Późnym
popołudniem wybrałem się do moich sąsiadów oddać kolczyk. Drogę odnalazłem bez
trudu, ale po przybyciu na miejsce
okazało się, że brama jest nadal na głucho zamknięta. Dzwoniłem wielokrotnie,
ale oczywiście nikt mi nie otworzył. Nie ma to jak staropolska gościnność.
Sąsiedzi wyraźnie nie chcieli mieć ze mną nic do czynienia. W którymś momencie
wydawało mi się, że w jednym z okien poruszyła się firanka, zresztą mogło być
to tylko złudzenie. Postanowiłem poradzić sobie inaczej. Na murze wisiała
czerwona skrzynka na listy. Wyciągnąłem notes z kieszeni, skreśliłem na kartce
kilka słów, zrobiłem z niej prowizoryczną kopertę i włożyłem kolczyk do środka.
Tak przygotowany pakunek wsunąłem do pojemnika na pocztę. No i po kłopocie. Jak
nie chcą ze mną gadać, to bez łaski.
Wracałem powoli do domu. Słoneczko świeciło, brzęczały owady, las wydawał się
przyjaznym miejscem. Usiadłem więc pod dębem, w pobliżu ścieżki i leniwie
przymknąłem oczy. Nie miałem się do czego spieszyć. Trwały jeszcze wakacje, a kolacja
będzie dopiero o ósmej, więc mogę tu sobie trochę poleżeć w trawie. Drzewo pod
którym siedziałem, dawało mi jakieś niezwykłe poczucie bezpieczeństwa. W
którymś momencie musiałem zasnąć. Z miłej drzemki obudziły mnie łaskotki. Ktoś
lub coś dotykało mojej twarzy, delikatnie mnie miziając.
- Cholera,
robal! - trochę brzydziłem się tych małych stworzonek. Zacząłem gwałtownie
potrząsać głową, kiedy usłyszałem czyjś cichy śmiech. Podniosłem wzrok. Parę
kroków dalej, na ścieżce, stał mój nieznośny sąsiad i rzucał do mnie małymi
szyszkami.
- Nie
powinieneś tu spać, dzieciaku! Już zapada zmrok, a po ciemku jest tu
niebezpiecznie. Czyżby twoja ciotka wiedźma, zaniedbywała swoje obowiązki? - uśmiechnął
się do mnie złośliwie.
- To
nieładnie tak przezywać sąsiadów. Facet w pana wieku powinien to wiedzieć.
Odczep się od Soni - przeszedłem z nim natychmiast na ty - Pomyśl lepiej co za
przykład dajesz Zoli. Chowasz dzieciaka na takim odludziu i nie pozwalasz mu nawet
spotykać się z rówieśnikami. Co z ciebie za ojciec? -pokazałem mu język.
- Ty się
lepiej zajmij swoją rodziną. Ciekawe, gdzie dzisiaj na sabat poleci twoja
domowa czarownica? Podobno odbywają się tam niezłe orgie. Powinieneś ją poprosić,
żeby cię zabrała. Możesz się tam dużo nauczyć, w twoim wieku to ważne - rzucił
prychając pogardliwie i mrużąc, te swoje piękne, chmurne oczy.
- Stary, czy
ty się na pewno dobrze czujesz? Skąd u ciebie takie dziwne pomysły? Może już
czas psychiatrę odwiedzić?- zapytałem z fałszywą troską w głosie.
- Coś
takiego? A więc ty nic nie wiesz? No prawda, jesteś tu od niedawna. Uwierz mi
chłopcze, twoja rodzina jest równie pokręcona niż moja, a może nawet bardziej-
zachichotał – A więc mam do czynienia z niczego nie świadomym głuptaskiem? To
słodkie. Będę się dobrze bawił obserwując twoje wyczyny.
- Zamknij
się wreszcie i wracaj do tego swojego zamku strachów - zdenerwowałem się,
podniosłem sporą szyszkę z ziemi i rzuciłem do niego celując prosto w zadarty
nos. Jak draniowi uszkodzę tą śliczną mordkę ,to może wreszcie zniży się do
poziomu maluczkich i nabierze nieco ogłady towarzyskiej.
-Oż ty mały
diable - mężczyzna chciał się mi zrewanżować i odrzucić z powrotem pocisk,
który zwinnie złapał w powietrzu. Miał niezły refleks, nie powiem. I wtedy
stało się coś dziwnego. Lecąca w moją stronę szyszka, gdzieś z trzydzieści
centymetrów od mojej twarzy, rozbłysła nagle i spłonęła z cichym trzaskiem.
Tymczasem facet poleciał do tyłu i klapną na pupę jakby go coś ode mnie
odrzuciło. Widziałem jak w cieniu drzew, jego oczy zamigotały nagle czerwienią,
a może tak tylko mi się wydawało. Mogły
to być również refleksy od promieni zachodzącego słońca. Przynajmniej tak wtedy
myślałem.
- Co to u
licha było? - zapytał zaskoczony -Ty jesteś chyba lepiej chroniony niż sądziłem
- popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Nie mam
pojęcia. Pierwszy raz to mi się zdarza i wiesz co, chyba już naprawdę
powinienem wrócić do domu. Nie chce mi się z tobą dłużej gadać – nagle poczułem
się jakoś niezręcznie w jego obecności. Zrobiło się jakby chłodniej, a po
krzyżu zaczął mi pełzać nieprzyjemny, zimny dreszczyk. Sąsiad, który do tej
pory wydawał mi się zwykłym facetem, teraz jakby się nieco zmienił. Rysy mu się
wyostrzyły, oczy lśniły jak u dzikiego zwierzęcia, a sylwetka rozrosła się i
wydłużyła. Włosy zjeżyły mi się na karku, choć nie miałem do tego żadnego
konkretnego powodu. Coś obcego wewnątrz mnie, kazało mi się wycofać. Odwróciłem
się i nie żegnając się z sąsiadem, popędziłem stromą ścieżką do domu. Nie
obejrzałem się ani razu. Wpadłem jak burza do kuchni, z rozwianymi włosami i wystraszonym
wyrazem twarzy, musiałem przedstawiać osobliwy widok.
- Ciociu,
jest już kolacja? - wydyszałem.
- Luis, idź
chociaż umyć ręce. Całe spodnie masz zielone od trawy - Sonia przyglądała mi
się z uwagą, ale o nic nie zapytała. Poszedłem do łazienki, żeby doprowadzić
się do porządku. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie znam nawet imienia
mojego sąsiada. Ten drań nie raczył mi się nawet przedstawić. Wróciłem do
kuchni i rozsiadłem się za stołem. Cioteczka podsunęła mi pod nos pachnącą
jajecznicę na boczku i pajdę razowego chleba. Smakowała jakoś inaczej. Wyczułem
w niej jakieś nieznane mi przyprawy. Z wilczym apetytem rzuciłem się na
kolację. Nie ma to, jak świeże powietrze połączone z odrobiną emocji. Trzeba
przyznać, że mężczyzna skutecznie zamieszał mi w głowie. Kiedy tak patrzyłem na
moją ciotkę, cały czas powracały do mnie jego słowa.
- Spotkałem
dzisiaj naszego sąsiada, który stwierdził, że jesteś wiedźmą - wypaliłem
bezmyślnie.
- Co
takiego? - Sonia zmieszała się na chwilę - Mówiłam ci, żebyś się z nimi nie
zadawał. Cała ta rodzinka to dziwacy. Wiesz, jak to jest na prowincji. Ludzie
nie mają tu wielu rozrywek, więc plotkują jak najęci. Wystarczy, że ktoś tak
jak ja prowadzi sklep zielarski, to już od razu na pewno musi być jakimś
szamanem. Przecież bardziej ekscytująco brzmi idę do wiedźmy po zioła, niż idę
do sklepu po rumianek. Ty lepiej jedz i idź dzisiaj wcześniej spać. Jutro
wczesnym rankiem jedziemy do Krakowa na zakupy. Sporządź listę potrzebnych ci
rzeczy.
Zrobiłem jak
powiedziała. Spisałem wszystko, czego nie mogłem dostać w miejscowych
sklepikach. Dobrze, że się za to zabrałem od razu, bo potem nie miałbym już na
to siły. Byłem dzisiaj jakoś wyjątkowo zmęczony i już o dziesiątej oczy zaczęły
mi się same zamykać. Położyłem się więc do łóżka i zasnąłem natychmiast kamiennym
snem. Około północy na chwilę się przebudziłem. Z salonu dobiegły mnie jakieś
obce głosy. Zaciekawiony zwlokłem się z łóżka i skradając po cichu, na bosaka
zszedłem po schodach. Ukryty za framugą drzwi, zerknąłem ostrożnie do środka.
Przed kominkiem stały trzy nieznajome kobiety i Sonia, wszystkie ubrane w
obszerne, czarne peleryny. Cioteczka nacisnęła kilka elementów roślinnych,
ozdabiających ruszt i kominek odsunął się, odsłaniając pogrążony w
nieprzeniknionym mroku tajemniczy korytarz. Powoli, jedna za drugą, wkroczyły w
ciemny tunel, a ściana zamknęła się za nimi z głuchym odgłosem. Stałem w
przedpokoju ogromnie zaskoczony, tym co zobaczyłem. - Czyżby
w słowach mojego sąsiada było jednak trochę prawdy? Dokąd prowadzi ta mroczna
droga? - Spojrzałem na kalendarz. - Dzisiaj
jest pełnia księżyca. O mój boże ,wilkołaki, sabat i te sprawy! - Poszukałem
wzrokiem miotły. - Jest, stoi tak jak
zawsze w kącie. A może nowoczesne czarownice mają teraz inne środki lokomocji
na Łysą Górę? - Moja rozbudzona wyobraźnia, zaczęła mi podsuwać coraz
bardziej fantastyczne obrazy. Wróciłem do łóżka, ale za żadne skarby nie mogłem
zasnąć. W końcu złapałem wylegującego się na parapecie okiennym kota,
przytuliłem do jego miękkiego futerka i w końcu nieco się uspokoiłem. - Jutro,
zażądam od Soni całej prawdy. Musi mi wszystko wytłumaczyć. Jeśli mamy mieszkać
razem, nie możemy mieć przed sobą żadnych sekretów. Nie pozwolę, aby ten dureń
wyśmiewał się ze mnie za każdym razem, gdy się spotkamy. Wydaje mi się, że on
wie o mojej rodzinie o wiele więcej ode mnie.
.............................................................................
Betowała kot_w_butach
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, co za wstrętny sąsiad, i ta dziwna ochrona no nie wiem zaklęcie jakieś czy co...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka