piątek, 11 maja 2012

Rozdział 3





Późnym popołudniem wybrałem się do moich sąsiadów oddać kolczyk. Drogę odnalazłem bez trudu, ale  po przybyciu na miejsce okazało się, że brama jest nadal na głucho zamknięta. Dzwoniłem wielokrotnie, ale oczywiście nikt mi nie otworzył. Nie ma to jak staropolska gościnność. Sąsiedzi wyraźnie nie chcieli mieć ze mną nic do czynienia. W którymś momencie wydawało mi się, że w jednym z okien poruszyła się firanka, zresztą mogło być to tylko złudzenie. Postanowiłem poradzić sobie inaczej. Na murze wisiała czerwona skrzynka na listy. Wyciągnąłem notes z kieszeni, skreśliłem na kartce kilka słów, zrobiłem z niej prowizoryczną kopertę i włożyłem kolczyk do środka. Tak przygotowany pakunek wsunąłem do pojemnika na pocztę. No i po kłopocie. Jak nie chcą ze mną gadać, to bez  łaski. Wracałem powoli do domu. Słoneczko świeciło, brzęczały owady, las wydawał się przyjaznym miejscem. Usiadłem więc pod dębem, w pobliżu ścieżki i leniwie przymknąłem oczy. Nie miałem się do czego spieszyć. Trwały jeszcze wakacje, a kolacja będzie dopiero o ósmej, więc mogę tu sobie trochę poleżeć w trawie. Drzewo pod którym siedziałem, dawało mi jakieś niezwykłe poczucie bezpieczeństwa. W którymś momencie musiałem zasnąć. Z miłej drzemki obudziły mnie łaskotki. Ktoś lub coś dotykało mojej twarzy, delikatnie mnie miziając.
- Cholera, robal! - trochę brzydziłem się tych małych stworzonek. Zacząłem gwałtownie potrząsać głową, kiedy usłyszałem czyjś cichy śmiech. Podniosłem wzrok. Parę kroków dalej, na ścieżce, stał mój nieznośny sąsiad i rzucał do mnie małymi szyszkami.
- Nie powinieneś tu spać, dzieciaku! Już zapada zmrok, a po ciemku jest tu niebezpiecznie. Czyżby twoja ciotka wiedźma, zaniedbywała swoje obowiązki? - uśmiechnął się do mnie złośliwie.
- To nieładnie tak przezywać sąsiadów. Facet w pana wieku powinien to wiedzieć. Odczep się od Soni - przeszedłem z nim natychmiast na ty - Pomyśl lepiej co za przykład dajesz Zoli. Chowasz dzieciaka na takim odludziu i nie pozwalasz mu nawet spotykać się z rówieśnikami. Co z ciebie za ojciec? -pokazałem mu język.
- Ty się lepiej zajmij swoją rodziną. Ciekawe, gdzie dzisiaj na sabat poleci twoja domowa czarownica? Podobno odbywają się tam niezłe orgie. Powinieneś ją poprosić, żeby cię zabrała. Możesz się tam dużo nauczyć, w twoim wieku to ważne - rzucił prychając pogardliwie i mrużąc, te swoje piękne, chmurne oczy.
- Stary, czy ty się na pewno dobrze czujesz? Skąd u ciebie takie dziwne pomysły? Może już czas psychiatrę odwiedzić?- zapytałem z fałszywą troską w głosie.
- Coś takiego? A więc ty nic nie wiesz? No prawda, jesteś tu od niedawna. Uwierz mi chłopcze, twoja rodzina jest równie pokręcona niż moja, a może nawet bardziej- zachichotał – A więc mam do czynienia z niczego nie świadomym głuptaskiem? To słodkie. Będę się dobrze bawił obserwując twoje wyczyny.
- Zamknij się wreszcie i wracaj do tego swojego zamku strachów - zdenerwowałem się, podniosłem sporą szyszkę z ziemi i rzuciłem do niego celując prosto w zadarty nos. Jak draniowi uszkodzę tą śliczną mordkę ,to może wreszcie zniży się do poziomu maluczkich i nabierze nieco ogłady towarzyskiej.
-Oż ty mały diable - mężczyzna chciał się mi zrewanżować i odrzucić z powrotem pocisk, który zwinnie złapał w powietrzu. Miał niezły refleks, nie powiem. I wtedy stało się coś dziwnego. Lecąca w moją stronę szyszka, gdzieś z trzydzieści centymetrów od mojej twarzy, rozbłysła nagle i spłonęła z cichym trzaskiem. Tymczasem facet poleciał do tyłu i klapną na pupę jakby go coś ode mnie odrzuciło. Widziałem jak w cieniu drzew, jego oczy zamigotały nagle czerwienią, a może tak tylko mi się wydawało.  Mogły to być również refleksy od promieni zachodzącego słońca. Przynajmniej tak wtedy myślałem.
- Co to u licha było? - zapytał zaskoczony -Ty jesteś chyba lepiej chroniony niż sądziłem - popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Nie mam pojęcia. Pierwszy raz to mi się zdarza i wiesz co, chyba już naprawdę powinienem wrócić do domu. Nie chce mi się z tobą dłużej gadać – nagle poczułem się jakoś niezręcznie w jego obecności. Zrobiło się jakby chłodniej, a po krzyżu zaczął mi pełzać nieprzyjemny, zimny dreszczyk. Sąsiad, który do tej pory wydawał mi się zwykłym facetem, teraz jakby się nieco zmienił. Rysy mu się wyostrzyły, oczy lśniły jak u dzikiego zwierzęcia, a sylwetka rozrosła się i wydłużyła. Włosy zjeżyły mi się na karku, choć nie miałem do tego żadnego konkretnego powodu. Coś obcego wewnątrz mnie, kazało mi się wycofać. Odwróciłem się i nie żegnając się z sąsiadem, popędziłem stromą ścieżką do domu. Nie obejrzałem się ani razu. Wpadłem jak burza do kuchni, z rozwianymi włosami i wystraszonym wyrazem twarzy, musiałem przedstawiać osobliwy widok.
- Ciociu, jest już kolacja? - wydyszałem.
- Luis, idź chociaż umyć ręce. Całe spodnie masz zielone od trawy - Sonia przyglądała mi się z uwagą, ale o nic nie zapytała. Poszedłem do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie znam nawet imienia mojego sąsiada. Ten drań nie raczył mi się nawet przedstawić. Wróciłem do kuchni i rozsiadłem się za stołem. Cioteczka podsunęła mi pod nos pachnącą jajecznicę na boczku i pajdę razowego chleba. Smakowała jakoś inaczej. Wyczułem w niej jakieś nieznane mi przyprawy. Z wilczym apetytem rzuciłem się na kolację. Nie ma to, jak świeże powietrze połączone z odrobiną emocji. Trzeba przyznać, że mężczyzna skutecznie zamieszał mi w głowie. Kiedy tak patrzyłem na moją ciotkę, cały czas powracały do mnie jego słowa.
- Spotkałem dzisiaj naszego sąsiada, który stwierdził, że jesteś wiedźmą - wypaliłem bezmyślnie.
- Co takiego? - Sonia zmieszała się na chwilę - Mówiłam ci, żebyś się z nimi nie zadawał. Cała ta rodzinka to dziwacy. Wiesz, jak to jest na prowincji. Ludzie nie mają tu wielu rozrywek, więc plotkują jak najęci. Wystarczy, że ktoś tak jak ja prowadzi sklep zielarski, to już od razu na pewno musi być jakimś szamanem. Przecież bardziej ekscytująco brzmi idę do wiedźmy po zioła, niż idę do sklepu po rumianek. Ty lepiej jedz i idź dzisiaj wcześniej spać. Jutro wczesnym rankiem jedziemy do Krakowa na zakupy. Sporządź listę potrzebnych ci rzeczy.
Zrobiłem jak powiedziała. Spisałem wszystko, czego nie mogłem dostać w miejscowych sklepikach. Dobrze, że się za to zabrałem od razu, bo potem nie miałbym już na to siły. Byłem dzisiaj jakoś wyjątkowo zmęczony i już o dziesiątej oczy zaczęły mi się same zamykać. Położyłem się więc do łóżka i zasnąłem natychmiast kamiennym snem. Około północy na chwilę się przebudziłem. Z salonu dobiegły mnie jakieś obce głosy. Zaciekawiony zwlokłem się z łóżka i skradając po cichu, na bosaka zszedłem po schodach. Ukryty za framugą drzwi, zerknąłem ostrożnie do środka. Przed kominkiem stały trzy nieznajome kobiety i Sonia, wszystkie ubrane w obszerne, czarne peleryny. Cioteczka nacisnęła kilka elementów roślinnych, ozdabiających ruszt i kominek odsunął się, odsłaniając pogrążony w nieprzeniknionym mroku tajemniczy korytarz. Powoli, jedna za drugą, wkroczyły w ciemny tunel, a ściana zamknęła się za nimi z głuchym odgłosem. Stałem w przedpokoju ogromnie zaskoczony, tym co zobaczyłem.   - Czyżby w słowach mojego sąsiada było jednak trochę prawdy? Dokąd prowadzi ta mroczna droga? - Spojrzałem na kalendarz. - Dzisiaj jest pełnia księżyca. O mój boże ,wilkołaki, sabat i te sprawy! - Poszukałem wzrokiem miotły. - Jest, stoi tak jak zawsze w kącie. A może nowoczesne czarownice mają teraz inne środki lokomocji na Łysą Górę? - Moja rozbudzona wyobraźnia, zaczęła mi podsuwać coraz bardziej fantastyczne obrazy. Wróciłem do łóżka, ale za żadne skarby nie mogłem zasnąć. W końcu złapałem wylegującego się na parapecie okiennym kota, przytuliłem do jego miękkiego futerka i w końcu nieco się uspokoiłem.  - Jutro, zażądam od Soni całej prawdy. Musi mi wszystko wytłumaczyć. Jeśli mamy mieszkać razem, nie możemy mieć przed sobą żadnych sekretów. Nie pozwolę, aby ten dureń wyśmiewał się ze mnie za każdym razem, gdy się spotkamy. Wydaje mi się, że on wie o mojej rodzinie o wiele więcej ode mnie.
.............................................................................
Betowała kot_w_butach

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, co za wstrętny sąsiad, i ta dziwna ochrona no nie wiem zaklęcie jakieś czy co...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń