Dzisiaj
prawdziwa telenowela, czyli miłość, zazdrość i harce przy ognisku. Ciekawe, czy
ktoś z was przewidział taki rozwój sytuacji?
Sonia nie
miała litości. O siódmej rano zerwała mnie brutalnie z łóżka. Wrzasnęła mi nad
uchem i zrzuciła na ziemię cieplutką kołderkę, do której byłem przytulony.
Rozsunęła żaluzje tak, że słoneczko zaświeciło mi prosto w oczy wypalając mózg.
- Miej
litość! – pisnąłem nakrywając się poduszką.
- Wstawaj
gówniarzu! Za godzinę przyjadą twoje koleżanki, a ich pokój jeszcze nie gotowy
– krzyknęła na mnie ponownie ciotka.
- A
śniadanko? – zapytałem nieśmiało.
- Jedzenie
potem, teraz wciągnij coś na siebie i chwyć się za sprzątanie. Trzeba było mnie
uprzedzić wcześniej, że zapraszasz gości i to na cały weekend.
- Tak jakoś
samo wyszło – pisnąłem spod poduszki.
- Nie pyskuj
tylko bierz się za robotę. Ja wieczorem posprzątałam ten składzik obok twojej
sypialni. Chodź wstawimy tam łóżka i stolik. Jakaś szafa już tam jest. Na
strychu jest pełno mebli – i tak rzuciliśmy się w wir pracy. Ale efekty po
godzinie przerosły nasze oczekiwania. Malutki pokoik wyglądał miło i
przytulnie. Jeszcze tylko zawiesiliśmy firankę i gotowe. Kiedy miotaliśmy się
po schodach ciągnąc na górę dywanik, rozległ się dzwonek do drzwi. Pobiegłem
otworzyć zostawiając przeklinającą Sonię z krnąbrnym pakunkiem. Wpuściłem do
mieszkania dwie uśmiechnięte dziewczyny. Stop! Trochę pokoloryzowałem. Jedną
uśmiechniętą dziewczynę i drugą spoglądającą na mnie ponuro spod ciemnej, wpadającej
jej do oczu grzywki. Ubrana jak zwykle na czarno, w skórzaną kurtkę obcisłe
jeansy i glany wyglądała, jakby należała do którejś z tych niebezpiecznych
subkultur, jakich pełno w Krakowie.
- Rany, ale
zadupie. Dwie ulice, jeden sklep, na ulicy brak żywego ducha. W życiu nie byłam
na takim odludziu – wymruczała szczera jak zwykle Anka.
- Zachowuj
się, przyjechałyśmy tu w gości, a ty od progu narzekasz – odezwała się Ilona
miłym, niskim głosem i posłała użerającej się z nieposłusznym dywanem ciotce
przepraszające spojrzenie. Weszliśmy do środka zostawiając nachmurzoną
dziewczynę na progu. Wtem za naszymi plecami rozległo się głuche uderzenie spadającego
na ziemię plecaka. Otwarłem usta, aby zwrócić jej uwagę żeby zabrała go do
pokoju, ale zamknąłem je z powrotem nie mogąc uwierzyć w rozgrywającą się przed
moimi oczami scenę. Anka jak zahipnotyzowana, z błyszczącymi z ekscytacji
czarnymi ślepkami wpatrywała się w Sonię jak w jakieś bóstwo. I bynajmniej nie
patrzyła jej w oczy. Gapiła się bezwstydnie na wypięty tyłek ciotki, która
właśnie pochylała się by podnieść upuszczony ciężar. Na jej twarzy pojawił się
szeroki koci uśmiech. Rzuciła się do przodu, na pomoc Soni.
- Pani
pozwoli, że pomogę. Jestem Anka i właśnie doszłam do wniosku, że kocham
prowincję. Macie tutaj niesamowite widoki – oblizała bezwiednie kształtne usta.
- Cieszę
się, że tak szybko zmieniłaś zdanie – odezwała się z przekąsem Sonia – jeśli
jesteś taka chętna, to pomóż mi zataszczyć to, do waszego pokoju.
- Chętna to
niewłaściwe słowo. Ja jestem zafascynowana, a to rzadko mi się zdarza – rzuciła
cicho dziewczyna, ślizgając się wzrokiem po apetycznych krągłościach pani domu.
Po chwili
przekomarzając się i popychając znikły nam z oczu. Dopiero teraz odzyskałem
mowę i władzę w moim ciele.
- Ilona, co
to było? – zapytałem kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Nie
przejmuj się, zazwyczaj szybko jej przechodzi. Twoja ciotka wpadła jej w oko.
Ona nie żartowała mówiąc, że woli dziewczynki.
- Przerażasz
mnie. Wyglądała na bardzo zdeterminowaną. Powinienem chyba tam pójść zanim coś
sobie zrobią.
- Czym ty
się przejmujesz Luis? Uwierz mi, będzie dobrze. Anka tylko pozuje na taką ostrą
laskę. W środku jest miękka jak wosk – i
dodała cicho patrząc na mnie z kpiącym uśmieszkiem - W ciążę od tego nie zajdą,
więc bawienie przyszłych pociotków ci nie grozi. - Muszę przyznać, że udało się
jej mnie zaskoczyć. Nigdy nie spodziewałbym takiego tekstu się po tej spokojnej,
ułożonej dziewczynie. Ale tyle lat przyjaźni z nawiedzoną gothką, musiało
jednak przynieść jakieś efekty. Wyraźnie Anka miała na nią zły wpływ.
- Chodź,
pokażę ci wasz pokój. Macie w nim nawet balkonik wychodzący na ogród. Wiesz
wydaje mi się – podjąłem konspiracyjnym szeptem – że trafiła kosa na kamień.
Sonia tylko wygląda na bezbronną blondynkę. Ma twardy charakter i żelazne
zasady. Może z tego wyniknąć niezła jazda – Dziewczyna zatrzymała się i
spojrzała na mnie niepewnie spod długich rzęs.
- Luis mam
do ciebie sprawę, tylko nie gniewaj się na mnie. Niepotrzebnie wygadałam się
Jackowi dokąd jedziemy. To ten nachalny przystojniak. Pamiętasz?
- Pewnie, że
tak.
- I on
przywlókł się tutaj za nami i wynajął pokój w hotelu. Niestety tak mnie
zagadał, że udało mu się wprosić na nasze wieczorne ognisko. Przepraszam –
zrobiła szczenięce oczka Ilona.
- Nic się nie
stało. Najwyżej zgubimy go w lesie i zjedzą go wilki, albo, hm, coś innego.
Planujemy rozgościć się na terytorium naszego znajomego, ale myślę że nie
będzie miał nic przeciwko. Jest tam fajne miejsce. Spora jaskinia z białym
piaseczkiem i bijącym w niej ciepłym źródłem, gdzie można się schronić w razie
deszczu. Przed nią niewielka polanka i tam właśnie zamierzamy rozpalić ognisko.
Będzie świetnie. Zaprosiłem już Samuela, to on mnie wczoraj odwoził oraz
Artura.
…………………………………………………………………………
Spędziliśmy
we trójkę miły dzień nad jeziorem. Odkąd skończyły się wakacje wczasowiczów
było niewielu, więc nikt nie skakał nam po głowach i nie sypał piaskiem w oczy.
Woda była jeszcze ciepła, dokazywaliśmy w niej jak kilkuletnie dzieci. Na
wyścigi zjedliśmy wszystkie przygotowane zapasy, więc kiedy słońce zaczęło
zachodzić byliśmy wściekle głodni.
- Co robimy,
wracamy do domu? – zapytała Ilona.
- Nie ma
sensu, stąd jest bliżej na polankę, a chłopaki powinny tam już być. Mieli
przynieść prowiant i rozłożyć grilla.
- Wypada tak
na krzywy ryj? To trochę nie w porządku – odezwała się Anka.
- To nie
tak. Oni po drodze pójdą koło mojego domu i wezmą przygotowany wcześniej garnek
z prażonkami. Wystarczy je tylko upiec.
- Ale ja nie
mam makijażu i wyglądam nieciekawie, a tam będzie Samuel – zaprotestowała
Ilona. - Myślałam, że pójdziemy się jeszcze przebrać.
- Dziewczyno,
ty się na niego nie napalaj, on już ma właściciela. Zresztą zobaczysz.
- Ale nie
jest zaręczony czy coś? – zapytała Ilona
z nieco zasmuconą minką. – Mam więc szansę go odbić. Mówiłeś, że ma
dziecko, więc pewnie jest Bi. Kto jest moim rywalem?
- Artur
chyba zagiął na niego parol. Jest bardzo uparty i niezły z niego kawał
przystojniaka. Pośpieszmy się lepiej, bo jak dojdzie do nich ten cały Jacek, to
zeżrą nam kolację. Nie macie pojęcia ile oni są w stanie zjeść. Zwłaszcza
Artur. - Ruszyliśmy więc szybkim krokiem do lasu. Już po kilkuset metrach
doszedł nas smakowity zapach. Zaburczało mi głośno w brzuchu, co dziewczyny
skwitowały głośnym śmiechem. Zastaliśmy chłopaków z wesołymi minami piekących
mięsko na grillu i wielce naburmuszonego Jacka grzebiącego patykiem w ognisku.
-
Zrobiliście mu coś? – Zapytałem patrząc na Artura podejrzliwie.
- No coś ty
– oburzył się teatralnie mężczyzna -
nakłoniłem go tylko, żeby zajął się pieczeniem prażonek.
-
Opowiedział mu tą legendę o zaginionym oddziale niemieckim sugerując, że
miejscowi chłopi mieli swoje tradycje i w czasach głodu nie wahali się przed
kanibalizmem, które podobno przetrwały do dziś – stwierdził Sam, patrząc
sugestywnie na Futrzarskiego i pukając się w czoło.
- Chyba on
nie uwierzył w takie bzdury?!
- Hm, gdyby
ktoś trzymał cię za kark i potrząsał przy tym jak workiem kartofli szczerząc ostre
kły, to też byłbyś skłonny przyznać mu rację – odparł Ostrowski patrząc kpiąco
na Artura. Podszedłem oburzony do stojącego z niewinną miną Futrzarskiego i
odciągnąłem go na bok.
- Jesteś
niemożliwy, miałeś się zachowywać kulturalnie, ale ty chyba nie wiesz co to
słowo znaczy. Nie dziwię się, że Sam ciągle jest na ciebie zły.
- Ja tylko
broniłem swojego stada. Ten durny Jacek jak przyszedł, puszył się jak paw i
napinał te swoje żałosne muskuły. Zaczął przystawiać się do Sama, więc nim
trochę potrząsnąłem.
- Eh, byłeś
zazdrosny i tyle. Postaraj się nie wszczynać więcej awantur – poklepałem go ze
zrozumieniem po ramieniu. – Chodź przedstawię ci dziewczyny, są naprawdę miłe i
zabawne. Anka zaczęła się nawet kręcić koło Soni.
- Żartujesz,
to musi być jakaś wyjątkowo odważna laska. Twoja ciotka nie ubliżając nikomu, to
prawdziwy bazyliszek. Najgorsze, że ma taki mylący wygląd.
- Lepiej nic
już nie mów – trzepnąłem go w kudłatą głowę – idź lepiej do Sama i zajmij się
grillem, bo też kucharz z bożej łaski spali nam mięsko. Kiedy wróciliśmy do
ogniska sceneria nieco się zmieniła. Anka siedziała obok Jacka musztrując go
ostro. Biedak obracał rozżarzonym garnkiem z prażonkami, to w jedną to w drugą
stronę, parząc sobie przy tym palce. Natomiast Samuel najwidoczniej świetnie się dogadywał z zachwyconą nim Iloną. Pokazywał jej jak się posługuje grillem
trzymając dziewczynę za rękę, ta śmiała się wesoło opierając się niby przypadkiem
plecami o jego tors. Tworzyli razem naprawdę piękną parę. Spojrzałem
zaniepokojony w kierunku Artura. Mężczyzna usiadł w oddali na zwalonym pniu i przyglądał
się flirtującej parce z coraz bardziej przygnębioną miną. W końcu wstał i ruszył w stronę jaskini.
- Idę do jacuzzi
– pomachał do mnie i znikł w słabo oświetlonym płonącymi pochodniami wejściu.
Zrobiło się już zupełnie ciemno. Mężczyźni wcześniej przygotowali szereg
pochodni i powbijali je do ziemi. Zacząłem chodzić dookoła zapalając je i
rozjaśniając otaczający nas mrok. W ten sposób powoli dotarłem do rozgadanej dwójki. Zauważyłem,
że Sam, mimo iż pozornie całkowicie zajęty był swoją towarzyszką, zerkał
niespokojnie na wejście do jaskini, w którym znikną Artur. Podszedłem do nich i
zwróciłem się do niego po cichu z naganą w głosie.
- Chyba przegiąłeś.
Powinieneś się w końcu na coś zdecydować. Niepotrzebnie go ranisz. Jeśli ci się
nie podoba to mu o tym powiedz, a ty dajesz mu nadzieję, by potem brutalnie
odepchnąć – Sam skinął mi tylko głową wskazując na dziewczynę i poszedł za
przyjacielem. Uśmiechnąłem się do Ilony i pociągnąłem ją w kierunku ogniska.
Początkowo się opierała patrząc w ślad za Samem, ale po chwili wesoło przyłączyła
się do reszty towarzystwa. Wcisnęła się między Jacka a Ankę, ratując
nieszczęsnego chłopaka ze szponów drapieżnej koleżanki. Tymczasem ja całkiem
straciłem humor. Bałem się co może wyniknąć z rozmowy obu mężczyzn. Nie
chciałem, aby łącząca ich wieloletnia przyjaźń uległa zerwaniu. Anka widząc
moje zamyślenie przysiadła się do mnie.
- Nie świruj
młody. Czym się tak martwisz? – objęła mnie ramieniem.
- Obawiam
się, że oni mogą się pokłócić o jeden raz za dużo.
- Więc na co
czekamy. Chodźmy tam i w razie czego przerwijmy awanturę – dziewczyna złapała
mnie za pasek i pociągnęła za sobą. – Czemu on powiedział, że idzie do jacuzzi?
- Tam w
środku jest taki niewielki, naturalny basen z dnem wysypanym białym piaseczkiem.
Prawdziwe cudo. Woda jest w nim cieplutka i pełna łaskoczących bąbelków.
Między innymi z tego powodu rozpaliliśmy tutaj ognisko.
- Czyżbyś
sugerował grupowe zabawy w wodzie? Luis, zaczynasz mnie zadziwiać, niby takie
niewiniątko, a masz takie perwersyjne pomysły – roześmiała się Anka, patrząc na
mnie kpiąco.
- Och, ty we
wszystkim dopatrujesz się seksualnych aluzji. Musisz być na strasznym głodzie.
Nie rzucaj się tylko po powrocie od razu na Sonię, ona potrafi być naprawdę
groźna - odgryzłem się po cichu,
rzucając się na trawę i pełznąc na brzuchu do jaskini.
-
Zauważyłeś?
- Ślepy by
zauważył, śliniłaś się na jej widok wręcz nieprzyzwoicie – wyszeptałem jej do
ucha i położyłem palec na ustach, sugerując aby wreszcie się zamknęła.
Zakradliśmy się bliżej, tak abyśmy mogli nie tylko widzieć, ale i słyszeć
sprzeczających się mężczyzn. Ukryliśmy się za niewielką skałką, gdzie nikt nie
miał prawa nas dostrzec. Grota na szczęście miała świetną akustykę. Słyszeliśmy
doskonale każde słowo.
Artur
siedział w baseniku zanurzony po szyję w wodzie. Miał zamknięte oczy. Mokre,
kasztanowe, długie włosy poskręcały mu się w tysiące drobnych loczków. Widać
było jego opalone na złocisty brąz szerokie ramiona. Samuel podszedł do brzegu
i bez słowa zrzucił ubranie pozostając tyko w kąpielówkach. Wszedł do stawku i
usiadł obok przyjaciela.
- Po co
tutaj przyszedłeś, czyżby ta blondynka już ci się znudziła – zapytał burkliwie Artur
nie otwierając oczu i odsuwając się od mężczyzny na drugi koniec basenu.
-
Przepraszam – odezwał się niepewnie Sam, zbliżył się do przyjaciela tak, że zetknęli się ramionami.
- Możesz
powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem? Poza tym daruj sobie, nie zrobiłeś nic
złego.
- Skoro nie
zrobiłem nic złego, to dlaczego tu siedzisz sam taki smutny i zamyślony? – zapytał,
delikatnie kładąc mu rękę na nagim torsie. Mężczyzna strącił ją jednak,
ponownie się odsuwając.
- Przestań
mnie dotykać – wyszeptał cicho udręczonym głosem. – Sam, ja tak dłużej nie
mogę. To zbyt bolesne dla mnie. Obserwowałem cię dzisiaj z tą dziewczyną.
Sprawiałeś wrażenie takiego beztroskiego i szczęśliwego. Przy mnie nigdy taki
nie jesteś. Potrzebujesz kogoś takiego jak Ilona, a mały Zoli miałby matkę. Ja
cię tylko denerwuję i ciągle się kłócimy.
- Ty
futrzasty głupku – zirytowany mężczyzna pociągnął go mocno za włosy – skąd ci
do głowy przychodzą te dziwne pomysły? Jesteś natrętny jak bagienna mucha i
wrażliwy jak nosorożec, więc często doprowadzasz mnie do szału. To wcale nie
znaczy, że zamieniłbym cię na kogoś innego.
- Co takiego
powiedziałeś? Piłeś coś, czy dziewczyny dały ci dragi? – zapytał niebotycznie
zaskoczony Artur patrząc na przyjaciela z kompletnym niezrozumieniem.
-
Niemożliwe, nawet ty nie jesteś tak mało domyślny – jęknął bezsilnie Sam i rumieniąc
się usiadł mu na kolanach. Podniósł głowę i patrząc nieśmiało sparaliżowanemu
ze zdumienia mężczyźnie prosto w brązowe oczy, pocałował go czule w usta.
Kyaa !! Sam i Artur, xD
OdpowiedzUsuńSonia też ma towarzystwo haha, coraz lepiej, ale gdzie Avgar? *_* Louis czeka ;)
Super rozdział, ale jak mogłaś??!
Oni siedzą w jacuzzi, nadzy *w* a ty kończysz w takim momencie? xD Umieram,,,
Twoja Maru<3
Naprawdę lubię takie spotkania, a ty fajnie oddałaś ich atmosferę. Miałaś genialną okazję by przekonać mnie do Artura i Samuela jako pary, a ty przerwałaś w takim momencie i wszystko zmarnowałaś. Żartuje, widzę, że miałaś rację, za to nie bardzo wyobrażam sobie Luisa z Avgarem, chodzi mi głównie o tego drugiego, o jego uczucia, na razie jest "demonowaty" , taki bezduszny. Ale wierzę w ciebie, pozdrawiam i życzę weny* IVE
OdpowiedzUsuńO boziu !! toż to było znakomite ;D Ten rozdział wręcz nawet pobija poprzednie na głowę...;p Ciekawe czy rozzłoszczony właściciel polanki, też skusi się na przyjście aby ukarać imprezowiczów ;D Życzę weny giganta i pozdrawiam ;D
OdpowiedzUsuń<3<3<3
Wiedziałam!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAve Ja!!!!!!!!!!!!!!
Azusa
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no pieknie i jeszcze Jacek się przyłączył... haha Artur jest bardzo zazdrosny o Sama..
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka