niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 11


Ostrzeżenie!! Wrażliwe dziewczynki, bądź chłopcy jazda od monitora! Rozdział tylko dla odważnych!

BoginiKokainy – tym razem to ty byłaś moją muzą. Po przeczytaniu twojego entuzjastycznego komentarza moja wyobraźnia oszalała. Wszystko co jest poniżej powstało z twojej winy.

Luis
Zrobiło mi się smutno, stałem na progu domu i patrzyłem na zasypany śniegiem las. Było już zupełnie ciemno i przeraźliwie zimno. Sonia z Avgarem już dawno zniknęli mi z oczu, a ja jakoś nie mogłem się pozbierać. Czułem się zdradzony i wykorzystany przez najbliższe mi osoby. – Co oni sobie do cholery wyobrażali nie przekazując mi takich istotnych informacji?! – Utyskiwałem i przeklinałem ich w myślach. Poszedłem do swojego pokoju, ale długo nie mogłem zasnąć. W końcu wstałem i podszedłem do lustra. Rozebrałem się do naga i zacząłem z uwagą oglądać swoje ciało. Faktycznie brzuszek był trochę wypukły i twardy, jak to się stało, że tego wcześniej nie zauważyłem. Poza tym widziałem żadnych istotnych zmian. Położyłem się z powrotem i przytuliłem do poduszki. Ten podły demon nawet nie przyszedł zobaczyć jak się czuję. Łzy zakręciły mi się w oczach. Odruchowo zacząłem głaskać brzuch. – Widzisz, tatuś gdzie sobie poszedł i zostawił nas samych. Jest strasznym draniem i wcale o nas nie dba – nie mogłem się powstrzymać i zacząłem płakać. Oczywiście zupełnie zapomniałem, że przecież sam go wypędziłem. Mazałem się tak dość długo, aż w końcu zmęczony zasnąłem. 
Rano obudziła mnie Sonia, usiadła obok mnie na łóżku i położyła na stoliku kilka starych książek. Prychnąłem wyniośle i obróciłem się tyłem do niej.
- Lui wiem, że jesteś na mnie zły, ale powinniśmy pogadać. Musisz dowiedzieć się jeszcze tylu rzeczy – próbowała nakłonić mnie do rozmowy. Nie odpowiadałem, zamknąłem oczy udając, że mam zamiar nadal spać. – Och, poczekam aż ci przejdzie. Zostawiam ci kilka książek na temat ciąży u demonów. Przeczytaj je, bo zawierają wiele istotnych informacji. Odpoczywaj, przyniosę ci śniadanie, zrobiłam twoje ulubione racuszki z bananami – westchnęła ciężko i wyszła z pokoju. Po kilku minutach wróciła z talerzem pachnących placuszków i owocową herbatką, kiedy tylko wyszła rzuciłem się na posiłek jak wygłodniały lew. Wylegiwałem się potem jeszcze z godzinę rozpamiętując doznane krzywdy, w końcu jednak nie wytrzymałem i wyskoczyłem z łóżka. Zacząłem przeglądać grube tomiszcza przytargane przez Sonię. Szczególnie jeden fragment przykuł moją uwagę.

Ciąża u demonów trwa bardzo krótko w porównaniu z ludzką, bo tylko trzy miesiące. Jajo rośnie szybko, ale nie przybiera zbyt dużych rozmiarów. W przybliżeniu podobną wielkość ma jajo strusia. Stąd spory apetyt przyszłych matek i niezwykłe upodobanie kulinarne. Muszą dostarczyć potomstwu wystarczającą ilość budulca. Potem następuje BOLESNY PORÓD. Na świat przychodzi skórzaste jajo. Dziecko w środku nie jest jeszcze w pełni dojrzałe i przez następne dwa tygodnie rozwija się wewnątrz jaja. Dopiero po tym okresie pęka i możemy już zobaczyć w pełni ukształtowanego malucha.”

Te dwa słowa utkwiły w mojej skołatanej głowie i przeraziły mnie nie na żarty. W szkole, jeszcze w liceum, na zajęciach z wychowania rodzinnego nauczycielka zmusiła nas do obejrzenia naturalnego porodu. Kilka osób zasłabło, a reszta przez parę dni wyglądała jak nawiedzona. Wzrosła natomiast niesamowicie w pobliskich aptekach sprzedaż środków antykoncepcyjnych. - Niemożliwe, żebym musiał teraz przeżywać coś takiego! Nie zgadzam się, jestem w końcu chłopcem! Czy te trzy miesiące mogły już upłynąć? – panikowałem w myślach coraz bardziej. Ubrałem się dosłownie w kilka sekund, zarzuciłem na siebie jakąś kurtkę w kwiaty chyba należącą do Ilony, zimowe buty Soni i pobiegłem do zamku Avgara jakby goniło mnie coś wyjątkowo paskudnego. Wpadłem z impetem do sypialni demona i tak jak stałem, nawet się nie rozbierając, cały pokryty padającym dzisiaj obficie śniegiem, wskoczyłem mu na klatę.
- Cholera, na wszystkie piekła! – wrzasnął obudzony gwałtownie ze snu mężczyzna i złapał mnie w talii. Na mój widok jednak natychmiast złagodniał. – Luis kochanie, co ty tu robisz tak wcześnie?! Pozdejmuj przynajmniej te mokre ciuchy. – Machnął ręką i kurtka oraz buty znalazły się na podłodze. – Weź głęboki oddech i powiedz co się stało? – rzucił do mnie, zaniepokojony moim milczeniem.
- Ja nie będę niczego rodzić, nie zmusicie mnie! – wrzasnąłem na całe gardło i zacząłem szlochać jak dziecko. – Jestem facetem, a oni się do tego nie nadają! – wyłem coraz głośniej.
- Lui, nie denerwuj się. Poradzimy sobie ze wszystkim. Ta ciąża jest dla nas obu zaskoczeniem, ale tam środku jest maluszek, który potrzebuje naszej pomocy i opieki. Nie bój się, przygotujemy się do tego i na pewno wszystko będzie w porządku – tłumaczył mi łagodnie demon, głaszcząc mnie po głowie.
- Pieprzysz, napisali, że to bardzo boli. Łatwo ci mówić, bo to nie ty będziesz musiał rodzić! – Smarkałem mu w rękaw piżamy. Trzęsłem się cały i nie mogłem się uspokoić. Sceny z tego potwornego filmu instruktażowego przelatywały mi przed oczami.
- Skarbie, zawołam Sonię, żeby przyniosła ci jakieś ziółka. Zaszkodzisz dziecku jak będziesz tak dramatyzował – Avgar złapał za telefon i zadzwonił do ciotki, relacjonując jej sytuację.
- Ty mnie wcale nie kochasz, myślisz tylko o swoim dziedzicu! – łkałem, a łzy płynęły wartkim strumieniem. Usiadłem, wysuwając się z jego objęć i w tym momencie poczułem jakby mocne ukłucie w brzuchu. – Ajajaj! – poskoczyłem i złapałem się rękami za bolące miejsce.
- Co się dzieje skarbie?! – Mężczyzna wbił we mnie oczy, które teraz stały się równie przerażone jak moje.
- Jak to co kretynie, pewnie rodzę! – krzyknąłem i osunąłem się na pościel, bo skurcz stawał się coraz silniejszy.
- Sonia, pośpiesz się wiedźmo, bo będziesz tu miała za chwilę dwa zgony! Ratunku! Chyba się zaczęło! – zawołał do komórki i wyłączył telefon. Otarł pot z pobladłego czoła drżącą ręką. – Lui, musimy pościągać z ciebie te ubrania, będą ci tylko przeszkadzać. Nie można stosować żadnych zaklęć, aby nie uszkodzić jaja. – Ostrożnie rozebrał mnie, zostawiając tylko krótką koszulkę. Pomógł ułożyć mi się wygodnie na poduszkach i przykrył mnie kołdrą. Ból przeszedł, a mnie niespodziewanie zachciało się śmiać. Pan Panuję Nad Sytuacją był jeszcze bardziej wystraszony niż ja. Patrzył na mnie szeroko otwartymi, szkarłatnymi ślepiami i widać było, że boi się nawet głośniej oddychać. W końcu na korytarzu rozległy się pośpieszne kroki Soni.
- Nareszcie! Co tak długo! – wrzasnął na nią Avgar.
- Nie przesadzaj, jak wam idzie? Widać już jajo? – zapytała zaciekawiona.
- Nie mam pojęcia, nie zaglądałem tam – westchnął demon wyraźnie ucieszony z jej towarzystwa.
- Och, mężczyźni! – warknęła ciotka. – Trochę krwi i krzyków i wasza odwaga ucieka w siną dal! Luis, muszę cię zbadać, połóż się płasko na plecach i nóżki do góry! – zakomenderowała ciotka. – A ty się tak nie gap – zwróciła się do demona - tylko mu pomóż!
- Ty chyba nie chcesz przez to powiedzieć, że mam do ciebie wypiąć goły tyłek! – pisnąłem ogromnie zażenowany. – Mowy nie ma!
- Nie dyskutuj smarkaczu, co wlazło musi wyjść, a ja muszę sprawdzić czy to na pewno teraz! – Bezceremonialnie złapała mnie za nogi i pociągnęła w dół, rozsunęła mi trzęsące się uda i włożyła mi palec do obolałej dziurki. – Ha, jest! Jeszcze chwila i zobaczymy jajo! – krzyknęła entuzjastycznie. – Lui, opanuj się i posłuchaj mnie uważnie. Zaraz to wszystko się skończy. Jak poczujesz skurcz to nabierz powietrza i przyj. Kilka takich prób i powinno się udać – pogłaskała mnie po łydce. – Nie bądź niemądry i nie wstydź się mnie. To nie pierwszy poród jaki przyjmuje. Za moment twoje maleństwo będzie z tobą. – Odwróciła się do demona. - Do roboty tatuśku, jak zobaczysz, że prze, to przytrzymaj mu szeroko nogi. Nie waż się zemdleć – dodała, widząc jak blady jest mężczyzna.
-Ooo! - wrzasnąłem, czując jak fala bólu rozrywa mnie od środka.
- Kochanie – wyszeptał zbielałymi wargami demon.
- Ja ci dam kochanie ty cholerny zboczeńcu! To twoja wina, cały czas myślałeś tylko jak dorwać się do mojego tyłka. Jak tylko się pozbieram, to złapię za tasak i zrobię z ciebie eunucha! – warczałem do niego zagryzając usta.
- Ale skarbie – podniósł moje nogi.
- Przyj zamiast użalać się nad sobą! – krzyknęła na mnie ciotka. Ten moment, o którym mówiła na początku trwał dość długo. Upłynęły chyba ze dwie, pełne cierpienia i wrzasków godziny, zanim jajo zdecydowało się wyjść. Poczułem jak z trudem przeciska  się przez wąski kanał. Wyskoczyło jak korek od szampana. 
– Jeny, co za ulga – wyszeptałem niesamowicie zmęczony. – W życiu się tak nie napracowałem. Pokażcie mi go!
- Brawo, byłeś bardzo dzielny! Zobacz, tam w środku jest twój synek – podała mi jajo. Było duże, ciepłe i miękkie. Pokryte jasnobeżową, delikatną i aksamitna w dotyku skórą. Wyczułem jak wewnątrz coś się poruszyło. Położyłem go na poduszce i przytuliłem do niego policzek.
- Mogę – Avgar uklęknął obok łóżka.
- Pewnie, przyjrzyj się dobrze, bo następnym razem to ty będziesz rodził! – uśmiechnąłem się do niego szeroko. – W innym wypadku będziesz miał jedynaka, a zawsze twierdziłeś, że chcesz mieć dużą rodzinę.
- Ale Lui – zaskoczony moimi słowami demon dosłownie zbielał na twarzy i osunął się  bezwładnie na ziemię.
- Wrażliwiec z niego – zachichotałem złośliwie. – A ty pomożesz mi opiekować się dzieckiem. Podobno małe demonki są bardzo psotne i niesamowicie ruchliwe. Przyda ci się trochę praktyki.
………………………………………………………….......................

