Trochę krótko, ale nie chciałam mieszać pierwszego dnia na uczelni z przygodami w Posoce. Mam nadzieję, że się chociaż uśmiechniecie czytając ten rozdział.
Indy - część twoich podejrzeń jest słuszna.Tym zadaniem naprawdę mnie rozśmieszyłaś-"coraz lepiej piszesz czy mi się wydaje? :^^ ''
Ive - niestety dla Sama mam już parę.
Elizabeth - nie mam nic przeciwko, dodaj mnie gdzie chcesz ( hm, chyba zabrzmiało to trochę dwuznacznie?)
Niestety mój
dobry humor nie trwał zbyt długo. Szybko zostałem odnaleziony. Trzech mężczyzn
stało wokół szafy i próbowało mnie prośbą, Samuel w każdej sytuacji był
dżentelmenem, oraz groźbą, Avgar
stwierdził, że wepchnie mi tam do towarzystwa kosmatego pająka, zmusić do
wyjścia spod niskiego mebla, gdzie nie mogli mnie dosięgnąć. Może jestem głupi,
ale nie miałem najmniejszego zamiaru im niczego ułatwiać. Na wszelki wypadek
wcisnąłem się do najdalszego kącika i trzymałem się mocno nogi od szafy, aby w
razie czego dać skuteczny opór.
- Luis, nie
bądź niemądry, nie możesz tam zostać na zawsze – usłyszałem łagodny głos
Samuela.
- Wyłaź
mały, Avgar nic ci nie zrobi. Najwyżej dostaniesz lanie – przekonywał mnie
nieumiejętnie Artur.
- Wychodź
gówniarzu i przeproś mojego gościa, bo obedrę cię żywcem ze skóry – groził
coraz bardziej zły gospodarz domu.
- Odczepcie
się, właśnie, że tu zostanę. Tu jest całkiem przytulnie – kichnąłem z powodu
grubej warstwy kurzu, zalegającej zimną, kamienną podłogę. – Mogę tu siedzieć
jeszcze bardzo długo, więc dajcie mi spokój.
- Umrzesz
tam z głodu i wyciągnę stamtąd twoje zasuszone resztki – odparł złośliwie
Avgar.
- Nie ciesz
się przedwcześnie, tu łażą jakieś robale. W telewizji mówili, że zawierają dużo
białka i są pożywne. Jestem nieduży i nie muszę zbyt wiele jeść, więc starczą
mi na jakiś czas – taka dyskusja trwała przez niemal pół godziny. W końcu
zniecierpliwieni towarzysze udali się do domu, zostawiając mnie samego na
pastwę demona. Nie żebym miał do nich
pretensje. Artur musiał zająć się bratankami, a na Sama czekał w domu mały
Zoli. Mój pomysł przestał mi się wydawać taki dobry. Było mi coraz bardziej
zimno, zmęczony po całodziennej pracy i głodny, zacząłem szczękać zębami. Tylko
duma i ośli upór trzymały mnie nadal w miejscu. Za nic bym się im nie przyznał,
ale niesamowicie brzydziłem się niedużych, włochatych gąsieniczek, które
pełzały pod meblem całymi stadami. Nie mówiąc o tym, że prędzej skonałbym z
głodu, niż wziął którąś do ust. Czułem w pobliżu obecność mężczyzny. Zacząłem
się zastanawiać, jak wyjść z tej sytuacji z twarzą. Nie bałem się, że Avgar coś
mi zrobi. Gdyby chciał, skrzywdził by mnie już dawno. Obawiałem się czegoś
innego. Jeśli teraz wypełznę spod szafy, po tych wszystkich deklaracjach, to
będą się ze mnie nabijać przez najbliższy miesiąc. Uznają mnie za mięczaka. Bardzo
zależało mi na zdaniu Avgara. Ten mężczyzna bardzo mi imponował. Pociągał swoją
odmiennością, aurą niebezpieczeństwa i siły jaką roztaczał. Zachowałem się
dziecinnie i nie chciałem, by się zorientował, że byłem o niego zazdrosny. Nie
miałem pojęcia, co powinienem teraz zrobić. Z tego wszystkiego stałem się w
końcu niezmiernie znużony. Nastał już wieczór, a ja cały dzień byłem na nogach.
Powieki zaczęły mi opadać i nawet nie wiem kiedy urwał mi się film. Przez sen
czułem, że jest mi bardzo zimno i cały się trzęsę. Nie miałem jednak siły
otworzyć oczu i wyjść spod tego przeklętego mebla. Niespodziewanie nadszedł
ratunek. Ktoś uniósł szafę do góry i wziął mnie na ręce. Przytulił do szerokiej
klatki piersiowej. Delikatnie trzymał mnie w ramionach i ogrzewał swoim ciałem.
Niósł mnie jak dziecko bez żadnego wysiłku, a ja z przyjemnością wdychałem
znajomy, kojący zapach.
- Ty mały
głupolu, gdybym nie zajrzał do tej szklarni jeszcze raz, zamarzł byś tam na
śmierć, a przynajmniej nabawił się zapalenia płuc. Myślałem, że już dawno
stamtąd zwiałeś. Twoja ciotka to naprawdę musi być niesamowita niewiasta, że
podjęła się opieki nad takim urwisem jak ty. Jest w tym o wiele lepsza ode
mnie. Ledwo spuszczę cię z oczu, już wpadasz po uszy w kłopoty. Nie nadaję się
na niańkę. Jak tylko przyjdziesz do siebie, spuszczę ci lanie twojego życia. A
teraz już śpij, okropny bachorze. Gdyby zobaczył mnie teraz, któryś z moich
krewnych, umarłbym ze wstydu. W dodatku przez ciebie zniszczyłem moje czarne
lilie podnosząc ten okropny mebel. Hodowałem je przez ostanie pięćdziesiąt lat.
To wymaga z pewnością dodatkowej kary – westchnął ciężko i położył mnie do
miękkiego, ciepłego łóżka. Przytuliłem się do wielkiej, puszystej poduchy i
zapadłem w głęboki, mocny sen.
……………………………………………………………………………
Kiedy rano
się obudziłem w obcym łóżku, natychmiast napłynęły do mnie wspomnienia z
poprzedniego wieczoru. Wyskoczyłem spod cieplutkiej pierzynki jak z procy i
postanowiłem ulotnić się po angielsku, nie żegnając się z gospodarzem. Zdjąłem
buty i cichutko, na paluszkach zacząłem skradać się w kierunku wyjścia. Nie
zaszedłem jednak daleko, bo z komórki na środki czystości dobiegły mnie dwa
zduszone głosy. Rozpoznałem w nich moich przyjaciół. Spróbowałem otworzyć
drzwi, niestety ani drgnęły.
- Co wy tam
do cholery robicie? Uspokójcie się, bo zbudzicie gospodarza – wyszeptałem do
nich przez dziurkę od klucza.
-
Przyszliśmy ci na ratunek niewdzięczny smarkaczu, ale natknęliśmy się na
Avgara. Schowaliśmy się tutaj, aby nas nie zobaczył, a teraz nie możemy wyjść,
bo ten bałwan Artur zatrzasnął nas tutaj. Spróbuj znaleźć jakiś klucz czy coś.
Ja nie wytrzymam długo z tym idiotą. Tutaj jest okropnie ciasno – odpowiedział
mi Sam. Zacząłem rozglądać się dookoła zgodnie z prośbą Ostrowskiego. Natomiast
z komórki dochodziły mnie coraz dziwniejsze odgłosy, od których moje uszy,
robiły się powoli coraz bardziej czerwone.
- Nie pchaj
się tak na mnie, napakowany sterydami pchlarzu – usłyszałem zniecierpliwiony
głos Sama.
- Moje
mięśnie to efekt ciężkiej pracy, a nie jakiegoś sztucznego syfu. Gdzie mam się
odsunąć, przecież widzisz, że nie ma miejsca – odezwał się oburzony Artur.
Rozległo się głuche uderzenie o ścianę.
- No i od
razu lepiej. Zrobiło się jakby przestronniej – zakpił mężczyzna.
- Ty idioto, chyba połamałeś mi żebra. Nie
musiałeś tak walić mną o mur – odparł z wyrzutem Futrzarski. – Hej, bladolicy,
a może ty się mnie boisz? Jestem taki seksowny, że wolisz się trzymać ode mnie
z daleka? – zakpił.
- Gdzie
pchasz te łapy kretynie? Zabierz je z mojego tyłka!
- Musiałem
się czegoś chwycić, jak podłożyłeś mi nogę. Masz całkiem fajną dupcię. Niezły z
ciebie towar skarbie.
- Nie
obmacuj mnie chamie! Jeszcze raz mnie dotkniesz, to poczujesz moje kły.
- Wolałbym
poczuć coś zupełnie innego. Tylko bez agresji, mój ty słodki tyłeczku.
- Odczep się
ode mnie zboczeńcu! Nie myśl, że taki prymityw jak ty mógłby mi się podobać.
- Jesteś
tego najzupełniej pewny? To pozwól, że sprawdzę! – usłyszałem zgrzyt
otwieranego zamka błyskawicznego.
- Ahh…..O
kurwa! – rozległ się najpierw przeciągły jęk, a potem zaskoczony okrzyk Sama.
Następnie drzwi z hukiem się otworzyły, a obaj delikwenci wylądowali na ziemi w
parodii pocałunku. Artur rozczochrany, z ognistymi wypiekami na twarzy, w rozchełstanej
koszuli upadł boleśnie na plecy, a na niego przewrócił się Ostrowski, z
rozpiętymi spodniami, równie czerwony i potargany jak jego towarzysz. Ich
rozchylone usta zetknęły się ze sobą, z czego natychmiast skorzystał Artur
wpychając bezwstydnie swój język do środka. Przekręcił się zwinnie, nakrywając
swoim ciałem przyjaciela i przyciskając go do podłogi. Otarł się o
drobniejszego mężczyznę, wydobywając z niego kolejny namiętny jęk.
- O boże,
może ja sobie pójdę i nie będę wam przeszkadzać – wykrztusiłem z trudem, nie
mogąc oderwać oczu od ich splecionych w żarliwym uścisku ciał. Nie byli
widocznie, aż tak nieświadomi otoczenia, jak mi się wydawało, bo moje słowa
przebiły się jednak do ich nieco zamroczonych mózgów. Pierwszy ocknął się
oczywiście Sam i zrzucił z siebie brutalnie na ziemię Artura.
- Trochę
delikatności nietoperzu! Najpierw się do mnie przytulasz, a potem mnie bijesz?
No chyba, że lubisz takie zabawy sado- maso. Trzeba było mnie jednak uprzedzić.
Jeśli sprawia ci to przyjemność, to nie mam nic przeciwko – kpił z przyjaciela
Futrzarski z szerokim uśmiechem zadowolenia na opalonej twarzy.
- To był
przypadek, który nigdy się nie powtórzy. Coś ci się uroiło w tej kudłatej
głowie – zadarł dumnie nos Ostrowski, podnosząc się z posadzki.
- Następnym
razem, to ja cię nagram na komórkę. Szczególnie to twoje ah, ah .. Arturze. To
tak dla twojej informacji, żebyś później nie był zdziwiony, jak ci puszczę te
twoje ogniste jęki - powiedział oburzony
zachowaniem przyjaciela mężczyzna. No i zaczęło się. Po chwili kłócili się już
w najlepsze nie zwracając na mnie zupełnie uwagi. Zostawiłem ich tam i
poszedłem spokojnie do domu. Już nauczyłem się, że w sprzeczki między nimi nie
warto się wtrącać.
W chałupie,
przy kuchennym stole czekała na mnie wściekła Sonia z prawdziwie rodzicielskim
kazaniem. Spuściłem głowę i czekałem grzecznie na egzekucję. Faktycznie
zupełnie zapomniałem powiadomić ją gdzie jestem i zniknąłem na calutką noc. Od
kiedy jest na diecie lepiej nie wchodzić jej w drogę. To zresztą ciekawe, jak
pusty żołądek potrafi wpłynąć na charakter kobiety. Łagodna na ogół ciotka,
chodziła od tygodnia po domu z miną głodnego bazyliszka. Rzuciła mi
nieprzyjazne spojrzenie, a ja cały się skuliłem w oczekiwaniu na ogłuszający
wrzask. I nie zawiodłem się, o nie. Większość kobiet z tego miasteczka
obdarzona jest naprawdę imponującym głosem.
- Luis, ty
niewdzięczna cholero, chcesz żebym umarła przez ciebie na zawał! Przez pół nocy
szukaliśmy cię z sierżantem Kropelką! Nie mogłeś chociaż zadzwonić? Po co ty
masz przy sobie tę komórkę bezmózgi dzieciaku!! Jutro zaczyna się szkoła, a ty
jesteś kompletnie nieprzygotowany!
Ha wiedziałam, że to zazdrość.A tamta dwójka na pewno razem będzie, cudo cudo. Hmm ciekawe co dalej będzie, czekam niecierpliwie.
OdpowiedzUsuńEterna
o Boże ! *Q* ta scenka z Samuelem i Arthurem mnie po prostu rozwaliła, to było świetne ! No i oczywiście te narzekanie Avgara, oh yeah ... haha niby taki zimny a jednak poświęcił swoje kwiatki. Strasznie mnie ciekawi jaka kara czeka chłopaka, no nic.. pozostaje mi czekać. Życzę dużo weny i zapraszam do siebie na nowy rozdzialik ;D
OdpowiedzUsuńNo na prawdę krótki rozdział. Scenka z Arthurem i Samuelem była bardzo ładna szkoda tylko, że się nie rozwinęła. Na prawdę piszesz coraz lepiej. Coś mi się wydaje, że Luisa połączysz z Avgarem, tylko mam prośbę nie uśmiercaj kolejnego wrednego przystojniaka. Jak na razie noże leżą sobie w gotowości więc w każdej chwili mogą zostać użyte. Na razie możesz sobie spokojnie pisać dalej. Pozdrawiam cię, życzę zdrówka, dużo czasu na pisanie oraz weny giganta. :*
OdpowiedzUsuńWaa *_* miły Avgar, opiekuńczy Avgar, aww *w* słodko,
OdpowiedzUsuńa ta akcja w szafie haha xD myślałam, że padnę a potem ich kłótnia,,
świetnie i jak znam życie kolejny rozdział będzie ponownie super ^^
Twoja Maru<3
Wreszcie mogę czytać w spokoju! Dziś wieczorkiem biorę się za kolejny rozdział, a póki co skomentuję ten.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to odbierzesz, ale obecnie coraz mniej interesuje mnie Luis i Avgar, za to bardziej fascynuje Sam i Artur! Z uśmiechem na gębie czytałam opis ich akcji w schowku i to jak z niego wypadli :D No cudne to! Nie mogę się doczekać ich dalszych przygód.
Ciekawi mnie też, jak potoczą się losy Luisa, bo w końcu Avgar okazał... litość? Opiekuńczość? On się zmienia, czy pod tą srogą powłoką zawsze mieściła się dobra osoba?
Dziś kolejny/e rozdziały!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, haha Avgar jednak się martwi o Luisa myślał, zwiał już, a tutaj jednak... a nasza dwójka och...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka