poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 28


Czytając wasze komentarze mam wrażenie, że trochę przeceniacie mnie i mojego wena. Ten biedaczek naprawdę nie jest z gumy. Na przykład:
- Niejaki Kisielek co drugi dzień się buntuje i żąda następnego rozdziału
- Na głowę jednak bije go Martwy Dzemik prosząc o dziesięciogodzinny maraton seksu. Kobieto! Toż to hardkor. Taki pisarzyna jak ja nie podoła temu zadaniu.
- Na szczęście następna koleżanka jest już skromniejsza, bo opis dwóch godzin seksu zupełnie jej wystarczy itd.

Kochaliśmy się przez całą noc. Avgar nie odpuścił z tych dziesięciu godzin ani minuty. Okazało się, że fizjologia demonów różni się jednak nieco od ludzkiej. Temu draniowi wystarczało zaledwie kilka minut przerwy i mógł zaczynać całą zabawę od nowa. Robiliśmy to tyle razy, że zupełnie straciłem rachubę. Przekonałem się na własnej skórze co to znaczy ,,skonać z rozkoszy”. Kiedy ten napaleniec zostawił mnie wreszcie w spokoju padłem na łóżko jak trup, nie mając siły pokiwać nawet palcem u nogi. Pobiłem chyba swój rekord w zasypianiu. Wystarczyło, że przymknąłem oczy i w ciągu sekundy urwał mi się film. Obudziłem się dopiero następnego dnia późnym popołudniem. Mój brzuch zagrał tak głośnego marsza z głodu, że nie mogłem go zignorować. Zerwałem się łóżka, aby najpierw zaliczyć prysznic, ale z moimi nogami stało się coś dziwnego. Ugięły się pode mną jakby były z gumy. Solidny ból w tyłku też dał o sobie znać. Powlokłem się więc do łazienki jak stuletni dziadek, prychając ze złości i miotając soczyste przekleństwa na swojego niewyżytego kochanka. Po kwadransie wyszedłem już odświeżony i w nieco lepszym humorze. Niestety nie udało mi się odnaleźć moich ubrań. Znalazłem jakąś czarną koszulę demona która była na mnie sporo za duża. Podwinąłem rękawy do łokci. Nie zakrywała jednak do końca moich nagich pośladków. Ruszyłem na poszukiwanie Avgara, bo przecież w samej bluzce i z gołym tyłkiem nie mogłem wrócić do domu. Znalazłem go w gabinecie zaczytanego w jakieś starej książce.
- Ej, draniu nie udawaj, że mnie nie widzisz. Gdzie u licha trzymasz jakieś majtki i spodnie. Przestań chichotać. Nie możesz człowieka normalnie rozebrać. Przez to twoje głupie hokus pokus nie mam teraz co na siebie włożyć – warczałem na niego mocno wkurzony.
- Lui, słodko wyglądasz w tej koszuli. Mógłbyś się odwrócić? – zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy, a ja głupi zrobiłem o co prosił.
- Skrzacie? – zamruczał niskim głosem.
- Co znowu?
- Czy mogę dostać małą zaliczkę? Na pewno mogę ci jeszcze w czymś pomóc – mój mózg chyba jeszcze nie pracował jak trzeba, bo nie od razu zajarzyłem o co mu chodzi. Dopiero, gdy się odwróciłem i zobaczyłem pożądliwe spojrzenie z jakim błądzi po moich udach odskoczyłem gwałtownie, aby nie mógł mnie dosięgnąć.
- Wybij to sobie z głowy napaleńcu. Czy ty w ogóle kiedyś masz dość? – prychnąłem na niego gniewnie. – Myślisz, że tyłek mam zrobiony z jakiejś niezniszczalnej materii?
-Proszę – podał mi jakąś małą buteleczkę z żelem. – To dla twojej ślicznej dupci. Jak dla mnie możesz tak zostać. Mnie się tam twoje ubranie podoba – podniósł wzrok nieco wyżej, gdzie smętnie leżał wykończony Wacuś, a ja zaczerwieniłem się gwałtownie i obciągnąłem brzegi koszuli mocno je naciągając.
- Garderoba ukryta jest po lewej stronie łóżka – przeskoczył zwinnie przez biurko i złapał mnie za pośladki. Pisnąłem i szarpnąłem się do tyłu. – Nie bój się głuptasie. Rzeczywiście masz zimną pupę. Idź się ubierz, bo jeszcze przeziębisz Wacusia. Muszę się nim dobrze opiekować. W moim interesie leży, aby był zdrowy i w dobrym humorze  – pokpiwał sobie ze mnie jednocześnie całując mnie w szyję.
- Już ty długo Wacusia nie zobaczysz, zboczeńcu jeden! – wymamrotałem pod nosem, aby mnie nie zrozumiał. Wyrwałem się z jego ramion i pobiegłem do sypialni. Garderoba okazała się ogromna. Znalezienie komody z majtkami zabrało mi sporo czasu. Kiedy tak przegrzebywałem ją w poszukiwaniu najmniejszej pary na ziemię wypadł niewielki zrolowany wolumin. Powodowany ciekawością podniosłem go i rozłożyłem. Przed sobą miałem bardzo starą mapę naszego miasteczka wraz z otaczającymi go ziemiami. Widniało na niej kilka czerwonych krzyżyków. – Jeny, chyba znalazłem mapę skarbów. Zostanę poszukiwaczem jak Indiana Jones – myślałem zachwycony znaleziskiem. Ubrałem  się szybko i beztrosko włożyłem do kieszeni dokument. Poszedłem powrotem do gabinetu i z niewinną minką spojrzałem na Avgara.
- Odwieziesz mnie? – uśmiechnąłem się do niego.
- Lui, co ci znowu wpadło do tej pustej główki? Jak robisz taki słodki pyszczek, to zaczynam się bać! – demon popatrzył na mnie podejrzliwie i wziął kluczyki od samochodu.
……………………………………………………………

W domu na szczęście nikogo nie było, więc nie musiałem się tłumaczyć, co robiłem do tej pory. Rzuciłem się do lodówki w poszukiwaniu żarełka. Byłem tak głodny, że wszystko czego dopadłem smakowało wprost niebiańsko. Usadowiłem się przed telewizorem z talerzem placka wiśniowego na kolanach i tak spędziłem następną godzinę. Skakanie po kanałach szybko mi się znudziło, a do wieczora zostało jeszcze sporo czasu. W tym momencie przypomniałem sobie o mapie. Postanowiłem omówić sprawę z przyjaciółmi. Najbliżej miałem do domu Sama, więc tam się najpierw skierowałem. Drzwi otwarł mi mały Zoli w nienajlepszym humorze.
- Co się stało maluchu? – zapytałem .
- Tata z Altulem powiedzieli, że są zmęceni i posli spać. Nie mam się z kim bawić – paplał chłopiec zadowolony, że w końcu ma się do kogo odezwać.
- Obudzimy ich –ruszyłem do sypialni Sama.
- Ja nie idę. Tata powiedział, że jak go obudzę, to będę pses cały tydzień jeść na obiad spinak. Ble. To takie fuj wasywo. Chce mi się po nim sygać – odparł dzieciak i usiadł na dywanie.
- Dobra, już zrozumiałem. Pójdę sam – otwarłem po cichu drzwi. Rzeczywiście Sam z Arturem spali jak zabici. - Ciekawe po czym są tacy zmęczeni, że śpią o tej porze? He he – rozpędziłem się i z dzikim okrzykiem wskoczyłem pomiędzy nich na łóżko. Obaj zerwali się gwałtownie do siadu obdarzając mnie mało przytomnymi spojrzeniami. Okazało się, że są nadzy. Miałem zatem niezły widok. Dwa najfajniejsze męskie torsy w okolicy prawie pod samym nosem.
- Luis, ty głupku, czego się tak drzesz! – Artur otworzył jedno oko i walnął mnie w łepetynę.
- Wstańcie wreszcie, mam do was sprawę – wyszczerzyłem się do niego w odpowiedzi, błądząc wzrokiem po klatce piersiowej Sama.
- Smarkaczu – zwrócił się do mnie chłodno Ostrowski. – Jakbyś nie zauważył to musimy się ubrać. Wyjdź stąd i zaczekaj w salonie.
- A właściwie dlaczego nie mogę tutaj zostać? Przecież już widziałem wasze gołe tyłki! – pokazałem mu język.
- Jak natychmiast nie spłyniesz do dzieciaka , to licz się z konsekwencjami – Artur wyciągnął do mnie ręce i zaczął nimi błądzić po moich żebrach w poszukiwaniu łaskotek.
- Aaaa… sadysta! – wyskoczyłem z łóżka i popędziłem jak szalony do drzwi. Doskonale pamiętałem sesję tortur jaką mi ostatnio zafundowali, jak nakryli mnie na podglądaniu. Czekaliśmy z Zoli chyba z pół godziny zanim raczyli się wreszcie zjawić. Rozsiedli się na kanapie i wbili we mnie pytający wzrok. Bez słowa podałem im mapę.
- Skąd to masz? Wygląda na bardzo stare – zapytał zaciekawiony Sam.
- Znalazłem, jak szukałem majtek - paplałem bezmyślnie. - Było mi zimno w tyłek, bo w zamku Avgara są straszne przeciągi, więc bardzo się śpieszyłem. Leżała w szufladzie zupełnie nikomu niepotrzebna. Myślicie, że znajdziemy skarb? – wbiłem w nich podekscytowany wzrok.
- Zaraz zaraz. Lui, co ty robiłeś w domu tego drania z gołą pupą?! – zapytał groźnie Sam.
- No…. wiesz…- zarumieniłem się gwałtownie.
- Nie wiem i liczę, że ty mi powiesz! Mieliście się uczyć, więc jak do cholery znalazłeś się w jego domu bez spodni?! – wściekał się mężczyzna.
- Uczyliśmy się. Przysięgam! Potem musiałem się z nim rozliczyć i zajęło nam to sporo czasu – plątałem się w zeznaniach wiedząc, że Sam nie pochwala mojej słabości do demona.
- Ile ci policzył, jeśli to nie tajemnica? – zapytał z dziwnym uśmieszkiem Artur.
- Ee.. dziesięć – rzuciłem szybko mając nadzieję, że to im wystarczy.
- Dziesięć czego? – niestety nie odpuścił Ostrowski.
- Przez dziesięć godzin musiałem być do jego dyspozycji. Mam swój honor i zawsze spłacam długi. Nie mogłem się wycofać!  – zadarłem do góry nos.
- O ja cię kręcę! – zaczął chichotać niepoprawny jak zwykle Artur. – Chcesz nam powiedzieć, że bzykałeś się przez dziesięć godzin z Avgarem, zgubiłeś swoje ciuchy, a potem jeszcze ukradłeś mu mapę? Lui, jesteś prawdziwym kosmitą. Takie coś może przydarzyć się tylko tobie – mężczyzna opadł na dywan i zaczął wić się ze śmiechu.
- Przestań rżeć! To pomożecie mi czy nie? – zapytałem urażony jego zachowaniem.
- Właściwie, to moglibyśmy. Na kiedy planujesz tą wyprawę? – Artur przestał się wygłupiać i usiadł na podłodze.
-  Futrzaku, w twoim wieku powinieneś być trochę mądrzejszy, a nie popierać wszystkie głupie pomysły tego dzieciaka. Znowu wpakujemy się w jakieś kłopoty – Sam jak się tego spodziewałem nie był zadowolony z mojego pomysłu. Długo musieliśmy go przekonywać, aby się do nas przyłączył. W końcu jednak się poddał.
…………………………………………………………………

W poniedziałek miałem dość luźny dzień w szkole. Tylko cztery godziny wykładów i byłem wolny. Od dziewczyn uwolniłem się tłumacząc egzaminem na prawo jazdy. Zdałem go celująco bez jednej pomyłki. Avgar jest jednak genialnym nauczycielem. Drogo musiałem zapłacić za te lekcje, ale się opłaciło. Co prawda tyłek nadal mnie bolał pomimo zastosowania żelu, ale rozpierająca mnie radość spowodowała, że dolegliwości jakby zmalały. Oczywiście, kiedy wróciłem do domu oznajmiłem swoje zwycięstwo dzikim wrzaskiem i odtańczyłem w kuchni iście kozacki taniec.
- Teraz będę mógł kupić samochodzik. Sonia jak myślisz jaki by do mnie pasował? – pytałem podniecony.
- Wiesz, niedaleko jest jednostka wojskowa – zaczęła z uśmieszkiem ciotka.
- I co, mają tam jakieś fajne jeepy do sprzedania? – zapytałem podskakując z niecierpliwości.
- Jeepy może nie, ale widziałam parę poniemieckich czołgów. Będą w sam raz. Muszę dać tylko ogłoszenie do gazety dla sąsiadów w jakich godzinach można się ciebie spodziewać na drodze – nabijała się ze mnie w najlepsze Sonia.
- Phi, też mi dowcip – nadąłem się obrażony i poszedłem do swojego pokoju. Wyciągnąłem plecak i zacząłem się pakować. Musiałem dobrze przygotować się na wyprawę. Dokładnie przemyślałem sobie co powinienem zabrać, żeby potem nie zwalali na mnie jak coś się nie uda. Przyjaciele byli tym razem bardzo punktualni. O wyznaczonej godzinie czekali na mnie przy tajnej bazie. Nie chciałem, aby ciotka wiedziała jakie mamy plany. Ostatnio strasznie zrzędliwa się zrobiła. Nic jej nie pasuje. To pewnie dlatego, że nie mogą jakoś dogadać się z Anką.
- Mały co tam dźwigasz? Strasznie ciężkie – Artur zaciekawiony podniósł mój plecak do góry.
- Jak to co? Mam cały potrzebny sprzęt – latarki, linę, hak no i łopatę, żebyśmy mogli wykopać skarb jak go znajdziemy. Tak sobie pomyślałem, że ten duży krzyżyk, to może być nawet grób bezimiennego. Pamiętacie chyba tę legendę? To niedaleko, więc tam pójdziemy najpierw.
- Luis, nie bądź niemądry. Tego grobowca szukało setki ludzi. Gdyby coś takiego tu było już dawno by zostało odnalezione. Ten las przecież nie jest znowu taki duży – wymądrzał się Sam psując całą zabawę. – Możemy odkopać jedynie parę niemieckich truposzy z okresu ostatniej wojny.
- Idziemy na Krasną Górę tak jak zaplanowałem. Najwyżej przyniesiemy parę eksponatów do naszego muzeum. Kustosz się ucieszy. Ostatnio narzekał na straszne nudy – pokazałem Ostrowskiemu język i ruszyłem przed siebie leśną ścieżką. Kiedy dotarliśmy na miejsce wyciągnąłem z plecaka wykrywacz metali i zacząłem poszukiwania w miejscu oznaczonym krzyżykiem. Z poważną miną i oślim uporem chodziłem tak ze dwie godziny kręcąc się w kółko.
- Luis, przecież widzisz, że tu nic nie ma. Wracajmy bo zaczyna się ściemniać – odezwał się Sam i zabrał mi urządzenie.
- Jeszcze chwilę, tu na pewno coś jest, czuję to – jęczałem patrząc na niego błagalnie. – Nie bądź takim zgredem - tupnąłem mocno nogą i poczułem z przerażeniem, że ziemia pode mną pęka, a ja lecę w dół w kompletną ciemność.
- Aaaa…..! - darłem się jak opętany. W ostatniej chwili zdążyłem wyciągnąć rękę i złapałem się czegoś metalowego. Słyszałem okrzyki trwogi moich przyjaciół.
- Mały, żyjesz? – dotarł do mnie nieco drżący głos Artura.
- Pewnie, że tak. Przestań się głupio pytać i poświeć latarką. Jestem chyba w jakiejś studni – krzyknąłem w stronę majaczącego się u góry otworu.
- Dobra, umocujemy tylko linę i wchodzimy za tobą. Zostań tam i niczego nie kombinuj – odezwał się Sam. Przypomniało mi się, że w kieszeni mam zapalniczkę. Wyciągnąłem ją i poświeciłem dookoła. Faktycznie byłem w jakimś sporym, kamiennym szybie. Zacząłem opuszczać się na dół. Skoro już tu byłem, nie miałem zamiaru odpuścić. Wkrótce sięgnąłem dna. Było zupełnie sucho, nigdzie śladu wody. Zacząłem dokładnie oglądać  ściany wyglądające jakby wykuto je w litej skale. Na jednej z nich zobaczyłem kwadratowe pole w czarno-białą kratkę. – Hm, zupełnie jak szachownica. Niestety nie umiem grać w szachy.
- Ej, tam złaźcie tu szybko. Chyba coś znalazłem – krzyknąłem. Pierwszy na dół dotarł Artur i spojrzał na ścianę rozczarowany.
- Łee..Myślałem, że to coś ciekawego!
- Bo to jest coś ciekawego, tylko twój głupi mózg nie może tego pojąć – odezwał się Sam zeskakując z drabiny obok niego. – Spójrz tutaj, te ozdóbki są mocno zatarte, ale chyba widzę zarys końskich łbów. Wiecie jak porusza się konik szachowy? - zaczął naciskać poszczególne pola. Po którejś z kolei próbie usłyszeliśmy przeraźliwy zgrzyt i skała się przesunęła ukazując wejście. Znaleźliśmy się w niewielkiej jaskini. Mała sufit i ściany pokryte różnymi minerałami. Kiedy się na nie poświeciło mieniły się jak najprawdziwsze diamenty. Dokładnie pośrodku w kręgu z czarnych kamieni stał wielki, kamienny katafalk. Wyglądał jakby stanowił całość z podłożem. Wyryto na nim mnóstwo tajemniczych znaków i run. Podszedłem do niego i zacząłem wodzić ręką po wyżłobieniach.
- Luis, lepiej to zostaw, z twoim pechem może ci się udać to otworzyć i … - nie zdążył dokończyć Ostrowski, bo pokrywa odsunęła się i z hukiem spadła na posadzkę rozpadając się na kilka części.
- Cholera jasna! – zaklął Artur. – Mały nie podchodź bliżej. Nie wiadomo co tam jest. Może tak jak w piramidach będzie się ulatniał trujący gaz!
- No co wy! Tam na pewno jest ukryty skarb bezimiennego! – przechyliłem się przez krawędź i zajrzałem do środka. – Jaki piękny! Musicie to zobaczyć. W życiu nie widziałem kogoś takiego! Wygląda jakby spał.

12 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa co takiego tam Luis zobaczył... Dziś żadnych zboczeń o.O.... dziwne... A co tam, da się wytrzymać, czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. >_<

    OdpowiedzUsuń
  2. Buu..Ty zawsze kończysz w jakimś ciekawym momencie. Ciekawe co Lui tam zobaczył? Mówił to w taki sposób jakby jakiegoś przystojnego faceta spotkał.

    Czekam na następną notkę !

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No wiesz, od tego ma się fanów by byli wymagający, co nie? :-)
    Na razie to totalnie mnie zaktęciła opcja zaaranżowanego małżeństwa, mimo że to opo też lubię. Po prostu mam chyba jakieś zboczenie związane z tym 'łączeniem na siłę aż wyjdzie prawdziwa miłość' xD.
    A co do wymagsć, to nadal będę się dopominała o następne rozdziały! Od tego tu jestem, co nie? xD. Jutro czekam na 9 rozdział Małżeństwa zaaranżowanego!

    PS Tylko ci głowę urwać za kończenie w takim momencie tego rozdziały xD

    OdpowiedzUsuń
  4. a mnie nie wymieniłaś na początku notki T^T
    co do rozdzialiku to suuuper ^^ jak Luis chodził w tej koszuli Avgara to już myślałam, że Avcio się na niego rzuci ;D a Sam i Artur zaniedbują Zoliego, by się ekhem przespać i tak jakoś bez ubrań.. no cóż nie wnikam... ;p nie mogę się doczekać następnej części!

    OdpowiedzUsuń
  5. "dziennik" ? za tego "dziennika" strzelam focha >o>

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny wciągający rozdział, który dużo obiecuje:) A ja już nawet wiem co:D i przygody w opowiadaniach są konieczne więc rozdział wcale nie był nudny ja się tak wciągnęłam że nie zorientowałam się nawet kiedy skończyłam. Pisz szybciutko bo nie można tak kończyć, dużo weny:) i zapraszam http://opyaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. co zobaczył, co zobaczył, co zobaczył? prooosze dodaj notkę ;D piszesz genialnie, już ci mówiłam? chyba nie,więc ci mówię- piszesz genialnie!!!!!


    Magnolia

    OdpowiedzUsuń
  8. O Chryste Panie! Zrobiło się ciekawie! Już nie mogę się doczekać dalszej częsci:
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ty to robisz specjalnie! Przerwać w takim momencie?! Może to naprawdę ten bezimienny....

    OdpowiedzUsuń
  10. Przemierzyłam wiele blogów, szukając takiego, który wciągnie mnie od pierwszego zdania. Czytałam historie lepsze i gorsze, jednak żadna nie wzbudziła we mnie wielkiej ciekawości, czy chęci poznania dalszych losów bohaterów... Aż w końcu trafiłam tu, na bloga wyglądającego całkiem zwyczajnie, lecz kiedy zaczęłam czytać historie tu opisaną nie mogłam się od niej oderwać...
    (to chyba mój najbardziej kreatywny i najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek napisałam *_*)
    A tak na serio- piszesz genialnie! Przeczytałam twojego bloga za jednym zamachem i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  11. kto jest piękny ?!! no kto? znowu skończyłaś w tak pięknym momencie xD to nie fair,
    znowu się zaczytałam, a teraz co? Muszę czekać na kolejną notkę,, mam nadzieję, że szybko się pojawi,
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    wspaniale, zdał egzamin na prawo jazdy, ale Sonia okropna z tym dogryzaniem Luisowi... wymęczony Wacus a Avgar wciaz napalony... mapa skarbów coś mi się wydaje że będą kłopoty... czyżby trafili jednak na bezimiennego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń