wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 20


Luis, jak to Luis chyba nie liczyliście, że się zmienił z powodu nieszczęśliwej miłości. Jak zwykle znowu ma kłopoty i wciąga w nie wszystkich dookoła. Ma dwa nowe, poważne problemy – zresztą sami zobaczycie.

Rozdział 20
Stojący tyłem do rozwścieczonego demona Daniel był kompletnie nieświadomy niebezpieczeństwa. Tymczasem mnie dosłownie sparaliżowało ze strachu. Nie bałem się tak bardzo o siebie, jak o nowopoznanego przyjaciela. Kiedy Avgar z głośnym łopotem czarnych skrzydeł ruszył do szturmu, pchnąłem zdezorientowanego pisarza na pień drzewa, zasłaniając go własnym ciałem. Teraz był chroniony z dwóch stron.
- Co się stało? – jęknął Daniel rozmasowując sobie plecy i wyglądając ciekawie zza mojego ramienia. Kiedy jednak zobaczył kto nas zaatakował wytrzeszczył ze zdumienia oczy. – Rany boskie , co to takiego?! Kręcą tu film czy co?! – nie mógł oderwać zafascynowanego wzroku od szykującego się do ponownego ataku Avgara.
- Jaki film idioto?! On zaraz nas przerobi na karmę dla psów! – wrzasnąłem na niego zirytowany wyrazem jego twarzy.
- Tylko jego, ciebie najpierw spiorę, a potem zrobię ci coś zupełnie innego – odparł chłodno demon wbijając w nas szkarłatne spojrzenie. – Bądź grzecznym chłopcem i odsuń się na bok.
- Nie pozwolę ci go skrzywdzić. To mój znajomy i jestem za niego odpowiedzialny – krzyknąłem odważnie, jednocześnie czując, że moja dusza właśnie oddaliła się gdzieś w okolice pięt. – Uciekaj Danielu – szepnąłem cicho – ja go czymś zajmę.
- Mowy nie ma – oburzył się mężczyzna pusząc się jak typowy macho. – Mam cię tu zostawić na pastwę tego czegoś – wskazał na krzywiącego się kpiąco do niego Avgara. Wolę zginąć – powiedział nieco zbyt dramatycznie, wczuwając się w rolę.
- O bohater! Najlepiej smakuje świeżo upieczony! – demon śmiejąc się ironicznie, posłał w jego stronę ponad moim barkiem ognistą kulę. Słysząc wizg lecącego pocisku padłem na trawę pociągając za sobą struchlałego pisarza. Przytuliłem się do wystających z ziemi korzeni dębu i z głębi mojej zatrwożonej duszy zacząłem prosić o pomoc. Modliłem się cicho dokładnie nie wiedząc do kogo. Błagałem wszystko co żyje szybką interwencję. Nie wiem ile to trwało. Może minutę, a może całe godziny. W takich chwilach czas jest pojęciem względnym. Usłyszałem najpierw cichutki szmer, coś jakby szelest liści, który z każdą chwilą zaczął przybierać na sile. Powoli zacząłem rozróżniać poszczególne słowa.
- Nie bój się Lui, nie damy cię skrzywdzić. Tak już niewielu pozostało z twojej rasy – poczułem jak sękate gałęzie podnoszą mnie  i stawiają do pionu.
- Danielu sprowadź  pomoc, bo zginiemy tu obydwaj – krzyknąłem do leżącego na ziemi mężczyzny. Tym razem posłusznie się podniósł i rzucił do ucieczki. W ciągu kilku sekund zniknął między drzewami. Demon widząc to ryknął wściekle i wyciągnął rękę w jego stronę z zamiarem rzucenia następnego pocisku, ale niespodziewanie poślizgnął się i upadł do tyłu. Z ziemi natychmiast zaczęły wyrastać pnącza, próbowały go schwytać i uwięzić. Avgar jednak bronił się skutecznie paląc wszystko dookoła. Rozgniewany mężczyzna widząc, że natura zaczyna działać przeciwko niemu zwinnie skoczył do przodu, chwycił w talii niczego nie spodziewającego się Luisa i teleportował się w obłoku dymu.
………………………………………………………………………………
Z wielkim hukiem wylądowaliśmy w gabinecie demona w jego podziemnym zamku. Nie czekając aż mi coś zrobi postanowiłem zaatakować go pierwszy. Skoczyłem na niego z dzikim okrzykiem, z zębami i pazurami. Widząc moją determinację zacisnął wokół mnie silne ramiona, podniósł mnie do góry i usiadł ze mną na pobliskiej kanapie. Posadził mnie sobie na kolanach i głośno westchnął. Najwyraźniej złość zaczęła mu przechodzić. Wykręciłem się i kopnąłem go z całej siły w kostkę. Prychnął tylko z pogardą i rozpostarł swoje aksamitne skrzydła. Otulił mnie nimi szczelnie jak jedwabnym kokonem. Nie mogłem kiwnąć nawet palcem.
- Puść mnie piekielna kreaturo! – krzyknąłem mu złośliwie do ucha, aż się wzdrygnął. – Po co mnie tu przytargałeś?
- Chyba nie muszę ci wyjaśniać takiej oczywistej rzeczy, łobuzie? – zacisnął obie dłonie na moich pośladkach.
- Masz swojego Legolasa , to sobie go przeleć – fuknąłem na niego oburzony jego przewrotnością.
- A może ja wolę twoją zgrabną dupcię? Jesteś jeszcze prawiczkiem Lui? – zapytał kpiąco, a ja cały poczerwieniałem na twarzy na taką bezczelność.
- Co cię to obchodzi zdradliwy paskudzie? Brakło chętnych tyłków w okolicy? Mojego i tak nie dostaniesz! – warknąłem rozjuszony, usiłując ugryźć go w ucho.
- Jesteś tego pewien mały drapieżniku? – zaczął umiejętnie masować moją pupę , wyrywając mi już po kilku sekundach, ku mojemu ogromnemu zawstydzeniu, jęk przyjemności z ust. – No widzisz, jeszcze trochę i sam rozłożysz przede mną nóżki.
- Chciałbyś draniu – zacząłem kręcić się próbując się uwolnić.
- Zawsze dostaję, to czego chcę, skarbie – stwierdził bezwstydnie Avgar  jednocześnie podnosząc mnie do góry i opuszczając. Zrobił tak kilkakrotnie ocierając mnie o swój twardy tors. Mój penis zareagował natychmiast nabrzmiewając i unosząc ciekawską główkę. - Cholera – wykrzyknąłem w myślach. - Jak on to zauważy to już po mnie. - Mięśnie mężczyzny były napięte i lekko drżały. Poszukał ustami moich warg i siłą wdarł się do środka. Zaczął delikatnie pieścić mój język i podniebienie swoim. Nie potrafiąc się powstrzymać przywarłem do niego jak druga skóra.
- Mhmm..- zamruczałem z przyjemności i ulegle poddałem się rozkosznym pocałunkom. Wszystkie zamierzenia i plany wzięły w łeb. Nic nie mogło się porównać z tym co teraz przeżywałem. Dostałem się do przysłowiowego raju i nie miałem zamiaru z niego zrezygnować za żadne skarby. To, że jeszcze niedawno chcieliśmy się pozabijać ulotniło się z mojego zamroczonego mózgu jak poranna mgła. Czarne futerko jednego ze skrzydeł łaskotało mnie w policzek. Nawet nie wiem kiedy duże dłonie demona zawędrowały pod moją bieliznę powoli skradając się do ciasnej szparki. Coś dużego zaczęło uwierać mnie w brzuch. Sięgnąłem tam ręką i natrafiłem na gorący, nabrzmiały członek Avgara. Odpiąłem ostrożnie spodnie mężczyzny i wyciągnąłem na wierzch interesujący mnie organ.
- O kurwa – wyrwało się z moich ust na widok ogromnego, posiniałego od napływającej do niego gwałtownie krwi narządu. – Nie ma mowy, aby coś takiego zmieściło się we mnie – zacząłem przestraszony nie na żarty wycofywać się do tyłu.
- Zaufaj mi Lui. Wszystko będzie w porządku – wyszeptał gorąco Avgar wprost do mojego ucha.
- Zapomnij – zeskoczyłem zwinie z jego kolan. – Nasze ciała zupełnie do siebie nie pasują.
- Jesteś niemożliwy – zrezygnowany mężczyzna posykując zapiął spodnie. – Twoja dziurka bez wątpienia potrafi się rozciągnąć do tych rozmiarów – jęknął z bólu siadając ponownie na kanapie.
- Chyba kpisz? Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj. A może mógłbyś go trochę skurczyć? – zapytałem zaciekawiony, nie mając pojęcia o fizjologii demonów.
- Ja się zabiję. Skąd się biorą takie dziwne stworzenia jak ty? – wymamrotał  Avgar  z udręczonym wyrazem twarzy. W tym momencie na szczęście zadzwonił telefon ratując mnie z opresji. Mężczyzna odebrał go i natychmiast spoważniał.
- Lui, zaraz wrócę. Poczekaj tu na mnie spokojnie i niczego nie dotykaj – wyszedł pośpiesznie z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz.
………………………………………………………………………………
Początkowo byłem naprawdę grzeczny. Siedziałem spokojnie na kanapie i usiłowałem odczytać tytuły ksiąg poustawianych na ciężkich półkach. Szybko jednak ta zabawa mi się znudziła. Wierciłem i kręciłem się niespokojnie przez długi czas, a gospodarz nadal nie wracał. Naprzeciwko mnie stała niewielka przeszklona szafka pełna kolorowych słoiczków i fiolek. Zerknąłem na nią raz i drugi, bo jak magnes przyciągała mój wzrok. – Co takiego może być w tych pojemniczkach? Może jakieś żele lub kremy? – wyobraźnia zaczęła pracować na całego. Zobaczyłem w myślach nagiego Legolasa masowanego jednym z tych żeli przez podnieconego demona. – Ciekawe jak pachną? Chyba nic się nie stanie jak powącham kilka? – podniosłem się i ruszyłem w stronę szafki. Nie była zamknięta. Zacząłem po kolei wyciągać słoiczki, otwierać je i wklepywać na próbę w różne części ciała. Miały wspaniałe aromaty. Po kilku minutach cały pokój zdawał się być wiosenną łąką. Co prawda odczuwałem dziwne pieczenie i mrowienie w niektórych miejscach, ale złożyłem to na karb niezwykłych właściwości kremów. Byłem tak zaaferowany swoim odkryciem, że nawet nie zauważyłem ja wrócił Avgar.
- Na wszystkie ognie piekielne! – usłyszałem okrzyk demona i odwróciłem się do niego. Stał oniemiały w progu pokoju z otwartymi ze zdumienia ustami. Zamrugał kilkakrotnie oczami jakby chciał pozbyć się jakiś halucynacji.
- Luis, co ty najlepszego zrobiłeś? – wykrztusił w końcu z ogromnym trudem. - Dlaczego ty nigdy nie słuchasz poleceń? Co ja teraz powiem Soni? – złapał się za głowę.
- Nie bądź skąpiradłem. Wziąłem tylko trochę. Masz ich tak dużo – patrzyłem na niego zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania i obracając w ręce jeden z pojemniczków. Demon skoczył do przodu i wyrwał mi go gwałtownie, natychmiast zakręcając jego wieczko.
- Zostaw to głuptasie. Wystarczająco już narozrabiałeś. Pamiętasz chociaż, które otwierałeś? – zapytał.
- Chyba wszystkie. Pachniały tak pięknie. Zupełnie nie rozumiem o co ten hałas? – stwierdziłem naburmuszony.
- No to koniec. Twoja ciotka dzisiaj z pewnością mnie zabije! – jęknął zrozpaczony demon. – Zaraz ci pokażę o co chodzi, ty okropny dzieciaku! – chwycił mnie za rękę i pociągnął do dużego, kryształowego lustra stojącego w kącie. Podszedłem do niego, zerknąłem śmiało i osłupiałem ze zgrozy. To nie mogłem być ja!
- Oooo… - zdołałem wystękać, wskazując na dziwną zjawę patrzącą na mnie ze szklanej tafli. Twarz okalały mi jasne włosy teraz jakby dłuższe i bardziej rozczochrane. Na głowie miałem parę jadowicie zielonych czułków, zakończonych czymś w rodzaju kulistych latarenek, pobłyskujących w półmroku gabinetu. Trzeba przyznać, że znakomicie podkreślały kolor moich oczu. Za to z tyłu, wprost z mojej pupy wyrastał długi, jasny ogonek zakończony puszystą kitką. Sierść na nim przypominała włosy na moim durnym czerepie.
- Aaaa…- wystękałem kompletnie zaszokowany.
- Jak ci się podoba twój nowy image? – zapytał kpiąco Avgar z coraz szerszym uśmiechem na twarzy. – Po zastanowieniu sądzę, że nie jest taki zły. Dla tego ślicznego ogonka znalazłbym kilka ciekawych zastosowań.
- A kysz zboczeńcu! Ja tutaj cierpię, a ty tylko myślisz jak znowu dobrać się do mojego tyłka! – fuknąłem na niego obrażony.
- Nie złość się już mały. Pójdę po Sonię. Twoja krewna jest utalentowanym chemikiem. Może coś wymyśli.
- Tylko nie to. Sam coś zrób. Ciotka nie może mnie zobaczyć w takim stanie – odparłem składając prosząco łapki.
- Zaczekaj i postaraj nie wpakować się w nowe kłopoty – odparł zafrasowany mężczyzna po czym zostawił mnie samego. Tymczasem ja postanowiłem się schować. Nie pozwolę, żeby ktoś mnie takiego oglądał, jak jakieś cudaczne zwierzątko z cyrku. Długo szukałem odpowiedniej kryjówki, aż w końcu w oczy rzucił mi się w oczy ogromny, ozdobny dzban, wielkości człowieka. Wgramoliłem się do niego posapując. Zmieściłem się bez problemu. Wystawały tylko te nieszczęsne czułki. Porwałam więc jakąś chustę, leżącą na fotelu i nakryłem nim głowę. - No teraz mnie nie odnajdą – stwierdziłem zadowolony. – Może po jakimś czasie efekt działania tych kremów sam minie. – Umościłem się wygodnie w dzbanie. Byłem ogromnie zmęczony. Powieki zaczęły mi same opadać. Chyba trochę mi się zdrzemnęło, bo jakby przez sen usłyszałem czyjeś głosy
- Gdzie się podział ten niepoprawny chłopak? – usłyszałem Avgara. – Przecież nie mógł stąd wyjść, bo zatrzasnąłem za sobą drzwi!
- Nigdzie go nie widać – odparła zdziwiona Sonia.
- Pewnie się gdzieś ukrył! Zawsze tak robi jak narozrabia – kroki demona zaczęły się do mnie zbliżać niepokojąco.
- Właściwie co się stało, bo nic mi po drodze nie wytłumaczyłeś? – zapytała lekko zaniepokojona dziewczyna.
- Jakby to ująć? Luis na dwa poważne problemy, którym trzeba jakoś zaradzić – odparł  rozbawiony Avgar.



8 komentarzy:

  1. Swietny rozdział, a widok Luisa w takim stanie musi być bardzo zabawny:) i może w końcu dojdą do porozumienia. Niestert nie mam siły na dłuższy i bardziej kreatywny komentarz. Ale bardzo mi się podobało:) Dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. OOO a to ciekawe. Demon nic nie zrobił na szczęście a Lu jak zwykle narozrabiał mocno w ciągu 5 minut. Jak zwykle cudna notka

    OdpowiedzUsuń
  3. No bardzo mi się podobało. Trochę się pokomplikowało^^. Czekam na kolejny rozdział i życzę weny;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Luisa a ty jesteś po prostu genialna. I ciebie też kocham. Pozdrawiam * IVE

    OdpowiedzUsuń
  5. aawwwww Luis ma ogonek ;p Skąd ty bierzesz takie pomysły ;D Notka boska i czekam na następną .

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny Luisek, chociaż z czułkami musi wyglądać uroczo

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj maleństwo kochane znowu narozrabiało. Genialny rozdział:) pozdrawiam Karo

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, no i skrzacik znów nam narozrabiał, ale ten ogonek z kitką jest uroczy... Avgar uszanował nagle wycofanie się Luisa pięknie, telefon u demona? widać ze idzie z duchem czasu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń