piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 23


Było już późne popołudnie, a obiadu ani śladu. W brzuchu burczało mi niemiłosiernie. Wszystkie baby przywlekły się do domu dopiero przed chwilą i zabrały się za gotowanie. Siedziałem na werandzie i wystawiałem twarz do jesiennego słoneczka.
- Hej, ja tu umieram! Jedyny mężczyzna w tym domu kona z głodu! Nie wstyd wam? Kiedy wreszcie będzie żarełko? – zawołałem w stronę kuchni.
- Ty lepiej siedź cicho – Ilona usiadła obok mnie i ręką zatkała mi usta. – Atmosfera w kuchni jest tak gęsta, że można ją nożem kroić.
- Anka znowu chodzi po domu w tej miniówie? – zapytałem domyślnie.
- Tak, ale teraz nosi do niej stringi. Zdjęła też stanik. Ktoś durny musiał jej to doradzić. Czy to czasem nie ty? – spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja spuściłem głowę. – Kretynie! To przez ciebie ten dom przypomina teraz pole minowe! – pacnęła mnie w głowę gazetą.
- Przestań się tu kręcić! Idź lepiej do ogródka i przynieś mi pietruszki! – usłyszałem zirytowany głos ciotki.
- Już pędzę. Tylko się nie denerwuj – dobiegł nas łomot i pisk Anki. Dziewczyna wyskoczyła jak z procy, przebiegła koło nas i z impetem wpadła w grządki. Niestety zamiast zająć się zieleniną jej wzrok przyciągnęły eksperymentalne truskawki Soni. Zaczęła z wielkim zapałem i błogim wyrazem twarzy wyżerać je jedna po drugiej.
- Trzeba ją  stamtąd wyciągnąć, bo będzie awantura – szepnąłem do Ilony.
- No coś ty! – włożyła mi do ręki otwartą paczkę z popcornem. – Kiedy ostatnio oglądałeś dobry film akcji? – posłała mi diabelski uśmieszek i zmusiła mnie abym usiadł na schodach, skąd mieliśmy niezły widok na ogródek. Ta dziewczyna jest naprawdę dziwna. Czasami przeraża mnie o wiele bardziej niż Anka. Nie musieliśmy długo czekać na rozwój sytuacji. Po jakiś pięciu minutach z domu wyszła wkurzona Sonia.
- Gdzie się podziała ta paskudna dziewucha? – omiotła wzrokiem okolicę i stanęła jak wryta. Anka była odwrócona do nas tyłem. Mocno pochylona, wesoło podśpiewując podgryzała truskaweczki, wypinając do słoneczka zgrabną dupcię. Spódniczka była naprawdę niezła. Podjechała wysoko do góry ukazując światu jasne pośladki ubrane w  jedwabne stringi. Ciotka niestety szybko ocknęła się z chwilowego zamroczenia. Ruszyła w stronę nieświadomej dziewczyny skradając się jak prawdziwy drapieżnik. I pewnie by się jej udało, gdyby nie złośliwość natury. Przepadła przez bruzdę i upadła przed Anką na kolana. W tym samym momencie ta słysząc za sobą jakiś hałas odwróciła się i głowa Soni znalazła się dokładnie między jej piersiami. Widzieliśmy jak na ich twarze występują ogniste rumieńce. Sok z trzymanego w ręce owocu zaczął kapać na odkryty dekolt znieruchomiałej z wrażenia Anki . Czerwona strużka zniknęła gdzieś między krągłymi półkulami. Ciotka jak zahipnotyzowana pochyliła się i zlizała językiem słodki nektar.
- Aach… - usłyszeliśmy przeciągły jęk gothki.
- Oż kurwa! Koniec z tym! – To Sonia odzyskała władzę nad swoim ciałem. Porwała zaskoczoną dziewczynę na ręce, zarzuciła ją sobie bez wysiłku na plecy i mocno klepnęła w nagie pośladki. Po czym pomaszerowała do domu nie zaszczycając nas nawet jednym spojrzeniem.
- Biegniemy – rzuciła mi podekscytowana Ilona i pognała za nią. Co było robić? Zrobiłem dokładnie to samo. Kiedy wdrapałem się na górę. Zobaczyłem jak ciotka wrzuca otumanioną brankę do kabiny prysznicowej, przyciska ją do szklanej ścianki i wpija się namiętnie w jej usta. Dziewczyna była w jej rękach jak wosk. Jęczała tylko i pozwalała na wszystko co jej przyszło do głowy. Całowały się tak przez chwilę, ocierając bezwstydnie o siebie. Wreszcie Sonia odsunęła się nieco i spojrzała na zupełnie nieprzytomną, ciężko dyszącą Ankę z przewrotnym uśmieszkiem. Odkręciła kurek z lodowatą wodą i wyskoczyła zwinnie z kabiny zamykając ją za sobą na zameczek.
-  Ooooo… - rozległ się przeraźliwy wrzask dziewczyny miotającej się w środku. – Wracaj tutaj ty cholerna wiedźmo!
- Co ona jej zrobiła? – zapytałem szeptem Ilonę.
- Ślepy jesteś? – wskazała wzrokiem na rękę Soni w której trzymała kurki od wody. – Ona nie może wyjść, nie ma też czym zakręcić wody. Twoja ciotka jest.. hehe..prawdziwą czarownicą. Chyba chciała po prostu troszkę się zemścić i ostudzić nieco zapały naszej napalonej koleżanki.
……………………………………………………………………………
- Aniu, Aneczko – błagałem oburczaną dziewczynę od samego rana. Od tamtego dnia nie odzywała się ani do mnie, ani do Ilony. – Nie bądź taka. Przecież ci pomogłem i dostałaś nawet więcej niż jednego całuska.
- Otrzymałam też ból gardła i potężny katar – warknęła do mnie nieprzejednana goth’ka.
- Ale to nasi przyjaciele i strasznie się martwię. Tak bardzo się kochali a teraz nie rozmawiają nawet ze sobą. Obaj bardzo cierpię i są uparci jak barany. Zwłaszcza Samuel. Proszę cię chodźmy do niego i chociaż spróbujmy go przekonać – jęczałem jej za uchem.
- Luis, to dorośli faceci. Dadzą sobie radę bez ciebie.
- To chociaż zobaczmy co robią – wlepiłem w nią szczenięce oczka.
- Nie dasz mi spokoju co? Dobra, ale tylko na chwilę. Zerkniesz sobie czy wszystko w porządku i się zmywamy. Jak ten twój facet z tobą wytrzymuje? Wygląda jak sam książę piekieł, ale musi mieć chyba anielską cierpliwość – uściskałem ją i pociągnąłem na dwór. Zapadł już zmierzch. Noc była bardzo ciepła i pogodna jak na tą porę roku. Szliśmy powoli w stronę domu Sama stojącego nieco na uboczu w głębi leśnej głuszy. Tą drogą prawie nikt nigdy nie chodził. Jakie było nasze zdziwienie, jak tym razem co chwila mijaliśmy grupki rozchichotanych przechodniów, podążających w tym samym kierunku co my.
- Co się tu dzieje? Ostrowski urządza jakąś imprezę i nas na nią nie zaprosił? – odezwała się zaintrygowana dziewczyna.
- Wkrótce się dowiemy. To już niedaleko – pod bramą prowadzącą do willi Sama zebrał się spory tłumek ludzi z miasteczka. Wszyscy rozgadani i uśmiechnięci widać było, że na coś czekają.
- Hej, coś będą rozdawać –zaczepiłem starszą panią.
 - Cicho,  zaraz się zacznie. To takie romantyczne. Mój mąż nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego – westchnęła najwidoczniej zachwycona kobieta. Przepchnęliśmy się z Anką do przodu aby lepiej widzieć co się tu będzie działo. Ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu pod bramę zajechał niewielki bus. Wysiadła z niego grupka najprawdziwszych mariachi w sombrerach z instrumentami w rękach stanęli w półkolu. Na czoło kolorowej gromadki wysunął się ku mojemu zaskoczeniu Artur z gitarą w ręku. I zaczął się najprawdziwszy koncert. Nie miałem pojęcia, że Futrzarski potrafi tak świetnie grać. Śpiewał też całkiem nieźle. Zawodzili jedną po drugiej słodkie serenady a zachwycony tłumek klaskał im do rytmu.
- Grają tak już od tygodnia. Ładnie, prawda? – odezwała się do mnie kobiecina. - Ten Ostrowski, to nie ma serca pozwalając tak cierpieć biednemu chłopakowi. Gdyby ktoś do mnie tak pięknie śpiewał oddałabym mu się cała – babcia rozczulona  otarła łezkę z oka. Ten właśnie moment wybrał sobie Sam na wkroczenie do akcji. Brama wejściowa nagle rozwarła się z paskudnym zgrzytem. Mariachi umilkli, a Artur ścisnął w ręku mocniej gitarę.
- Won z mojej posesji, ale już! – krzyknął najwyraźniej rozwścieczony mężczyzna. Po czym złapał za rękę oniemiałego Futrzarskiego i pociągnął go do środka.
- Młody człowieku, tylko nie zrób temu ślicznemu chłopcu krzywdy – odezwała się odważnie kobiecina.
- On należy do mnie i to moja sprawa co z nim zrobię, a wam nic do tego – zatrzasnął bezczelnie furtkę przed nosem szemrającym gapiom. Tłumek powoli zaczął się rozchodzić plotkując ile sił.
- I co ty na to? – zapytała mnie mocno rozbawiona Anka.
- Powiedział ,,należy do mnie” więc chyba nie jest jednak tak źle – odparłem z zadowoleniem. – Dobrze. że tu przyszliśmy. Teraz będę mógł spokojnie zasnąć.
……………………………………………………………………………
Powiedziałem to chyba w złą godzinę bo większość nocy nie przespałem. Zrobiło mi się smutno i dręczyła mnie zwykła ludzka zazdrość. Wszyscy znaleźli sobie kogoś tylko ja byłem sam. Na myśl o tym jak namiętnie dziewczyny całowały się w tej kabinie zrobiło mi się gorąco. A mnie nie ma kto dać nawet najmniejszego buziaczka. Życie nie jest sprawiedliwe. Usiadłem na placyku przed budynkiem Akademii. Dziewczyny już dawno skończyły wykłady i wróciły do domu. Musiałem zostać nieco dłużej i teraz nie miałem czym jechać. Sonia zmusiła Avgara, żeby się mną zajął. Czekałem więc na niego, ale spóźniał się już pół godziny. Skończyły się lekcje i rozgadana fala młodzieży zalała okolicę.
- Luis, co tak tu stoisz taki samotny – zachichotała grupka miejscowych ślicznotek.
-Czekam na podwózkę, ale wygląda na to, że mnie olał – westchnąłem i wzruszyłem ramionami.
- Chyba jednak nie. Widzisz tego przystojniaka tam z boku. Opiera się o takie sportowe cudeńko. Gapi się na ciebie od kilku minut – odparła najwyższa z nich i wskazała ręką w bok. Podążyłem za nią wzrokiem i zobaczyłem Avgara w ciemnych okularach wyglądającego w nich jak sam szef Yakuzy. – Ten pewnie do ciebie, bo nigdy go tu nie widziałyśmy. Powiedz, gdzie ty zrywasz tych wszystkich nadzianych słodziaków?
- To tylko mój kierowca – odparłem nie patrząc jej w oczy.
- Taa.. kierowca..A ja jestem twoją babcią – zakpiła dziewczyna i cała grupka wesoło zarechotała. Pomachałem im i pobiegłem szybko do samochodu zanim jeszcze coś ze mnie wyciągnęły. Usiadłem cichutko na miejscu dla pasażera i zapiąłem pasy. Kompletnie straciłem humor. Nie odzywałem się przez calutką drogę. Widziałem jak demon spogląda na mnie zdziwiony. Spojrzałem w szybę. Robiło się coraz ciemniej. No cóż. To przecież jesień. Jak sobie pomyślałem, że w ten weekend zupełnie nie będę miał co robić, ani otworzyć do kogo buzi to usta same ułożyły się mi w podkówkę. Dziewczyny jechały na jakiś babski zjazd, a ciotka z przyjaciółką do Spa. Zostałem więc samiutki jak ten palec. Kiedy podjechaliśmy pod dom wypełzłem ociągając się z samochodu i burknąłem jakieś pożegnanie. Avgar jednak nie odjechał jak się tego spodziewałem wszedł za mną do przedpokoju i złapał mnie za ramię.
- Lui, strasznie dzisiaj jesteś cichy. Normalnie to buzia ci się nie zamyka. Chory jesteś? – zapytał gładząc mnie po policzku i zaglądając mi w oczy.
- Mam doła – odtrąciłem jego dłoń i westchnąłem. – Wszyscy kogoś mają, a ja nawet nie mam się do kogo przytulić – wyszeptałem żałośnie.
- Skrzacie, nie przeginaj, bo może to się dla ciebie źle skończyć – mężczyzna objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Więc dostanę całuska? – spojrzałem na niego z nadzieją. – Ale takiego prawdziwego z języczkiem – bez wahania przytuliłem się do jego szerokiej piersi. – To twoja wina. Od tamtego czasu, no wiesz – zarumieniłem się po same uszy – śnisz mi się każdej nocy z tym cholernym piórkiem w ręku. Potem przez większość dnia mam erekcję i biedny Wacuś chyba się od tego wreszcie pochoruje – wypaliłem znienacka i zamilkłem ogromnie zmieszany. Demon zsunął swoje dłonie na moją pupę i zacisnął na niej mocno palce. Podniósł mnie do góry i owinął sobie moje nogi dookoła swojej talii. Przycisnął mnie do drzwi i spadł na moje usta jak jastrząb. Wdarł się w nie brutalnie zanurzając się w gorące wnętrze.
- Lui, oszaleję przez ciebie – usłyszałem ochrypły głos Avgara. Objąłem go za szyję by być jeszcze bliżej. Całował mnie, lizał i gryzł splatając nasze języki w szalonym tańcu namiętności. Drżałem i wiłem się w jego ramionach jęcząc z zachwytu.
-Kochaj się ze mną – niespodziewanie wyrwało się z moich nabrzmiałych ust.
- Dzieciaku, jeszcze niedawno uciekłeś przede mną i kazałeś mi się skurczyć – zachichotał mi do ucha gryząc jego płatek.
- Weź mnie natychmiast – otarłem się o niego lubieżnie. Jeśli tego nie zrobi, jeśli mnie teraz odtrąci rozbeczę się tutaj jak przedszkolak. Musiał coś wyczytać z moich załzawionych oczu, bo skinął powoli głową.
- Posłuchaj kruszyno, jesteś tego pewien? Może jednak zachowaj swoje dziewictwo dla kogoś kto będzie ciebie wart, kto cię uszczęśliwi.
- Ale przecież to ciebie kocham – wyszeptałem cichutko oddychając coraz szybciej. Moje ciało rozpalało się coraz mocniej pod wpływem jego pieszczot. Rytmicznie masował moje pośladki nie zapominając zahaczyć o zaciśniętą dziurkę. Mimo, że dzieliło nas kilka warstw ubrań drżałem, a moja skóra płonęła.
- Lui, spokojnie. Nie możemy tego tutaj zrobić. Jak nas złapie Sonia zginę w strasznych mękach. Pójdziemy do mnie. Zadzwoń do niej i wciśnij jej jakąś historyjkę. Jesteś w tym dobry.
- Nnie wiem czy dam rady. Sstrasznie trzęsą mi się ręce – wyjąkałem zarumieniony wiedząc, że wygrałem i już dzisiaj będę należał do niego.

7 komentarzy:

  1. Pewnie coś przeszkodzi im w seksie.
    Słodziudki rozdział i pięknie po prostu pięknie się czytało. Nie mogę aż doczekać się nowej notki

    OdpowiedzUsuń
  2. Gyaa!! Jak śmiałaś skończyć w takim momencie?!
    Czytam czytam a tu nagle koniec,, buu,,
    ALe i tak cię kocham, pisz szybciutko kolejną notkę plis ! Plis plis!!
    Twoja Maru<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeny, czemu zakończyłaś w TAKIM momencie?!
    Już się nie mogę doczekać nowego rozdziału!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, w końcu coś się stało między ciotką a gothą :-) Ale... Czemu kończysz w taki sposób? Dodaj proszę następny rozdział bardzo szybko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Arrghh, okrutna kobieto! Jak mogłaś przerwać w takim miejscu?! ;((( Czekam na następny rozdział, szybko !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny ale dlaczego dlaczego skonczyłeś w takim momencie. To bardziej okrutne niż moje zabiegi bo tak czekałam na tą parę. Ale dzięki temu JA CHCĘ NOWĄ szybko:)
    Dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, Luis z dołem ale Avgar jest a może jednak trochę się skurczy ;) Artur o tak pięknie prosi o wybaczenie Sama widowisko sie z tego zrobiło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń