sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 29


- Chodźcie zobaczyć! To chyba anioł! – patrzyłem zafascynowany na leżącego na czarnych, jedwabnych prześcieradłach mężczyznę. Jakby dla kontrastu cały był ubrany na biało w dopasowany staropolski żupan i kontusz przewiązany złotolitym, bogato zdobionym pasem słuckim. Miał wspaniałe, długie platynowe włosy. Blada, o arystokratycznych rysach twarz wyglądała jakby wykuto ją z najprzedniejszego alabastru. Wysokie koście policzkowe i wąskie, dumne, czerwone usta przyciągały wzrok. Wyglądał jak jakiś uśpiony przez złą wiedźmę  książę z czasów sarmackiej Polski. Brakowało mu tylko skrzydeł, by uznać go za przybysza z niebios.
-Luis, przestań się tak przechylać, bo jeszcze tam wpadniesz! – krzyknął do mnie zdenerwowany Sam.
- E tam. To chyba jakiś dobrze zakonserwowany umrzyk. Co taki truposz może mi zrobić? – odezwałem się lekceważąco do Ostrowskiego.
- Na przykład spróbować jak smakuje twoja krew? – usłyszałem chłodny, całkowicie wyprany z emocji głos i smukła, biała dłoń zacisnęła się na mojej szyi z siłą imadła. Musiał być niesamowicie szybki. Nawet się nie zorientowałem kiedy wyskoczył z grobowca.
- Aaaa… - pisnąłem cieniutko i spojrzałem przerażony na napastnika. Jasnowłosy anioł wpatrywał się we mnie zupełnie jak wąż w zahipnotyzowaną przez siebie mysz. Szkarłatne oczy błądziły po mojej twarzy i sylwetce jakby ich właściciel nad czymś się zastanawiał.
- Jak długo spałem? – widząc na moim pozieleniałym ze strachu obliczu całkowite niezrozumienie, dodał – Który mamy rok?
- Listopad 2012 – wychrypiałem z trudem.
- Co się stało z moim domem? – nie odpowiedziałem ani słowem milcząc wymownie. Zrozumiał od razu. Puścił mój kark stawiając na drżące nogi. – Nie waż się uciekać! Śmierdzisz tym obrzydliwym demonem. Kim jesteś? – usiadł z wdziękiem na obramowaniu grobowca.
- Nie wiem co się stało z twoim domem. Mam na imię Luis. Jestem służącym Avgara, proszę pana – na dowód pokazałem piętno na mojej ręce. – A to moi przewodnicy – skinąłem głową w kierunku Sama i Artura, stojących z otwartymi niemądrze buziami. Widać było, że są ogromnie zaskoczeni i nie mają pojęcia jak wyratować mnie z opresji.
- Niech wracają, nie będą mi potrzebni – odprawił ich niecierpliwym ruchem dłoni. Mężczyźni wyszli pośpiesznie, dając mi oczyma uspokajające znaki. Wiedziałem, że przyjaciele pobiegli po pomoc. – Teraz mnie będziesz służył. Chodź, musimy dostać się do zamku. Nie bój się – powiedział, widząc, że  z trudem za nim nadążam za trzęsących się jak galareta nogach – jesteś mi potrzebny, więc na razie jesteś bezpieczny. Upłynęło już prawie trzysta lat. Ktoś musi mi pokazać ten świat. Pewnie wiele się zmieniło. – Wyszliśmy z jaskini. Złapał mnie za pasek i jednym skokiem, jakby to było kilkanaście centymetrów nie metrów wydostał nas ze studni. Rozejrzał się dookoła nieco zdezorientowany. – Gdzie ta głupia skałka? – zaczął odgarniać krzaki. Ta zabawa szybko mu się znudziła. Uformował w dłoni niewielką ognistą kule i rzucił ją w pobliskie zarośla. Wypalił spory kawałek terenu do gołej ziemi. – Jest tam - wskazał ręką spory , wystający na kilka centymetrów nad podłoże kamień o średnicy jakiś dwóch metrów. – Idziemy – powlokłem się za nim ze spuszczoną głową. Nie śmiałem się opierać. Na ucieczkę nie miałem żadnych szans. Pociągnął mnie za sobą. – Muszę najpierw sprawdzić, czy z moim domem wszystko w porządku – zachwiałem się, bo kamień niespodziewanie zaczął się powoli unosić. Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. – Spójrz – wskazał dłonią na coś w górze – czy zamek Avgara może się z tym równać? – Moim zaskoczonym oczom ukazała się dryfująca w powietrzu wysoko ponad naszymi głowami niewielka wysepka. Na niej stał wspaniały, biały pałac zupełnie jak z baśni tysiąca i jednej nocy. 



– Jesteś całkiem milutki - dotknął smukłym palcem moich ust. – Powiedz, kładłeś się do łoża z tym parszywym demonem? - Zarumieniłem się po same uszy. – Dobrze odgadłem. Mnie też możesz świadczyć takie usługi. Słodkie z ciebie pacholę - zaczął lizać lubieżnie moją szyję. Usiłowałem się wyrwać, a on tylko się roześmiał. Byłem w jego silnych ramionach zupełnie jak bezbronny kociak. Moje wysiłki niezmiernie go bawiły. – Avgar, gdzie jesteś?! – wołałem rozpaczliwie w głębi serca. – Jeśli się nie pośpieszysz, ten umarlak mnie raz dwa przeleci! Nie mam w walce z nim najmniejszych szans. – Nagle coś nami wstrząsnęło. Zaśmierdziało paloną siarką. Polecieliśmy gwałtownie z powrotem w dół i uderzyliśmy z hukiem o ziemię. Upadłem na tyłek tłukąc się boleśnie. Na polance stał mój kochanek z rozpostartymi czarnymi skrzydłami, wyraźnie szykujący się do ponownego ataku. Jego oczy dosłownie płonęły.
- Coś takiego! Minęły trzy stulecia, a ty dalej tutaj? Miałem nadzieję, że coś cię jednak zeżarło. Pewnie jesteś już tak zgniły od środka, że nikt się nie chce dobrowolnie do ciebie zbliżyć  – usłyszałem za moimi plecami kpiący, cyniczny głos mojego porywacza.
- Zamknij się Nissim! A może powinienem powiedzieć Bezimienny? Zostaw w spokoju Luisa! – warknął do niego groźnie Avgar.
- To tylko sługa, nie masz powodu się tak pieklić – złapał mnie za ramię i zaczął gładzić po włosach, które natychmiast stanęły mi dęba. – Musi być niezły w tych sprawach skoro ci tak na nim zależy. Może go sobie jednak zatrzymam na parę dni. Muszę trochę rozruszać kości po tylu latach snu. Ten malec będzie w sam raz – ugryzł mnie boleśnie w ucho. Poczułem jak po szyi zaczyna płynąć mi strużka krwi.
- Oooch.. – zaskomlałem, a w oczach stanęły mi łzy. W tym samym momencie zobaczyłem błękitną błyskawicę lecącą w naszą stronę. Jasnowłosy usiłował stworzyć tarczę ochronną. Niestety był na to zbyt słaby. Pocisk przedarł się przez osłonę i trafił go między oczy. Jęknął i poleciał do tyłu, wypuszczając mnie ze swoich ramion. Zerwałem się zwinnie z ziemi i pobiegłem w stronę demona, ukrywając się za jego szerokimi plecami. Nissim przez chwilę leżał bez ruchu trzymając się za głowę. Potrząsał nią najwidoczniej zamroczony. Na jego czole widniała brzydka rana. Wstał chwiejnie na nogi i spojrzał na Avgara z zimną furią.
- Jeszcze się zobaczymy łajdaku! Odbiorę ci wszystko co masz cennego i zniszczę. A tego malucha złapię i przywiążę do mojego łoża. Codziennie wyliże mi przyrodzenie aż spuszczę się w jego usta, a potem będę go pieprzył dopóki nie straci przytomności. Niedługo odzyskam siły – wskoczył na skałkę i poszybował w górę. Wkrótce zniknął nam z oczu. Osunąłem się na trawę drżąc na całym ciele. Zacząłem łkać bezradnie jak małe dziecko. – Boże co ja narobiłem. Wypuściłem na wolność pokręconego psychopatę. Najgorsze, że ma taki mylący wygląd. To piękne oblicze skrywa jakiegoś strasznego sadystę. - Nie miałem sił się podnieść do pionu. Najadłem się porządnie strachu i nie potrafiłem się uspokoić. Zobaczyłem jak Avgar zbliża się do mnie ze zmarszczką na czole i niezmiernie surowym wyrazem twarzy. Ta mina z pewnością nie wróżyła nic dobrego. Schylił się do mnie, złapał mnie pod pachę i usiadł na najbliższej kłodzie drzewa. Położył sobie na kolanach.
- Tym razem nic ci nie pomoże płacz i błagalne ślepka. Dostaniesz lanie swojego życia. Zrobiłeś coś naprawdę głupiego i wszyscy znaleźliśmy się przez ciebie w niebezpieczeństwie – jednym uchem słuchając jego groźnej przemowy, usiłowałem spełznąć niepostrzeżenie na ziemię i dać drapaka. – Gdzie się wybierasz przebiegły smarkaczu? – Przycisnął mnie mocniej ciężką dłonią do swoich ud. Wziął lekki zamach i drugą ręką wymierzył mi naprawdę solidnego klapsa.
- Aaaa… Buuu… Będę miał siniaki! – wyłem przy każdym uderzeniu coraz głośniej. Nawet nie drgnął. Sprał mnie na przysłowiowe kwaśne jabłko. Przestał dopiero wtedy, gdy mój biedny tyłeczek zaczął przypominać dojrzałego pomidora i zaczął piec niemiłosiernie. Wstał, bez słowa zarzucił mnie na ramię jak plecak i pomaszerował szybkim krokiem do domu. Po przybyciu na miejsce z rozmachem otworzył drzwi i rzucił mnie na podłogę, starannie unikając mojego wzroku. Cała rodzinka zwabiona hałasem wyległa do przedpokoju. Dziewczyny zatrzymały się na schodach i obserwowały nas zaniepokojone.
- Co się tutaj dzieje? – zapytała Sonia, kręcąc głową na widok opłakanego stanu w jakim się znajdowałem.
- Niech ten mały szkodnik sam ci opowie – zwrócił się do niej chłodno demon. – Ty – wskazał na mnie palcem – od jutra codziennie będziesz przychodził do mnie i sprzątał szklarnię aż do odwołania.
- Ale ja mam szkołę! – zaprotestowałem cichutko, nie śmiejąc podnieść na niego oczu.
- Może być wieczorami – odwrócił się na pięcie i wyszedł szybko, trzasnąwszy drzwiami. Szczerze mówiąc wyglądało to jakby przed czymś uciekał.
- Luis, dokonałeś niemożliwego! – zachichotała ciotka.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi! – zacząłem postękując podnosić się z podłogi trzymając się za obolałą pupę.
- Ten facet – wskazała na w kierunku, w którym zniknął Avgar – chyba się ciebie boi. Zawsze miałam go za twardziela. Nigdy bym nie pomyślała, że zobaczę jak będzie umykał w popłochu przed takim niedorobionym pisklakiem.
- Jestem mężczyzną nie jakimś kurzym potomkiem! – spojrzałem na nią urażony i wypiąłem dumnie pierś.
- Ja na twoim miejscu spuściłabym nieco z tonu. Musiałeś zrobić coś naprawdę głupiego skoro demon był taki wkurzony. Na pewno wymyśli dla ciebie jakąś paskudną karę. A teraz chodź do kuchni zrobię kakao, a ty opowiesz co znowu zmajstrowałeś.
…………………………………………………………………………

Następnego dnia stawiłem się w gabinecie Avgara w starych, spranych jeansach i  ponaciąganym podkoszulku. Włosy związałem znalezionym w szufladzie rzemykiem. Mężczyzna grzebał właśnie w regale ze starymi woluminami ignorując moją obecność.
- Nadal się na mnie gniewasz? – powiedziałem cicho, wbijając w niego maślany wzrok. Wyciągnąłem rękę, aby dotknąć jego policzka, ale wycofał się za biurko wyraźnie się ode mnie odgradzając. Zrobiło mi się strasznie przykro. Tęskniłem za jego bezpiecznymi ramionami i czułym niskim głosem. Łzy zakręciły mi się w oczach. Pociągnąłem nosem, ale nie zrobiłem ani kroku dalej. Nie chciałem mu się  narzucać.
- Tu masz zdjęcia zbiegów i pojemnik. Twoim zadaniem będzie wyłapanie ich wszystkich i wrzucenie do tego – postawił przede mną plastikowy, duży, szczelnie zamykany słój oraz coś w rodzaju siatki na motyle, ale o wiele mniejszej i z gęstszymi oczkami.
- Jeny – zerknąłem na obrazki – obrzydliwe. - Wyglądają na obślizgłe i śmierdzące – na  widok kolekcji ohydnych robali, jakie miałem schwytać żołądek podszedł mi do gardła.
- To twoja kara, więc nie narzekaj i bierz się do roboty! Nie waż się czegoś zniszczyć! Za każdą złamaną gałązkę dorzucę ci jeszcze jeden dzień pracy!– rzucił zimno Avgar i wskazał mi drzwi. Poczłapałem do szklarni. – Ten drań zrobił to specjalnie! Wie jak nie znoszę tych małych paskud. Nie będę mógł przez tydzień jeść! Bleee…! – Wszedłem do pomieszczenia i zacząłem rozglądać się za zbiegami. Przypomniałem sobie, że pod szafą na narzędzia mieszka ich cała kolonia. Uklęknąłem na podłodze i poświeciłem latarką. Faktycznie tam były. Całe stadko włochatych gąsienic przechadzało się pogryzając zmiecione tam przypadkowo liście. Sięgnąłem siatką, ale niczego nie udało mi się wyciągnąć. Paskudy były zbyt małe. Nie miałem wyjścia sięgnąłem tam ręką i skrzywiłem się jakbym zjadł cytrynę. Udało mi się złapać kilka robali. Wrzuciłem je do pudełka głośno przeklinając swój okrutny los. Schwytanie wszystkich zajęło mi dobrą godzinę. Zmęczony, spocony, z wirującym żołądkiem usiadłem na drewnianym stole, aby chwilę odpocząć. Niestety poślizgnąłem się na glinie i rymsnąłem plecami o blat. Poczułem jak coś ładnie pachnącego rozlewa się pode mną. Moja koszulka z tyłu była cała mokra. Chciałem usiąść, aby zobaczyć co się stało i tu spotkała mnie przykra niespodzianka. Okazało się, że przykleiłem się grzbietem do stołu. Nie mogłem nawet drgnąć. – Rany, co ja teraz zrobię. Nie będę przecież wołał na pomoc Avgara. Wyraźnie nadal jest na mnie wkurzony. Ale wstyd, wyglądam zupełnie jak żółw, przewrócony nóżkami do góry.- Szarpałem się z całych sił, ale nic to nie dało. Mebel był solidny i ani drgnął, a klajster, który mnie złapał mocny jak cholera. Te hałasy przywabiły do szklarni Avgara. Spojrzał na mnie ciężko wzdychając, ale kąciki ust zaczęły mu drgać. Oczy rozbłysły i błądziły po moim ciele.
- No proszę, uciążliwa muszka sama złapała się na lep – połaskotał mnie po odsłoniętym brzuszku. Koszulka w trakcie szamotania podjechała mi aż pod pachy. – Może powinienem cię tak zostawić? Miałbym pewność, że niczego już więcej dzisiaj nie spsocisz – Duża, ciepła dłoń powędrowała wyżej i zaczęła bawić się moimi sutkami. – Słodko wyglądasz taki bezbronny i zdany na moją łaskę – schylił się i musnął moje usta swoimi. Rozsunął mi szeroko uda, podniósł nogi i objął się nimi w talii z przewrotnym uśmieszkiem.
- Nawet o tym nie myśl! Jeszcze godzinę temu grałeś niedostępnego! Idź sobie do Legolasa! – warknąłem do niego cały czerwony na twarzy.
- Wydaje mi się, że za chwilę zmienisz zdanie – pogładził mojego członka przez spodnie, a ten zdrajca Wacuś natychmiast zaczął twardnieć, zachwycony poświęconą mu uwagą.
- Nie ma takiej opcji! – Z całej siły próbowałem opanować reakcję swojego ciała. Demon w odpowiedzi jednym pociągnięciem zdarł ze mnie spodnie. – Jak śmiesz! – krzyknąłem na niego, zdecydowany bronić się do końca. Mężczyzna tylko uśmiechnął się do mnie, kompletnie ignorując moje wrzaski. Pochylił się nad Wacusiem i powiedział do niego niskim  wibrującym głosem.
- Ty i ja dobrze już się poznaliśmy. Nie sądzę byś był w stanie czegokolwiek mi odmówić – pocałował mojego penisa i zaczął lizać wrażliwą szparkę. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Spiąłem mięsnie, starając się odpędzić od siebie ogarniającą mnie rozkosz.
- Zapomnij – wychrypiałem zły na siebie, że tak łatwo mną manipulował.
- Kruszyno, za chwilę będziesz błagał o jeszcze – roześmiał się demon. Zsunął się nieco niżej. Jedną ręką delikatnie głaskał mojego nabrzmiałego członka, a drugą zaczął masować jądra. A potem zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie próbowaliśmy. Zaczął zataczać kręgi wokół mojej drżącej dziurki wilgotnym, ciepłym językiem.
- Jeny…- zaskomlałem bezsilnie, trzęsąc się coraz mocniej i rozpływając się pod wpływem jego namiętnych pieszczot. Po kilku minutach takich manewrów byłem już w jego dłoniach jak rozgrzany wosk. Mógł ze mną robić co chciał. Cała moja krew spłynęła w dół powodując, że najlżejszy nawet dotyk odczuwałem niesamowicie intensywnie. Zacząłem wić się i ocierać o niego w niemym błaganiu o spełnienie.
- Poproś! – rzucił do mnie rozbawiony.
- Proszę… już dłużej nie mogę… włóż go w końcu – wyjęczałem błagalnie. Zaprzestał pieszczot, podniósł moje nogi wysoko do góry i położył na swoich barkach. Zawisł nade mną głaszcząc mnie uspokajająco po brzuchu. – Ach… - pisnąłem. - Przestań się nade mną znęcać draniu! – krzyknąłem wyginając ciało w ekstazie. Wsuwał się w moją dziurkę niezmiernie powoli, czułem całym sobą każdy milimetr zagłębiającego się we mnie jego wielkiego penisa. Wszedł aż po same jądra.
- A teraz powiedz kochanie do kogo należysz? – pchnął silnie uderzając w prostatę i wyrywając z mojego gardła dziki wrzask rozkoszy.
- Ooch…! Do ciebie, tylko do ciebie! – rozsunąłem szerzej uda pragnąc być bliżej niego.
- Radzę ci o tym nigdy nie zapomnieć! – odezwał się władczo, narzucając ostre tempo. Nie musieliśmy długo czekać na osiągnięcie spełnienia. Wystarczyło parę celnych uderzeń i zawyłem wytryskując potężnym strumieniem spermy. W tym samym momencie poczułem jak Avgar spina się i gorąca fala zalewa moje wnętrze. Wypowiedział jakieś zaklęcie w nieznanym mi języku i klej natychmiast puścił. Przytulił mnie do siebie, a ja objąłem go za szyję z zachwytem wdychając jego zapach. Nadal byliśmy połączeni w jedność. Zaplotłem mocno nogi wokół jego talii nie mając ochoty się z nim rozłączać.

10 komentarzy:

  1. ah ten Luis.. on zawsze musi coś napsocić ;p
    wiedziałam, że Avgar długo nie wytrzyma bez miziania się xdd
    ciekawi mnie co Nissim zrobi.. porwie Luisa? to by było takie wooow xdd
    no chyba nie muszę mówić, że czekam na ciąg dalszczy spragniona nowych przygód i rozdziałów? ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział, pomimo złości Avgar na koniec zachował się bardzo słodko i namiętnie. Och Luis jak zwykle wpakował siebie i wszystkich innych w kłopoty

    OdpowiedzUsuń
  3. ja sie kategorycznie nie zgadzam na gffałtanie Luisa przez Nissima x.x więc nawet nie próbuj czegoś takiego zrobić x.x

    OdpowiedzUsuń
  4. Luis jak Luis nie da rady wytrzymać nawet dnia żeby czegoś nei nabroić ;D no i mam nadzieje,że Nissan nic mu nie zrobi? powiedz, że nie zrobi x.x



    Magnolia

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział był dosyć pikantny. Świetny. Nie podobało mi się tylko to, że Avgar sprał Luisa. Chłopak powinien się za to jakoś na nim odegrać. Np. zero seksu przez tydzień! XD Demon doszedłby do rozumu!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Acha zapomniałam dodać, że fajnie by było znaleźć Nissimowi jakiegoś chłopaka. Tylko nie Luisa!

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie super, bardzo mi się podoba i czekam na więcej .. Zapraszam również na mojego bloga, co prawda nie dawno go otworzyłam z koleżanką ale już są dwa opowiadania ;p .. Byłabym wdzięczna gdybyś go u siebie zareklamowała. ;) http://nancyboyyaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem całkiem oczarowana. A ta nowa postać. On jeszcze namiesza :) I bardzo dobrze:) ostatnia scena wspaniała. Ale czemu demon tak źle traktuje biednego Luisa, jak tak dalej pójdzie to ten się na nim boleśnie odegra. I wyjaśnij co stało się między Avgarem a Nissim bo taka nienawiść musi być spowodowana czymś wielkim.
    Dużo weny i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdzie kolejny rozdział?? :(( To opowiadanie jest zajebiste, opublikuj je jako książkę! Tylko na półce + 18 ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    wspaniale, Luis to zawsze musi coś spsocić... a Avgar umykający przed skrzatem no naprawdę widok cudowny... a Nissim oby nic mu nie zrobił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka 

    OdpowiedzUsuń