umiejętnie masować moją pupę , wyrywając mi już po kilku sekundach, ku mojemu ogromnemu zawstydzeniu, jęk przyjemności z ust. – No widzisz, jeszcze trochę i sam rozłożysz przede mną nóżki.
- Chciałbyś draniu – zacząłem kręcić się próbując się uwolnić.
- Zawsze dostaję, to czego chcę, skarbie – stwierdził bezwstydnie Avgar  jednocześnie podnosząc mnie do góry i opuszczając. Zrobił tak kilkakrotnie ocierając mnie o swój twardy tors. Mój penis zareagował natychmiast nabrzmiewając i unosząc ciekawską główkę. - Cholera – wykrzyknąłem w myślach. - Jak on to zauważy to już po mnie. - Mięśnie mężczyzny były napięte i lekko drżały. Poszukał ustami moich warg i siłą wdarł się do środka. Zaczął delikatnie pieścić mój język i podniebienie swoim. Nie potrafiąc się powstrzymać przywarłem do niego jak druga skóra.
- Mhmm..- zamruczałem z przyjemności i ulegle poddałem się rozkosznym pocałunkom. Wszystkie zamierzenia i plany wzięły w łeb. Nic nie mogło się porównać z tym co teraz przeżywałem. Dostałem się do przysłowiowego raju i nie miałem zamiaru z niego zrezygnować za żadne skarby. To, że jeszcze niedawno chcieliśmy się pozabijać ulotniło się z mojego zamroczonego mózgu jak poranna mgła. Czarne futerko jednego ze skrzydeł łaskotało mnie w policzek. Nawet nie wiem kiedy duże dłonie demona zawędrowały pod moją bieliznę powoli skradając się do ciasnej szparki. Coś dużego zaczęło uwierać mnie w brzuch. Sięgnąłem tam ręką i natrafiłem na gorący, nabrzmiały członek Avgara. Odpiąłem ostrożnie spodnie mężczyzny i wyciągnąłem na wierzch interesujący mnie organ.
- O kurwa – wyrwało się z moich ust na widok ogromnego, posiniałego od napływającej do niego gwałtownie krwi narządu. – Nie ma mowy, aby coś takiego zmieściło się we mnie – zacząłem przestraszony nie na żarty wycofywać się do tyłu.
- Zaufaj mi Lui. Wszystko będzie w porządku – wyszeptał gorąco Avgar wprost do mojego ucha.
- Zapomnij – zeskoczyłem zwinie z jego kolan. – Nasze ciała zupełnie do siebie nie pasują.
- Jesteś niemożliwy – zrezygnowany mężczyzna posykując zapiął spodnie. – Twoja dziurka bez wątpienia potrafi się rozciągnąć do tych rozmiarów – jęknął z bólu siadając ponownie na kanapie.
- Chyba kpisz? Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj. A może mógłbyś go trochę skurczyć? – zapytałem zaciekawiony, nie mając pojęcia o fizjologii demonów.
- Ja się zabiję. Skąd się biorą takie dziwne stworzenia jak ty? – wymamrotał  Avgar  z udręczonym wyrazem twarzy. W tym momencie na szczęście zadzwonił telefon ratując mnie z opresji. Mężczyzna odebrał go i natychmiast spoważniał.
- Lui, zaraz wrócę. Poczekaj tu na mnie spokojnie i niczego nie dotykaj – wyszedł pośpiesznie z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz.
………………………………………………………………………………
Początkowo byłem naprawdę grzeczny. Siedziałem spokojnie na kanapie i usiłowałem odczytać tytuły ksiąg poustawianych na ciężkich półkach. Szybko jednak ta zabawa mi się znudziła. Wierciłem i kręciłem się niespokojnie przez długi czas, a gospodarz nadal nie wracał. Naprzeciwko mnie stała niewielka przeszklona szafka pełna kolorowych słoiczków i fiolek. Zerknąłem na nią raz i drugi, bo jak magnes przyciągała mój wzrok. – Co takiego może być w tych pojemniczkach? Może jakieś żele lub kremy? – wyobraźnia zaczęła pracować na całego. Zobaczyłem w myślach nagiego Legolasa masowanego jednym z tych żeli przez podnieconego demona. – Ciekawe jak pachną? Chyba nic się nie stanie jak powącham kilka? – podniosłem się i ruszyłem w stronę szafki. Nie była zamknięta. Zacząłem po kolei wyciągać słoiczki, otwierać je i wklepywać na próbę w różne części ciała. Miały wspaniałe aromaty. Po kilku minutach cały pokój zdawał się być wiosenną łąką. Co prawda odczuwałem dziwne pieczenie i mrowienie w niektórych miejscach, ale złożyłem to na karb niezwykłych właściwości kremów. Byłem tak zaaferowany swoim odkryciem, że nawet nie zauważyłem ja wrócił Avgar.
- Na wszystkie ognie piekielne! – usłyszałem okrzyk demona i odwróciłem się do niego. Stał oniemiały w progu pokoju z otwartymi ze zdumienia ustami. Zamrugał kilkakrotnie oczami jakby chciał pozbyć się jakiś halucynacji.
- Luis, co ty najlepszego zrobiłeś? – wykrztusił w końcu z ogromnym trudem. - Dlaczego ty nigdy nie słuchasz poleceń? Co ja teraz powiem Soni? – złapał się za głowę.
- Nie bądź skąpiradłem. Wziąłem tylko trochę. Masz ich tak dużo – patrzyłem na niego zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania i obracając w ręce jeden z pojemniczków. Demon skoczył do przodu i wyrwał mi go gwałtownie, natychmiast zakręcając jego wieczko.
- Zostaw to głuptasie. Wystarczająco już narozrabiałeś. Pamiętasz chociaż, które otwierałeś? – zapytał.
- Chyba wszystkie. Pachniały tak pięknie. Zupełnie nie rozumiem o co ten hałas? – stwierdziłem naburmuszony.
- No to koniec. Twoja ciotka dzisiaj z pewnością mnie zabije! – jęknął zrozpaczony demon. – Zaraz ci pokażę o co chodzi, ty okropny dzieciaku! – chwycił mnie za rękę i pociągnął do dużego, kryształowego lustra stojącego w kącie. Podszedłem do niego, zerknąłem śmiało i osłupiałem ze zgrozy. To nie mogłem być ja!
- Oooo… - zdołałem wystękać, wskazując na dziwną zjawę patrzącą na mnie ze szklanej tafli. Twarz okalały mi jasne włosy teraz jakby dłuższe i bardziej rozczochrane. Na głowie miałem parę jadowicie zielonych czułków, zakończonych czymś w rodzaju kulistych latarenek, pobłyskujących w półmroku gabinetu. Trzeba przyznać, że znakomicie podkreślały kolor moich oczu. Za to z tyłu, wprost z mojej pupy wyrastał długi, jasny ogonek zakończony puszystą kitką. Sierść na nim przypominała włosy na moim durnym czerepie.
- Aaaa…- wystękałem kompletnie zaszokowany.
- Jak ci się podoba twój nowy image? – zapytał kpiąco Avgar z coraz szerszym uśmiechem na twarzy. – Po zastanowieniu sądzę, że nie jest taki zły. Dla tego ślicznego ogonka znalazłbym kilka ciekawych zastosowań.
- A kysz zboczeńcu! Ja tutaj cierpię, a ty tylko myślisz jak znowu dobrać się do mojego tyłka! – fuknąłem na niego obrażony.
- Nie złość się już mały. Pójdę po Sonię. Twoja krewna jest utalentowanym chemikiem. Może coś wymyśli.
- Tylko nie to. Sam coś zrób. Ciotka nie może mnie zobaczyć w takim stanie – odparłem składając prosząco łapki.
- Zaczekaj i postaraj nie wpakować się w nowe kłopoty – odparł zafrasowany mężczyzna po czym zostawił mnie samego. Tymczasem ja postanowiłem się schować. Nie pozwolę, żeby ktoś mnie takiego oglądał, jak jakieś cudaczne zwierzątko z cyrku. Długo szukałem odpowiedniej kryjówki, aż w końcu w oczy rzucił mi się w oczy ogromny, ozdobny dzban, wielkości człowieka. Wgramoliłem się do niego posapując. Zmieściłem się bez problemu. Wystawały tylko te nieszczęsne czułki. Porwałam więc jakąś chustę, leżącą na fotelu i nakryłem nim głowę. - No teraz mnie nie odnajdą – stwierdziłem zadowolony. – Może po jakimś czasie efekt działania tych kremów sam minie. – Umościłem się wygodnie w dzbanie. Byłem ogromnie zmęczony. Powieki zaczęły mi same opadać. Chyba trochę mi się zdrzemnęło, bo jakby przez sen usłyszałem czyjeś głosy
- Gdzie się podział ten niepoprawny chłopak? – usłyszałem Avgara. – Przecież nie mógł stąd wyjść, bo zatrzasnąłem za sobą drzwi!
- Nigdzie go nie widać – odparła zdziwiona Sonia.
- Pewnie się gdzieś ukrył! Zawsze tak robi jak narozrabia – kroki demona zaczęły się do mnie zbliżać niepokojąco.
- Właściwie co się stało, bo nic mi po drodze nie wytłumaczyłeś? – zapytała lekko zaniepokojona dziewczyna.
- Jakby to ująć? Luis na dwa poważne problemy, którym trzeba jakoś zaradzić – odparł  rozbawiony Avgar.



czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział 19

W dzisiejszym rozdziale o pszczółkach, zaskakujących skutkach braku kultury i nowym przyjacielu Luisa.



Od poniedziałku przystąpiłem do realizacji mojego planu. Wystroiłem się w seksowne ciuszki i ruszyłem na podbój Uczelni. Usiadłem sobie na ławeczce przed budynkiem szkoły. Na tym placyku zbierali się w czasie przerw wszyscy studenci. Rozglądając się bacznie dookoła robiłem przegląd tzw. towaru. Zauważyłem kilku naprawdę atrakcyjnych chłopaków. Ozdobiłem więc buźkę szerokim uśmiechem i zagadnąłem pierwszego z brzegu przystojniaka. Dalej to już sprawy toczyły się prawie same. Nie spodziewałem się, że tak łatwo mi pójdzie. Wpadali w moje sidła jeden po drugim. Każdego z nich zapraszałem do domu. Oprowadzałem ich po okolicy zgłaszcza w pobliżu polanki. Paliliśmy ogniska, wygłupialiśmy się nad jeziorem, zbieraliśmy grzybki - jednym słowem sielanka. Niestety Avgar zupełnie nie reagował na moją prowokację. Spotykałem go całkiem często. Kłaniał się mi z wielce uprzejmą miną i odchodził w swoja stronę. Po kilku tygodniach takiej mordęgi miałem już dość. Moja metoda zupełnie się nie sprawdzała. W dodatku znowu zacząłem widywać tą okropną podróbkę Legolasa, jak kręci się w pobliżu domu Avara. Liczne świeże malinki na jego szyi wymownie świadczyły o tym co robią w wolnym czasie. Kiedy zobaczyłem jak ten paskud idzie przez las wesoło pogwizdując zagotowała się we mnie krew. Już miałem złapać go za chudą szyje i wrzucić do pobliskiego jeziorka, gdy przypomniałem sobie o swoim planie. Całe dotychczasowe poświęcenie wzięłoby w łeb. Wróciłem więc pośpiesznie do domu zgrzytając z zazdrości zębami i wsadziłem głowę pod kran. Zimna woda uspokoiła moje nerwy i doskonale wpłynęła na pracę mózgu. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem? Powinienem udać się po radę do Sama i Artura, ci dwaj doświadczeni podrywacze na pewno mi pomogą. Musiałem w swoich zamierzeniach popełnić jakiś błąd. Wysuszyłem włosy i zadzwoniłem do domu Ostrowskiego. Odebrał oczywiście mały Zoli.
- Ceś tu Zoli. Taty nie ma w domu - usłyszałem cieniutki głosik.
- Kiedy wróci? – zapytałem.
- Chyba nieprędko. Słysałem jak Artur mówi, że idą się bzykać i zajmie im to dużo casu – odpowiedział poważnie chłopczyk.
- Hmm..? Co takiego? – aż się zapowietrzyłem.
- No widzis, ty tes pewnie nie wies co to bzykanie. Jak zapytałem taty, to popluł się herbatą i wysłał mnie do pokoju – odparł nieco zasmucony  – Myślis, że będą bawić się z pscółkami?
- Pewnie ttak … - wyjąkałem krztusząc się ze śmiechu.
- Jak ich zobacys powiedz, że się na nich gniewam. Pewnie tam liżą słodki miodek, wiesz, tak jak Kubuś Puchatek, a ja tu się nudzę – chlipnął malec.
-Nie przejmuj się. Od tego cukru zepsują im się zęby – odparłem, pocieszając go nieumiejętnie, cały czerwony na twarzy. Oczywiście moja przewrotna wyobraźnia natychmiast podsunęła mi zboczony obrazek, co oni tam sobie mogą razem lizać. Zrobiło mi się nagle strasznie gorąco.
- Cześć mały, pójdę tam i powiem im , że się na nich obraziłeś – odłożyłem słuchawkę i rozpiąłem sobie dwa guziki w koszuli. Zapowiada się parna noc. Hm. Chyba nic się nie stanie, jak im trochę poprzeszkadzam? Złapałem sweter, w końcu była już jesień. Raźnym krokiem pomaszerowałem do willi Artura. Dom był jasno oświetlony. W kuchni zobaczyłem przez firankę sylwetkę Samuela pochylonego nad blatem stołu i krojącego coś z zapałem. Odetchnąłem z ulgą. Żadnych nieprzyzwoitych akcji. Zatrzymałem się jeszcze w ogródku podziwiając piękne herbaciane róże. Zamarudziłem trochę wąchając ich aksamitne płatki. Po kilkunastu minutach zapukałem do domu, ale nikt mi nie odpowiedział. Wszedłem śmiało do środka i pchnąłem drzwi do kuchni z której dochodziły mnie smakowite zapachy. I tu spotkała mnie niespodzianka. Gdybym wykazał się kulturą i grzecznie zaczekał, aż gospodarz mi otworzy, to nie stałbym teraz jak zaczarowany z głupią miną. Dosłownie mnie zamurowało. Nie mogłem poruszyć ręką ani nogą. Zamiast się wycofać utkwiłem w progu i gapiłem się bezwstydnie na rozgrywającą się przede mną scenkę. Sam stał nisko pochylony nad stołem z wypiętym tyłeczkiem w opiętych, spranych jeansach. Artur podszedł do niego po cichu z tyłu i zacisnął ręce na zgrabnych pośladkach.
- Co robisz? Zabieraj łapska z mojego tyłka! Nie widzisz że mam w ręku nóż? – prychną na niego Sam.
- Nie musisz nic robić skarbie. Sam się wszystkim zajmę – jedna z dłoni mężczyzny sprawnie odpięła spodnie chłopaka i wpełzła środka pociągając je jednocześnie w dół razem z bielizną. – Masz najpiękniejszą pupę na świcie – westchnął pożądliwie. Jedną dłonią złapał nadąsanego Sama w pasie, a drugą delikatnie zaczął gładzić okolice między pośladkami. – Co powiesz na szybki numerek przed kolacją? – włożył jeden palec najpierw do stojącego na blacie masła, a potem wepchnął go powoli  w zaciśniętą dziurkę.
- Aaaaa… Jesteś nienasycony. Hmm… Przed chwilą to robiliśmy – z niejakim trudem odpowiedział Sam. – Nie będę mógł jutro chodzić, idioto.
- To cię będę nosił – Artur dołożył drugi palec gładząc i rozpychając gładkie mięsnie.
- Czy to nie ty wczoraj powiedziałeś, że jestem okropnie ciężki? –  zapytał ironicznie chłopak głośno oddychając.
- To nie to samo – mężczyzna wyciągnął rękę, by zastąpić ją czymś znacznie większym. Pchnął mocno rzucając partnera na stół.
- Oooch..- wyjęczał chłopak i mocniej rozsunął uda.
- Dobrze ci – zapytał Artur gryząc go w zaróżowione ucho i przyśpieszając rytm.
- Czy ty musisz tyle mówić? Lepiej przyłóż się do pracy. Aach.. – wyjęczał kręcąc zachęcająco tyłeczkiem. Dębowy stół zaczął przeraźliwie skrzypieć od mocnych uderzeń. – Uważaj, rozwalimy ten mebel – krzyknął Sam sięgając do swojego penisa i masując go sprawnymi ruchami.
- Coś ty! To porządna austriacka robota. Ma chyba ze dwieście lat. Mhm… Jesteś taki gorący skarbie. Uwielbiam te twoje namiętne  okrzyki – W tym momencie Sam obejrzał się na partnera i niestety zauważył mnie, jak stoję cały czerwony, z szeroko otwartymi ze zdumienia ustami. Zarumienił się po same uszy, jęknął i wypuścił silny strumień spermy wprost do garnka z przygotowanym wcześniej gulaszem. Artur z dzikim okrzykiem poszedł w jego ślady. Widziałem, jak biała substancja spływa wolno wzdłuż drżących ud Samuela i skapuje na podłogę. Kochanek opadł na jego plecy przytulając się do niego. Tego już było za wiele dla wiekowego stołu. Z głośnym trzaskiem drewniane nogi ugięły się pod nim i obaj mężczyźni runęli na podłogę jeden na drugiego. Teraz z kolei miałem okazję podziwiać mocno umięśnione, nagie pośladki Artura. To był całkiem podniecający widok.
- Chyba doprawiłeś kolację kochanie – odezwał się pierwszy Futrzarski, całując postękującego kochanka w kark. – Nic ci się nie stało?
- Złaź ze mnie cholerny palancie! Luis zamknij oczy i przestań się ślinić, ty mały zboczeńcu – wrzasnął.
- Mam na imię Artur. Już zapomniałeś? – odparł nieco zdumiony i urażony mężczyzna.
- Nie do ciebie mówię, tylko do tego podglądacza – wysapał Sam zrzucając z siebie kochanka.
- Coś ty?! – Futrzarski usiadł gwałtownie pacnowszy gołym tyłkiem o podłogę. Na mój widok wybuchnął gromkim śmiechem podciągając jednocześnie spodnie.
- Z czym przychodzisz skrzaciku? Wiesz, na kolację nie możemy cię już zaprosić, chyba, że lubisz egzotyczne przyprawy -  chichotał dalej niepoprawny Artur.       - Odezwijże się wreszcie. Czyżby widok pupy Sama spowodował u ciebie taki szok?
- Twoją też widziałem – wyrwało się nagle z mojego zaciśniętego gardła. Obaj mężczyźni zgodnie rzucili się do przodu przewracając mnie na podłogę i niemiłosiernie łaskocząc. Przez kilka minut tarzaliśmy się po dywanie jak banda rozwydrzonych dzieciaków. Piszczałem z całych sił usiłując się wyrwać tym łajdakom. Puścili mnie dopiero wtedy, kiedy spocony jak ruda mysz z trudem łapałem oddech. Usadzili mnie na kanapie w salonie i włożyli do ręki schłodzone piwko.
- No to gadaj z czym tu przyszedłeś – odezwał się Futrzarski, obejmując swojego nadal prychającego ze złości chłopaka i przytulając go do swego boku.
- Ja przepraszam, że się tak zagapiłem, ale zwyczajnie mnie zamurowało – odezwałem się mocno zawstydzony swoim zachowaniem. – Mam kłopot z Avgarem i myślę, że możecie mi pomóc. Zacząłem im opowiadać o swoim planie i zachowaniu demona. Słuchali w skupieniu z dezaprobatą kręcąc głowami.
- Źle się do tego zabrałeś Luis. Tu chodzi o jakość, a nie o ilość. O co byłbyś bardziej zazdrosny? O przelotnych znajomych, czy o faceta do którego twój ukochany wykazuje wyraźną skłonność? – zapytał mnie zamyślony Sam. – Avgar doskonale wie, że ci twoi koledzy nie stanowią dla niego żadnego zagrożenia. Sprowadził tu tego elfa, bo zdaje sobie sprawę, że jesteś o niego zazdrosny.
- Ale skąd ja wezmę kogoś takiego? – westchnąłem bezradnie.  - Wy odpadacie, o waszych sypialnianych wyczynach mówi całe miasteczko. Nikt by nie uwierzył w nasz romans.
- Naprawdę? A to plotkarze. Siedzą nam pod łóżkiem czy co? Mam dla ciebie propozycję - odezwał się niespodziewanie Futrzarski. – Miesiąc temu wynająłem mój domek letniskowy takiemu jednemu pisarzowi. Podobno dość znanemu. Facet jest też świetnym malarzem i co ważniejsze niezły z niego przystojniak. Zapytam go w twoim imieniu czy nie udzieliłby ci lekcji rysunku. Jest bardzo atrakcyjny i inteligentny. Straszy od ciebie z dziesięć lat. Na pierwszego kochanka to idealny materiał. Wystarczy, że zrobicie sobie zajęcia w plenerze i trochę z nim poflirtujesz. I co ty na to?
- Myślisz, że się zgodzi?
- To miły gość i pewnie trochę się tu nudzi. Zbiera materiały do swojej nowej powieści. Wyjaśnię mu o co chodzi – odparł Artur, który zapalił się do tego projektu.
- Dokładnie mu się przyjrzałeś, ty paskudny podrywaczu – Sam złapał go za ucho i mocno pociągnął.
- Kochanie nie szalej, wiesz, że ja patrzę tylko na ciebie – usiłował podlizać się Futrzarski.
…………………………………………………………………………………
W ten sposób wylądowałem nad jeziorkiem ze szkicownikiem w ręku. W plecaku miałem jeszcze kocyk, butelkę czerwonego wina, kubeczki i paczkę dobrze zaostrzonych ołówków. Mój towarzysz dźwigał sztalugi i farby. Niespodziewanie dla siebie szybko ogromnie polubiłem Daniela. Od kilku dni włóczyliśmy się po okolicy prowadząc długie rozmowy, rysując i śmiejąc się z byle czego. Świetnie się bawiliśmy w swoim towarzystwie. Czułem, że gdybym nie poznał Avgara z pewnością mógłbym się w nim zakochać. Kiedy zaciekawiony spytałem, dlaczego zaszył się na tym odludziu opowiedział mi bardzo smutną historię. Rok temu jego wieloletni partner życiowy zginął w strasznym wypadku. Od tej pory nie mógł sobie znaleźć miejsca. Wszystko w mieszkaniu przypominało mu o utraconym kochanku. Postanowił więc wyjechać, aby odzyskać spokój ducha. W ten sposób trafił tutaj. Pisze powieści fantasy, a w internecie przeczytał o wielu interesujących legendach związanych z Krasną Górą. Rozłożyłem kocyk na niewielkim wzgórzu z którego mieliśmy wspaniały widok na jeziorko. Wyciągnąłem szkicownik, ustawiłem podpórkę i zacząłem rysować. Daniel zrobił to samo, uśmiechając się do mnie promiennie. Kiepsko mi szło. Przedstawiane przeze mnie drzewo było jakieś pokręcone. Mężczyzna podszedł do mnie z tyłu i ujął delikatnie moją rękę w nadgarstku. Poczułem jego gorący oddech na karku i mimowolnie zadrżałem.
- Co tobą Luis? Jesteś jakiś strasznie spięty – poprowadził łagodnie moją dłoń kreśląc poprawne linie.
- Chyba mam po prostu zły dzień. Nic mi nie wychodzi i tak jakoś mi smutno. Dziewczyny poszły do kina, a Sam z Arturem zamknęli się w garażu. Podobno naprawiają motor. Chyba już ze sześć godzin tam siedzą -  odparłem naburmuszony.
-Daj spokój. Miłość ma swoje prawa – roześmiał się mężczyzna. Przesunąłem się do tyłu i oparłem plecami o jego muskularny tors. Zamknąłem oczy. Byłem w dołku. Tak bardzo pragnąłem ciepła ukochanej osoby.
- Przepraszam, że tak cię wykorzystuję. Chyba po prostu potrzebuję odrobiny czułości – odparłem nieco zmieszany.
- Nic nie szkodzi malutki – Daniel objął mnie w pasie i przytulił do siebie. Niespodziewanie poczułem się niesfojo. Wiecie jak to jest, gdy nagle dostaniecie dreszczy bez powodu. Niektórzy mówią wtedy, że przeleciał ich duch. Jakby coś niewidzialnego nagle zaczęło nam zagrażać. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nieopodal stojącego Avgara. Wpatrywał się w nas z niezmiernie groźnym wyrazem twarzy. Jego szkarłatne oczy dosłownie płonęły, a dzika twarz wykrzywiona była w złowrogim grymasie. Widziałem jak jego kły zaczynają się wydłużać a z dłoni wyrastają ostre szpony. Rozpostarł czarne skrzydła z wyraźnym zamiarem ataku.