Adam
Rano obudził mnie wspaniały zapach dochodzący z kuchni. Pomacałem ręką. Miejsce obok mnie było puste i zimne. Nissim musiał już wstać jakiś czas temu. Szybko się ubrałem i ruszyłem za upajającym zapachem. W brzuchu głośno mi zaburczało. Gdy wkroczyłem do jadalni stół już był nakryty, a demon wesoło krzątał się przy piecu. Postawił przede mą talerz z parująca jajecznicą ze szczypiorkiem.
- To ty umiesz gotować? – mruknąłem oburzony. – W taki razie po co ja się codziennie męczę i robię ci śniadanie!
- Taka była umowa, już zapomniałeś? Jedz szybko i idziemy na wycieczkę – uśmiechnął się do mnie. - Nie musisz dzisiaj iść do szkoły. Zrobimy sobie wolny dzień. – Jego entuzjazm wydał mi się nieco podejrzany. Posłusznie jednak spałaszowałem śniadanie i poszedłem po kurtkę. Zerknąłem na termometr, było piętnaście stopni mrozu.
- Zamarzniemy w tym lesie – rzuciłem do niego, zastanawiając się co ten podstępny łajdak wymyślił. Wolałem jednak iść z nim, niż spotkać się w szkole z Kaśką i jej przyjaciółkami. Na zewnątrz było naprawdę pięknie. Śnieg skrzył się w promieniach słońca jak diamentowy pył. Szliśmy w milczeniu wąską ścieżką w kierunku polanki na której jesienią paliliśmy ognisko.
- Adam, czy ty chociaż przeczytałeś coś a temat swojej nacji? Za tydzień kończysz osiemnaście lat i zacznie się zabawa. Lepiej by było, żebyś nie został zaskoczony tak jak Luis – odezwał się nagle Nissim.
- Myślałem, że skrzydła to już wszystko – odpowiedziałem zaskoczony tym co powiedział.
- Eh, dzieciaki, jesteście zawsze takie beztroskie – machnął na mnie ręką.- Chodź, coś ci pokażę – złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku widniejących w pobliżu skałek. Stanął przed kamienną ścianą, nacisnął jakiś występ i ukazał się ciemny otwór. Wciągnął mnie do środka, a wejście zamknęło się za nami z cichym szelestem. Najwidoczniej było bardzo często używane.
- To taka miejscowa atrakcja, ale niewiele osób wie o niej – zatrzymał się pośrodku sporej jaskini oświetlonej płonącymi pochodniami. Pośrodku zobaczyłem niewielki, naturalny basem z dnem wysypanym białym piaskiem. Nad nim unosiła się para. Z góry lała się krystalicznie czysta woda. – Ciepłe źródło ma właściwości lecznicze, prawda, że piękne – uśmiechnął się do mnie zniewalająco. Zobacz w tamtej wnęce możesz się rozebrać. Na półce są ręczniki.
- Do naga, no coś ty – zerknąłem na niego zmieszany.
- Adam jesteśmy tutaj sami, chyba nie myślisz, że cię skrzywdzę. Zobaczysz jakie to przyjemne, a ty potrzebujesz odrobiny relaksu – jednym gestem pozbył się swoich ciuchów i nie bawiąc się w zakrywanie ręcznikiem, bez skrępowania wszedł do basenu.
- Och, nie masz wstydu! - pisnąłem zakrywając rekami oczy.
- Nie bądź dziecinny, dlaczego miałbym się wstydzić? – wbił we mnie piękne, szare jak burzowe niebo oczy. – Mam doskonałe ciało, sam zobacz.
- Oszalałeś?! – warknąłem do niego, ale ciekawość zwyciężyła. Zerknąłem między palcami i zaraz tego pożałowałem. Stał w świetle płomieni dumnie wyprostowany, a jego tors wyglądał jak wykuty jak z najlepszego alabastru. Widziałem wspaniale wyrzeźbione mięsnie, długie nogi, płaski brzuch, ale nie odważyłem się zsunąć wzrokiem niżej. Zaczerwieniłem się i odwróciłem do niego tyłem.
- To ja może pójdę się rozebrać – umknąłem do zacienionej wnęki, gdzie drżącymi dłońmi zacząłem rozpinać guziki.
- Tchórz – usłyszałem jego chichot – pośpiesz się, woda jest naprawdę wspaniała. – Doszedł do mnie głośny plusk. Demon z zanurzył się w basenie prychając na wszystkie strony i pomrukując z przyjemności. 

środa, 21 listopada 2012

Rozdział 10


Adam

Nissim od rana robił wszystko żeby doprowadzić mnie do szału. Z premedytacją mnie prowokował na każdym kroku. Przylazł na śniadanie w samych mega obcisłych spodniach i bezczelnie twierdził, że gdzieś mu zaginęła jego ulubiona koszula. Dwa razy na ziemię spadł mu widelec, a on czołgał się pod stołem w poszukiwaniu sztućca wypinając do mnie swój zgrabny tyłek. Siedząc na stołku wiercił się i kręcił bym sobie mógł dokładnie obejrzeć jak pięknie umięśniony jest jego tors. Nie mówiąc o tym, że przy każdej nadarzającej się okazji ocierał się o mnie jak kot.
- Mógłbyś się w końcu ubrać – warknąłem w końcu na niego, kiedy któryś kolejny raz przyłapał mnie na gapieniu się na jego pośladki.
- Chyba powinienem, bo jeszcze się przeziębię, ale ty idź sobie zmierzyć gorączkę, bo jesteś cały czerwony na twarzy i oczy ci jakoś dziwnie błyszczą – odezwał się Nissim z satysfakcją obserwując jak trzęsą mi się ręce. Z szerokim uśmiechem na twarzy wyszedł z kuchni, by po chwili powrócić w rozpiętej do pasa niebieskiej koszulce.
- Co to ma być? – jęknąłem i zasłoniłem sobie oczy. – Jesteś moim opiekunem i powinieneś mi dawać dobry przykład, a ty od rana plątasz się po domu pól nagi. Niszczysz moją niewinność i jak tak dalej będziesz robił, to w szkole wyładuję się na Kasi. Wczoraj dała mi buzi, więc dzisiaj może pozwoli na coś więcej – wystawiłem mu język i uciekłem zanim zdążył mnie dopaść. Z daleka dobiegł mnie jego wściekły ryk. W biegu ubrałem kurtkę i pognałem jak szalony przez las. Mroźne zimowe powietrze nieco mnie uspokoiło. Jak bomba wpadłem do domku Soni, gdzie wszyscy już na mnie czekali.
Liczyłem, że w szkole spotkam dziewczynę i wszystko sobie wyjaśnimy. Tymczasem ona wyraźnie mnie unikała. Widocznie Nissim swoim ostatnim wyczynem rzeczywiście ją przestraszył. Musiałem z nią porozmawiać. Krążyłem w pobliżu niej, aż w końcu udało mi się ją dopaść. Widziałem jak wchodzi do jednej z pustych klas z bliźniaczkami. Skradałem się cicho za nimi bojąc się, że jak mnie przedwcześnie zobaczy to znowu mi zwieje. Uchyliłem drzwi i ostrożnie zajrzałem do środka. Dziewczyny siedziały na ławce zawzięcie dyskutując.
- Kaśka nie bądź dziwna, przecież ten opiekun Adama nie śledzi go na każdym kroku. Skąd będzie wiedział, że spotykacie się w szkole – tłumaczyła jej jedna z bliźniaczek zawzięcie gestykulując.
- Chłopak wyraźnie się w tobie zakochał chyba nie zamierzasz go teraz zostawić, przecież do tej pory to ty inicjowałaś każde spotkanie – dodała druga.
- Ale z was frajerki – popatrzyła na nich z politowaniem Kasia – po co mi taki dzieciak, w dodatku bez kasy, bo łapę na niej trzyma ten cały Nissim. On się nawet całować nie umie. Zero forsy, zero seksu co ja bym z nim robiła tępe idiotki! – wzruszyła ramionami dziewczyna. – Ja potrzebuję prawdziwego mężczyzny albo sponsora. Adam nie może dać mi ani jednego ani drugiego, więc przestańcie mi go wpierać –warknęła do nich niegrzecznie. Poczułem się jakoś dziwnie, w głowie zaczęło mi się kręcić, a do oczu cisnęły się niechciane łzy. – Czy to jest ta sama dziewczyna, która tuliła się do mnie w kinie i chodziła ze mną po parku za rękę? Byłem taki szczęśliwy, że zwróciła na mnie uwagę.- Wyszedłem na korytarz jak w transie i za najbliższym zakrętem obsunąłem się po ścianie na ziemię. Serce mi gwałtownie biło jakby chciało wyskoczyć z piersi. Słone krople pociekły po twarzy bez udziału mojej woli. – A więc to tak o mnie myśli? Uważała mnie za nadzianego, naiwnego smarkacza, którego mogła wodzić za nos! Czym ona różni się od zwykłej dziwki sprzedającej swoje ciało na rogu ulicy? Tamta przynajmniej szczerze oferuje wdzięki nie mydląc nikomu oczu miłością i innymi sentymentalnymi bzdurami. – W tym momencie zadzwoniła komórka. Lekcje już się skończyły. Studenci też mieli dzisiaj mniej godzin i właśnie czekali na mnie przed bramą. Poszedłem do łazienki i przemyłem twarz zimną wodą. Nie chciałem, aby się dopytywali co mi się stało. Nie było się czym chwalić. Wyszedłem na totalnego idiotę. Całą drogę milczałem  na pytania odpowiadając półsłówkami. Zauważyli, że coś mi dolega i próbowali się ze mną dogadać. Widząc jednak, że nie mam ochoty na wynurzenia dali w końcu spokój. Nie poszedłem do Soni na obiad tylko udałem się do swojej sypialni w zamku Nissima. Na szczęście nie było go w domu, bo on by mi tak łatwo nie odpuścił. Przyszedł jednak wcześniej niż się spodziewałem, i zaczął wołać mnie na kolację. Nie odzywałem się mając nadzieję, że nie będzie zbytnio dociekał co robię i oczywiście się przeliczyłem.
- Adam - włożył głowę do drzwi – tylko mi nie mów, że już śpisz. Nadal się na mnie dąsasz? Chodź coś zjeść, Sonia mówiła, że nie było cię na obiedzie.
- Daj mi spokój, nie jestem głodny i chcę już spać – wymamrotałem spod koca.
- Co się stało, że się tak ukrywasz? Może pryszcze ci wyskoczyły i boisz się spojrzeć w lustro? – zapytał złośliwie i bez ostrzeżenia zdarł ze mnie nakrycie.
- Odwal się! – ukryłem zaryczaną twarz w poduszce. – Wyszło na twoje, teraz możesz sobie pogratulować inteligencji. Jestem bałwanem, który dał się nabrać taniej lasce. Podsłuchałem dzisiaj rozmowę Kaśki z dziewczynami i przynajmniej dowiedziałem się co o mnie sądzi. Kto by chciał takiego cherlawego smarkacza bez żadnego doświadczenia jak ja – wyłem już otwarcie. Poczułem jak podnosi mnie i przytula do swojej piersi. Zabrał mi poduszkę, którą osłaniałem swój wstyd i żal. Poczułem się nagi.
- Mała muszko gadasz straszne bzdury. Jesteś ślicznym, słodkim, niewinnym chłopcem, ale taka zdzira jak ta Kaśka nie jest w stanie docenić kogoś takiego. Jest na to za głupia i zbyt zepsuta. Nie ma pojęcia jakim jesteś skarbem. Nie płacz, bo ta dziewczyna nie jest tego warta. Ciśś…. – głaskał delikatnie moje plecy i kołysał w ramionach jak małe dziecko. – Nie martw się kochanie. Jutro zostań ze mną w domu, zrobimy sobie mała wycieczkę. Avgar kiedyś pokazał mi naprawdę piękne miejsce. - Położył się ze mną do łóżka i nakrył nas obu kołdrą. Trzymał mnie w swoich ciepłych objęciach aż zmęczony płaczem zasnąłem. W nocy wiele razy się budziłem i za każdym razem widziałem wpatrzone w mnie jego jasne oczy. Nie odstąpił mnie nawet na krok. Został w mojej sypialni do samego rana.
……………………………………………………

Luis

Czekałem do samego wieczora, aż ktoś przyjdzie i łaskawie wytłumaczy mi o co chodzi. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca i prawie wydeptałem dziurę w dywanie. Wreszcie nie wytrzymałem i poszedłem pod drzwi do pokoju Soni. Wiem że nie ładnie tak podsłuchiwać ale nie miałem innego wyjścia. Ci spiskowcy najwyraźniej wiele przede mną ukrywali. Okazało się, że dobrze zrobiłem bo po chwili usłyszałem głos ciotki znowu rozmawiającej przez komórkę.
- Jak to nie masz testu? To co z nim zrobiłeś?
-…………
- Rozgnietli go podczas bijatyki? Trudno, kiedy będziesz miał nowy? Jutro? Nawet dobrze się składa, będę miała czas trochę się przygotować do tej rozmowy. W takim razie przyjdź po południu, bo dzieciaki wcześniej wracają z uczelni. – Odsunąłem się od drzwi i podreptałem do swojego pokoju. – Tajemnica wyjaśni się jutro. Nie będę musiał długo czekać – zastanawiałem się biorąc palcami tatara z miseczki. – Mhm… ale to mięsko jest dobre. Nigdy bym nie pomyślał, że surowe może tak wspaniale smakować – Oblizałem z rozkoszą ubrudzoną krwią dłoń. Noc minęła mi niesamowicie szybko. Pełna była niespokojnych, dziwnych snów z których rano nie zapamiętałem nic. Mieliśmy dzisiaj tylko kilka godzin wykładów. W południe byliśmy już z powrotem w domu. Adam po drodze bardzo podejrzanie się zachowywał. Niesamowicie smutny i milczący nie chciał z nami rozmawiać. Byłem jednak zbyt zajęty swoim problem by zwrócić uwagę na jego rozterki. Zadzwoniłem jednak po kryjomu do Nissima, aby delikatnie go wybadał. Po obiedzie wszyscy rozeszli się do swoich zajęć, a ja z niepokojem czekałem na przybycie Avgara. Wziąłem jakąś książkę z półki i tak się zaczytałem, że zupełnie zapomniałem o swojej misji. Kiedy się ocknąłem postanowiłem sprawdzić czy czasem nie przybył. Pobiegłem do salonu i zastałem tam Sonię dyskutującą z demonem po cichu. Wyglądali wielce podejrzanie.
- Mam was paskudni spiskowcy! – krzyknąłem w ich stronę, po czym wszedłem do środka i przekręciłem klucz w zamku. – Usiadłem naprzeciwko nich w głębokim fotelu i utkwiłem w nich wzrok. – Mówcie o co chodzi i przestańcie szeptać za moimi plecami!
- O rany, Luis – ciotka chwyciła się za serce - ale mnie przestraszyłeś. Mam ci rzeczywiście sporo do wyjaśnienia. Może najpierw Avgar zrobi ci test, to trochę potrwa, a ja w tym czasie opowiem ci pewną historię. Mężczyzna podszedł do mnie z niewielką szklaną fiolką napełnioną jakimś błękitnym płynem.
- Potrzebuję kilka kropel twojej krwi – chwycił moją dłoń i delikatnie ją naciął dziwnym srebrnym sztylecikiem, którego ostrze było całe pokryte zawiłymi runami.
- Czemu to ma służyć? – zapytałem zaciekawiony.
- Pozwól, że ja pierwsza coś ci wyjaśnię – odezwała się spokojnie Sonia, ale widziałem jak z nerwów wyłamuje sobie palce. – Nie przerywaj mi jak skończę możesz zadawać pytania. Mój brat a twój ojciec był idiotą, pełnym uprzedzeń nieznośnym hipokrytą. Jedyną rzeczą, która odrobinę go usprawiedliwia był jego wypadek z dzieciństwa. Gdy miał siedem lat i właśnie poszedł do szkoły został pogryziony przez utopca. Potem przez kilka tygodni poważnie chorował, a przez parę następnych miesięcy miał ataki epilepsji. Dzieciaki w szkole jak się zorientowały, że coś z nim jest nie w porządku strasznie go wyśmiewały i przezywały bidulem. Znienawidził wtedy wszystko co niezwykłe i choć odrobinę odbiegające od normy. Kiedy kończył studia medyczne przyjechał do Posoki na wakacje i poznał siostrę Samuela Alenę. Zupełnie oszaleli na swoim punkcie, byli nierozłączni. On rzadko bywał w domu i nie miał pojęcia kim są nasi nowi sąsiedzi. Dziewczyna zaszła w ciążę i ty się urodziłeś. Kobieta, którą znałeś jako swoją matkę nigdy nią nie była. Miałeś prawie dwa lata, twój ojciec skończył studia i dostał dobrą pracę w szpitalu. Planowaliśmy całą rodziną huczne wesele. Na tydzień przed uroczystością mój brat zniknął nagle, zabierając ze sobą ciebie. Zostawił tylko list do Aleny, że nie życzy sobie żadnych kontaktów z takim odmieńcem jak ona i jej potworna rodzina. Okazało się, że niemądra dziewczyna do końca zwlekała z powiedzeniem mu prawdy o sobie. Ktoś musiał go uświadomić i stąd ta paniczna ucieczka. Szukaliśmy go przez całe lata, ale dobrze się maskował. Tymczasem zrozpaczona Alena popełniła samobójstwo. Stąd wynikła nienawiść pomiędzy naszymi rodzinami. Ostrowscy nigdy nam nie zapomnieli haniebnego zachowania mojego brata.
- Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz? – zapytałem cicho, trzęsąc się cały. Avgar podszedł do mnie i łagodnie mnie przytulił. – To z tego powodu Sam na początku był dla mnie taki niemiły? Potem jednak zmienił zdanie.
- Nie mógł długo się na ciebie gniewać, przecież jesteś jego siostrzeńcem – uśmiechnęła się do mnie niepewnie Sonia. – Strasznie bałam się tej rozmowy i zbyt długo ją odwlekałam. Możesz mieć do mnie słuszne pretensje. Tym bardziej, że to jeszcze nie koniec. Lui, czy ojciec mówił ci kiedykolwiek o twoim dziedzictwie?
- Nic o tym nie wiem, czy to coś ważnego? – zapytałem zaniepokojony, widząc jej minę.
- Tak i obawiam się, że tym razem to ja zawaliłam na całej linii. Nie mam pojęcia jak mogłam zaniedbać tak istotną sprawę - pokręciła w zamyśleniu głową. - Twoja matka była wampirem wywodzącym się z bardzo szlachetnej rodziny. Odziedziczyłeś sporo jej genów. Natomiast w naszej familii co jakiś czas pojawiali się druidzi, mający łączność z naturą i to właśnie jest druga część twojego spadku. Problem w tym, że te geny nawzajem się wykluczają i dlatego nie rozwinąłeś w sobie zdolności żadnej ze stron.
- Jeśli dobrze rozumiem, to jestem jakimś dziwacznym mieszańcem? – zapytałem dla pewności.
- W sumie to masz rację i co za tym idzie możesz wchodzić w związki z istotami magicznymi takimi jak na przykład Avgar –tłumaczyła ciotka wyraźnie unikając mojego wzroku.
- To znaczy, że może się ze mną ożenić?! – wykrzyknąłem entuzjastycznie.
-Tak kochanie i może nawet powinien. Avgar jak tam wynik testu? – zwróciła się do mężczyzny.
- Hm wiesz… no...pozytywny – odpowiedział zmieszany demon, nie wypuszczając mnie z objęć.
- Ale się zrobiłeś elokwentny! Teraz twoja kolej na tłumaczenia! – burknęła na niego Sonia.
- Avgar, powiedz mi o co jej chodziło z tymi związkami! – pociągnąłem go za ucho. Wyraźnie czułem, że nadal cos kręcą.
- To znaczy, że możemy mieć razem potomstwo.
- Głupi jesteś?! Jestem chłopcem, to nie możliwe! – krzyknąłem na niego oburzony, że traktuje mnie jak jakiegoś idiotę.
- Lui, jesteś w połowie wampirem, a one są do nas kompatybilne. Nosisz moje jajo i stąd te niezwykłe upodobania kulinarne i złe samopoczucie – wymamrotał niewyraźnie Avgar.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że noszę twoje dziecko?! Żartujesz prawda?! – ryknąłem ogłuszająco i oboje winowajcy złapali się za uszy. Wyrwałem się z objęć demona i zerwałem się na równe nogi. – Poobcinam ci jaja, ale najpierw powyrywam kudły tej podłej czarownicy! – rzuciłem się do ataku. Ciotka pisnęła, uciekła na drugi koniec pokoju i zasłoniła się ławą. – Dlaczego do cholery nie powiedziałaś mi, że mogę zajść w ciążę?! – wziąłem słynny tasak wiszący nad kominkiem i zamachnąłem się nim w kierunku obojga winowajców. Popędzili do drzwi i przepychając się wypadli na korytarz. Rzuciłem za nimi toporkiem, który z trzaskiem wbił się w drewnianą boazerię. – Ja was kurwa na krwawy gulasz przerobię, zawekuję i zjem w końcu jestem wampirem! Obrzydliwi kłamcy wybiła wasza ostatnia godzina! – darłem się na cały dom. Zwinnie mnie wyminęli i tak jak stali, w samych skarpetach umknęli do zasypanego śniegiem lasu. Wiali aż miło było popatrzeć. Sadzili przez zaspy susami jak prawdziwe sarenki. Niech ich jasny szlag!!

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 9




Adam

Wyleciałem przez okno  w korytarzu i miałem zamiar pognać do swojego pokoiku w domu Soni i tam w spokoju sobie polamentować. Niestety przypomniałem sobie, że nadal mam lokatorów których najzwyczajniej w świecie się brzydziłem i nawet trochę się bałem. Nie pozostało mi nic innego jak polatać sobie trochę po zasypanym śniegiem lesie i przemyśleć całą sprawę. Byłem tak zdenerwowany, że z trudem manewrowałem pomiędzy drzewami i kilkakrotnie o mało nie spowodowałem wypadku. W głowie miałem kompletny chaos. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Moja rodzina była bardzo konserwatywna. Homoseksualistów ojciec uważał za jakiś zwyrodnialców i zboczeńców. Matka na widok naszego sąsiada geja przechodziła na drugą stronę ulicy, bo bała zarazić się AIDS. Naczytała się jakiś bzdur w kobiecych pisemkach i w dodatku opacznie je zrozumiała. Zawsze uważałem się za normalnego nastolatka. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że coś ze mną może być nie tak. Dzisiaj jednak zdałem sobie sprawę ze swojej odmienności. Pocałunki Kasi owszem sprawiały mi przyjemność, ale były niczym w porównaniu z tym co działo się ze mną pod wpływem dotyku Nissima. Przy nim zapominałem o całym świecie, a moja krew dosłownie wrzała jak lawa w wulkanie. Bliskość mężczyzny działała na mnie obezwładniająco, traciłem przy nim cały swój rozsądek. Nie chciałem się temu poddać, pragnąłem być taki jak większość moich rówieśników, umawiać się na randki z ładną, miłą dziewczyną, chodzić z nią po parku trzymając się za ręce, a potem kiedyś, w odległej przyszłości założyć rodzinę i mieć gromadkę dzieci. Wszystkie moje marzenia wzięły właśnie w łeb, w uszach mi dzwoniło z wrażenia i nie mogłem się uspokoić. W dodatku uderzyłem w twarz swojego opiekuna i zwiałem. Zachowałem się jak prawdziwy dzikus. Latałem już chyba ze dwie godziny. Słońce zaczęło zachodzić, a temperatura obniżała się coraz bardziej. Ośnieżony las wyglądał niezwykle pięknie. Pobyt na łonie natury zawsze wpływał na mnie kojąco. Moje serce zaczęło bić równym, spokojnym rytmem i przestałem się trząść. Wylądowałem na niewielkiej polance i postanowiłem piechotą wrócić do zamku Nissima. – Wślizgnę się jakoś po cichu do środka i może nikt mnie nie zauważy. Demon za ten czas może ochłonął i nie będzie czekał na mnie w drzwiach, żeby się ze mną rozprawić za ten policzek – zastanawiałem się brnąc po kolana w białym puchu. Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś cichy chichot. Zaciekawiony zacząłem się skradać, podszedłem jak mogłem najbliżej i wychyliłem ostrożnie zza drzewa. – Och to Luis i Avgar! Co oni wyprawiają na takim mrozie? – przyglądałem się zmieszany ich wyczynom. Byli tak zajęci sobą, że jeśli nawet wyszedłby z kniei niedźwiedź to z pewnością nawet nie odwróciliby głów. Luis stał przygnieciony przez mężczyznę do oblodzonego pnia. Chichotał jak szalony i wiercił się na wszystkie strony. Lodowate ręce Avgara wędrowały pod jego ubraniem po nagiej skórze.
- Zabieraj te zamrożone łapska – piszczał chłopak usiłując się uwolnić.
- Kochanie, muszę sprawdzić czy moje zaklęcie podziałało należycie – z przewrotnym uśmiechem stwierdził demon i zacisnął palce na sutkach Luisa delikatnie je przekręcając.
- Chcesz mnie zabić draniu? – jęknął Luis, wyprężając się pod wpływem jego pieszczot. – Jaja sobie robisz? Miałem zniekształcony tyłek, a nie klatkę piersiową!
- O to przepraszam – Avgar spojrzał na nie go niewinnie, zbyt niewinnie. – Zaraz się poprawię – mruknął i złapał chłopaka obiema rękami za pośladki. – Mhm chyba nic im się nie stało, ale może powinienem obejrzeć je z bliska? – przewrócił się razem z kwiczącym na cały las Luisem do śniegu. Biedny chłopak wpadł twarzą w puch, a cwany demon wylądował na jego plecach. Natychmiast zsunął się na dół i pociągnął za sobą jego spodnie odsłaniając nieco krągłe pośladki. Wtulił w nie twarz i  zaczął gryźć delikatnie kuszące półkule.
- Puść mnie zboku, chyba nie masz zamiaru robić niczego dziwnego na śniegu? – wymamrotał słabym głosem Luis, kiedy język demona zanurzył się w jego rowek.
To wyznanie mojego przyjaciela znajdującego się właśnie w jednoznacznej pozycji z wypiętym do góry tyłkiem nieco mnie otrzeźwiło. - Jeśli oni są przycięci inaczej to kim jestem ja? – poczułem jak palą mnie ze wstydu policzki, a w spodniach mam najwyraźniej ciasno. Zacząłem powoli się wycofywać, aby mnie nie zauważyli. Odszedłem kilkadziesiąt kroków w głąb lasu i rozłożyłem skrzydła. Może jednak lepiej polecę. Wślizgnąłem się do zamku przez okno w korytarzu na piętrze. Poszedłem cicho w stronę mojej sypialni. – Chyba to nie jest takie złe? Luis z Avgarem stanowią taką piękną parę i najwyraźniej świata za sobą nie widzą. Czy miłość  rzeczywiście może zaistnieć tylko między kobietą, a mężczyzną, jak to zawsze wpierali mi rodzice? Mylili się w tylu innych sprawach więc dlaczego akurat w tej mieliby mieć rację? – zastanawiałem się całą drogę. – Niepotrzebnie tak napadłem na Nissima. Powinienem z nim porozmawiać o tym, a nie uciekać jak kretyn. Muszę go przeprosić.- Zacząłem szukać demona po całym zamku. Znalazłem go w końcu w galerii portretowej. Stał przed jakimś obrazem i patrzył na niego smutno. Nigdy go takim nie widziałem i ścisnęło się we mnie serce. Zawsze taki dumny i arogancki teraz wyglądał na bezradnego i kruchego. Schowałem się za filarem nie wiedząc co robić.
- Och skarbie –usłyszałem głos opiekuna najwyraźniej mówiącego do mężczyzny na portrecie  - chyba jestem naprawdę złym opiekunem. Wystraszyłem śmiertelnie tego ślicznego dzieciaka i teraz nie mogę go znaleźć. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Miałeś rację, że ode mnie uciekłeś i zostawiłeś mnie samego. Nie zasługuję na niczyją miłość i myślę tylko o sobie – westchną ciężko. Zrobiło mi się niesamowicie ciepło i  przyjemnie na sercu. – On się o mnie martwi i uważa, że jestem śliczny – miałem ochotę podskakiwać z radości. Momentalnie zapomniałem o swoich rozterkach. Wystrzeliłem jak korek z butelki i pognałem w stronę Nissima. Rzuciłem się mu na szyję z ogromnym entuzjazmem omal go nie przewracając. Przytuliłem się do zdumionego mężczyzny i wymamrotałem w jego szyję.
- Przepraszam, że jestem takim narwanym głupkiem. Jesteś naprawdę wspaniałym opiekunem i przysięgam, że już ci nie będę sprawiał kłopotów – poczułem jak silne ramiona Nissima zamykają się wokół mnie. – Och, jak dobrze być w domu. W lesie było naprawdę bardzo zimno.
- Cieszę się, że wszystko z tobą w porządku. Jutro jednak musimy poważnie porozmawiać – stwierdził demon głaszcząc mnie po głowie. Spojrzał jeszcze raz na obraz i uśmiechnął się do malunku. Coś zakłuło mnie w piersiach. Odsunąłem się od niego, stanąłem przed obrazem całkowicie go zasłaniając.
- On jest brzydki, ma gruby tyłek i wytrzeszczone oczy. Nawet ja jestem od niego o wiele ładniejszy – wypaliłem niemądrze i już po sekundzie zaczerwieniłem się po same uszy widząc kpiący wzrok mężczyzny.
- Jesteś zazdrosny o nieżyjącego od pięciuset lat chłopaka? To bardzo zabawne – Nissim pstryknął mnie w nos.
- Żartujesz? Musiałbyś mi się podobać, a wcale tak nie jest – pogrążyłem się jeszcze bardziej. Zaczął wolno podchodzić do mnie coraz bliżej. Otulił mnie jego zapach, był na wyciągnięcie ręki. Mój puls przyśpieszył. – Muszę już iść, strasznie przemarzłem – odwróciłem się na pięcie i uciekłem w popłochu. Ścigał mnie jego donośny śmiech.
…………………………………………………………

Luis
Obudziłem się bardzo wcześnie czując okropny głód. Faktycznie nie zjadłem wczoraj kolacji, bo Avgar zajął mnie czymś hm, innym. Z dołu dochodził mnie boski zapach. Powlokłem się do kuchni gdzie Sonia przygotowywała właśnie śniadanie. Niezupełnie jeszcze rozbudzony wziąłem z szuflady widelec i zacząłem wyjadać wprost z patelni.
- Mm, pyszne – wymamrotałem z pełną buzią i natychmiast dostałem po łapach. Nawet nie zauważyłem, że po brodzie cieknie mi krew.
- Luis ty mała cholero, przecież to surowa wątróbka, poczekałbyś chociaż aż się udusi – ciotka odpędziła mnie od gara i usadziła za stołem. – Zraz zaraz – zaczęła patrzeć na mnie podejrzliwie - przecież ty nie ostatnio nie jadłeś mięsa bo powiedziałeś, że to godzi w twój światopogląd. Wytrzyj się, wyglądasz jak wampir po posiłku – podała mi papierową chusteczkę.
- Mogę jeszcze trochę – odebrałem jej patelnię i zacząłem z zapałem pochłaniać jej zawartość. Przyglądała się temu z wyraźnym obrzydzeniem w oczach.
- Luis, ledwo wykaraskałeś się z jednego problemu i najwyraźniej zaczyna znowu ci odwalać. Robiliście wczoraj coś dziwnego z Avgarem? – zapytała wbijając we mnie oskarżycielsko wzrok.
- Eee? – zapytałem inteligentnie. – Mam ci opowiedzieć ze szczegółami? – Przypomniałem sobie wszystko co wyprawialiśmy i zawstydzony spuściłem oczy. – Kiedy my właściwie wcale nie wychodziliśmy z sypialni – pisnąłem  żałośnie.
- Nie patrz tak na mnie, martwię się o ciebie, ostatnio bardzo się zmieniłeś – pokręciła głową Sonia.
- Och, czepiasz się i chcesz się mnie pozbyć – Nagle zrobiło mi się smutno i łzy zakręciły mi się w oczach. – Teraz myślisz tylko o Ance i jej zderzakach. Nie chcesz już być moją rodziną – chlipnąłem.
- Teraz to już przegiąłeś. Zachowujesz się jak baba w ciąży! – krzyknęła na mnie dziewczyna i znieruchomiała, jakby coś bardzo niepokojącego przyszło jej do głowy. – Luis czy ty ostatnio dobrze się czujesz?
- Właściwie to tak jakoś dziwnie, raz jestem ospały jakbym miał za moment zapaść w sen zimowy, kiedy indziej rozpiera mnie energia. Mięsko niesamowicie mi smakuje, zwłaszcza takie na wpół surowe – zacząłem się zastanawiać. – Może coś mi zaszkodziło?
- Wiesz, ty sobie lepiej usiądź, a ja zadzwonię do Avgara – powiedziała słabo unikając mojego wzroku i poszła do swojego pokoju. Widziałem jak zamyka za sobą drzwi i to wydało mi się bardzo podejrzane. Nigdy tego nie robiła. Po cichu poszedłem za nią i przyłożyłem ucho do dziurki od klucza.
- Avgar ty stary zboku, natychmiast przynieś mi test. Jeśli to prawda co podejrzewam, to cię wykastruję bez znieczulenia! – piekliła się do komórki. – Czy wy się w ogóle zabezpieczaliście?! Luis to głuptas i z niczego nie zdaje sobie sprawy, ale po tobie spodziewałam się minimum odpowiedzialności kretynie!
- ……………………..
- Nawet mi nie mów kurwa o jaju! Jaka moja wina, ty mi tu nic nie wpieraj! Nie miałam pojęcia, że odziedziczył geny po matce! Cholera, oboje zawaliliśmy! Mały nie będzie zachwycony, że przed nim to ukrywaliśmy i będzie miał rację. Długo będziesz musiał czekać na przesyłkę? Co, masz go w domu? A więc też coś podejrzewałeś?
- ……………………………….
- W takim  razie czekamy. Idę  naostrzyć tasak! Obejrzyj sobie ostatni raz swojego penisa i zrób mu pamiątkowe zdjęcie, bo już go więcej nie zobaczysz – Demon najwyraźniej się rozłączył. Poczułem niepokój. - Co to za dziwne tajemnice mają przede mną? Co Sonia takiego wie o mojej matce, przecież nie mogła jej znać? - Rodzice zawsze opowiadali, że poznali się w Londynie na jakimś zjeździe lekarzy. Nigdy nie widziałem jednak ich aktu ślubu ani mojego aktu urodzenia. Gdy kiedyś potrzebowałem ich w szkole do załatwienia urzędowych spraw zanieśli je sami, twierdząc, że jestem zbyt nieodpowiedzialny, żeby powierzyć mi tak ważne dokumenty. Czasami, jak byłem mały opowiadałem im o domu, z pięknym kwitnącym ogrodem, który często mi się śnił. Wyśmiewali mnie i mówili, że mam zbyt bujną fantazję. Jak przez mgłę pamiętałem salon ze ścianami z ciemnego drewna z dużym kamiennym kominkiem, bardzo podobnym do tego jaki miała Sonia. Może dlatego jak przyjechałem tutaj od razu poczułem się jakbym wrócił wreszcie na swoje miejsce. Usłyszałem kroki i szybko pobiegłem do swojego pokoju. Zamknąłem się w łazience i puściłem wodę. Musiałem zastanowić się nad tym co usłyszałem. Najbardziej niepokoiła mnie ta sprawa z jajem. – O co tu u licha chodzi?

poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 8



Adam

Pojechałem do szkoły w strasznym stanie. Przetrwanie ośmiu godzin w klasie z kacem gigantem było naprawdę ekstremalnym przeżyciem. W głowie mi huczało wzburzone morze, w gardle paliło, a żołądek urządzał dzikie harce. Dziewczyny szybko zorientowały się co mi dolega  i ulitowały się nade mną. Przyniosły mi sok pomidorowy i anty- kacusia z pobliskiej apteki. Trzeba przyznać, że bliźniaczki znały się na rzeczy. Po dwóch godzinach byłem jak nowo narodzony. Podczas obiadu przysiadła się do nas Kasia. Wyglądała dzisiaj wyjątkowo seksownie w obcisłej mni spódniczce i puszystym sweterku.
- Adam, wracasz dzisiaj po szkole od razu do domu? W kinie grają niezły film, może wybrałbyś się ze mną? – zaszczebiotała słodko patrząc mi prosto w oczy. Momentalnie stopniałem jak śniegi na wiosnę. Najładniejsza dziewczyna w szkole proponowała mi randkę. Poczułem się jakbym urósł kilka centymetrów.
- To urwijmy się z trzech ostatnich godzin – zaproponowałem beztrosko, myśląc w tej chwili o wkurzonym nieziemsko opiekunie. Jak  wyjdziemy teraz, to zdążymy do jego przyjazdu. - Możemy iść też do kawiarni po seansie. - Dziewczyna z uśmiechem skinęła na zgodę głową. Złapałem ją za rękę i wybiegliśmy ze stołówki. Po drodze ubraliśmy się, złapaliśmy plecaki i uciekliśmy przez okno w łazience dziewczyn.
Randka nie powiem była całkiem miła. Kasia w kinie kleiła się do mnie wręcz nieprzyzwoicie. Musiałem zrobić na niej niesamowite wrażenie. Czułem się jak prawdziwy zwycięzca. Kiedy zaczęła mnie głaskać po ręce i przytulać się mój rozsądek odleciał w siną dal. Chyba jestem jednak bardzo przyziemnym facetem, bo euforia nie trwała długo. Mimo całego zauroczenia dziewczyną wydawało mi się, że to wszystko toczy się zbyt szybko. Nie zdążyliśmy się jeszcze dobrze poznać, a już miziamy się w ciemnej sali. Po filmie siedzieliśmy jeszcze chwilę w kawiarni gawędząc o różnych głupstwach. Zerknąłem na zegarek i stwierdziłem, że zbliża się godzina przyjazdu Nissima. Poszliśmy więc powoli przez ośnieżony park w kierunku szkoły. W bramie Kasia zatrzymała się i złapała mnie za ramię.
- Nie pożegnasz się? – zapytała trzepocąc długimi rzęsami. Zaczerwieniłem się i niepewnie objąłem ją w talii. Ułożyła usta w ryjek. Pocałowałem ją, delikatnie łącząc nasze wargi. Było hm, całkiem przyjemnie, bez żadnego bicia serca, miękkich kolan i zawrotów głowy. Chyba tak właśnie powinien wyglądać słodki buziak z dziewczyną. Prawda?  Miałem jednak niejasne wrażenie, że cos tu nie gra, ale zrzuciłem to na karb mojej wybujałej wyobraźni. Widocznie te sprawy wymagają ćwiczeń i następny całus na pewno będzie lepszy. Odsunąłem się od dziewczyny, która wyglądała na nieco rozczarowaną.
- Zaprosisz mnie do siebie na weekend? – zapytała znienacka.
- Eee… Zapytam, mieszkam w wynajętym pokoju – odpowiedziałem zaskoczony jej bezpośredniością. – Muszę już iść, nie chcę sobie przechlapać u opiekuna. Ostatnio ciągle mu podpadam.
- W takim razie pa, do jutra – pomachała mi Kasia. Spojrzałem nad jej ramieniem i cały dobry humor od razy gdzieś wyparował. Zadrżałem ze strachu. Nissim stał w bramie i wpatrywał się we mnie tymi swoimi zimnymi jak kryształki lodu oczami. W jego spojrzeniu było coś takiego, że zacząłem się cofać. Zaczął iść w naszym kierunku szczerząc zęby w drapieżnym uśmiechu. Minął mnie i stanął przed zaskoczoną Kasią. Dziewczyna zlustrowała go od stóp do głów, widać było, że to zobaczyła bardzo jej się spodobało, bo zaczęła wyginać się zalotnie.
- Moja panno – odezwał się mężczyzna patrząc na nią pogardliwie – nie życzę sobie abyś utrzymywała z Adamem jakieś kontakty. Nie pozwolę, żebyś dorwała się do jego kart kredytowych więc nic tu po tobie. Następnym razem już nie będę taki miły – dorzucił groźnie. Kasia ogromnie się zmieszała, otwierała i zamykała usta nie wiedząc co powiedzieć. Tymczasem Nissim położył mi rękę na ramieniu i popchnął lekko do przodu.
- Do domu marsz – warknął.
- Phy…- prychnąłem wściekły na niego za jego zachowanie, ale widząc zimną furię w oczach opiekuna nie odważyłem się odezwać. Pomaszerowałem do zaparkowanego na ulicy samochodu. Wsiadł trzaskając drzwiami tak mocno, że o mało nie wyleciały z zawiasów. Wzdrygnąłem się i spuściłem głowę. Jechaliśmy w milczeniu ośnieżoną drogą, nasze oczy ani razu się nie spotkały. Słyszałem jednak jak mężczyzna zgrzyta ze złości zębami. Dojechaliśmy do jego domu w ekspresowym tempie. Zostawiłem tam niestety kilka książek potrzebnych mi na dzisiaj do nauki. Poszedłem do swojego pokoju i zacząłem szukać podręczników. Mamrotałem przy tym pod nosem co myślę o nadopiekuńczych facetach wtykających nosy w nie swoje sprawy. Zostawiłem niestety otwarte drzwi i to był mój błąd. Nissim musiał usłyszeć co nieco, bo z impetem wszedł do pokoju.
- Nie masz odwagi powiedzieć mi tego głośno smarkaczu? – zapytał przyciskając mnie swoim twardym ciałem do ściany i kładąc ręce po obu stronach mojej głowy.
- Jesteś okropny, narobiłeś mi wstydu przed moją dziewczyną – wrzasnąłem równie wściekły jak on.
- Parę nędznych całusów i trochę macania, a ty już składasz deklaracje tej małej puszczalskiej? Jesteś żałosnym gówniarzem – warczał wprost do mojego ucha, a ja mimowolnie poczerwieniałem. Był blisko, zbyt blisko. Całym sobą czułem jak falują mięsnie na jego klatce piersiowej. Chcąc się uwolnić uniosłem kolano i zamiast go odepchnąć tak jak to miałem w planie, ześlizgnęło mi się i weszło między jego uda. Sapnął zaskoczony.
- Jesteś wredny, jak mogłeś jej powiedzieć, że czyha na moją kasę? – odezwałem się już mniej pewnie, bo poczułem jak jego ciepłe dłonie ześlizgują się wzdłuż moich boków by w końcu objąć moje pośladki.
- Oszalałeś? Ile razy mam ci mówić, że faceci mnie nie kręcą! Kasia całuje lepiej od ciebie! – krzyknąłem bezmyślnie i w tym samym momencie tego pożałowałem.
- Ale z ciebie paskudny kłamczuch – zacisnął palce na moim tyłku.
- Jak śmiesz?! – zdesperowany, nie wiedząc co mam robić ugryzłem go w ramię. Miałem nadzieję, że ból przywróci mu rozsądek i mnie w końcu puści. Tymczasem złapałem się we własne sidła. Oczy mu zapłonęły i przybliżył swoją twarz do mojej.
- Udowodnij, że mówisz prawdę – uśmiechnął się do mnie przewrotnie i zaczął lizać moją szyję. Jego dłonie miarowo masowały moje pośladki przyciskając coraz mocniej nasze biodra do siebie. Poczułem jak bardzo jest pobudzony i zaczerwieniłem się po same uszy. Jego penis zaczął ocierać się o mój i już po chwili postawił mnie w stan gotowości. Zdradzieckie ciało prężyło się i drżało bez udziału mojej woli. Lgnęło do niego jak ćma do światła. Ciepły język wyczyniał cuda z moją skórą, która zrobiła się wrażliwa na najlżejszy dotyk. Zacząłem jęczeć, z początku cichutko potem coraz głośniej.
- Tak skarbie, właśnie tak – mruczał niskim głosem, a ja rozgrzewałem się z każdą sekundą coraz bardziej. – Poddaj się i przestań ze mną walczyć – niespodziewanie włożył jedną dłoń między nasze ciała i ujął delikatnie mojego penisa. Zaczął go gładzić przez materiał spodni, a ja zamknąłem oczy i skomlałem jak szczeniak. – Nie bój się, rozsuń trochę nogi - usłyszałem gorący szept. Uda zareagowały same pozwalając mu na jeszcze intymniejszą pieszczotę. Teraz mógł dosięgnąć także moich jąder. Ugniatał je i drażnił z wielką wprawą, a ja topiłem się jak masło na rozpalonej patelni. Podniósł głowę i zawładną moimi ustami. Wsunął głęboko język i zaczął gładzić ich wnętrze. Byłem jak w transie. Pozwalałem mu robić z sobą wszystko na co miał ochotę. Wreszcie moje ciało wygięło się w łuk i jak prawdziwy smarkacz spuściłem się w spodnie. Oparłem się o niego dysząc głośno i drżąc na całym ciele. Zacząłem się uspokajać, Nissim trzymał mnie mocno w swoich ramionach, gdyby mnie puścił, to na pewno bym upadł. Wraz z opamiętaniem wrócił także rozsądek. – Jak on mógł mi to zrobić? To był pierwszy raz gdy do orgazmu doprowadziły mnie inne ręce niż moje. Zachowywałem się jak dziwka w objęciach faceta. Jestem zboczeńcem! – zrobiło mi się niedobrze. W wyobraźni zobaczyłem wykrzywioną pogardą twarz ojca, mówiącym o naszym homoseksualnym sąsiedzie. Wilgotne spodnie lepiły mi się do nóg. Odsunąłem się od mężczyzny, spojrzałem na niego ze złością i z całej siły uderzyłem go w twarz. Nie czułem jak po policzkach zaczynają mi płynąć strumieniem łzy.
- Kto ci dał prawo, żeby mnie dotykać?! Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj! – wrzasnąłem, rozłożyłem skrzydła i umknąłem starym zwyczajem przez okno.
- Adaś wracaj! – usłyszałem za sobą krzyk Nissima.
………………………………………………………………………..

Luis
Wstałem wcześnie, zjadłem w pośpiechu śniadanie i pognałem nad jezioro. Nie chciałem się spotkać z wkurzoną na mnie ciotką. Było teraz zamarznięte i dzieciaki z miasteczka jeździły po nim na łyżwach. Oczywiście było to zabronione i sierżant Kropelka latał za nimi wrzeszcząc na nich i piszcząc przeraźliwie na policyjnym gwizdku. Usiadłem na kamieniu, ale przez ten hałas nie mogłem się skupić. Miałem plan, co prawda marny, ale trudno. Chciałem odtworzyć wszystko co zrobiłem tamtego dnia. Skupiłem się i myślach zanurzyłem się w głąb zimnych wód jeziora. Starałem się wyobrazić sobie jak wygląda zwyczajne życie jego mieszkańców. Już po chwili pływałem razem z karpiami, po drodze widziałem nawet kilka węgorzy i szczupaka. Poczułem jak coś ze mnie się uwalnia i rozchodzi się po wodzie. Miałem nadzieję, że osiągnąłem sukces. Otworzyłem oczy, wstałem i….
- Pac.. - dostałem miedzy oczy ogromną śnieżką. Poślizgnąłem się na lodzie i upadłem na tyłek. Spojrzałem w gorę i dostrzegłem mojego oprawcę. Nade mną stał Legolas z rękami w kieszeniach, jego szczupłą twarz wykrzywiał złośliwy uśmieszek.
- Ty elficki wypierdku! – wrzasnąłem i w pierwszym odruchu miałem mu oddać zwalając na niego śnieg z pobliskiej choinki, ale zraz się rozmyśliłem. Miałem przecież o wiele lepszą broń. Skoncentrowałem się i wyobraziłem sobie jego nos wielkości sporego kartofla. Coś rozjarzyło się w powietrzu i już miałem przed sobą przezabawny obrazek. Blondas z wielką bulwą na twarzy wyglądał naprawdę świetnie.
- Co ty mi zrobiłeś smarkaczu? – pisnął ze złością Legolas.
- Lustereczko by ci się przydało – stwierdziłem z szerokim uśmiechem. Ze zdumieniem zauważyłem, że ledwo przestałem mówić on już trzymał w ręce zwierciadło.
- Oż ty wredny – elf wykonał jakiś skomplikowany gest i poczułem dziwne mrowienie w okolicy mojego tyłka. Spojrzał na mnie i zaczął chichotać jak szalony. – Ciekawe czy teraz też będziesz się Avgarowi podobał. – Odrobinę przestraszony jego radością zacząłem w popłochu obmacywać swoje tyły. Wydawały się jakby większe? Rosły z sekundy na sekundę i już po chwili zamiast zgrabnych pośladków miałem wielką dynię. Musiałem mieć chyba ze sto pięćdziesiąt centymetrów w biodrach. Przy moim wzroście wyglądałem z pewnością komicznie. Podszedłem do blondasa i spojrzałem mu groźnie w oczy.
- Odwołaj to śmieciu! – krzyknąłem na drania.
- Chciałbyś – pokazał mi gest pingwina. Nigdy bym nie pomyślał, że zieloni znają takie młodzieżowe zagrywki. Krew się we mnie wzburzyła. Nie pozwolę temu cieniasowi się obrażać. Skoczyłem na drania z zębami i pazurami. Drapałem i gryzłem, gdzie tylko mogłem dosięgnąć. Elf chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy bo pisnął cienko, ale trzeba przyznać, że się nie wycofał. Wczepił się natomiast paluchami w moje włosy i ciągnął za nie niemiłosiernie. Upadliśmy na śnieg i zaczęliśmy okładać się jak gówniarze. Słyszała nas chyba cała okolica bo darliśmy się przy tym niemiłosiernie nie szczędząc sobie wyzwisk. Tocząc swoją bitwę zupełnie przestaliśmy zwracać uwagę na otoczenie. Nagle czyjeś silne dłonie pociągnęły nas do góry i oderwały od siebie.
- Co wy do jasnej cholery wyprawiacie? – usłyszałem wściekły głos Avgara. Wyglądacie jak dwa skretyniałe bałwany, tyle, że jeden ma wielki nochal, a drugi ogromny tyłek.
- Liren – zwrócił się do elfa – ciekawe jak wygląda teraz moja przesyłka? Jak coś zgniotłeś w czasie tej bijatyki to mnie popamiętasz!  Jesteś od niego o wiele starszy i powinieneś być choć odrobinę mądrzejszy – puścił zmieszanego blondasa na ziemię prosto w wielką zaspę. Wypełzną stamtąd prychając i nie oglądając się za siebie powędrował do zamku.
- A ty – zwrócił się do mnie demon – ledwie jedną psotę naprawiłeś od razy wpakowałeś się w nowe kłopoty. – Potrząsną mną jak kociakiem. Powinienem cię za karę tutaj zostawić z tym wielkim zadem.
- Ja nie mam zadu tylko dupcię – mruknąłem urażony. Zrobiło mi się przykro, jeśli zaklęcia nie uda się odwrócić już na zawszę pozostanę taką paskudą. Usta same ułożyły mi się w podkówkę. – Nie chcesz mnie, bo jestem teraz brzydki? – chlipnąłem niespodziewanie dla samego siebie. Zacząłem się zachowywać jak jakaś nawiedzona nastolatka. Przez tego faceta głupiałem z każdym dniem coraz bardziej.
- Luis, ty chyba nie zaczniesz płakać z powodu takiego głupstwa? – zapytał Avgar, patrząc na mnie zaniepokojony i zaskoczony moją reakcją. – Ostatnio naprawdę dziwnie się zachowujesz, a te twoje huśtawki nastroju bywają naprawdę przerażające.
- Mój śliczny tyłeczek przepadł – rozbeczałem się na dobre. Mężczyzna wziął mnie w ramiona i czule ucałował moje zdrętwiałe z zimna usta.
- Głuptasie, przecież cię kocham i rozmiar twoich pośladków tego nie zmieni – szepnął mi do ucha.




sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 7


Luis

Kilka minut później dotarliśmy z Avgarem do domu ciotki. W salonie czekało już na nas całe towarzystwo. Ledwo przekroczyliśmy próg wszyscy spojrzeli na nas jak na zbrodniarzy. Anka oczywiście siedziała obok Soni bezwstydnie wykorzystując sytuację i klejąc się do jej boku. Adaś kręcił się niespokojnie u boku Nissima. W pewnym momencie zaczerwienił się i gwałtownie poderwał z sofy. Ulokował się na dywanie razem z Iloną i chmurnie spoglądał na Nissima wydymając różowe usta. Chciał chyba wyglądać groźnie, ale skutek był zupełnie przeciwny do zamierzonego. Z tym pełnym oburzenia spojrzeniem, rozczochranymi włosami i rozchylonymi słodkimi ustami stanowił bardzo kuszący kąsek wprost do schrupania. – Czy pomiędzy nimi coś jest?- Jakoś wcześniej tego nie zauważyłem. Mężczyzna spoglądał na niego rozbawiony i wygodnie rozparł się na fotelu. Na nasz widok uśmiechnął się wyjątkowo złośliwie. Usiadłem razem z Avgarem na kanapie nieco chowając się z jego plecami. Nieczyste sumienie nie dawało mi spokoju i miałem nadzieję, że w razie zmasowanego ataku demon mnie obroni. Sonia omiotła wzrokiem całe zgromadzenie prze dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na naszej dwójce. Pod wpływem jej spojrzenia zadrżało we mnie serce.
- Zebraliśmy się tutaj z wiadomego wszystkim powodu. Musimy zrobić coś z tą zieloną plagą. Nie możemy pozwolić, aby obcy szwendali nam się po okolicy. W tej chwili nasze spokojne miasteczka zalała fala ciekawskich pismaków, widziałam nawet grupkę uczonych z uniwerka jak pobierają próbki wody i ziemi.
- Skąd oni tak szybko dowiedzieli się o naszych problemach? – zapytał Avgar.
- To ten cholerny właściciel hotelu ich zawiadomił. Z tym facetem też będzie trzeba zrobić porządek. A teraz jak na spowiedzi gadać, który to idiota bawił się ostatnio magią? – spojrzała po nas groźnie. Schowałem się całkowicie za szerokimi barkami Avgara, wciągnąłem jego piżmowy zapach, który w jakiś dziwny sposób dodał mi odwagi.
- Kazałaś mi się uczyć – chciałem odezwać się niskim głosem, jak prawdziwy mężczyzna, a wyszedł mi tylko żałosny pisk.
- Kogo mam najpierw zabić ciebie czy jego? – warknęła rozeźlona ciotka wskazując na demona, szczerzącego do niej kły, najwyraźniej w bardzo dobrym humorze. – Miałeś go pilnować idioto z czego się tak cieszysz?
-Wyglądamy teraz jak wielka, zielona rodzina – roześmiał się beztrosko Avgar. Uszczypnąłem go aby natychmiast się uspokoił i nie drażnił wkurzonej ciotki. Nadal miałem w pamięci jej akcję z tasakiem. Sonia jednak była szybsza. Rzuciła w niego ciężką książką nabijając mu solidnego guza. – Wiedźmo czy ty zawsze musisz być taka brutalna? – jęknął poszkodowany.
- Muszę was pilnować, bo inaczej nas wszystkich pozamykają w Zoo, albo w rządowych laboratoriach – rzuciła gniewnie. – Luis, cokolwiek zrobiłeś idź natychmiast to odkręcić!
- Nie wiem czy potrafię – wyszeptałem cichutko. W tym momencie rozległ się ostry dźwięk komórki dobiegający gdzieś z korytarza. Przeraźliwa muzyka techno zazgrzytała nam w uszach.
- Niech ktoś wyłączy to paskudztwo – wrzasnęła zirytowana Sonia.
- Chwileczkę – zmieszany Adaś zerwał się z miejsca i popędził do swojego pokoju. Po chwili muzyka umilkła za to z pokoju dobiegł nas tupot, odgłos przewracanych mebli i rozbijanego szkliwa.
- Aaaa…! Potwory! – usłyszeliśmy przeraźliwy wrzask chłopaka. Rzuciliśmy się wszyscy do drzwi całkowicie je blokując. Oczywiście przepadłem przez próg i wyłożyłem się jak długi, a na mnie runęła cała banda z tyłu.
- Rety – jęknąłem głucho czując jak przygniata mnie ogromny ciężar złożony ze wszystkich moich przyjaciół.
- Ratunku!! – kwiczał spanikowany Adam. Pozbieraliśmy się szybko i ruszyliśmy na odsiecz. Złapałem za stojącą w kącie miotłę, ktokolwiek odważył się zaatakować małego zaraz oberwie. Wszyscy znowu utkwili w drzwiach i zamarli w tej pozycji. Rozległy się pojedyncze stłumione chichoty. Niestety nic nie widziałem. Niewiele myśląc padłem na kolana i na czworakach przeczołgałem się między ich nogami. Zerknąłem do pokoju i muszę przyznać, że trochę mnie zatkało. Na łóżku piszczał i podskakiwał ze strachu blady jak ściana chłopak. Natomiast na podłodze kłębiło się spore stadko zieloniutkich, puszystych kulek. Było ich tak dużo, że wyglądały jak gruby kobierzec pokrywający parkiet. Dywany jednak nie mają czarnych, błyszczących ślepek i małych wąsików.
- Biedactwa, co je tutaj przygnało? Dziwnie się zachowują – zerknąłem na ciotkę, która była w tej chwili po prostu bordowa z wściekłości.
- Co te przeklęte gryzonie robią w moim domy? – krzyknęła prawie nas ogłuszając.
- Przestań się pruć, nie widzisz jakie są przerażone? – odezwałem się do niej oburzony.
- Obrońca uciśnionych się znalazł. Ciekawe co powiesz jak ci poprzegryzają kable od komputera? – fuknęła na mnie. – Nissim zabierz stąd tego panikarza i doprowadź go jakoś do porządku. – Mężczyzna wszedł ostrożnie do pokoju starając się nie nadepnąć żadnego szczura. Wyciągną do chłopaka ręce, a ten natychmiast rzucił się w jego ramiona i ukrył twarz na jego szerokiej piersi. Wyniósł z pokoju Adasia przy akompaniamencie cichych chichotów całej rodziny.
- Te biedactwa są całe przemarznięte i głodne. Potrzebują odrobiny spokoju -Wygoniłem ich wszystkich do salonu. Popatrzyli na mnie jak na wariata, ale grzecznie porozsiadali się z powrotem na swoich miejscach i oczywiście zaczęli mówić jeden przez drugiego. Nissim miał na kolanach Adasia i poił go koniaczkiem z zapasów Soni. Młody wypił łapczywie podany mu alkohol krztusząc się i prychając po czym wyciągnął rękę ze szklaneczką po raz drugi. Opiekun zagadany z Sonią dolewał mu za każdym razem do pełna.
- Luis, wróć z Avgarenm nad jezioro i odwróć jakoś tą reakcję – zwróciła się do mnie już nieco spokojniejsza ciotka. – Zajmę się tymi gryzoniami. Postaram się dowiedzieć co je skłoniło do emigracji.
- Oone szły z zamku Aavgara – wyjąkał bełkotliwie Adaś. Wszyscy spojrzeliśmy na niego, wyglądał dość podejrzanie.
- Człowieku, ile ty mu dałeś tego koniaku? – jęknęła zrezygnowana Sonia.
- Butelkę? – Zaskoczony Nissim spojrzał na pustą karafkę na stole.
- Zabierz go do siebie, bo tutaj nie może zostać. Nowi lokatorzy jakoś nie przypadli mu do gustu – dorzuciła złośliwie. - Reszta pójdzie ze mną do zamku – odezwała się Sonia. Nie pozostało nam nic innego jak podporządkować się jej rozkazom. Nissim wziął czkającego Adasia na barana. Chłopak z szerokim uśmiechem na buzi przylgnął do jego pleców i objął go za szyję. Poszliśmy za nimi. Na zewnątrz było bardzo zimno. Śnieg chrzęścił nam pod nogami i skrzył w promieniach słońca. Adaś otwarł nagle oczy i rozejrzał się dookoła.
- Jjesteśmy w górach prawwda? – wybełkotał. – Góralu czy ci nie żaaal! – zawył na całe gardło fałszując okropnie. Niestety głos miał naprawdę donośny.
- Bogowie za co?! – jęknął Nissim i przewrócił teatralnie oczami. Przyśpieszył kroku żeby zapewne jak najszybciej pozbyć się śpiewającego balastu.Wkrótce zniknęli nam z oczu.
- Dobrze mu tak, trzeba było pilnować smarkacza – warknęła za nimi bezlitośnie Sonia. Nikt tego nie skomentował. Wszyscy szliśmy za ciotką w milczeniu nie chcą jeszcze więcej jej rozdrażniać. Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Anka ledwie przekroczyła próg zamku skrzywiła się i zatkała nos.
- Co tutaj tak śmierdzi? Jak możecie mieszkać w takim chlewie? Nie ma co się dziwić zwierzakom, że nie chciały z wami mieszkać – zwróciła się do mnie i Avgara. Wciągnąłem powietrze i stwierdziłem, że faktycznie miała rację. Cuchnęło niemiłosiernie nadpsutym mięsem i zgniłymi jajami.
- Jak wychodziliśmy rano wszystko było w porządku. Nie wiem co się stało – popatrzyłem na nią zaskoczony.
- Trzeba przyznać, że ten zapaszek nawet do ciebie pasuje. Prawdziwie piekielny odór – odezwała się Sonia, posyłając Avgarowi złośliwy uśmieszek. Szła przodem bacznie się rozglądając i węsząc jak rasowy owczarek. Wchodziliśmy po kolei do pokojów i łazienek, wszędzie niestety było tak samo. Od potwornego zapachu wkrótce zaczęło nas drapać w gardle, a oczy same popłynęły łzy.
- Zauważyliście, że najbardziej śmierdzi z umywalek i odpływów – odezwała się milcząca dotąd Ilona.
- Rzeczywiście – Avgar nachylił się nad zlewem w kuchni.
- Robiłeś ostatnio jakieś eksperymenty? – zapytała Sonia, a widząc jak przecząco pokręcił głową, stwierdziła – W takim razie ktoś ci zrobił głupi kawał – zeskrobała znalezioną w szufladzie komody łyżeczką odrobinę paskudnej mazi z odpływu. – Co się tak gapisz? Idziemy do twojego laboratorium, to mi wygląda na jakieś obrzydliwe glony, a reszta wiary do roboty. Dziewczyny do sklepu, dzisiaj ma przyjść dostawa ziół. Luis nad jeziorko odczyniać swoje kiepskie uroki – zakomenderowała nami jak prawdziwy dowódca.
………………………………………………………………………

Adam

Było mi dobrze jak nigdy przedtem. Nissim niósł mnie na plecach, a ja przytulałem się do jego ciepłego, potężnego ciała. Mocno obejmowałem go w tali nogami, aby nie spaść na ziemię. W głowie mi się odrobinę kręciło i cały czas grała w niej skoczna góralska muzyka. Nuciłem pod nosem  i pochyliłem się, żeby wciągnąć w nozdrza boski zapach skóry mojego opiekuna. Dotknąłem nosem jego karku. Wyglądał niesamowicie kusząco, więc bez ostrzeżenia wbiłem w niego zęby pomrukując z zadowolenia.
- Oż kurwa – jęknął mężczyzna i gwałtownie się zatrzymał. Brutalnie zrzucił mnie na śliską, oblodzoną ścieżkę. Oczywiście od razu widowiskowo się na niej wyłożyłem, machając ramionami jak wrona na prochachdla utrzymania równowagi. – Adam! – podniósł mnie do pionu i potrząsnął mną jak kukiełką. –Natychmiast się uspokój, jeśli nie chcesz się jutro obudzić z bolącym tyłkiem! – wbił we mnie błękitne oczy, które teraz wydawały się płonącym kawałkiem zimowego nieba. – Maszeruj do domu pijaku jeden!
- A w którą stronę? – wbiłem w niego lekko zamglone spojrzenie. Zacząłem mrugać oczami dla poprawienia ostrości, bo jego sylwetka trochę mi się zamazywała. Chwycił mnie za ramiona, lekko okręcił i pchnął do przodu. Poszedłem więc przed siebie wąską leśną dróżką mocno się zataczając, na szczęście po obu stronach rosły gęste krzaki i od czasu do czasu mogłem się ich złapać, kiedy kompletnie traciłem równowagę. Za mną szedł wkurzony Nissim, mruczący paskudne przekleństwa we wszystkich językach świata. Prze drogę przebiegła spłoszona sarenka, oczywiście w pięknym zielonym kolorze. Ten widok wydał mi się z jakiegoś powodu strasznie zabawny, a w głowie znowu zaczęła grać kapela.
- Hej kiej zywieckie pola leci sarna, hej nóskami przebiero boby zarła – śpiewałem ile sił w płucach. Ze wszystkich pobliskich drzew zaczęły podrywać się ptaki, odlatując w popłochu w siną dal. – Nie znacie się na prawdziwej sztuce – krzyknąłem za nimi – hic hic – czknąłem i złapałem się gałęzi. – A to słyszałeś? – odwróciłem się do Nissima i pomachałem mu wesoło – Świeć miesiączku świeć! – podjąłem nową piosenkę.
- Do domu! – jęknął zrezygnowany mężczyzna z powrotem nakierowując mnie na właściwą ścieżkę. Droga zdawała się nie mieć końca, a mnie wreszcie skończył się repertuar. Zmęczeni i czerwoni od mrozu dotarliśmy do windy. Dobrze, że Nissim miał dobry refleks, bo mało brakowało, a wypadłbym za burtę. Kiedy dotarliśmy do mojej sypialni mężczyzna pchnął mnie na łóżko i głęboko odetchnął. Wylądowałem na nim  bezwładnie. Odbiłem się kilka razy od sprężystego materaca i zacząłem zanosić się ze śmiechu. Po chwili głupawka mi przeszła, usiadłem i pociągnąłem nosem.
- Śmierdzę – stwierdziłem z niesmakiem.
- Daj spokój. Nie jesteś w stanie się umyć, jeszcze sobie coś złamiesz – odezwał się mężczyzna, usiłując złapać mnie za rękę. O dziwo udało mi się ją wyrwać, wstałem i trzymając się kurczowo ściany popełzłem do łazienki. Zatkałem odpływ i puściłem wodę do wanny. Niemrawo zacząłem się rozbierać, rozrzucając beztrosko ciuchy po całym pomieszczeniu. Wszedłem do ciepłej, parującej wody i oczywiście poślizgnąłem się. Wpadłem z impetem do środka omal się nie topiąc.
- Co ty tutaj wyprawiasz?! – Nissim złapał mnie za ramiona i ułożył w pozycji siedzącej. – Po jaką cholerę kąpiesz się w takim  stanie, chcesz się zabić mały idioto?! – zniesmaczony wziął do ręki gąbkę i zaczął mnie szorować trąc mocno moją skórę, aż się cała zaróżowiła. Kiedy tylko jego dłoń zjechała w niższe rejony zacząłem piszczeć i się wyrywać. Pod wpływem dotyku mężczyzny moje ciało zapłonęło, a ukryty w pianie członek powoli podnosił swoją główkę.
- Iidź stąd, ddam sobie radę – wybełkotałem, widząc w lustrze jak moje policzki robią się dosłownie szkarłatne.
- Jasne – rzucił Nisssim ironicznie, wyciągnął mnie z wody i postawił na śliskich kafelkach. Nogi zaczęły mi się ślizgać na wszystkie strony. Zerknąłem na niego i zaczerwieniłem się o ile to możliwe jeszcze bardziej. Stałem przed nim golusieńki, ociekający wodą, a ten drań zamiast się odwrócić gapił się bezczelnie na mojego penisa, który pod jego spojrzeniem rósł jak na drożdżach.
- Aaa…! – kwiknąłem i zakryłem strategiczne miejsce dłońmi. Zachwiałem się i aby nie upaść rozłożyłem skrzydła. – Ale ze mnie bałwan! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Idealnie pomagały mi balansować nieposłusznym ciałem. – Poruszyłem nimi raz i drugi zafascynowany refleksami jakie malowało na nich światło. Zalśniły jak najprzedniejszy jedwab.
- Jutro rano obudzę się z aureolką i cały w piórach – mamrotał pod nosem Nissim. -Właściwie już jestem prawie święty – westchnął ciężko i z trudem oderwał oczy od mojego gołego tyłka. Złapał mnie w tali i wziął pod pachę. Zacząłem piszczeć i okładać go skrzydłami. – Siedź cicho, bo cię położę na dywanie i przelecę, przeklęty bachorze. – Umilkłem, przestraszony groźną nutą w jego głosie. Rzucił mnie na łóżko i nakrył kołdrą. – Śpij i nie waż się już odzywać – warknął na mnie. Usiadł w fotelu obok i wbił we mnie ponury wzrok. Pod jego wpływem schowałem się pod nakryciem tak, że wystawały tylko moje oczy i czubek głowy. Zamknąłem powieki i wtedy dopiero zaczęła się jazda. Cały pokój zaczął wirować razem ze mną coraz szybciej i szybciej. Mózg zamienił się w gluta obijającego się bezwładnie o ściany czaszki. Żołądek kurczył się i rozkurczał. Zrobiło mi się niedobrze.
- Nissim – jęknąłem bezradnie.
- Zamknij się wreszcie.
- Ale….- wymamrotałem cichutko, obracając się w jego stronę.
- Milcz, jeśli ci cnota miła – fuknął na mnie i wziął ze stolika jakąś gazetę. Próbowałem opanować sensacje w moim brzuchu, ale niestety przegrałem. Usiadłem gwałtownie, nie zdążyłem niestety zrobić nic więcej. W głowie mi zawirowało.
- Ble…. – puściłem pawia wprost na kolana zaczytanego mężczyzny.
- Jasny szlag - zerwał się Nissim – nie ruszaj się. – Ruszył do łazienki, nie był jednak dość szybki i nie udało mu się zejść  z pola rażenia.
- Bleeee…. – rzygnąłem jeszcze raz, a wszystko co dzisiaj zjadłem i wypiłem znalazło się na moim opiekunie.