piątek, 11 maja 2012

Rozdział 9


Nie zdążyłem jeszcze zjeść nawet śniadania, jak rozdzwonił się mój telefon. Odebrałem z ustami pełnymi jajecznicy, niezadowolony, że koś przerywa mi posiłek.
- Luis, gdzie jesteś ćwoku?  Czekamy pod twoim domem już piętnaście minut –usłyszałem zirytowany głos Artura.
- Co się tak śpieszycie? Nie wiedziałem, że tak lubicie sprzątać.
- Nie wymądrzaj się od rana, tylko się pośpiesz. Nie chcę zadzierać z tym skrzydlatym kolesiem. Zrobimy swoje i będziemy wolni.
- No dobrze, już schodzę - złapałem po drodze jeszcze jedną kanapkę i ruszyłem do drzwi.
- Kiedy wrócisz? - zapytała, kręcąca się po kuchni, Sonia.
- Nie wiem, jak skończymy. Mam przy sobie komórkę, więc jak będziesz czegoś potrzebowała to zadzwoń - pomachałem jej na pożegnanie i już byłem przed domem. Pierwszy raz zobaczyłem Samuela, ubranego w swobodny strój. Do tej pory zawsze elegancki, teraz miał na sobie wytarte, obcisłe jeansy i czarny krótki podkoszulek. Oczywiście na widok jego zgrabnego tyłeczka i dobrze widocznych mięśni na klatce piersiowej, bezwstydnie się na niego zagapiłem. Dostałem za to w głowę od Artura.
- No mały, nie podniecaj się tak od razu. Co ty widzisz w tym bladym nietoperzu?
- Myślę, że to samo co ty - popatrzyłem na niego wymownie, widząc jak jego oczy błądzą po płaskim brzuchu mężczyzny. Pokazałem mu język i przezornie schowałem się za Ostrowskim, aby nie mógł mnie dosięgnąć. Sam poprowadził nas w głąb lasu, sobie tylko wiadomą ścieżką. Już po dziesięciu minutach wędrówki całkowicie straciłem orientację w terenie. Zatrzymaliśmy się w końcu przed niewielkim, skalistym wzniesieniem. Mężczyzna podszedł do zbocza, nacisną parę kamieni na stromej ścianie i przed nami otworzyło się spore, ciemne wejście do tunelu. Zapaliłem kieszonkową  latarkę, z którą ostatnio się nie rozstawałem i ruszyłem w głąb długiego korytarza. Wkrótce dotarliśmy do ogromnych, bogato zdobionych, miedzianych drzwi, oczywiście na głucho zamkniętych.
- I co teraz? Jak nikogo nie ma w domu, to może wracamy? - zapytałem z nadzieją w głosie patrząc na przyjaciół.
-Tak łatwo się nie wykręcisz. Ty nas w to wpakowałeś, więc  pukaj - odparł Sam wskazując na niewielką kołatkę w kształcie węża, której ja nie zauważyłem. Niestety wbrew moim oczekiwaniom drzwi się otworzyły. Wkroczyliśmy jak się to mówi - na salony. Rozejrzałem się dookoła i aż jęknąłem z rozpaczy. Z boku dobiegł mnie identyczny odgłos wydobywający się z ust Artura.
- Ile to ma cholera, metrów kwadratowych? - zapytałem zrozpaczony.
- Z tysiąc, może więcej. Ten dom, a właściwie podziemny zamek, ma kilka pięter. Oprócz mnóstwa pokoi jest jeszcze ogromna biblioteka i całe hektary szklarni. Załatwiłeś nas na resztę życia Luis - Sam wykrzywił się do mnie ironicznie - Jak myślisz, ile dziesiątków lat zajmie nam posprzątanie tego wszystkiego?
- A to przewrotny drań! To dlatego miał taką zadowoloną minę. Jak mogłem być taki głupi i się zgodzić w ciemno na jego propozycję?
- Patrz to chyba do nas - Artur zerwał ze ściany jakąś kartkę.
Do ekipy sprzątającej!
Proponuję, byście zaczęli od odkurzenia biblioteki . Jest na końcu tego korytarza. Postarajcie się nie zdemolować mi domu - to dotyczy głównie Luisa i Artura. Bawcie się dobrze i bądźcie ostrożni. Tutaj można się natknąć na wiele niespodzianek.
Wasz Pan i Władca –Avgar

- No to chodźmy. Im szybciej zaczniemy tym lepiej - pomaszerowałem we wskazane miejsce. Kiedy jednak otworzyłem drzwi, dosłownie ścięło mnie z nóg. Ta cholerna biblioteka była większa od mojego domu. W dodatku sufit był tak wysoko, że ledwo go widziałem. To była po prostu ogromna jaskinia z wykutymi w ścianach regałami. Na kamiennych półkach stały chyba miliony książek. Wszystko to oplecione systemem balkonów, galerii i schodów, aby można było je dosięgnąć. Pośrodku komnaty stały rzędy stołów, na których także piętrzyły się stosy porozrzucanych woluminów i pewnie od tego powinniśmy zacząć.
- Co się tak patrzycie? Do pracy dzielni wojownicy. Tutaj jest katalog według którego poukładane są książki - rzucił w nas jakimś zakurzonym tomem Sam. -Za jakieś dziesięć lat, zrobimy tu porządek. Cała nadzieja w tym, że Avgarowi znudzi się nasze towarzystwo. Bardzo nie lubi obcych w swoim domu. - Trzeba przyznać, że mężczyzna od razy zabrał się ostro do pracy wykazując się niesamowitą szybkością i systematycznością. Gdzie nam nieborakom do niego.
- Nieźle mu idzie co? -odezwał się Artur.
- Taa, wiesz on jest tak zajęty, że nawet nie zauważy jak sobie pójdziemy. Skoro mamy tu spędzić tyle lat, to nie zaszkodzi jak najpierw sobie pozwiedzamy - powiedziałem cicho patrząc na mężczyznę wymownie.
- Masz rację, koniecznie powinniśmy poznać teren - odpowiedział równie konspiracyjnym szeptem Artur, cofając się do drzwi - Chodu!
- Mam ochotę zobaczyć te sławne szklarnie, a ty?
- Na początek może być. Myślę, że to gdzieś na samym dole. Chodźmy do windy.
…………………………………………………………………………………………
Szklarnie były naprawdę piękne i rzeczywiście ciągnęły się w nieskończoność. Pełne niezwykłych roślin, jakich nigdy nie widziałem. Stałem zafascynowany pośród słodko pachnących kwiatów i nie mogłem oderwać od nich oczu. Były równie wysokie jak ja, miały ciemnofioletowe, aksamitne kielichy wielkości mojej głowy na grubych, mięsistych łodygach. Z boków wyrastały im jakby długie witki pokryte jakąś lepką, ładnie pachnącą substancją. Artur oczywiście nie wytrzymał, zaczął dotykać i gładzić delikatne płatki.
- Niesamowite, ciekawe czy Avgar dałby mi sadzonkę - zachwycał się mężczyzna. Jakież było moje zdumienie, kiedy spokojna do tej pory roślina wyciągnęła z ziemi korzenie i ruszyła w stronę Artura. Zaczęła głaskać go zielonymi odrostami po rękach, a potem owinęła się wokół jego talii w czułym uścisku. Z kielicha wysunął się czarny, rozwidlony języczek i zaczął lizać zaskoczonego mężczyznę po szyi. Już po minucie Artur siedział na ziemi wijąc się bezradnie i zaśmiewając się do łez.
-To okropnie łaskocze. Pomóż mi uwolnić się od tego dziwoląga.
-Trzeba było jej nie dotykać. Wyraźnie cię polubiła. Daj jej buzi, to może się odczepi - chichotałem beztrosko zamiast pomóc przyjacielowi - W końcu znalazłeś kogoś kto odwzajemnia twoje uczucia i lubi się miziać. Ostatnio byłeś taki niedopieszczony, więc nie powinieneś narzekać - nie zdążyłem skończyć zdania kiedy poczułem coś lepkiego na mojej szyi. Silne zielone łodygi zacisnęły się mi w pasie, a długi języczek zaczął lizać moje ucho. Wkrótce leżałem obok Artura na ziemi, śmiejąc się jak głupi.
- Jak myślisz, kiedy Sam zorientuje się, że nas nie ma? - próbowałem się uwolnić, co spowodowało tylko mocniejsze zaciśnięcie się zielonych więzów.
- Nieprędko, on ma fioła na punkcie książek. Jak dorwie ciekawą lekturę, to przepada na kilka godzin.
- Więc zginiemy załaskotani na śmierć?
- Może nie będzie tak źle? Cały się już kleję.
- Ja też, ta substancja wywołuje jakieś mrowienie i potęguje te łaskotki - wypiszczałem słabym głosem. Podniosłem głowę i rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś ratunku. Z przerażeniem stwierdziłem, że inne kwiaty, jakby zainteresowane sytuacją, przysuwały się coraz bliżej.
- Pomocy!! - zacząłem wrzeszczeć zdesperowany.
- Wiedziałem, że nie powinienem was tu zostawiać samych - usłyszałem z ulgą znajomy, niski głos. - Przestań się szarpać i bądź cicho - widziałem jak Avgar pochyla się nade mną i szepce kilka słów. Poczułem jak więzy puszczają, w końcu mogłem usiąść i odetchnąć swobodnie. Rośliny zaczęły się wycofywać wypuszczając ze swoich zielonych szponów mnie i Artura. Chciałem wstać, ale niespodziewanie zrobiło mi się słabo  i wpadłem prosto w szerokie ramiona demona. Pokręcił tylko głową, patrząc na mnie z naganą.
- Przepraszam - pisnąłem cieniutko chowając głowę w ramionach.
- Eh ty mały głupolu, co mi z twoich przeprosin. Cały się lepisz i ledwo trzymasz się na nogach. Niewiele brakowało, aby was załatwiły. Czulistki mają teraz okres godowy i są bardzo niebezpieczne - Avgar wziął mnie na ręce i skierował się do najbliższej łazienki, zupełnie nie przejmując się leżącym na ziemi, ledwie dyszącym Arturem. A ja, kompletnie zapominając o ostrzeżeniach Samuela przytuliłem się do szerokiej piersi mężczyzny, cicho mrucząc z zadowolenia. Mocny, równy rytm jego serca uspokajał mnie. Potarłem policzkiem o twarde mięśnie, kryjąc zarumienioną twarz w jego koszuli. Mam nadzieję, że nie zauważył jak na mnie działa. Było mi tak dobrze, bezpiecznie, cieplutko i….
- Ożesz, cholera jasna!! - Poczułem strumień lodowatej wody uderzający w moje ciało. Ten drań postawił mnie w płytkim brodziku i trzymając za ramiona spuścił mi niespodziewanie na głowę, zimny prysznic. –Jesteś okropnym draniem! - wrzasnąłem oburzony szczękając zębami i usiłując wyrwać się z jego uścisku.
- Wiesz, musiałem nieco ochłodzić twoje zmysły - spojrzał na mnie złośliwie ślizgając się wzrokiem po moim mokrym ciele. Jego oczy zabłysły, oblizał zmysłowo czerwone wargi. - Bałem się, że coś głupiego przyjdzie ci do głowy. Na przykład możesz się na mnie znienacka rzucić. W twoim wieku i z tymi buzującymi hormonami to normalne. A ja, nie mam ochoty użerać się z napalonym małolatem.
- Jak śmiesz?! Myślisz, że ktoś taki mógłby mi się podobać? Śnij dalej - krzyknąłem urażony i zawstydzony reakcją własnego ciała.- Jednak zauważył. Nic nie umknie tym szkarłatnym ślepiom. Znowu zrobiłem z siebie głupca.
- Aha, a więc nic do mnie nie czujesz? - uśmiechnął się do mnie z przesadną słodyczą i niespodziewanie przyciągną do siebie tak blisko, że pomiędzy nasze ciała nikt nie wcisnąłby nawet kartki papieru. Poczułem przez mokre, cienkie spodnie, jak jego pobudzony penis ociera się o mojego nabrzmiałego członka. Jęknąłem i zadrżałem w jego ramionach.
- A to pewnie był okrzyk obrzydzenia?! - Avgar wbił we mnie szkarłatne ślepia, wyraźnie sobie pokpiwając z mojej głupoty. - Może bym ci uwierzył, gdybym nie miał twardego dowodu na potwierdzenie mojej teorii, skrzaciku.



3 komentarze:

  1. Hej..
    Dobrze, że przeniosłaś blogi bo onet strasznie denerwuje.
    Cóż tak dużą bibliotekę, też bym chciała mieć choć ktoś inny by musiał sprzątać.
    Oj podnieca mnie po prostu ten demon, jego zachowanie. Cudo cudo cudo.
    Życzę dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czemu ale ten demon pasuje do Luisa (wg mnie oczywiście). Super rozdział tylko nie wiem, czemu Luis oszukuje się, że nie czuje nic do demonka. Chciałabym mieć taką bibliotekę, nawet sama bym ją sprzątała. A sprzątanie tego domu przy dobrej organizacji mogło by zająć od 1 do 2 miesięcy ale takie roztrzepańce potrzebują więcej czasu. Pozdrawiam, życzę zdrówka, dużo czasu na pisanie oraz weny giganta. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ale też mi się zdaje, że Avgar interesuje się naszym chochlikiem bo coś tutaj bardzo dużo czasu poświęca i zainteresowania...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń