piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 18

Z dedykacją dla zniecierpliwionego Kisielka. Wpadłam w szpony gier komputerowych i stąd opóźnienie. O Luisa się nie martwcie, to bardzo zaradny chłopak. Zresztą zobaczycie sami.



Obudziłem się w niewielkiej kamiennej celi na jakimś starym tapczanie, którego wyleżane sprężyny uwierały mnie mocno w posiniaczony bok. Oświetlona była niewielką, słabą żarówką, tylko tyle by rozjaśnić mrok. Usiadłem zbyt szybko i zakręciło mi się w głowie. W ustach miałem dziwny posmak. Nadal miałem nieprzyjemne dreszcze.Spojrzałem w górę i zobaczyłem małe okienko, niestety zakratowane. Chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi i szarpnąłem nimi silnie. Jak się domyślacie były zamknięte na solidny zamek. ,,Co ja tutaj robię i kto mnie porwał? Z całą pewnością nie znałem mężczyzn którzy mnie tu przywieźli. Może lepiej położę się z powrotem. Jak będą myśleli, że śpię, to pewnie z czymś się zdradzą.” Wkrótce usłyszałem ciężkie kroki. Ktoś podszedł do drzwi i przez klapkę w nich wsunął do środka tacę z posiłkiem.
- Mały śpisz? Kolacyjka! – zawołał ochryple.
- Nie widzisz, że się jeszcze nie obudził? – usłyszałem drugi głos.
-Jest śliczny. Mistrz był szczęśliwy. Ciekawe co chce z nim zrobić?
- O tak i obiecał nam niespodziankę. Aleś ty głupi. Nie wiesz, że chcą go złożyć jako ofiarę demonowi z lasu? Do tej pory nie chciał z nami rozmawiać, ale teraz na pewno przyjdzie. Wreszcie skontaktujemy się z kimś ważnym z tamtej strony – a więc te bałwany, bawiące się w satanistów chcą mnie podarować Avgarowi. Z przyjemnością będę robił za prezent.
- Faktycznie, jak mistrz zobaczył go na tej polance, o niczym innym nie mówił. Malec musi być bardzo sprytny, jeśli udało mu się uciec temu stworzeniu ciemności. Trzeba na niego uważać. Myślę, że szatan będzie zadowolony jak oddamy mu zbiega.
- A możemy go trochę naruszyć? Jest taki słodziutki. Mam na niego ogromną ochotę – kiedy to usłyszałem przeraziłem się nie na żarty.
- Lepiej trzymaj ręce przy sobie. Ofiara ma być nietykana. Mógłbyś rozgniewać demona. Mistrz obdarłby cię wtedy ze skóry – nie macie pojęcia z jaką ulgą odetchnąłem na te słowa. Głosy zaczęły się oddalać, aż wreszcie umilkły. Tymczasem ja ułożyłem się wygodnie na łóżku i zacząłem układać w głowie niecny plan. To będzie moja oskarowa rola. Postanowiłem, że będę najlepszą ofiarą jaką w życiu widzieli. A z Avgarem też sobie poradzę. Sonia podsunęła mi niezły pomysł. Skoro tak bardzo go teraz nie lubię, udam chłodnego i niedostępnego. To będzie dosyć trudne zważywszy na to, jak na jego widok bije mi serce. Muszę też znaleźć sobie jakiegoś przystojnego chłopaka, a najlepiej kilku. Odrobina malutkich flirtów powinna odpowiednio rozgrzać tego uparciucha. Jak się do tego dobrze przygotuję, to uda mi się dokonać czegoś naprawdę wielkiego. A nagroda powinna być naprawdę słodka. Kompletnie się rozmarzyłam, myśląc o delikatnych pocałunkach mężczyzny i jego silnych ramionach. To jak bardzo mnie skrzywdził, całkowicie wyleciało mi z głowy. Zdziwieni? No przecież mnie znacie. Moje emocje zmieniają się z minuty na minutę. Jestem też niepoprawnym optymistą. Ułożyłem się wygodnie i zasnąłem ponownie z wielkim bananem na twarzy.
…………………………………………………………………………………
Nie wiem jak długo spałem, ale zostałem brutalnie obudzony silnym szarpnięciem za ramię. Skuliłem się cały i zaszlochałem teatralnie, wczuwając się w rolę przyszłej ofiary. Spod rzęs przyglądałem się zaciekawiony reakcji, stojących obok łóżka dwóch poznanych wcześniej mężczyzn.
- Nie bądź taki chamski. To jeszcze dzieciak. Nie widzisz jak się boi – usłyszałem z zadowoleniem, którego jednak nie pokazałem mimiką twarzy. Starałem się wyglądać na jak najbardziej załamanego i wystraszonego. Założyli mi przepaskę na twarz tak, że nic nie widziałem. Ponownie wrzucono mnie do samochodu i powieziono w nieznanym kierunku. Piszczałem i szamotałem się prze całą drogę aż zmęczeni użeraniem się ze mną mężczyźni zlitowali się i odsłonili mi oczy. Auto zatrzymało się w lesie na jakiejś bocznej drodze. Było całkiem ciemno. Najwidoczniej zapadła już noc. Poprowadzili mnie polną ścieżką w głąb boru. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do znajomej polanki. W kamiennym kręgu, wokół wyrzeźbionego z odłamka skały ołtarza zgromadził się chyba cały krąg satanistów. Wszyscy z zasłoniętymi twarzami, z założonymi na głowy kapturami i w długich do ziemi, czarnych pelerynach spod których wystawały tylko nagie stopy. Ciekawe co mają pod spodem. Najprawdopodobniej nic, sądząc po naszym ostatnim spotkaniu. Na mój widok spośród nich wystąpił znany mi już wysoki mężczyzna w złotej masce. To pewnie ten ich mistrz. Wyciągnął do mnie rękę.
- Chodź dziecko, nie bój się. Dostąpisz dzisiaj wielkiego zaszczytu. Sam pan ciemności przybędzie na nasze spotkanie – odezwał się, wpatrując się we mnie pożądliwie swoimi zimnymi, niebieskimi oczami. Osobiście związał mi dłonie i kostki nóg złotym sznurem, abym nie mógł uciec. Pchnął mnie na ołtarz tak, że upadłem na plecy. Ułożono mnie jak zwierzę ofiarne i przymocowano do niego łańcuchami. Wytrzeszczyłem oczy starając się wyglądać na jak najbardziej spanikowanego. Szczerze mówiąc trochę się bałem. Jak Avgar nie przyjdzie na to spotkanie to będzie po mnie. Przeleci mnie cały krąg napalonych satanistów i nic już nie pozostanie z mojego biednego tyłka. Zacząłem lekko drżeć ze strachu. Tymczasem mistrz zaczął odprawiać jakieś dziwne modły w nieznanym mi języku. Okadzał mnie przy tym jakimś wonnym dymem od którego zaczęło kręcić mi się w głowie. Przymknąłem oczy. Z oddali dobiegała mnie złowroga muzyka i bicie bębnów.
-Przyjdź proszę, bo tym razem naprawdę będzie ze mną źle – wołałem Avgara bezgłośnie z głębi duszy. Nagle usłyszałem cichy szept podnieconych satanistów i zapadła cisza. W tle słychać było tylko jakąś pogańską melodię puszczaną prawdopodobnie z odbiornika. Powoli rozwarłem powieki, uniosłem nieco głowę i wydałem z siebie przeraźliwy wrzask przerażenia.
- Nieeeeeee….!!! – sam siebie podziwiałem jak dobrze mi wyszedł. Przede mną stał Avgar, ale nieco się różnił od tego, którego zwykle widywałem. Wyglądał naprawdę imponująco. Cały odziany w czerń. W długiej do kolan, dopasowanej tunice, przewiązanej srebrnym pasem haftowanej jedwabną nicią w jakieś runiczne wzory. Skórzane spodnie i buty z cholewami ściśle przylegały do jego umięśnionych nóg. Rozpostarł ogromne, pokryte jedwabistą sierścią błoniaste skrzydła i ryknął nieludzkim głosem.
- Jak śmiecie mnie wzywać niewolnicy?! – zwrócił się do zebranych z wściekłym grymasem na twarzy.
- Zzłapaliśmy ttwojego zzzbiega wwielmożny ppanie – wyjąkał niepewnie wielki mistrz, rzucając się na kolana przed demonem.
- To nie zbieg tylko mój zaufany sługa idioci! – krzyknął na nich ponownie rozgniewany mężczyzna. – Natychmiast go uwolnijcie – dwaj sataniści szybko podbiegli i uwolnili mnie z więzów. – Chyba nie myślicie, że coś takiego ujdzie wam płazem. Ciężko odpracujecie swoją pomyłkę – przerażeni zebrani zaczęli w popłochu wycofywać się do tyłu, ale zatrzymała ich jakaś niewidzialna bariera. – Chcieliście uciec? Niedobrze! Za to czeka was podwójna kara – Avgar pstryknął uzbrojoną w długie szpony dłonią i pojawił się wirujący portal. – Właźcie albo sam was wepchnę – sataniści powoli ze spuszczonymi głowami weszli w migocący krąg. Wkrótce cała polanka opustoszała. Zostaliśmy sami. Miałem ochotę rzucić mu się na szyję i podziękować za pomoc. W porę się jednak opamiętałem. Spojrzałem na niego chłodno, poprawiłem zmiętą koszulę i wycedziłem wyniośle.
- Dziękuję za pomoc – usiadłem na ołtarzu, bo jeszcze bardzo mi się trzęsły nogi. Schowałem między kolanami drżące dłonie. Mężczyzna podszedł do mnie i chciał chyba poczochrać mnie po głowie czułym gestem. Uchyliłem się jednak zwinnie i obrzuciłem zimnym, pogardliwym wzrokiem. Popatrzył na mnie zaskoczony i urażony, ale nie spróbował powtórnie mnie dotknąć.
- Znowu musiałem wyciągać cię z tarapatów. Kiedyś będziesz musiał za wszystko zapłacić – podjął żartobliwie Avgar zerkając na mnie z ukosa.
- Podlicz tylko ile i przyślij mi rachunek. Zawsze spłacam swoje długi – rzuciłem dumnie i nie patrząc na niego ruszyłem ścieżką do domu. Bałem się, że w końcu czymś się zdradzę. Cała moja dusza i ciało wyrywały się do tego mrocznego mężczyzny ze wszystkich sił. Te wielkie skrzydła zafascynowały mnie. Miałem ochotę dotknąć lśniącego, czarnego futerka. Myślicie, że jestem nienormalny. Wiem. Ale każdy ma jakiś fetysz. One dosłownie przyciągały mnie z magnetyczną siłą. Przyśpieszyłem kroku i zacisnąłem zęby. Nie mogę się teraz oddać, bo wszystko zepsuję. Byłem ogromnie zdeterminowany doprowadzić swój plan do końca. Słyszałem jak podąża za mną. W milczeniu doszliśmy do bramki przed moim domem. Zmobilizowałem ostatnie siły i odwróciłem się do niego z uśmiechem na twarzy.
- Jeszcze raz dziękuję – powiedziałem grzecznie oficjalnym tonem. Skinąłem mu głową i ruszyłem do drzwi. Widziałem jak patrzy na mnie z niedowierzaniem niemile zadziwiony moim zachowaniem.
- Więc nie jesteśmy już przyjaciółmi? – zapytał z wahaniem w głosie.
- Nigdy nie byliśmy – odezwałem się brutalnie, a moje serce ścisnęło się z żalu na to kłamstwo. – Wczoraj to udowodniłeś – odwróciłem się szybko, by nie zauważył cisnących się do moich oczu łez. Wbiegłem do domu i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Błyskawicznie wdrapałem się po schodach i dopadłem swojego pokoju. Nie chciałem teraz z nikim rozmawiać. Musiałem chwilę odpocząć i poukładać sobie wszystko w głowie. Mam nadzieję, że dobrze robię. Mój plan może nie jest doskonały, ale jedyny jaki mam. Trudno, jeśli się nie powiedzie najwyżej go stracę, a to będzie znaczyło, że nic do mnie nie czuł lub był to tylko pociąg fizyczny. Jutro jest poniedziałek i zaczynam poszukiwania idealnego mężczyzny z moich snów. Będę tutaj przywoził wszystkich kandydatów i afiszował się z nimi przy każdej okazji. Jeśli to go nie ruszy to znaczy, że jestem mu obojętny. Może nawet trafi mi się ktoś naprawdę interesujący? Tak rozmyślając szybko zasnąłem zmęczony pełnym wrażeń dniem.
……………………………………………………………………………
Przez sen usłyszałem jakiś podejrzany szmer i gwałtownie usiadłem na łóżku. Po pokoju krzątała się Sonia ubrana w kapcie i nocną krótką koszulkę w stokrotki z dużym dekoltem. Starała się zachowywać bardzo cicho, ale moje skołatane nerwy reagowały na najlżejszy szmer.
- Witaj mały. Nie masz pojęcia jak nas przestraszyłeś. Widziałam jak ładują cie do tego samochodu jacyś nieznajomi mężczyźni. Szukaliśmy cię przez całą noc i dzień. Dopiero Avgar wpadł na twój trop. Ci idioci poprosili go o spotkanie o północy w sprawie zbiega. Chyba myśleli, że jesteś jego niewolnikiem. Widzieli was szarpiących się razem i z tego wyciągnęli takie dziwne wnioski. Od dawna próbowali się z nim porozumieć, ale ich ignorował. Pomyśleli więc, że to doskonała okazja żeby się podlizać. Całe szczęście, że nic ci nie zrobili prawda? – popatrzyła na mnie z niepokojem.
- Nie martw się, nic mi nie jest. Najadłem się tylko trochę strachu – odparłem gładząc ją uspokajająco po ręce. Ta kobieta była moją jedyną rodziną i z dnia na dzień przywiązywałem się do niej coraz bardziej. Stworzyła dla mnie prawdziwy dom. Przytuliłem się do niej z cichym westchnieniem. Widziałem jak za jej plecami drzwi się otwierają i staje w nich zaspana Anka. Obrzuca moją ciotkę łakomym spojrzeniem, a czarne oczy zaczynają błądzić pożądliwie po jej ciele. Spojrzałem na skąpy strój Soni i w oczach zabłysły mi psotne iskierki. Poczułem jak wyrastają mi niewielkie różki.
- Jak będziesz wychodzić za mąż, to weźmiesz mnie za drużbę? – zapytałem z szerokim uśmiechem.
- Luis, co ci znowu przyszło do tej pokręconej głowy? Przecież ja nawet nie mam chłopaka– zapytała wyraźnie zdziwiona moją propozycją.
- A dziewczyna nie może być? Jedno twoje słowo i Anka z radością wskoczy ci do łóżka. Umie gotować i z radością pomoże ci w laboratorium – ciągnąłem ją z premedytacją za język.
- To nie byłby mąż tylko żona głuptasie – roześmiała się dziewczyna.
- Ale podoba ci się troszeczkę? – dałem znak oczami Ance, aby była cicho.
- Jest ładniutka, ale jeszcze strasznie młoda. Wyobrażasz sobie jak na taki związek zareagowaliby jej rodzice. Dla niej to z pewnością tylko przelotna fascynacja. Mnie nie interesują już takie związki – gothka niestety nie wytrzymała i z zachwyconym piskiem rzuciła się na Sonię.
- Możemy wziąć ślub nawet jutro, jeśli chcesz – wykrzyknęła rozanielona  i wpiła się w usta skamieniałej z zaskoczenia ciotki.



piątek, 22 czerwca 2012

Rozdział 17


Leżałem na tapczanie, a po twarzy nadal płynęły mi łzy. Nie potrafiłem przestać. Moje myśli cały czas krążyły wokół tego co się stało. - Czyżbym tak bardzo się pomylił w ocenie Avgara? To byłoby pierwszy raz, kiedy zawiodłaby mnie zwykle niezawodna intuicja. Do tej pory byłem przekonany, że co najmniej mu się podobam, a ostatnio nawet miałem nadzieję na coś więcej. Wobec mnie był zazwyczaj delikatny i łagodny. Oczywiście w jego wyobrażenie o subtelności różniło się nieco od naszego. Wielokrotnie ratował mnie z opresji. Traktował mnie inaczej niż moich przyjaciół. Gdzie popełniłem błąd?
Z tych smutnych rozważań wyrwał mnie cichy głosik Zoli.
- Mam dla ciebie bluzę, ale tata…. – usiadłem na łóżku i wyciągnąłem rękę po ubranie nie otwierając oczu. Napotkałem czyjąś smukłą dłoń, ale z pewnością nie była to ręka dziecka.
- Luis co ci się stało?! Kto cię tak skrzywdził?! – rozchyliłem z trudem zapuchnięte powieki i napotkałem przerażone spojrzenie Samuela, błądzące po mojej obtarganej sylwetce. Widziałem, jak dostrzega kolejne szczegóły i jego spojrzenie robi się coraz ostrzejsze.
- Eh Zoli, kiepsko się skradałeś. Nie nadajesz się na harcerza – wychrypiałem do zasmuconego chłopca, stojącego pod ścianą z nieszczęśliwą minką.
- Nie gniewaj się. Tata mnie złapał. A co to halces? – zapytał spoglądając na mnie zaciekawiony.
- Kiedyś ci wytłumaczę – rzuciłem do malca, starannie unikając wzroku Samuela.
- Luis, albo mi powiesz co się stało, albo to z ciebie wyciągnę siłą – zniecierpliwiony moim zachowaniem Sam złapał mnie za ramiona i potrząsnął mocno, co nie było najlepszym pomysłem, zważając, że godzinę wcześniej ledwo uniknąłem gwałtu. Zacząłem trząść się na całym ciele, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Zdradliwe słone krople znowu zaczęły płynąć po mojej twarzy.
- Przepraszam, chodźmy lepiej do domu. Może Sonia będzie wiedziała co robić – Sam wziął mnie na ręce jak małe dziecko i pomaszerował szybkim krokiem przez las. Musiał iść jakimiś skrótami, bo już po kilku minutach byliśmy na miejscu. Za nami przydreptał zasapany Zoli i na polecenie ojca zaczął walić do drzwi. Oczywiście na takie dudnienie zleciały się wszystkie obecne w domu kobiety na czele z Sonią. Ciotka wytrzeszczyła na mój widok swoje duże, błękitne oczy po czym zmrużyła je w kocim, gniewnym grymasie.
- Ktokolwiek to zrobił już może się uznać za martwego – wykrzyknęła – Zanieś go do jego pokoju – zwróciła się do Ostrowskiego. Mężczyzna spełnił polecenie i ostrożnie położył mnie na łóżku. Sonia gdzieś wyszła i wróciła z miseczką i niewielką, drewnianą skrzyneczką pełną ładnie pachnących słoiczków.
- Posadź go. Ściąg mu koszulę i spodnie. Przytrzymaj go prosto, ja go opatrzę – rzuciła do Sama. Manewrowali mną jak bezwolną lalką. Byłem taki słaby, że nie miałem nawet siły zaprotestować. Ciotka najpierw delikatnie mnie obmyła, a potem nasmarowała ostro pachnącą maścią wszystkie siniaki na moim zmaltretowanym ciele. Nawet nie wiedziałem, że było ich tyle. Wszędzie tam gdzie dotykał mnie Avgar, widniały rozległe ciemnofioletowe plamy. Kiedy Sonia dotarła do moich ud zmarszczyła brwi i prychnęła gniewnie, ponieważ w tym miejscu ślady były najrozleglejsze.
- Luis, czy on coś ci zrobił poza tymi siniakami? – zapytała wbijając we mnie ostre jak sztylet spojrzenie.
- Nie – wychrypiałem cicho – ale… Ała!! - Wykrzyknąłem kiedy dziewczyna przez przypadek trąciła mojego penisa.
- Tam też?!!  Obedrę tego skurczybyka ze skóry!–  wrzasnęła wściekła Sonia – Zrobisz to sam czy mam prosić jego o pomoc? – tu wskazała wzrokiem na Ostrowskiego, dając mi do ręki jakąś maść.
- Oszalałaś! – wyszeptałem oburzony cały czerwony na twarzy. Wczołgałem się pod kołdrę i posmarowałem się pod jej osłoną. – Zostaw Avgara w spokoju. Trochę w tym mojej winy. Wyprowadziłem go z równowagi. On chyba niezupełnie zdaje sobie sprawę ze swojej siły.
- Skończyłeś bredzić? Jak możesz bronić tego potwora po tym co ci zrobił?! – prychnęła na mnie dziewczyna. - Masz tu jeszcze ziółka. To na uspokojenie. Jak się obudzisz, to porozmawiamy – podała mi kubek z parującym napojem. – Postaraj się oczyścić umysł przed zaśnięciem, aby potem nie dręczyły cię koszmary. Zostawimy cię teraz samego. Jak będziesz coś chciał to dziewczyny są w ogrodzie. Ja muszę załatwić coś pilnego – pogłaskała mnie czule po głowie i wyszła z pokoju. Właśnie miałem sięgnąć po kubek, kiedy coś sobie uświadomiłem. Przecież ona poszła do Avgara!! Nie wiadomo do czego może tam dojść!! Sonia na ogół jest spokojną, łagodną kobietą, ale jak ktoś jej nadepnie na odcisk zmienia się w prawdziwą furiatkę. Jak tych dwóch raptusów się spotka polecą wióry! Muszę tam pójść i ich rozdzielić zanim dojdzie do tragedii!!!
…………………………………………………………………………………
Ubrałem się nieporadnie zdrętwiałymi ze zdenerwowania palcami, starając się robić jak najmniej hałasu. Jak to dobrze, że nie zdążyłem wypić tych ziółek. Po nich nie byłbym zdolny do niczego. Wyjrzałem przez okno. Zapadał już zmierzch. Za chwilę zrobi się zupełnie ciemno. To nawet lepiej. Może uda mi się wymknąć niepostrzeżenie. Po drugiej stronie ulicy zobaczyłem dwie ciemne sylwetki. Widziałem je tam nie po raz pierwszy. Miałem wrażenie, że od kilku dni jacyś obcy obserwują nasz dom. Na palcach zszedłem po schodach i wymknąłem się kuchennym wyjściem. Pobiegłem jak najszybciej umiałem w stronę domu Avgara. Strach przed tym co może się wydarzyć dodał mi skrzydeł. Rozszalała wyobraźnia podsuwała coraz bardziej przerażające obrazy. Już z daleka usłyszałem coś jakby wybuch. Przyspieszyłem kroku. Kiedy dotarłem na miejsce zobaczyłem roztrzaskane na drobne kawałki drzwi wejściowe. Jakby ktoś podłożył pod nie laskę dynamitu. Zacząłem skradać się w kierunku odgłosów ostrej kłótni, niepewny co zastanę na miejscu. Dotarłem do biblioteki i zerknąłem ostrożnie do środka. Wszędzie walały się porozrzucane książki i odłamki drewna z dębowego stołu. -Co oni do cholery wyprawiają, chcą się pozabijać czy co?!  - Pośrodku pomieszczenia stała rozjuszona Sonia i trzymając za gardło Avgara przyciskała go do sporego regału z woluminami.
- Ty potomku szmaty i diabła mam ochotę cię zabić! Jak mogłeś tak potraktować Luisa?! – wrzeszczała na niego cała czerwona z wściekłości.
- O co ci chodzi głupia wiedźmo? Tylko trochę go nastraszyłem! – burknął demon bynajmniej nie przestraszony jej gwałtownością.
- Nastraszyłeś?! Ty idioto, on jest cały w strasznych sińcach! Płakał jak małe dziecko! Jak cię teraz skurczybyku zamorduję, to może nawet dadzą mi medal! – krzyknęła i mocniej zacisnęła ręce na jego szyi.
- Jak zwykle na pewno przesadzasz! To niemożliwe – wykrztusił o wiele mniej pewnym głosem Avgar. – Naprawdę jest tak źle? Puść mnie, to porozmawiamy.
- Ja nie chcę z tobą gadać, chcę cię udusić tu i teraz! A potem wyrwię twoje czarne serce i dam je na pożarcie mojemu kotu.
- Usiądź do cholery i choć na chwilę mnie posłuchaj. Powinnaś raczej być mi wdzięczna za to co zrobiłem! – Avgar bez wysiłku odciągną dłonie ciotki od swojego gardła i pchnął ją na fotel.
- Tobie zupełnie odbiło piekielna pokrako!
- Bardzo lubię twojego bratanka. Może nawet więcej niż lubię. Moje ciało pożąda go jak szalone. Właśnie dlatego powinien trzymać się ode mnie z daleka. Nie zawsze panuję nad swoimi pragnieniami. Dzisiaj chciałem go skutecznie zniechęcić do siebie i myślę, że mi się udało. Może rzeczywiście trochę przesadziłem, ale mnie poniosło. Jego bliskość, zapach działa na mnie oszałamiająco. Zupełnie jak jakiś afrodyzjak. Ledwo się hamuję, aby się na niego nie rzucić. Zrozum, ja nie jestem człowiekiem. Wiele z waszych zachowań i zwyczajów jest mi obcych. W dodatku gdyby o mojej słabości do niego dowiedział się ktoś z mojej rodziny, jego życie byłoby w niebezpieczeństwie. On jest kompletnie bezbronny, dlatego nie może stanąć u mego boku jako mój towarzysz. Nie przeżyłby nawet miesiąca.
- Skoro tak wygląda sytuacja, to być może miałeś rację – powiedziała zamyślona Sonia. – Faktycznie zrobiłeś kawał dobrej roboty. Chłopiec naprawdę cię znienawidził. Powiedział, że nie chce więcej mieć z tobą nic do czynienia – odparła, starannie unikając wzroku mężczyzny.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. - Mój boże, jak ona zmyśla. Nie mówiłem niczego takiego. Co ta Sonia planuje? Chyba chce nas skłócić na amen. Nie uda jej się to. Już moja w tym głowa. I oh, Avgar mnie lubi! Chciał mnie chronić. Naprawdę mu się podobam! – głupie serce poskoczyło mi w piersi i wywinęło radosnego fikołka. -  Ja rzeczywiście jestem idiotą. Jeszcze dwie godziny temu ryczałem do poduszki, a teraz cieszę się jak bałwan. – Zobaczyłem jak ciotka podnosi się z fotela i zmierza w moją stronę -  Chyba powinienem już sobie pójść. Jeszcze mnie tutaj nakryją na podsłuchiwaniu. – Po cichu wycofałem się do tyłu, wyciągnąłem maleńką latarkę  i pobiegłem leśną ścieżką w stronę domu. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno. - Muszę zdążyć przed Sonią, inaczej czeka mnie awantura.- Pochłonięty swoimi problemami nie zauważyłem, że skradają się za mną dwaj nieznajomi mężczyźni. Jeden z nich zaszedł mnie z boku, złapał za ramię i przytknął do twarzy jakąś piekielnie cuchnącą szmatę. Zrobiło mi się ciemno przed oczyma i zaczęło kręcić się w głowie.
- Luis!! Nieee…! – usłyszałem jakby zza szyby przerażony okrzyk mojej ciotki. Poczułem jak czyjeś ręce pośpiesznie unoszą mnie do góry. Chciałem się wyrwać, ale całe ciało miałem jak z waty. Zasłonięto mi oczy ciemną opaską, tak, że nic nie widziałem. Wrzucono mnie na siedzenie samochodu i dotarł do mnie ryk zapalanego silnika.
- Mistrz będzie zadowolony. Nie spodziewałem się, że tak łatwo nam pójdzie.
- Chyba dostaniemy jakąś nagrodę? Hi hi. Ten mały jest całkiem słodziutki, chętnie zapoznam się z nim bliżej – usłyszałem pełen satysfakcji męski głos.



wtorek, 12 czerwca 2012

Rozdział 16

Drogie czytelniczki! Piszę jednocześnie trzy opowiadania i publikuję przeciętnie co drugi dzień. Uważam, że to i tak bardzo często. Zwróćcie uwagę, że na wielu innych blogach notki są raz w miesiącu, albo i rzadziej.Nie jestem w stanie pisać szybciej.
Dzisiejszy rozdział wymknął się nieco spod kontroli. Postacie żyją własnym życiem i nie chcą mi się podporządkować. Zresztą sami zobaczycie. Trochę inaczej to sobie zaplanowałam.


Od rana w domu rozpętało się istne piekło. Co się stało zapytacie? Oczywiście dziewczyny znowu się pokłóciły, a ja musiałem być rozjemcą. Jak tak dalej pójdzie, to spakuję dobytek i wybłagam jakiś cichy kącik u Artura lub Samuela. A oto cała historia. O bladym świcie, bo coś koło siódmej obudził mnie przeraźliwy wrzask  Soni i głuchy łomot. Przerażony, że do domu wdarli się jacyś włamywacze, chwyciłem z stojącą w kącie miotłę i rzuciłem się na pomoc ciotce. Kierując się jękami, dobiegłem do łazienki i otworzyłem gwałtownie drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę. Podniosłem do góry moją broń, chcąc wyglądać bardziej groźnie. Widok jaki zastałem zupełnie mnie zaskoczył. Zamiast złodziei, zastałem ubraną w kusą koszulkę nocną Ankę pochyloną nad leżącą na ziemi nagą Sonią, zasłaniającą strategiczne miejsca niewielkim  ręcznikiem.
- Wynoście się – piszczała cała czerwona na twarzy dziewczyna, usiłując wstać na nogi i ponownie upadając na tyłek. Cała podłoga w pomieszczeniu zalana była mydlinami i wodą. Było piekielnie ślisko, stąd problemy Soni. Tymczasem Anka zamiast jej pomóc błądziła po opalonych udach dziewczyny łakomym wzrokiem. Kiedy pochyliła się, chcąc podać rękę leżącej, ta odskoczyła od niej do tyłu, odjeżdżając pupą po podłodze, na bezpieczną odległość, łypiąc na nią podejrzliwie spod rozczochranej grzywki.
- Musicie robić taki raban?! – złapałem Ankę za rękę i siłą wypchnąłem ją z pomieszczenia, wprost w ramiona zaspanej Ilony, która tak jak ja, została wyrwana brutalnie z łóżka przez ich krzyki.
- Zabierz ją stąd, bo ciotka właśnie wpada w histerię. Poza tym wyglądała, jakby miała ochotę zgwałcić mi rodzinę, więc lepiej trzymaj ją z daleka – krzyknąłem do oniemiałej dziewczyny, po czym wróciłem do zalanej łazienki i rzuciłem Soni szlafrok. Spojrzałem na ciemne rumieńce na policzkach dziewczyny i wziąłem się pod boki.
- Jak jedna mała gothka mogła napędzić ci takiego strachu?! Trzeba było wywalić ją za kudły, zamiast stawiać na nogi cały dom.
- Łatwo ci mówić! Wyszłam właśnie spod prysznica i wzięłam do ręki miskę z namoczonym praniem. Pomieszczenie było mocno zaparowane i nic nie było widać. Ona weszła po cichu z tyłu. Wyłoniła się niespodziewanie z gęstej mgły. W tej swojej tiulowej, czarnej koszuli, bosa i z rozpuszczonymi, potarganymi włosami wyglądała zupełnie jak jakiś upiór. Nic dziwnego, że się wystraszyłam i wylałam na kafelki całą miednicę wody z proszkiem do prania. Zrobiło się istne lodowisko. Zdążyłam jedynie zasłonić się ręcznikiem i padłam na ziemię jak długa. A ona wpatrywała się we mnie tymi ogromnymi oczyskami, które dosłownie płonęły. Widziałam w nich jakiś straszny głód i pragnienie.
- Coś ty wczoraj robiła w tym laboratorium, że masz takie zwidy? Grzybków halucków się najadłaś czy co? Jaki głód, jakie pragnienie? Naoglądałaś się filmów o wampirach? Podobasz się dziewczynie i tyle. Zrobiłaś przed nią niezły striptiz, więc się zagapiła biedaczka.
-Ty ją jeszcze bronisz?! – warknęła na mnie ciotka, wyraźnie powracająca do formy. Strach na jej twarzy zaczął znikać. W oczach pojawiły się groźne błyski. No, nie chciałbym być teraz w skórze Anki.
- Dobra, dobra. Już mnie nie ma – zacząłem przezornie wycofywać się do tyłu. Zanim zdążyła dodać coś jeszcze ewakuowałem się do swojego pokoju. Doszedłem do wniosku, że lepiej zrobię zaszywając się gdzieś z dala od tych rozwrzeszczanych kobiet. Nie mam najmniejszego zamiaru wtrącać się w ich porachunki. Wszedłem do kuchni szybkim krokiem, porwałem ze stołu dwie świeżutkie, maślane  bułeczki i butelkę z sokiem i ruszyłem do drzwi. Już po kwadransie siedziałem sobie na polance, pogryzałem śniadanko i rozkoszując ostatnimi podrygami lata. Słoneczko świeciło, ptaszki zdzierały dzioby na wyścigi, jednym słowem sielanka. Rozłożyłem kocyk pod wielkim dębem i przymknąłem oczy. Jest jeszcze tak wcześnie i w dodatku sobota. Mała drzemka dobrze mi zrobi. Musiałem zasnąć, bo polanka zmieniła nagle się w puszystą chmurkę w której zanurzyłem się po szyję. Zrobiło się bardzo miło. Czułem się taki szczęśliwy otoczony cieplutkim, białym kokonem pachnącym morską bryzą. Zaraz, zaraz. Skądś znam ten zapach? Coś niewidzialnego delikatnie zaczęło gładzić mój policzek. Przytuliłem się do tego, cicho pomrukując z przyjemności. Otwarłem oczy, chcąc sprawdzić co to takiego i spojrzałem wprost w szkarłatne oczy nachylającego się nade mną Avgara. W ręce trzymał dmuchawca i miział mnie nim po twarzy. Usiadłem gwałtownie, wydając z siebie cichy pisk.
- Aż tak bardzo cię przestraszyłem? – zapytał rozbawiony mężczyzna odrzucając do tyłu czarne włosy.
- Czego chcesz? – zapytałem niegrzecznie.
- O widzę, że humorek od rana nie dopisuje! A tak słodko wyglądałeś pod tym drzewem. Masz strasznie zwodniczy wygląd. Buzia aniołka, ale język iście diabelski, nie mówiąc o charakterku.
- I kto to mówi?! Pan – jestem władcą świata i nie próbujcie się mi sprzeciwiać. rozdający razy na prawo i lewo za najmniejsze przewinienie. Przez ciebie do dzisiaj boli mnie tyłek – zorientowawszy się jak zwykle za późno, że powiedziałem zbyt wiele, zaczerwieniłem się gwałtownie. W tym momencie przypomniałem też sobie, jak mnie ostatnio paskudnie potraktował. Wstałem z kocyka i otrzepałem spodnie. Poskładałem pled i nie patrząc na mężczyznę ruszyłem do domu.
- Nie będę ci już przeszkadzał. Jeszcze czymś skażę twoją bezcenną ziemię – rzuciłem przez ramię i zadarłszy dumnie głowę pomaszerowałem leśną ścieżką w dół. Nie uszedłem jednak daleko, bo  zaraz zostałem złapany za rękę i obrócony twarzą do rozgniewanego demona.
- O czym ty do cholery mówisz! Czy ja ci kiedykolwiek zabraniałem wstępu na moje terytorium? – wbił we mnie mroczne spojrzenie.
- Bezpośrednio nie, ale z twojego zachowania tak wynikało – szarpnąłem się usiłując wyrwać się z jego uścisku, co oczywiście nic nie dało. Byłem zupełnie bezbronny w jego ramionach i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Niestety zranione serce, zupełnie nie chciało słuchać rozsądku.
- Puść mnie! Masz swojego elfa, więc się nim zajmij. Jego obecność jakoś ci nie przeszkadza. Pląta się po twoim domu jak po swoim. Widać często cię odwiedza – wypaliłem znienacka, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Poczułem jak na moje policzki wpełzają ciemne rumieńce. Zawstydzony tym co powiedziałem spuściłem głowę.
- Luis, czy ty aby nie jesteś zazdrosny? – zapytał mnie Avgar, podnosząc kciukiem mój podbródek do góry i usiłując zajrzeć mi w oczy.
- Daj mi spokój, wczoraj wyraźnie mi pokazałeś co o mnie myślisz! Nie będę twoją maskotką, którą odrzucasz do kąta, kiedy tylko masz ochotę – rzuciłem rozgniewany. Zobaczyłem jak jego oczy niebezpiecznie się zwężają i zamieniają w dwa szkarłatne wiry. Pchnął mnie silnie do tyłu, aż upadłem na trawę. Przycisnął swoim twardym ciałem do ziemi. Ugryzł mnie boleśnie w ucho i wyszeptał niskim, wibrującym głosem.
- Jesteś zły, bo cię odtrąciłem? – warknął ponuro, owiewając swoim oddechem moją wrażliwą szyję. - Więc tego właśnie chcesz? Mam cię posiąść tutaj, na tej polance? – złapał ręką za przód mojej koszuli i rozerwał ją jednym szarpnięciem.
- Nieee…! Co robisz!! – krzyknąłem wystraszony nie na żarty jego gwałtownością. Nigdy, nawet gdy był bardzo rozgniewany, tak się wobec mnie nie zachowywał.
- Co robię?! Przecież właśnie tego chciałeś! Wezmę cię tu i teraz – Rozsunął brutalnie kolanem moje drżące uda. Unieruchomił mi ręce zaklęciem nad głową tak, że nie mogłem się bronić. Przesunął dłonią w dół, szczypiąc boleśnie moje sutki i ugniatając mięśnie brzucha. Przesunął ją jeszcze niżej i zacisnął mocno na moim członku.
- Aaaaa…! Zwariowałeś?! – krzyknąłem z bólu, a po twarzy pociekły mi łzy.
- Nie spodziewałeś się tego? Widzisz, ja lubię ostro i brutalnie – ujął moją dłoń i przesunął ją wzdłuż swojego stwardniałego penisa. – Czujesz jaki jest ogromny? Teraz obrócę cię na brzuch i wepchnę go w ciebie do samego końca. Jak myślisz, czy bardzo będziesz wrzeszczał i krwawił? – widziałem jego bladą twarz wykrzywioną gniewem i pożądaniem. Wiedziałem, że był na granicy utraty kontroli nad swoimi emocjami. Zacząłem cały trząść się ze strachu. Byłem przerażony jak nigdy w życiu. - To niemożliwe! To przecież jest mój Avgar. To nie może się tak skończyć. – Drżąc na całym ciele mocno się do niego przytuliłem. Szukałem pociechy u kogoś, kto właśnie chciał mnie skrzywdzić. Ukryłem twarz w zgięciu jego szyi mocząc ją moimi łzami. Usłyszałem jego cichy pomruk. Zamknął mnie w swoich ramionach przyciskając silnie do swojego umięśnionego torsu. Wyczułem jak powoli zaczyna się odprężać. Oddychał coraz spokojniej. Rozluźnił uścisk tak, że z łatwością się z niego wysunąłem.
- Idź już malutki, bo mogę zrobić coś, czego oboje będziemy żałować. Nigdy więcej mnie tak nie prowokuj. Nie masz pojęcia, czego tak naprawdę się domagasz – rzucił ochrypłym głosem. Podniosłem się z ziemi i pognałem w las, łykając nadal płynące po mojej twarzy słone krople. Muszę się uspokoić. Nie mogę w takim  stanie pokazać się w domu. Poszedłem więc do naszej tajnej bazy, którą jakiś czas temu pokazali mi przyjaciele. Na szczęście w środku nie było nikogo. Położyłem się tam na łóżku i zwinąłem w kłębek. Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. O mało nie zostałem zgwałcony przez faceta, w którym od pewnego czasu się podkochiwałem. Nie mogłem przyjść do siebie. Jak ja mu jeszcze spojrzę w oczy? Czy zdołam uniknąć ponownego spotkania z nim? To o tym mówił Samuel! Avgar bardzo się od nas różni nie tylko zachowaniem, ale i sposobem myślenia. Poza tym jego powierzchowność ciągle się zmienia. Mam wrażenie, że to co widzimy to tylko jakaś cząstka jego prawdziwego wyglądu. Chyba po prostu usiłuje się dostosować do naszego świata , aby mógł swobodnie poruszać się wśród ludzi. Wstałem i podszedłem do lustra. Wyglądałem strasznie. Potargane jasne włosy stały na wszystkie strony, oczy zapuchnięte od płaczu. Moja ulubiona koszula wisiała na mnie w strzępach. Przemyłem twarz zimną wodą i ruszyłem na poszukiwanie jakiejś garderoby. Jakby Sonia zobaczyła mnie w takim stanie, to rozpętała by trzecią wojnę światową.
- Ceść – usłyszałem za sobą nagle cieniutki głosik Zoli i aż podskoczyłem z wrażenia. - Psestrasyłem cię, pseprasam – powiedział zawstydzony chłopczyk.
- Nic się nie stało – pogłaskałem go po ciemnej główce.
- Wpadłeś do dziuly. Masz strasnie bludne ublanko – wyseplenił oglądając z zaciekawieniem moją koszulę.
- Zoli, mam do ciebie prośbę. Mieszkasz niedaleko. Idź do domu i przynieś mi jakąś bluzę taty. Tylko nikomu ani słowa. To będzie nasza tajemnica – mrugnąłem do niego. – To bardzo ważna misja, więc się pośpiesz – zachwycony nową zabawą malec zasalutował mi i pobiegł ile sił w krótkich nóżkach. Oby tylko nie natknął się na Samuela. Z nim nie pójdzie mi tak łatwo.




czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 15


Kiedy w poniedziałek rano przyjechałem na uczelnię, zastałem na placyku przed budynkiem szkoły spore zgromadzenie. Kilkanaście osób zebrało się wokół siedzących na walizkach Anki i Ilony. Wszyscy starali się jakoś pomóc, zarzucając ponure dziewczyny dziesiątkami tak zwanych dobrych rad. Przestraszony, że stało się coś naprawdę złego, rzuciłem się do przodu rozgarniając podniecony tłumek.
- Wyrzucili was ze szkoły czy co? – zapytałem inteligentnie.
-  Gorzej, wywalili nas z mieszkania. Od dzisiaj jesteśmy bezdomnymi tułaczkami – jęknęła Ilona.
- Nie podpisałyście żadnej umowy najmu?
- Było tanio, więc kto by pytał o takie sprawy? – odezwała się milcząca do tej pory Anka. Nagle popukała się w głowę jakby coś ją olśniło. – Luis – zagruchała słodko, czym śmiertelnie mnie przeraziła – przecież ty masz wolny pokój! Poproś ciotkę by go nam wynajęła. Chociaż na jakiś czas, dopóki sobie czegoś nie znajdziemy.
- Ale będziecie musiały codziennie dojeżdżać! – broniłem się słabo pod groźnym spojrzeniem czarnych oczu przyjaciółki.
-Wyciągaj komórkę i dzwoń! – terroryzowała mnie dalej Anka. - To będzie rekompensata za ten niedzielny poranek. – Nie miałem wyjścia i spełniłem rozkaz, to jest chciałem powiedzieć prośbę. Przypomniałem sobie, że Sonia rzadko odbiera telefony kiedy jest w laboratorium. Z uśmiechem na ustach nacisnąłem zielony przycisk. Niestety się przeliczyłem. Już po pierwszym sygnale usłyszałem jej niezadowolony głos.
- Czego?! – warknęła.
- Spokojnie, mam pilną sprawę – odezwałem się niepewnym głosem.
- Przestań ściemniać i przystąp do rzeczy!
- Ankę z Iloną wyrzucili z mieszkania i nie mają gdzie się podziać. Moglibyśmy je przygarnąć na kilka dni! Trochę byś zarobiła, a one przysięgną, że nie będą rozrabiać – wyrzucałem z siebie jak z automatu, nie chcąc dopuścić jej do słowa.
- Taak, a ja jestem świętym Mikołajem – prychnęła kpiąco Sonia. – Pewnie dobierały się do gospodyni i je wywaliła.
- No, nie bądź taka bez serca. Te biedaczki nie mają gdzie spać – zajęczałem żałośnie, chcąc wzbudzić w niej litość.
- Niech zrobią to co inni w ich sytuacji!
- Co takiego? – zapytałem naiwnie.
- Dworzec kolejowy i parki są pełne pustych ławek. Poza tym jest jeszcze schronisko dla bezdomnych – odparła sucho Sonia bez cienia współczucia w głosie.
- Ciociu, to są przecież moje przyjaciółki – zachlipałem i pociągnąłem nosem. – Poza tym pomyśl, będziesz miała dwóch dodatkowych niewolników do pracy w domu i ogrodzie. Mogą ci też pomóc w sklepie. Spiszemy umowę jaką chcesz – kusiłem najlepiej jak umiałem.
- No dobrze, ale Anka przysięgnie, że będzie trzymać ręce przy sobie!
-  Zobaczysz, że będzie grzeczna jak aniołek – przytaknąłem entuzjastycznie. W odpowiedzi usłyszałem kpiący rechot mojej ciotki i trzaśnięcie słuchawką.
Odwróciłem się do dziewczyn z tryumfalnym wyrazem twarzy. W odpowiedzi obie natychmiast rzuciły mi się na szyję, prawie przewracając mnie na ziemię. Zaczęły obcałowywać mnie po twarzy z ogromnym zapałem.
- Puśćcie mnie napalone smarkule! – broniłem się przed ich czułościami – Trzymajcie te pomalowane szpony przy sobie, bo się rozmyślę!
- Luis, my cię po prostu kochamy! Doceń to, słoneczko ty nasze – zaszczebiotała teatralnie Anka puszczając mi oczko. Wszystko by było w porządku, gdyby nie ten podejrzany błysk w jej czarnych ślepiach i porozumiewawczy uśmieszek skierowany do Ilony. Zacząłem podejrzewać, że zostałem zrobiony w przysłowiowego konia. A może to tylko moja bujna wyobraźnia? Jedno wiedziałem na pewno. Mój cichy domek nigdy już nie będzie taki jak wcześniej, kiedy sprowadzą się do niego te pokręcone dziewuchy. Wykonałem jeszcze jeden telefon tym razem do Artura, aby przyjechał po nas furgonetką. Te ogromne walizki nie zmieszczą się przecież w busie.
……………………………………………………………………
Wieczór upłynął mi w strasznym chaosie i zamieszaniu. Najpierw musiałem pomóc dziewczynom w przeprowadzce. Przytargały ze sobą tyle ciuchów i kosmetyków, że mogły by otworzyć sklep. Za nic w świecie nie chciały się zmieścić w jedynej szafie jaka była w ich pokoju. Musieliśmy znieść jeszcze ze strychu starą komodę. Jak tyko się rozlokowały, Sonia wezwała nas do kuchni na walne zgromadzenie. Postawiła im twarde warunki najmu i podsunęła do podpisania umowę. Tak zaczęła się babska kłótnia. Sprzeczały się nad każdym punktem dokumentu. Po kilkunastu minutach tych wrzasków miałem dość. Cichuteńko przeskradałem się do przedpokoju, wziąłem kurtkę z wieszaka i zwiałem. Było już zupełnie ciemno. Spojrzałem na zegarek. Dziesiąta. Potrzebowałem spokojnej chwili dla siebie. W skołatanej nieco przez dziewczyny głowie, zaświtał mi bowiem pewien pomysł. Postanowiłem zapisać  się na prawo jazdy i kupić samochód. Wiedziałem, że Ilona jest już kierowcą, więc na razie ona może zawozić nas na uniwerek. Żegnaj śmierdzący busiku. Już nigdy się nie zobaczymy. Zamyślony nawet nie zauważyłem jak zagłębiłem się w las. Nogi same poniosły mnie w kierunku domu Avgara. Szedłem powoli kopiąc napotkane szyszki z nieodłączną kieszonkową latarką w dłoni.
- Luis, co ty tu robisz o tej porze? – usłyszałem znajomy niski głos. – Znowu szukasz kłopotów?
- Proszę cię, nie strasz mnie tak więcej! - Odparłem trzymając się za serce. – Nie możesz chodzić trochę głośniej?
- Mowy jednak ci nie odebrało! – odezwał się rozbawiony mężczyzna. - Powinieneś się uczyć, a nie włóczyć nocą po lesie.
- Daj spokój, miałem ciężki dzień. Nasze nowe lokatorki mnie wykończyły. Mam teraz w domu istny babiniec. Musiałem coś przemyśleć, więc poszedłem na spacer.
- Ty wiesz co to słowo oznacza? Wydawało mi się, że pod tą jasną czupryną jest zupełna pustka  – Avgar pokręcił kpiąco głową.
- To, że jesteś ode mnie większy i masz czerwone oczy nie oznacza wcale, że możesz mnie obrażać kiedy chcesz – prychnąłem na niego i zacząłem iść w odwrotnym kierunku, chcąc się uwolnić od jego towarzystwa. Niestety poszedł za mną z szerokim uśmiechem na twarzy.
- No powiedz, co tam powstało w twojej małej główce? Nie daj się prosić! – złapał mnie w tali i przywarł do moich pleców. Bezczelnie pocałował mnie w kark lekko przygryzając moją skórę.
- Puszczaj zboczeńcu! – szarpnąłem się do przodu bez przekonania. Jego oddech miło łaskotał mnie po szyi wzbudzając w moim ciele rozkoszne dreszcze. – I wcale się nie obijam. Mam zamiar od jutra uczyć się jeździć samochodem. – Na te słowa wybuchnął gromkim śmiechem. Popatrzyłem na niego groźnie zbulwersowany jego zachowaniem. – Nie rozumiem co cię tak ubawiło?
- Luis, doprowadzisz się do bankructwa. Nigdy nie uda ci się zdać tego egzaminu. Jesteś taki roztrzepany, że w życiu poprawnie nie zaparkujesz samochodu. Ha ha ha.. Ostrzeż tylko mieszkańców Posoki, kiedy będziesz miał jazdy, żeby zdążyli pochować się w domach. Hi hi hi… - ten przerośnięty głupek chichotał coraz głośniej trzymając się za brzuch.
- Och, udowodnię ci, że nie masz racji!! – krzyknąłem na niego rozgniewany.
- Tak? A w jaki sposób? – przestał się nagle śmiać i wbił we mnie szkarłatne ślepia.
- Założymy się, że zdam do trzech razy. Jeśli mi się uda spełnisz moje trzy życzenia, jeśli nie, to ja spełnię twoje!– rzuciłem zdenerwowany, nie zastanawiając się jak zwykle nad tym co mówię.
- To mi się podoba! – wyszczerzył do mnie białe kły i podał mi rękę dla przypieczętowania naszego układu. Spojrzał na mnie ogromnie zadowolony i uśmiechnął się diabolicznie. Dopiero w tym momencie coś mnie tknęło. Już drugi raz tego dnia zostałem zmanipulowany. Muszę się postarać wygrać ten przeklęty zakład za wszelką cenę. Nie wiadomo, co temu draniowi chodzi właśnie po głowie. Na myśl o tym, jakie życzenia mogą przyjść Avgarowi do tego kudłatego czerepu zjeżyły mi się włoski na karku. Zmobilizuję się i zdam za pierwszym razem. Nie dam mu satysfakcji i ocalę swoją biedną skórę.
- Boisz się? – zapytał przyglądając mi się uważnie mrużąc oczy.
 - No coś ty! – zrobiłem dumną minę. – Nigdy!
- Luis, jesteś takim słodkim głuptasem. Już od dzisiaj zaczynam spisywać listę moich fantazji z tobą w roli głównej – obrócił mnie do siebie i wpił mi się w usta. Naparł na nie mocno swoim językiem i od razu wślizgnął się do środka. Pieścił i całował mnie tak żarłocznie jakby chciał mnie całego pochłonąć. Jego duże dłonie błądziły po moich plecach, by w końcu zatrzymać się na pośladkach silnie je ściskając i masując. Nie mogłem się powstrzymać i jęknąłem na głos. Moje ciało zdawało się płonąc. Każdy jego dotyk wzbudzał we mnie ogromne pragnienie. Bezwiednie przycisnąłem do niego pożądliwie moje biodra. Zacząłem się o niego ocierać chcąc osiągnąć spełnienie. Niestety w tym pełnym rozszalałych emocji momencie zostałem brutalnie odsunięty na odległość ramion.
- Luis, wracaj już do domu – mruknął do mnie chłodno nie patrząc na mnie.
- Ale dlaczego…. – popatrzyłem na niego zaskoczony niczego już nie rozumiejąc.
- Zjeżdżaj, ale już! – warknął groźnie, a mnie zaszkliły się oczy. - Nie chce mnie, nie chce – kołatało się w moich myślach. Jestem dla niego tylko zabawką, którą przyciąga i odpycha zależnie od swojego humoru. Samuel miał rację. Zaczęły trząść mi się ręce. Poczułem gorzkie łzy spływające mi po twarzy. Odwróciłem się na pięcie i pognałem do domu. Nie obejrzałem się za siebie ani razu.
- Luis, zaczekaj postrzeleńcu! – dobiegło mnie z oddali. Nie zatrzymałem się i przyspieszyłem jeszcze bardziej. Nie chciałem jego litości. Nie zniósłbym żadnych fałszywych słów pociechy. Pragnąłem go całego, jego dumnego serca i wspaniałego ciała, a on nie mógł lub nie chciał mi tego dać.

piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 14


Strasznie mało ludzi komentuje. Czyżby to opowiadanie przestało wam się podobać?


Leżeliśmy z Anką za niedużym kamieniem, starając się nie zwrócić na siebie ich uwagi. Wiedziałem, że obaj mają nadzwyczaj wyczulony słuch, więc musieliśmy naprawdę uważać. Atmosfera w jaskini robiła się coraz gorętsza, słychać było tylko pełne pożądania jęki pieszczących się mężczyzn. Uszczypnąłem w ramię Ankę, zupełnie pochłoniętą oglądaniem niezwykłego spektaklu. Nawet nie drgnęła.
- Musimy stąd iść, jak nas tu przyłapią to będzie źle – wyszeptałem jej do zaczerwienionego z ekscytacji ucha.
- Jeszcze troszeczkę. To lepsze niż telewizja – wymamrotała cicho.
- Nie ma mowy – pociągnąłem za rękę opierającą się dziewczynę.
- Dobrze już, dobrze – prychnęła i zaczęła czołgać się w kierunku wyjścia z groty. Jak tylko odpełzliśmy na bezpieczną odległość, wstaliśmy i pobiegliśmy na polankę. Tam Ilona w najlepszej komitywie z Jackiem pili piwo i razem śpiewali sprośne piosenki drąc się przy tym na całe gardło.
- Bądźcie trochę ciszej, bo jak nie daj boże, właściciel tej ziemi będzie w domu. Możemy mieć poważne kłopoty – krzyknąłem do nieco podpitych imprezowiczów.
- Nie zachowuj się jak moja babcia, Luis. Jak ktoś tu przyjdzie, to go ugościmy. Zostało jeszcze sporo żarcia – wymamrotała nieco niewyraźnie Ilona.
- Wiesz, ja nie jestem pewien czy gospodarzowi do poprawy humoru, wystarczy odrobina prażonek na talerzu – poczułem, jak ktoś podchodzi do mnie z tyłu i łapie w talii. Przerażenie dosłownie mnie sparaliżowało. Znałem ten odurzający zapach.
- Jak ty mnie dobrze znasz chochliku! Gdzie twoi gamoniowaci przyjaciele?! I dlaczego zrobiliście tutaj taki chlew?
- Pokłócili się i musieli coś przedyskutować na osobności – wydusiłem niepewnym głosem. – Nie denerwuj się zaraz posprzątamy – rozejrzałem się dookoła. Rzeczywiście nie wyglądało to dobrze. Wszędzie walały się puszki po piwie, torebki po chipsach i inne śmieci. Ilona z Jackiem widząc niespodziewanego gościa, o dość ekscentrycznym wyglądzie natychmiast umilkli. Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Ze wszystkich stron słychać było tylko odgłosy nocnych stworzeń. Mrok rozjaśniały gwiazdy i dopalające się pochodnie. Wszyscy spoglądali po sobie z obawą, co też wymyśli nieco zdenerwowany właściciel posesji. I wtedy od strony jaskini dobiegł nas pełen namiętności głos.
- Ahhh…. Nie waż się! Zaczekaj na mnie! – usłyszeliśmy żarliwy głos Sama.
- Mhm… Pochyl się mocniej! Ahhh… Jesteś taki ciasny i gorący w środku. Dłużej już nie wytrzymam! Teraz!!
- Aaaaa….- nasycony rozkoszą okrzyk obojga mężczyzn rozległ się w nocnej ciszy i obiegł całą polankę. Spojrzałem na czerwone z emocji twarze towarzyszy i wybuchnąłem gromkim śmiechem padając na trawę i turlając się po niej jak dziecko. Trzymałem się z brzuch i nie mogłem przestać. Nic nie pomogło, że wkurzony Avgar podniósł mnie do pionu i patrzył groźnie szkarłatnymi źrenicami. Usta same się mi się otwierały wyrzucając z siebie niepowstrzymany chichot.
- Luis, co ci zboczeńcy tam robią?! To jakiś nowy rodzaj dyskusji? – warknął na mnie kpiąco demon. – Tym razem ci nie daruję. Wpadasz na coraz głupsze pomysły i jeszcze wciągasz w nie innych. Obiecałem ci lanie i teraz je dostaniesz!
- Nie ma mowy – pisnąłem przestraszony i szarpnąłem się w nadziei, że uda mi się umknąć. Niestety Avgar przewidział mój plan i zdusił go w zarodku. Usiadł na pobliskiej kłodzie i pociągnął na swoje kolana. Położył mnie na nich twarzą w dół z wypiętym do góry tyłeczkiem.
- Zostaw w spokoju moją pupę, ty pokręcony potworze -  zakryłem zagrożone pośladki dłońmi. Demon tylko prychnął pogardliwie i uwięził mi ręce między nogami. Jednym szarpnięciem spuścił mi spodnie. Poczułem owiewające moją pupę zimne powietrze i pisnąłem powtórnie, ogromnie zawstydzony i  przestraszony. I wtedy się zaczęło. Bolesne, piekące klapsy spadały raz po raz na moje biedne pośladki, które od takiego brutalnego traktowania zrobiły się natychmiast całe czerwone.
- Ty głupku! Puść mnie, chamie jeden – darłem się wniebogłosy, co spowodowało tylko, że ciosy stały się dotkliwsze. W końcu się zmęczyłem i przestałem wyrywać. W oczach pojawiły się zdradzieckie łzy. Zamknąłem powieki. Pociągnąłem nosem mając nadzieję, że Avgar nie zorientuje się co robię. Nie chciałem dać draniowi satysfakcji. Wystarczająco już mnie upokorzył i to w obecności moich znajomych. Poczułem jak wciąga mi spodnie i stawia na nogi, które natychmiast się pode mną ugięły. Złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie.
- Otwórz oczy mały – usłyszałem jego niski głos.
- Nnie …ma mowy – wyjąkałem.
- W takim razie teraz kolej na twoje przyjaciółki – szepnął zimno Avgar. Zląkłem się, że naprawdę coś im zrobi i spojrzałem w bok, aby nie zauważył moich łez. Niestety pociekły po policzkach ujawniając, jakim jestem mazgajem.
- Luis, nie mam do ciebie siły. Jesteś najbardziej nieznośnym i psotnym dzieciakiem jakiego znam. Myślę, że worek pcheł łatwiej by było upilnować niż ciebie. Jeszcze tego pożałuję, ale … – demon westchnął bezradnie. Pochylił głowę i dotknął delikatnie ustami mojego policzka. Zaczął pieścić wargami twarz i zlizywać każdą słoną kroplę jaką napotkał. Mimo bolącego nadal jak diabli tyłka, oparłem się o jego tors pozwalając mu się dotykać. Duże dłonie masowały łagodnie moje napięte plecy. Chociaż byłem na niego bardzo zły, nie umiałem się oprzeć jego karesom. Jednocześnie prychałem obrażony i tuliłem się do niego całym ciałem. Rozsądek i serce kłóciły się ze sobą zawzięcie. Nie wiedziałem czy bardziej mam go ochotę ugryźć, czy całować do utraty tchu. Jęknąłem cicho z frustracji i ogarniającej mnie przyjemności. W tym momencie zostałem odsunięty na odległość ramion.
- Luis, zabierz przyjaciół i wracajcie do domu. Jutro zróbcie tu porządek. Postaraj się więcej nie rozrabiać – powiedział Avgar nieco ochrypłym głosem. Widziałem, jak stara się ukryć przede mną swoje emocje, ale nie ze mną te numery. Zbyt dobrze go już znałem, aby nie zauważyć błysków pożądania w jego oczach. Uśmiechnąłem się do niego i niewiele myśląc spuściłem niżej wzrok, zatrzymując go na nabrzmiałym dowodzie mojej teorii. Widząc, że mam rację wyszczerzyłem się do niego pokazując wszystkie ząbki i wystrzeliłem w bok machając ręką na skamieniałych towarzyszy. Lepiej będzie zniknąć mu z oczu zanim się wymyśli jakąś nową karę. Biegłem przez uśpiony las z latarką w ręku, a w moim sercu rosło coś bardzo niezwykłego. Czułem jakby rozkwitał w nim nieśmiało, maleńki jeszcze, ale bardzo piękny i pełen niesamowitych emocji kwiat. Przysiągłem sobie, że będę chronił tę wyjątkową roślinkę za wszelką cenę.
Po powrocie do domu wszyscy bez słowa udali się do swoich pokoi. Byliśmy bardzo zmęczeni całym dniem na świeżym powietrzu, pełnym nieprawdopodobnych wydarzeń. Padłem na łóżko nawet się nie myjąc i zasnąłem w ciągu kilku sekund kamiennym snem.
…………………………………………………………………………
Spaliśmy bardzo długo. Dopiero późnym popołudniem otwarłem ciężkie powieki. W pokoju obok też panowała zupełna cisza. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się. Postanowiłem zrobić dziewczynom głupi kawał. Skradając się na palcach wszedłem do ich sypialni. Pociągnąłem Ilonę za nos i zatkałem jej usta, aby nie krzyknęła. Przebudzona gwałtownie dziewczyna popatrzyła na mnie z oburzeniem i zabulgotała.
- Co wyprawiasz kretynie?
- Ciśś… weź komórkę i zrób jej zdjęcie  – podszedłem do łóżka Anki i pochyliłem się nad śpiącą słodko przyjaciółką.
- Moja śliczna Ann – wyszeptałem jej do zakolczykowanego ucha naśladując głos Soni – zrobiłam ci śniadanko. Dostanę buzi w nagrodę? – niestety nie przewidziałem tego, co potem nastąpiło. Dziewczyna zamiast otworzyć oczy wpiła się namiętnie w moje usta, łapiąc mnie jednocześnie w pasie i przekręcając tak, że nakryła mnie swoim ciałem. Położyła mi ręce na brzuchu i sunęła nimi do góry wyraźnie czegoś szukając. Widocznie coś jej nie pasowało, bo odezwała się z dezaprobatą.
- Ale ty masz małe cycki! W ubraniu wyglądały na dużo większe, nosisz wkładki? – otworzyła znienacka oczy i wrzasnęła oburzona. – Luis, ty mała cholero, co tu robisz?! Miałam taki piękny sen. Nie daruję ci, że mnie obudziłeś! – wkurzona rzuciła się na mnie niemiłosiernie łaskocząc. – Zginiesz z mojej ręki – z drapieżnym błyskiem w oczach unieruchomiła moje ciało, siadając mi na torsie i skinęła na Ilonę.
- Ratunku!! – wrzasnąłem ile sił w płucach. Na moje szczęście usłyszałem na schodach szybkie kroki.
- Co się tak awanturujecie nocni imprezowicze?! – Sonia odszykowana w powiewną sukienkę z dużym dekoltem, patrzyła na nas, jak na stado wyjątkowo upierdliwych małp. – Doprowadźcie się do porządku i przyjdźcie do ogrodu. Rozpaliłam grilla i rybki są już prawie gotowe. – Anka natychmiast spełniła polecenie, gapiąc się jak zahipnotyzowana na biust mojej ciotki. Od razu zarobiła groźne spojrzenie i kpiące prychnięcie Soni. Kobieta zadarła dumnie głowę i wymaszerowała z pokoju.
- Chodźmy coś zjeść. Jest dość późno. Za dwie godziny odjeżdża ostatni bus do Krakowa.
- Luis, co to za facet przegonił nas wczoraj z polanki? – odezwała się Ilona jak tylko przestała się walać ze śmiechu po łóżku.
- To Avgar, jest trochę uczulony na punkcie swojej własności – próbowałem dyplomatycznie rozegrać sytuację. – Gdybyście tak głośno nie śpiewali pijackich piosenek, nic by się nie stało. A tak, jak zwykle ja oberwałem za wszystkich.
- Mały, chyba kpisz! Nie wyglądałeś na niezadowolonego, jak lizałeś się z nim na naszych oczach. Oplotłeś mu szyję zupełnie jak bluszcz.
- Ciekawe, że w tych ciemnościach tak dobrze widziałaś każdy szczegół?!
- Nie dziw się Ance, ja też nie mogłam oderwać od was oczu. To było lepsze od każdego filmu jaki ostatnio oglądałam – odezwała się Ilona.
 - Bzdura, to on się do mnie kleił, a nie ja do niego. Ale z was przyjaciółki! Zamiast mi pomóc, to stałyście tam jak słupy soli.
- Nie chciałyśmy ci przeszkadzać – zakpiła Anka.