sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 7


Luis

Kilka minut później dotarliśmy z Avgarem do domu ciotki. W salonie czekało już na nas całe towarzystwo. Ledwo przekroczyliśmy próg wszyscy spojrzeli na nas jak na zbrodniarzy. Anka oczywiście siedziała obok Soni bezwstydnie wykorzystując sytuację i klejąc się do jej boku. Adaś kręcił się niespokojnie u boku Nissima. W pewnym momencie zaczerwienił się i gwałtownie poderwał z sofy. Ulokował się na dywanie razem z Iloną i chmurnie spoglądał na Nissima wydymając różowe usta. Chciał chyba wyglądać groźnie, ale skutek był zupełnie przeciwny do zamierzonego. Z tym pełnym oburzenia spojrzeniem, rozczochranymi włosami i rozchylonymi słodkimi ustami stanowił bardzo kuszący kąsek wprost do schrupania. – Czy pomiędzy nimi coś jest?- Jakoś wcześniej tego nie zauważyłem. Mężczyzna spoglądał na niego rozbawiony i wygodnie rozparł się na fotelu. Na nasz widok uśmiechnął się wyjątkowo złośliwie. Usiadłem razem z Avgarem na kanapie nieco chowając się z jego plecami. Nieczyste sumienie nie dawało mi spokoju i miałem nadzieję, że w razie zmasowanego ataku demon mnie obroni. Sonia omiotła wzrokiem całe zgromadzenie prze dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na naszej dwójce. Pod wpływem jej spojrzenia zadrżało we mnie serce.
- Zebraliśmy się tutaj z wiadomego wszystkim powodu. Musimy zrobić coś z tą zieloną plagą. Nie możemy pozwolić, aby obcy szwendali nam się po okolicy. W tej chwili nasze spokojne miasteczka zalała fala ciekawskich pismaków, widziałam nawet grupkę uczonych z uniwerka jak pobierają próbki wody i ziemi.
- Skąd oni tak szybko dowiedzieli się o naszych problemach? – zapytał Avgar.
- To ten cholerny właściciel hotelu ich zawiadomił. Z tym facetem też będzie trzeba zrobić porządek. A teraz jak na spowiedzi gadać, który to idiota bawił się ostatnio magią? – spojrzała po nas groźnie. Schowałem się całkowicie za szerokimi barkami Avgara, wciągnąłem jego piżmowy zapach, który w jakiś dziwny sposób dodał mi odwagi.
- Kazałaś mi się uczyć – chciałem odezwać się niskim głosem, jak prawdziwy mężczyzna, a wyszedł mi tylko żałosny pisk.
- Kogo mam najpierw zabić ciebie czy jego? – warknęła rozeźlona ciotka wskazując na demona, szczerzącego do niej kły, najwyraźniej w bardzo dobrym humorze. – Miałeś go pilnować idioto z czego się tak cieszysz?
-Wyglądamy teraz jak wielka, zielona rodzina – roześmiał się beztrosko Avgar. Uszczypnąłem go aby natychmiast się uspokoił i nie drażnił wkurzonej ciotki. Nadal miałem w pamięci jej akcję z tasakiem. Sonia jednak była szybsza. Rzuciła w niego ciężką książką nabijając mu solidnego guza. – Wiedźmo czy ty zawsze musisz być taka brutalna? – jęknął poszkodowany.
- Muszę was pilnować, bo inaczej nas wszystkich pozamykają w Zoo, albo w rządowych laboratoriach – rzuciła gniewnie. – Luis, cokolwiek zrobiłeś idź natychmiast to odkręcić!
- Nie wiem czy potrafię – wyszeptałem cichutko. W tym momencie rozległ się ostry dźwięk komórki dobiegający gdzieś z korytarza. Przeraźliwa muzyka techno zazgrzytała nam w uszach.
- Niech ktoś wyłączy to paskudztwo – wrzasnęła zirytowana Sonia.
- Chwileczkę – zmieszany Adaś zerwał się z miejsca i popędził do swojego pokoju. Po chwili muzyka umilkła za to z pokoju dobiegł nas tupot, odgłos przewracanych mebli i rozbijanego szkliwa.
- Aaaa…! Potwory! – usłyszeliśmy przeraźliwy wrzask chłopaka. Rzuciliśmy się wszyscy do drzwi całkowicie je blokując. Oczywiście przepadłem przez próg i wyłożyłem się jak długi, a na mnie runęła cała banda z tyłu.
- Rety – jęknąłem głucho czując jak przygniata mnie ogromny ciężar złożony ze wszystkich moich przyjaciół.
- Ratunku!! – kwiczał spanikowany Adam. Pozbieraliśmy się szybko i ruszyliśmy na odsiecz. Złapałem za stojącą w kącie miotłę, ktokolwiek odważył się zaatakować małego zaraz oberwie. Wszyscy znowu utkwili w drzwiach i zamarli w tej pozycji. Rozległy się pojedyncze stłumione chichoty. Niestety nic nie widziałem. Niewiele myśląc padłem na kolana i na czworakach przeczołgałem się między ich nogami. Zerknąłem do pokoju i muszę przyznać, że trochę mnie zatkało. Na łóżku piszczał i podskakiwał ze strachu blady jak ściana chłopak. Natomiast na podłodze kłębiło się spore stadko zieloniutkich, puszystych kulek. Było ich tak dużo, że wyglądały jak gruby kobierzec pokrywający parkiet. Dywany jednak nie mają czarnych, błyszczących ślepek i małych wąsików.
- Biedactwa, co je tutaj przygnało? Dziwnie się zachowują – zerknąłem na ciotkę, która była w tej chwili po prostu bordowa z wściekłości.
- Co te przeklęte gryzonie robią w moim domy? – krzyknęła prawie nas ogłuszając.
- Przestań się pruć, nie widzisz jakie są przerażone? – odezwałem się do niej oburzony.
- Obrońca uciśnionych się znalazł. Ciekawe co powiesz jak ci poprzegryzają kable od komputera? – fuknęła na mnie. – Nissim zabierz stąd tego panikarza i doprowadź go jakoś do porządku. – Mężczyzna wszedł ostrożnie do pokoju starając się nie nadepnąć żadnego szczura. Wyciągną do chłopaka ręce, a ten natychmiast rzucił się w jego ramiona i ukrył twarz na jego szerokiej piersi. Wyniósł z pokoju Adasia przy akompaniamencie cichych chichotów całej rodziny.
- Te biedactwa są całe przemarznięte i głodne. Potrzebują odrobiny spokoju -Wygoniłem ich wszystkich do salonu. Popatrzyli na mnie jak na wariata, ale grzecznie porozsiadali się z powrotem na swoich miejscach i oczywiście zaczęli mówić jeden przez drugiego. Nissim miał na kolanach Adasia i poił go koniaczkiem z zapasów Soni. Młody wypił łapczywie podany mu alkohol krztusząc się i prychając po czym wyciągnął rękę ze szklaneczką po raz drugi. Opiekun zagadany z Sonią dolewał mu za każdym razem do pełna.
- Luis, wróć z Avgarenm nad jezioro i odwróć jakoś tą reakcję – zwróciła się do mnie już nieco spokojniejsza ciotka. – Zajmę się tymi gryzoniami. Postaram się dowiedzieć co je skłoniło do emigracji.
- Oone szły z zamku Aavgara – wyjąkał bełkotliwie Adaś. Wszyscy spojrzeliśmy na niego, wyglądał dość podejrzanie.
- Człowieku, ile ty mu dałeś tego koniaku? – jęknęła zrezygnowana Sonia.
- Butelkę? – Zaskoczony Nissim spojrzał na pustą karafkę na stole.
- Zabierz go do siebie, bo tutaj nie może zostać. Nowi lokatorzy jakoś nie przypadli mu do gustu – dorzuciła złośliwie. - Reszta pójdzie ze mną do zamku – odezwała się Sonia. Nie pozostało nam nic innego jak podporządkować się jej rozkazom. Nissim wziął czkającego Adasia na barana. Chłopak z szerokim uśmiechem na buzi przylgnął do jego pleców i objął go za szyję. Poszliśmy za nimi. Na zewnątrz było bardzo zimno. Śnieg chrzęścił nam pod nogami i skrzył w promieniach słońca. Adaś otwarł nagle oczy i rozejrzał się dookoła.
- Jjesteśmy w górach prawwda? – wybełkotał. – Góralu czy ci nie żaaal! – zawył na całe gardło fałszując okropnie. Niestety głos miał naprawdę donośny.
- Bogowie za co?! – jęknął Nissim i przewrócił teatralnie oczami. Przyśpieszył kroku żeby zapewne jak najszybciej pozbyć się śpiewającego balastu.Wkrótce zniknęli nam z oczu.
- Dobrze mu tak, trzeba było pilnować smarkacza – warknęła za nimi bezlitośnie Sonia. Nikt tego nie skomentował. Wszyscy szliśmy za ciotką w milczeniu nie chcą jeszcze więcej jej rozdrażniać. Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Anka ledwie przekroczyła próg zamku skrzywiła się i zatkała nos.
- Co tutaj tak śmierdzi? Jak możecie mieszkać w takim chlewie? Nie ma co się dziwić zwierzakom, że nie chciały z wami mieszkać – zwróciła się do mnie i Avgara. Wciągnąłem powietrze i stwierdziłem, że faktycznie miała rację. Cuchnęło niemiłosiernie nadpsutym mięsem i zgniłymi jajami.
- Jak wychodziliśmy rano wszystko było w porządku. Nie wiem co się stało – popatrzyłem na nią zaskoczony.
- Trzeba przyznać, że ten zapaszek nawet do ciebie pasuje. Prawdziwie piekielny odór – odezwała się Sonia, posyłając Avgarowi złośliwy uśmieszek. Szła przodem bacznie się rozglądając i węsząc jak rasowy owczarek. Wchodziliśmy po kolei do pokojów i łazienek, wszędzie niestety było tak samo. Od potwornego zapachu wkrótce zaczęło nas drapać w gardle, a oczy same popłynęły łzy.
- Zauważyliście, że najbardziej śmierdzi z umywalek i odpływów – odezwała się milcząca dotąd Ilona.
- Rzeczywiście – Avgar nachylił się nad zlewem w kuchni.
- Robiłeś ostatnio jakieś eksperymenty? – zapytała Sonia, a widząc jak przecząco pokręcił głową, stwierdziła – W takim razie ktoś ci zrobił głupi kawał – zeskrobała znalezioną w szufladzie komody łyżeczką odrobinę paskudnej mazi z odpływu. – Co się tak gapisz? Idziemy do twojego laboratorium, to mi wygląda na jakieś obrzydliwe glony, a reszta wiary do roboty. Dziewczyny do sklepu, dzisiaj ma przyjść dostawa ziół. Luis nad jeziorko odczyniać swoje kiepskie uroki – zakomenderowała nami jak prawdziwy dowódca.
………………………………………………………………………

Adam

Było mi dobrze jak nigdy przedtem. Nissim niósł mnie na plecach, a ja przytulałem się do jego ciepłego, potężnego ciała. Mocno obejmowałem go w tali nogami, aby nie spaść na ziemię. W głowie mi się odrobinę kręciło i cały czas grała w niej skoczna góralska muzyka. Nuciłem pod nosem  i pochyliłem się, żeby wciągnąć w nozdrza boski zapach skóry mojego opiekuna. Dotknąłem nosem jego karku. Wyglądał niesamowicie kusząco, więc bez ostrzeżenia wbiłem w niego zęby pomrukując z zadowolenia.
- Oż kurwa – jęknął mężczyzna i gwałtownie się zatrzymał. Brutalnie zrzucił mnie na śliską, oblodzoną ścieżkę. Oczywiście od razu widowiskowo się na niej wyłożyłem, machając ramionami jak wrona na prochachdla utrzymania równowagi. – Adam! – podniósł mnie do pionu i potrząsnął mną jak kukiełką. –Natychmiast się uspokój, jeśli nie chcesz się jutro obudzić z bolącym tyłkiem! – wbił we mnie błękitne oczy, które teraz wydawały się płonącym kawałkiem zimowego nieba. – Maszeruj do domu pijaku jeden!
- A w którą stronę? – wbiłem w niego lekko zamglone spojrzenie. Zacząłem mrugać oczami dla poprawienia ostrości, bo jego sylwetka trochę mi się zamazywała. Chwycił mnie za ramiona, lekko okręcił i pchnął do przodu. Poszedłem więc przed siebie wąską leśną dróżką mocno się zataczając, na szczęście po obu stronach rosły gęste krzaki i od czasu do czasu mogłem się ich złapać, kiedy kompletnie traciłem równowagę. Za mną szedł wkurzony Nissim, mruczący paskudne przekleństwa we wszystkich językach świata. Prze drogę przebiegła spłoszona sarenka, oczywiście w pięknym zielonym kolorze. Ten widok wydał mi się z jakiegoś powodu strasznie zabawny, a w głowie znowu zaczęła grać kapela.
- Hej kiej zywieckie pola leci sarna, hej nóskami przebiero boby zarła – śpiewałem ile sił w płucach. Ze wszystkich pobliskich drzew zaczęły podrywać się ptaki, odlatując w popłochu w siną dal. – Nie znacie się na prawdziwej sztuce – krzyknąłem za nimi – hic hic – czknąłem i złapałem się gałęzi. – A to słyszałeś? – odwróciłem się do Nissima i pomachałem mu wesoło – Świeć miesiączku świeć! – podjąłem nową piosenkę.
- Do domu! – jęknął zrezygnowany mężczyzna z powrotem nakierowując mnie na właściwą ścieżkę. Droga zdawała się nie mieć końca, a mnie wreszcie skończył się repertuar. Zmęczeni i czerwoni od mrozu dotarliśmy do windy. Dobrze, że Nissim miał dobry refleks, bo mało brakowało, a wypadłbym za burtę. Kiedy dotarliśmy do mojej sypialni mężczyzna pchnął mnie na łóżko i głęboko odetchnął. Wylądowałem na nim  bezwładnie. Odbiłem się kilka razy od sprężystego materaca i zacząłem zanosić się ze śmiechu. Po chwili głupawka mi przeszła, usiadłem i pociągnąłem nosem.
- Śmierdzę – stwierdziłem z niesmakiem.
- Daj spokój. Nie jesteś w stanie się umyć, jeszcze sobie coś złamiesz – odezwał się mężczyzna, usiłując złapać mnie za rękę. O dziwo udało mi się ją wyrwać, wstałem i trzymając się kurczowo ściany popełzłem do łazienki. Zatkałem odpływ i puściłem wodę do wanny. Niemrawo zacząłem się rozbierać, rozrzucając beztrosko ciuchy po całym pomieszczeniu. Wszedłem do ciepłej, parującej wody i oczywiście poślizgnąłem się. Wpadłem z impetem do środka omal się nie topiąc.
- Co ty tutaj wyprawiasz?! – Nissim złapał mnie za ramiona i ułożył w pozycji siedzącej. – Po jaką cholerę kąpiesz się w takim  stanie, chcesz się zabić mały idioto?! – zniesmaczony wziął do ręki gąbkę i zaczął mnie szorować trąc mocno moją skórę, aż się cała zaróżowiła. Kiedy tylko jego dłoń zjechała w niższe rejony zacząłem piszczeć i się wyrywać. Pod wpływem dotyku mężczyzny moje ciało zapłonęło, a ukryty w pianie członek powoli podnosił swoją główkę.
- Iidź stąd, ddam sobie radę – wybełkotałem, widząc w lustrze jak moje policzki robią się dosłownie szkarłatne.
- Jasne – rzucił Nisssim ironicznie, wyciągnął mnie z wody i postawił na śliskich kafelkach. Nogi zaczęły mi się ślizgać na wszystkie strony. Zerknąłem na niego i zaczerwieniłem się o ile to możliwe jeszcze bardziej. Stałem przed nim golusieńki, ociekający wodą, a ten drań zamiast się odwrócić gapił się bezczelnie na mojego penisa, który pod jego spojrzeniem rósł jak na drożdżach.
- Aaa…! – kwiknąłem i zakryłem strategiczne miejsce dłońmi. Zachwiałem się i aby nie upaść rozłożyłem skrzydła. – Ale ze mnie bałwan! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Idealnie pomagały mi balansować nieposłusznym ciałem. – Poruszyłem nimi raz i drugi zafascynowany refleksami jakie malowało na nich światło. Zalśniły jak najprzedniejszy jedwab.
- Jutro rano obudzę się z aureolką i cały w piórach – mamrotał pod nosem Nissim. -Właściwie już jestem prawie święty – westchnął ciężko i z trudem oderwał oczy od mojego gołego tyłka. Złapał mnie w tali i wziął pod pachę. Zacząłem piszczeć i okładać go skrzydłami. – Siedź cicho, bo cię położę na dywanie i przelecę, przeklęty bachorze. – Umilkłem, przestraszony groźną nutą w jego głosie. Rzucił mnie na łóżko i nakrył kołdrą. – Śpij i nie waż się już odzywać – warknął na mnie. Usiadł w fotelu obok i wbił we mnie ponury wzrok. Pod jego wpływem schowałem się pod nakryciem tak, że wystawały tylko moje oczy i czubek głowy. Zamknąłem powieki i wtedy dopiero zaczęła się jazda. Cały pokój zaczął wirować razem ze mną coraz szybciej i szybciej. Mózg zamienił się w gluta obijającego się bezwładnie o ściany czaszki. Żołądek kurczył się i rozkurczał. Zrobiło mi się niedobrze.
- Nissim – jęknąłem bezradnie.
- Zamknij się wreszcie.
- Ale….- wymamrotałem cichutko, obracając się w jego stronę.
- Milcz, jeśli ci cnota miła – fuknął na mnie i wziął ze stolika jakąś gazetę. Próbowałem opanować sensacje w moim brzuchu, ale niestety przegrałem. Usiadłem gwałtownie, nie zdążyłem niestety zrobić nic więcej. W głowie mi zawirowało.
- Ble…. – puściłem pawia wprost na kolana zaczytanego mężczyzny.
- Jasny szlag - zerwał się Nissim – nie ruszaj się. – Ruszył do łazienki, nie był jednak dość szybki i nie udało mu się zejść  z pola rażenia.
- Bleeee…. – rzygnąłem jeszcze raz, a wszystko co dzisiaj zjadłem i wypiłem znalazło się na moim opiekunie.


12 komentarzy:

  1. Hahaha, nie wiem już co robić, pisać komentarz czy się śmiać... Adaś,, nasz kochany Adaś,, haha
    sorry kochana,
    dobra, daje radę :)
    Rozdział był świetny, zabawny, nasz Adaś śpiewająco zdenerwował dzisiaj Nissim'a. xd Ale z jednej strony, Nissim położył go do łóżka, nie wykorzystał tego, że był mhm niedyspozycyjny i chętny.,, coraz bardziej mi się podoba :)
    A Sonia? brrr, groźna >_< haha
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak nigdy uśma|am się przy obu częściach a|e przy Adasiu chyba trochę bardziej:) Nissim ma do niego widoczną s|abość a|e to bardzo mi się podoba. Brakowa|o teochę |uisa i Avgara a|e mam nadzieje że w ko|ejnej części będzie ich więcej. Dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo Adama Nissim też musi pilnować, tak jak Axgar musi pilnować Lu.
    UUU bardzo ciekawie się zapowiada, uwielbiam to opowiadanie.
    Mam nadzieje, że jakoś to odwrócą te zielone coś :)
    I ta akcja z rzyganiem świetna

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha! XD jak pod koniec się rechotałam. XD Naprawdę super potrafisz opisywać. ^^ Rozdział boski i w końcu się pojawił ^^ A teraz czekam tylko na Gorzki Smak Sławy! *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rechotałam jak nawiedzona xDDD Hahaha :D Masz talencik i tupecik, nie powiem ;) Tylko ty byłabyś w stanie wymyślić coś takiego i za to Cię kocham strega bianco :D Zdrówka C: - Twoja Wierna Fanka :P Zawsze do usług :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "a reszta wiary do roboty. " - Jesteś z Poznania albo okolic? TYlko tam się tak mówi, inni w polsce tego nie rozumieją xD Zawsze jak użyję słowa 'wiara' w stosunku do ludzi, patrzą na mnie jak na idiotkę... A że mieszkam teraz za granicą i polaków niewiele, rzadko się zdarza że któryś z poznania xD

    OdpowiedzUsuń
  7. takie tam rzygu rzygu ^O^

    OdpowiedzUsuń
  8. Współczuje Nisimowi, osobiście nigdy nie zostałam obrzygana i mam nadzieje że nigdy tego niedoświadcze. A biedaczek Luis będzie misiał sam nad jeziorkiem skedzieć w ten mroźny dzionek. Mam nadzieje że nke sprawi że stanie się coś gorszego

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    rozdział jest cudowny, wręcz wspaniały, ciekawe czy Luisowi uda się odczynić zielonkawy urok, Nissan to ma wielką cierpliwość do Adasia... i jak widać Nissan musi pilnować Adasia tak jak Luisa pilnuje Avgar
    Weny, mnóstwa weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. ale się uśmiałam:) czasami jak czytam twoje opowiadania to muszę się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem na głos:) biedny Nissim:))) Adaś dał mu popalić:) już nie mogę się doczekać, żeby dowiedzieć się jak zostanie za to ukarany:) ale to bardzo słodko, że Adaś aż tak mu się podoba. Aż prawie zapomniałam o Luisie i Avgarze, bo Luis w tym odcinku zrobił mało głupot, ale ciekawe co w końcu się stało... czekam na więcej:)

    Nana

    OdpowiedzUsuń
  11. haha milcz jeśli ci cnota miła xD
    no Adaś po alkoholu ma mniej więcej fazy takie jak ja po gumie do żucia o smaku pożeczkowym xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Nadrobiłam zaległości na tym blogu :)
    Opowiadanie jest jak zwykle cudowne. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Może coś wydarzy się między Nissimem a Adamem? Byłoby super :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń