wtorek, 7 sierpnia 2012

Rozdział 26


To rozdział dla wszystkich zboczuszków. W szczególności dedykuję go Sol. Te wszystkie głupoty powstały w mojej pokręconej głowie z powodu jej wzmianki o czerwonej wstążeczce.


Była sobota i miałem nadzieję na słodkie lenistwo przed telewizorem. Niestety ledwo zdążyłem zjeść śniadanie rozdzwonił się mój telefon. Pogryzając tosta z marmoladką z naszych truskaweczek odebrałem, mamrocząc niezbyt uprzejme powitanie.
- Czego? – warknąłem.
- Luis jesteś mi potrzebny, więc się zbieraj. Będę po ciebie za pół godziny – usłyszałem głos Artura. Nie czekając na moją odpowiedź drań się wyłączył. Co on sobie myśli? Jestem jego służącym czy co? Przyjechał o dziwo punktualnie.
- Hej pospiesz się młody, bo nam sklepy pozamykają – popychał mnie niecierpliwie do wyjścia.
- A właściwie po co jedziemy do Krakowa? Co masz zamiar kupić? – zapytałem. Do czego jestem właściwie ci potrzebny?
- Znasz to miasto lepiej ode mnie – otworzył przede mną drzwi do swojego jeepa – a mnie potrzebne jest parę drobiazgów. Wiesz, gdzie można dostać obrożę dla psa i taką elegancką smycz z łańcuszka?
- Masz pieska? Pokażesz? – podskoczyłem na siedzeniu.
- Niezupełnie. Luis, nie musisz wszystkiego wiedzieć! – ze zdumieniem stwierdziłem, że lekko się zaczerwienił.
- A może chcesz zrobić komuś prezent? – dopytywałem się natarczywie, coraz bardziej zaciekawiony tajemniczością mężczyzny.
- Tak, prezent – zgodził się nieco zbyt szybko. – Jeszcze zaprowadź mnie do grawera i do sklepu, gdzie można nabyć czerwoną kokardę.
- Chcesz przekupić Sama prawda? Trzeba było tak od razu – kiedy tylko przybyliśmy na miejsce najpierw zaciągnąłem go do pasmanterii. Kupiliśmy słodką czerwoną kokardę w pulchne, różowe serduszka. Potem jeszcze skórzaną obrożę na bardzo dużego psa i długą smycz. Co dziwne do grawera nie pozwolił mi ze sobą iść. Dał mi na lody jak jakiemuś dzieciakowi i kazał zaczekać w parku. Rozpalił tym moją wyobraźnię do czerwoności. Muszę przyznać, że bardzo szybko wrócił z powrotem z wielce zadowoloną miną.
- Możemy już wracać. Dzięki za pomoc Luis – uśmiechnął się do mnie szeroko, a w jego oczach pierwszy raz od wielu tygodni zobaczyłem psotne iskierki. Cokolwiek ten facet robi to cieszę się, że wreszcie wraca do formy. Ostatnio jego mina przypominała dojrzałego nieboszczyka. Wsiedliśmy do samochodu. Chciałem ukradkiem zerknąć do tajemniczej paczuszki, ale Artur przezornie położył ją z dala ode mnie. Bogowie jednak mi sprzyjali. W autku zaczęło coś pyrkać i Futrzarski ze zgrozą stwierdził, że zapomniał zatankować paliwa. Podjechaliśmy do najbliższej stacji benzynowej. Jak tylko mężczyzna zniknął mi z horyzontu rzuciłem się na torebeczkę jak jastrząb. Ostrożnie odwiązałem sznureczki i zobaczyłem małą srebrną tabliczkę z napisem.

Jestem zwierzakiem Samuela Ostrowskiego

On chyba rzeczywiście kupił mu psa, tylko dlaczego nie chciał mi go pokazać? Może to jakaś niezwykła rasa. Zamiast się uspokoić byłem zaintrygowany jeszcze bardziej. Też mi przyjaciel. Robić ze zwykłego prezentu taki sekret. Muszę to zbadać dokładniej. Jak tylko dojechaliśmy do domu pomachałem zamyślonemu Arturowi na pożegnanie i pobiegłem wprost do Anki. Na szczęście była w swoim pokoju. Zrelacjonowałem jej całe zajście ze szczegółami.
- To rzeczywiście podejrzane! Co ten typek knuje? – Kręciła głową dziewczyna. Wiedziałem, że w niej znajdę przyjazną duszę.
- Pójdziemy za nim gdziekolwiek się uda. Wchodzisz w to? – zapytałem właściwie niepotrzebnie. Czarne oczy Anki zabłysły jak najprawdziwsze latarenki. – Będziemy na zmiany obserwować przez lornetkę jego dom. Jak tylko wyjdzie, będziemy go śledzić.
-Detektywie Luis.
- Detektywie Ann – podaliśmy sobie ręce jak prawdziwi zawodowcy.
………………………………………………………………………

Wieczorem, gdzieś koło dwudziestej pierwszej zaczęliśmy już tracić nadzieję. W domu Artura nic ciekawego się nie działo. Zrobiło się całkowicie ciemno i coraz trudniej było coś wypatrzyć. Nagle Anka zerwała się na równe nogi.
- Chodź Lui. Artur właśnie wyszedł, ale wiesz, nie ma ze sobą żadnego psa. – W czarnych bluzach z kapturami, uzbrojeni w latarki zaczęliśmy skradać się za Futrzarskim w bezpiecznej odległości. Oczywiście, tak jak przypuszczałem poszedł do willi Sama. Zapukał grzecznie do drzwi, a my schowaliśmy się w pobliskich krzakach. Jako, że zabraliśmy też lornetki mieliśmy całkiem niezły widok na całą akcję. Sam otworzył, ale na widok Artura natychmiast się nadął.
- Co ty tutaj robisz o tej porze? – zapytał chłodno.
- Mam dla ciebie propozycję. Pozwól mi tylko wyjaśnić – tłumaczył się łagodnie mężczyzna.
- Masz pięć minut i wypad – warknął do niego Sam.
- Ostatnio się między nami nie układa. Mówisz ciągle. że straciłeś do mnie zaufanie. Powiedziałeś nawet, że jestem jak kundel, który poleci na każde ładne futerko. W takim razie proszę. Będziesz mógł mnie kontrolować i tresować do woli – ściągną kurtkę i naszym zdumionym oczom ukazała się zapięta na szyi skórzana obroża ze znajomym mi napisem.

Jestem zwierzakiem Samuela Ostrowskiego

Przypiął do niej smycz i jej koniec wręczył oniemiałemu Samowi mrugającemu z niedowierzaniem oczami. Chyba biedaczek myślał, że to jakieś zwidy czy fatamorgana.
- Kochanie zacznij oddychać, bo będę musiał ci zrobić sztuczne oddychanie – odezwał się z uśmiechem Futrzarski.
- Chciałbyś!  Do nogi draniu! – mężczyzna szarpnął za łańcuszek i pociągnął go do salonu. Usiadł na kanapie i wziął do ręki drinka.
- A ja? – nieśmiało odezwał się Artur.
- Leżeć i milczeć! – wskazał mu miejsce na dywanie u swoich stóp. Ułożył się wygodnie i włączył jakiś program muzyczny. A my przyczołgaliśmy się bliżej, aby nie uronić ani jednego słówka. Futrzarski siedział przez chwilę grzecznie, kręcił się i wiercił patrząc błagalnie na mężczyznę, ale ten zupełnie nie zwracał na niego uwagi. Zaczął więc popiskiwać jak najprawdziwszy szczeniak, a kiedy i to nie pomogło lizną go w rękę. Szczęśliwy, że Sam mu jej nie wyrwał dobrał się do niej na całego. Szczypał ją i kąsał zębami coraz śmielej. Ssał po kolei smukłe palce biorąc je głęboko do gardła. Mruczał przy tym z zachwytu i mrużył z ekscytacji lśniące oczy. Ostrowski siedział jak zaczarowany, usiłując wyglądać na całkowicie obojętnego. Zdradzały go jednak coraz ciemniejsze rumieńce wykwitające na bladych policzkach i przyśpieszony oddech. Najwyraźniej jego urażona duma  zaczynała przegrywać z wyposzczonym ciałem. Dłonie Artura zaczęły poczynać sobie coraz śmielej. Masowały posuwając się w górę najpierw łydki potem uda mężczyzny. Klęcząc  przed przyjacielem, powoli, starając się go nie spłoszyć rozsunął mu nogi. Kiedy jego ręce dotarły do stwardniałego krocza pochylił się, polizał je przez spodnie i zaskomlił.
- Ty zupełnie oszalałeś! Chcesz, żebym zwariował razem z tobą? – stwierdził nieco zachrypniętym głosem Sam. Futrzarski tylko warknął tryumfalnie i zaczął zębami rozpinać spodnie kochanka.
- Anka - szepnąłem do ucha dziewczynie – chyba powinniśmy już iść. Robimy tu właśnie za podglądaczy.
- Jeszcze chwila, nie widzieliśmy przecież prezentu. Do czego mu była potrzebna ta kokardka? – chwyciła mnie mocno w pasie i zatrzymała na miejscu. – Poza tym trochę doświadczenia ci się przyda. Jak tam twój wianuszek?
- Zwiądł, a tyłek do dzisiaj mnie boli. Może rzeczywiście powinienem popatrzyć – zacząłem się na serio zastanawiać. Dostałem nagle w łeb od Anki.
- Ty mała cholero, dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Ładny z ciebie przyjaciel – uszczypnęła mnie w policzek. – Siedź cicho, bo się zorientują. – Spojrzałem przez okno i stwierdziłem, że akcja posunęła się dalej. Sam w rozpiętej koszuli leżał na kanapie, a na nim Artur z zapałem całujący jego klatkę piersiową i ssający  nabrzmiałe sutki.
- Wwłaściwie to powinieneś przynieść mmi jakiś ppodarunek. Wykpiłeś się tanim kosztem – wyjąkał Ostrowski, wyginając się w łuk pod wpływem pieszczot przyjaciela.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Dam ci mój najcenniejszy skarb – stwierdził Artur z zagadkowym uśmieszkiem. - Usiądź sobie wygodnie, a ja ci go zaprezentuję. Wstał i podszedł do radia. Nastawił spokojną, zmysłową muzykę. Odwrócił się do Ostrowskiego i poruszając się w rytm melodii zaczął najprawdziwszy striptiz. Najpierw zrzucił koszulę, a potem odwrócił się do mężczyzny tyłem, kołysząc lekko biodrami zsunął z siebie jeansy wraz z bielizną.
- Przestań się ze mną droczyć i chodź do mnie – jęknął Sam cały czerwony na twarzy.
- Oczywiście kochanie. Musisz tylko jeszcze odpakować swój prezent – wykonał obrót, wyprostował się dumnie i zaprezentował zafascynowanemu mężczyźnie swojego stojącego na baczność, sporego penisa przystrojonego czerwoną kokardą. Różowe serduszka zamigotały radośnie do po raz drugi pozbawionego dzisiejszego wieczora oddechu, Ostrowskiego. Artur sięgnął do ozdóbki pragnąc ją ściągnąć, ale dostał natychmiast po łapach.
- Ani się waż. To moje. Nikt cię nie nauczył, że nie należy dobierać się do cudzych zabawek! – mężczyzna chichocząc, delikatnie zaczął rozwiązywać wstążeczkę czule muskając opuszkami palców delikatną skórkę. Po czym niespodziewanie sięgnął po swoją komórkę i zrobił zażenowanemu mężczyźnie kilka zdjęć. – To na wypadek, gdyby jeszcze przyszło ci do głowy szukać szczęścia gdzie indziej. Słowo daję, że jak cię zobaczę z innym facetem to opublikuję to w Internecie. A teraz mój ty zwierzaczku przestań się gapić i włóż go tam gdzie jego miejsce, zanim wybuchnie. - Sam zwinnie zsunął spodnie, położył się na brzuchu i wypiął zachęcająco tyłeczek do mężczyzny. Artur rzucił się na niego jak wygłodniały lew na ofiarę. Jednym płynnym ruchem wbił się aż do końca.
- Aaaa – krzyknęli obaj od razu łapiąc wspólny rytm. Ciało uderzało o ciało , skóra pocierała o skórę, drażnili  i pobudzali nawzajem swoje punkty erogenne. Nie minęło wiele czasu jak przemienili się w jedną wielką, płonącą kulę pożądania. Lśnili od potu, drżeli od niezaspokojonego pragnienia chcąc jeszcze mocniej, szybciej i więcej. W końcu wybuchli w ekstazie, a lepka sperma pokryła wszystko dookoła.
- Kocham cię wariacie – wyszeptał cicho Sam – bardzo za tobą tęskniłem.
-  No pewnie, że tak. Gdzie znalazłbyś równie dobrze wyszkolonego psa? Inteligentnego, przystojnego i wykonującego bez mrugnięcia okiem wszystkie rozkazy – uśmiechną się do niego zawadiacko Artur czule przytulając go do siebie.

8 komentarzy:

  1. Od razu się domyśliłam po co mu te rzeczy.Seksownie. A Luis i Anka widzieli ciekawe przedstawienie, zboki jedne

    OdpowiedzUsuń
  2. Umarłam XDDDD Bezcenne, pięknie i idealne :DDD Co się w tej twojej głowie czai XD Artur wierny pies, zadowolił swojego pana. ;D Jaaa cie, normalnie nie wiem co mam napisać. Bardzo mi się podobał rozdział... chociaż, to znaczy, że jestem nieźle stuknięta i zboczona... ale to nic, to się skasuje. xDDD Życzę dużo weny, czekam na jakieś ostre scenki między Luisem i Avgarem ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe Luis był przekonany, że to dla pieska.. no cóż piesek był inny niż się spodziewał.. hehe
    i zboczuchy podglądały! niu niu nie ładnie... no to teraz czekamy na to jak Luis wykorzysta zdobytą wiedzę przy spotkaniu z Avgarkiem <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże...
    Ja na miejscu Sama zakryłabym oczy i z piskiem wybiegła.
    Jestem bardzo nieśmiałą dziewczynką (chowa czerwoną twarzyczkę w ręce, przyznając cichutko że rozdział ją rozkręcił).
    Szczerze to liczyłam na Avgara (Seks w lesie , Seks w jeziorze, seks u Lui'ego w pokoju zagrożony nagłym wejściem smoka "czyt. Soni"Rety Rety) on jest taki... męski *.*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Udało Ci się mnie bardzo pozytywnie zaskoczyć:) Rozdział świetny i cieszę się Ci poddałam taki świetny pomysł:) i czekam na więcej podobnych scen. Co do podglądaczy to może Luis dzięki temu zyska jakiś ciekawy pomysł:) Dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  6. Maru ma wypieki na twarzy *_* waaaa.
    napisałam bym coś więcej, ale brak mi słów plus wracam do czytania tego rozdziału jeszcze raz O_O
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowna notka. Luis i Anka to świntuchy to potęgi entej!!! Nieładnie jest tak podglądać XD
    Pozdrawiam:)
    http://death-note-love-yaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, och Luis jaki ty jesteś nie domyślny, ale Artur to z prezencikiem się postarał choć troche myślałam że odda Samowi siebie i ten będzie dominował...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń