czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 15


Kiedy w poniedziałek rano przyjechałem na uczelnię, zastałem na placyku przed budynkiem szkoły spore zgromadzenie. Kilkanaście osób zebrało się wokół siedzących na walizkach Anki i Ilony. Wszyscy starali się jakoś pomóc, zarzucając ponure dziewczyny dziesiątkami tak zwanych dobrych rad. Przestraszony, że stało się coś naprawdę złego, rzuciłem się do przodu rozgarniając podniecony tłumek.
- Wyrzucili was ze szkoły czy co? – zapytałem inteligentnie.
-  Gorzej, wywalili nas z mieszkania. Od dzisiaj jesteśmy bezdomnymi tułaczkami – jęknęła Ilona.
- Nie podpisałyście żadnej umowy najmu?
- Było tanio, więc kto by pytał o takie sprawy? – odezwała się milcząca do tej pory Anka. Nagle popukała się w głowę jakby coś ją olśniło. – Luis – zagruchała słodko, czym śmiertelnie mnie przeraziła – przecież ty masz wolny pokój! Poproś ciotkę by go nam wynajęła. Chociaż na jakiś czas, dopóki sobie czegoś nie znajdziemy.
- Ale będziecie musiały codziennie dojeżdżać! – broniłem się słabo pod groźnym spojrzeniem czarnych oczu przyjaciółki.
-Wyciągaj komórkę i dzwoń! – terroryzowała mnie dalej Anka. - To będzie rekompensata za ten niedzielny poranek. – Nie miałem wyjścia i spełniłem rozkaz, to jest chciałem powiedzieć prośbę. Przypomniałem sobie, że Sonia rzadko odbiera telefony kiedy jest w laboratorium. Z uśmiechem na ustach nacisnąłem zielony przycisk. Niestety się przeliczyłem. Już po pierwszym sygnale usłyszałem jej niezadowolony głos.
- Czego?! – warknęła.
- Spokojnie, mam pilną sprawę – odezwałem się niepewnym głosem.
- Przestań ściemniać i przystąp do rzeczy!
- Ankę z Iloną wyrzucili z mieszkania i nie mają gdzie się podziać. Moglibyśmy je przygarnąć na kilka dni! Trochę byś zarobiła, a one przysięgną, że nie będą rozrabiać – wyrzucałem z siebie jak z automatu, nie chcąc dopuścić jej do słowa.
- Taak, a ja jestem świętym Mikołajem – prychnęła kpiąco Sonia. – Pewnie dobierały się do gospodyni i je wywaliła.
- No, nie bądź taka bez serca. Te biedaczki nie mają gdzie spać – zajęczałem żałośnie, chcąc wzbudzić w niej litość.
- Niech zrobią to co inni w ich sytuacji!
- Co takiego? – zapytałem naiwnie.
- Dworzec kolejowy i parki są pełne pustych ławek. Poza tym jest jeszcze schronisko dla bezdomnych – odparła sucho Sonia bez cienia współczucia w głosie.
- Ciociu, to są przecież moje przyjaciółki – zachlipałem i pociągnąłem nosem. – Poza tym pomyśl, będziesz miała dwóch dodatkowych niewolników do pracy w domu i ogrodzie. Mogą ci też pomóc w sklepie. Spiszemy umowę jaką chcesz – kusiłem najlepiej jak umiałem.
- No dobrze, ale Anka przysięgnie, że będzie trzymać ręce przy sobie!
-  Zobaczysz, że będzie grzeczna jak aniołek – przytaknąłem entuzjastycznie. W odpowiedzi usłyszałem kpiący rechot mojej ciotki i trzaśnięcie słuchawką.
Odwróciłem się do dziewczyn z tryumfalnym wyrazem twarzy. W odpowiedzi obie natychmiast rzuciły mi się na szyję, prawie przewracając mnie na ziemię. Zaczęły obcałowywać mnie po twarzy z ogromnym zapałem.
- Puśćcie mnie napalone smarkule! – broniłem się przed ich czułościami – Trzymajcie te pomalowane szpony przy sobie, bo się rozmyślę!
- Luis, my cię po prostu kochamy! Doceń to, słoneczko ty nasze – zaszczebiotała teatralnie Anka puszczając mi oczko. Wszystko by było w porządku, gdyby nie ten podejrzany błysk w jej czarnych ślepiach i porozumiewawczy uśmieszek skierowany do Ilony. Zacząłem podejrzewać, że zostałem zrobiony w przysłowiowego konia. A może to tylko moja bujna wyobraźnia? Jedno wiedziałem na pewno. Mój cichy domek nigdy już nie będzie taki jak wcześniej, kiedy sprowadzą się do niego te pokręcone dziewuchy. Wykonałem jeszcze jeden telefon tym razem do Artura, aby przyjechał po nas furgonetką. Te ogromne walizki nie zmieszczą się przecież w busie.
……………………………………………………………………
Wieczór upłynął mi w strasznym chaosie i zamieszaniu. Najpierw musiałem pomóc dziewczynom w przeprowadzce. Przytargały ze sobą tyle ciuchów i kosmetyków, że mogły by otworzyć sklep. Za nic w świecie nie chciały się zmieścić w jedynej szafie jaka była w ich pokoju. Musieliśmy znieść jeszcze ze strychu starą komodę. Jak tyko się rozlokowały, Sonia wezwała nas do kuchni na walne zgromadzenie. Postawiła im twarde warunki najmu i podsunęła do podpisania umowę. Tak zaczęła się babska kłótnia. Sprzeczały się nad każdym punktem dokumentu. Po kilkunastu minutach tych wrzasków miałem dość. Cichuteńko przeskradałem się do przedpokoju, wziąłem kurtkę z wieszaka i zwiałem. Było już zupełnie ciemno. Spojrzałem na zegarek. Dziesiąta. Potrzebowałem spokojnej chwili dla siebie. W skołatanej nieco przez dziewczyny głowie, zaświtał mi bowiem pewien pomysł. Postanowiłem zapisać  się na prawo jazdy i kupić samochód. Wiedziałem, że Ilona jest już kierowcą, więc na razie ona może zawozić nas na uniwerek. Żegnaj śmierdzący busiku. Już nigdy się nie zobaczymy. Zamyślony nawet nie zauważyłem jak zagłębiłem się w las. Nogi same poniosły mnie w kierunku domu Avgara. Szedłem powoli kopiąc napotkane szyszki z nieodłączną kieszonkową latarką w dłoni.
- Luis, co ty tu robisz o tej porze? – usłyszałem znajomy niski głos. – Znowu szukasz kłopotów?
- Proszę cię, nie strasz mnie tak więcej! - Odparłem trzymając się za serce. – Nie możesz chodzić trochę głośniej?
- Mowy jednak ci nie odebrało! – odezwał się rozbawiony mężczyzna. - Powinieneś się uczyć, a nie włóczyć nocą po lesie.
- Daj spokój, miałem ciężki dzień. Nasze nowe lokatorki mnie wykończyły. Mam teraz w domu istny babiniec. Musiałem coś przemyśleć, więc poszedłem na spacer.
- Ty wiesz co to słowo oznacza? Wydawało mi się, że pod tą jasną czupryną jest zupełna pustka  – Avgar pokręcił kpiąco głową.
- To, że jesteś ode mnie większy i masz czerwone oczy nie oznacza wcale, że możesz mnie obrażać kiedy chcesz – prychnąłem na niego i zacząłem iść w odwrotnym kierunku, chcąc się uwolnić od jego towarzystwa. Niestety poszedł za mną z szerokim uśmiechem na twarzy.
- No powiedz, co tam powstało w twojej małej główce? Nie daj się prosić! – złapał mnie w tali i przywarł do moich pleców. Bezczelnie pocałował mnie w kark lekko przygryzając moją skórę.
- Puszczaj zboczeńcu! – szarpnąłem się do przodu bez przekonania. Jego oddech miło łaskotał mnie po szyi wzbudzając w moim ciele rozkoszne dreszcze. – I wcale się nie obijam. Mam zamiar od jutra uczyć się jeździć samochodem. – Na te słowa wybuchnął gromkim śmiechem. Popatrzyłem na niego groźnie zbulwersowany jego zachowaniem. – Nie rozumiem co cię tak ubawiło?
- Luis, doprowadzisz się do bankructwa. Nigdy nie uda ci się zdać tego egzaminu. Jesteś taki roztrzepany, że w życiu poprawnie nie zaparkujesz samochodu. Ha ha ha.. Ostrzeż tylko mieszkańców Posoki, kiedy będziesz miał jazdy, żeby zdążyli pochować się w domach. Hi hi hi… - ten przerośnięty głupek chichotał coraz głośniej trzymając się za brzuch.
- Och, udowodnię ci, że nie masz racji!! – krzyknąłem na niego rozgniewany.
- Tak? A w jaki sposób? – przestał się nagle śmiać i wbił we mnie szkarłatne ślepia.
- Założymy się, że zdam do trzech razy. Jeśli mi się uda spełnisz moje trzy życzenia, jeśli nie, to ja spełnię twoje!– rzuciłem zdenerwowany, nie zastanawiając się jak zwykle nad tym co mówię.
- To mi się podoba! – wyszczerzył do mnie białe kły i podał mi rękę dla przypieczętowania naszego układu. Spojrzał na mnie ogromnie zadowolony i uśmiechnął się diabolicznie. Dopiero w tym momencie coś mnie tknęło. Już drugi raz tego dnia zostałem zmanipulowany. Muszę się postarać wygrać ten przeklęty zakład za wszelką cenę. Nie wiadomo, co temu draniowi chodzi właśnie po głowie. Na myśl o tym, jakie życzenia mogą przyjść Avgarowi do tego kudłatego czerepu zjeżyły mi się włoski na karku. Zmobilizuję się i zdam za pierwszym razem. Nie dam mu satysfakcji i ocalę swoją biedną skórę.
- Boisz się? – zapytał przyglądając mi się uważnie mrużąc oczy.
 - No coś ty! – zrobiłem dumną minę. – Nigdy!
- Luis, jesteś takim słodkim głuptasem. Już od dzisiaj zaczynam spisywać listę moich fantazji z tobą w roli głównej – obrócił mnie do siebie i wpił mi się w usta. Naparł na nie mocno swoim językiem i od razu wślizgnął się do środka. Pieścił i całował mnie tak żarłocznie jakby chciał mnie całego pochłonąć. Jego duże dłonie błądziły po moich plecach, by w końcu zatrzymać się na pośladkach silnie je ściskając i masując. Nie mogłem się powstrzymać i jęknąłem na głos. Moje ciało zdawało się płonąc. Każdy jego dotyk wzbudzał we mnie ogromne pragnienie. Bezwiednie przycisnąłem do niego pożądliwie moje biodra. Zacząłem się o niego ocierać chcąc osiągnąć spełnienie. Niestety w tym pełnym rozszalałych emocji momencie zostałem brutalnie odsunięty na odległość ramion.
- Luis, wracaj już do domu – mruknął do mnie chłodno nie patrząc na mnie.
- Ale dlaczego…. – popatrzyłem na niego zaskoczony niczego już nie rozumiejąc.
- Zjeżdżaj, ale już! – warknął groźnie, a mnie zaszkliły się oczy. - Nie chce mnie, nie chce – kołatało się w moich myślach. Jestem dla niego tylko zabawką, którą przyciąga i odpycha zależnie od swojego humoru. Samuel miał rację. Zaczęły trząść mi się ręce. Poczułem gorzkie łzy spływające mi po twarzy. Odwróciłem się na pięcie i pognałem do domu. Nie obejrzałem się za siebie ani razu.
- Luis, zaczekaj postrzeleńcu! – dobiegło mnie z oddali. Nie zatrzymałem się i przyspieszyłem jeszcze bardziej. Nie chciałem jego litości. Nie zniósłbym żadnych fałszywych słów pociechy. Pragnąłem go całego, jego dumnego serca i wspaniałego ciała, a on nie mógł lub nie chciał mi tego dać.

6 komentarzy:

  1. Jak zwykle chłopak źle zrozumiał, jestem pewna, że Avgar miał na myśli to, że się przy nim nie opanuje.Szczerze mówiąc, sama na miejscu Luisa na pewno bym tak pomyślała.
    Notka cudna, jak zwykle zresztą i pełna wrażeń.
    Nie wiej jak chłopak wytrzyma z 3 babami w domu. Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z "Eterną" też myślę, że Avgar po prostu nie chciał go skrzywdzić rzucając się na niego tu i teraz.
    No cóż, ale Louis już trochę o nich usłyszał, więc odpowiedz sama od razu ulokowała mu się w głowie, plus hormony i dzisiejszy stres.
    Rozdział wspaniały jak zawsze, raz: Louis zwariuje w domu z dziewczynami, a Sonia...mhm biedna Sonia xD haha
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Zgadzam się z Maruchan i Eterną. Szczerze to lepiej by było gdyby Avgar kiedyś wylazł w nocy z lasu i poszedł do Luisa do domu. W tedy mógłby mu coś wytłumaczyć, a Luis nie mógłby krzyczeć bo zaraz obudziłby Sonię. Mam nadzieję, że mój pomysł jakoś ci pomorze albo go wykorzystasz. Pozdrawiam cię, życzę zdrówka, dużo czasu na pisanie oraz weny giganta. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. łooł... To mnie ten rozdział zadziwił.Przeczytałam przed chwilą całe to twoje opowiadanie jednym tchem! Nawet nie wiesz, jakie to wszystko wciągające. Już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. MOgłabyś jeszcze raz opować jakoś wygląd Avgara? Mimo że znam szczegóły, jak palaryna czy oczy, to niemogę go sobie jakoś wyobrazić. Także te jego przyjaciółki... Co knują? Wydaje mi się, żę bęzie się coś niedobrego działo.. PRoszę, dodaj następny rozdział bardzo szybko! Umieram z ciekawości! I nie przejmuj się ilością komentarzy. Zazwyczaj tylko jakieś 5-10% czytelników komentuje. Wiem po sobie, ile u mnie komentowało, a jak zrobiłam sondę, to ile osób zagłosowało. To oznacza, że masz co najmniej 40 czytelników! Także główa do góry, ja czekam!
    I na pewno będe ci komentowała już teraz każdy wpis :-)
    Kisielek

    OdpowiedzUsuń
  5. Odkąd przeczytałam wczoraj to opowiadanie... Zaglądam tutaj chyba co każde pół godziny. Nawet na lunchu w szkole (uczę się w anglii od tego roku szkolnego)sprawdzałam na kompie, czy czegoś nowego nie ma. nawet zdążyłam to przeczytać jeszcze raz całe! Proszę, dodaj szybko coś nowego! Nie mogę już wytrzymać tego czekania~~!
    Weny~!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, niech zda ten egzamin na prawo jazdy, i dziwne to zachowanie Avgara albo nie chciał się po prostu rzucić na niego albo jakieś niebezpieczeństwo było i nie chciał jego krzywdy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń