Nie zdążyłem
jeszcze zjeść nawet śniadania, jak rozdzwonił się mój telefon. Odebrałem z
ustami pełnymi jajecznicy, niezadowolony, że koś przerywa mi posiłek.
- Luis,
gdzie jesteś ćwoku? Czekamy pod twoim
domem już piętnaście minut –usłyszałem zirytowany głos Artura.
- Co się tak
śpieszycie? Nie wiedziałem, że tak lubicie sprzątać.
- Nie
wymądrzaj się od rana, tylko się pośpiesz. Nie chcę zadzierać z tym skrzydlatym
kolesiem. Zrobimy swoje i będziemy wolni.
- No dobrze,
już schodzę - złapałem po drodze jeszcze jedną kanapkę i ruszyłem do drzwi.
- Kiedy wrócisz?
- zapytała, kręcąca się po kuchni, Sonia.
- Nie wiem, jak skończymy. Mam przy sobie komórkę, więc
jak będziesz czegoś potrzebowała to zadzwoń - pomachałem jej na pożegnanie i
już byłem przed domem. Pierwszy raz zobaczyłem Samuela, ubranego w swobodny
strój. Do tej pory zawsze elegancki, teraz miał na sobie wytarte, obcisłe
jeansy i czarny krótki podkoszulek. Oczywiście na widok jego zgrabnego tyłeczka
i dobrze widocznych mięśni na klatce piersiowej, bezwstydnie się na niego
zagapiłem. Dostałem za to w głowę od Artura.
- No mały,
nie podniecaj się tak od razu. Co ty widzisz w tym bladym nietoperzu?
- Myślę, że
to samo co ty - popatrzyłem na niego wymownie, widząc jak jego oczy błądzą po
płaskim brzuchu mężczyzny. Pokazałem mu język i przezornie schowałem się za
Ostrowskim, aby nie mógł mnie dosięgnąć. Sam poprowadził nas w głąb lasu, sobie
tylko wiadomą ścieżką. Już po dziesięciu minutach wędrówki całkowicie straciłem
orientację w terenie. Zatrzymaliśmy się w końcu przed niewielkim, skalistym
wzniesieniem. Mężczyzna podszedł do zbocza, nacisną parę kamieni na stromej
ścianie i przed nami otworzyło się
spore, ciemne wejście do tunelu. Zapaliłem kieszonkową latarkę, z którą ostatnio się nie rozstawałem
i ruszyłem w głąb długiego korytarza. Wkrótce dotarliśmy do ogromnych, bogato
zdobionych, miedzianych drzwi, oczywiście na głucho zamkniętych.
- I co
teraz? Jak nikogo nie ma w domu, to może wracamy? - zapytałem z nadzieją w
głosie patrząc na przyjaciół.
-Tak łatwo
się nie wykręcisz. Ty nas w to wpakowałeś, więc
pukaj - odparł Sam wskazując na niewielką kołatkę w kształcie węża,
której ja nie zauważyłem. Niestety wbrew moim oczekiwaniom drzwi się otworzyły.
Wkroczyliśmy jak się to mówi - na salony. Rozejrzałem się dookoła i aż jęknąłem
z rozpaczy. Z boku dobiegł mnie identyczny odgłos wydobywający się z ust
Artura.
- Ile to ma
cholera, metrów kwadratowych? - zapytałem zrozpaczony.
- Z tysiąc,
może więcej. Ten dom, a właściwie podziemny zamek, ma kilka pięter. Oprócz
mnóstwa pokoi jest jeszcze ogromna biblioteka i całe hektary szklarni.
Załatwiłeś nas na resztę życia Luis - Sam wykrzywił się do mnie ironicznie -
Jak myślisz, ile dziesiątków lat zajmie nam posprzątanie tego wszystkiego?
- A to
przewrotny drań! To dlatego miał taką zadowoloną minę. Jak mogłem być taki
głupi i się zgodzić w ciemno na jego propozycję?
- Patrz to
chyba do nas - Artur zerwał ze ściany jakąś kartkę.
Do ekipy sprzątającej!
Proponuję,
byście
zaczęli
od odkurzenia biblioteki . Jest na końcu tego korytarza. Postarajcie się nie zdemolować mi domu - to dotyczy głównie Luisa i Artura. Bawcie
się
dobrze i bądźcie ostrożni. Tutaj można się natknąć na wiele niespodzianek.
Wasz Pan i Władca –Avgar
- No to
chodźmy. Im szybciej zaczniemy
tym lepiej - pomaszerowałem we wskazane miejsce. Kiedy jednak otworzyłem drzwi, dosłownie
ścięło mnie z nóg. Ta cholerna biblioteka była większa od mojego domu. W
dodatku sufit był tak wysoko, że ledwo go widziałem. To była po prostu ogromna
jaskinia z wykutymi w ścianach regałami. Na kamiennych półkach stały chyba
miliony książek. Wszystko to oplecione systemem balkonów, galerii i schodów,
aby można było je dosięgnąć. Pośrodku komnaty stały rzędy stołów, na których
także piętrzyły się stosy porozrzucanych woluminów i pewnie od tego powinniśmy
zacząć.
- Co się tak
patrzycie? Do pracy dzielni wojownicy. Tutaj jest katalog według którego
poukładane są książki - rzucił w nas jakimś zakurzonym tomem Sam. -Za jakieś
dziesięć lat, zrobimy tu porządek. Cała nadzieja w tym, że Avgarowi znudzi się
nasze towarzystwo. Bardzo nie lubi obcych w swoim domu. - Trzeba przyznać, że
mężczyzna od razy zabrał się ostro do pracy wykazując się niesamowitą
szybkością i systematycznością. Gdzie nam nieborakom do niego.
- Nieźle mu idzie
co? -odezwał się Artur.
- Taa, wiesz
on jest tak zajęty, że nawet nie zauważy jak sobie pójdziemy. Skoro mamy tu
spędzić tyle lat, to nie zaszkodzi jak najpierw sobie pozwiedzamy -
powiedziałem cicho patrząc na mężczyznę wymownie.
- Masz
rację, koniecznie powinniśmy poznać teren - odpowiedział równie konspiracyjnym
szeptem Artur, cofając się do drzwi - Chodu!
- Mam ochotę
zobaczyć te sławne szklarnie, a ty?
- Na
początek może być. Myślę, że to gdzieś na samym dole. Chodźmy do windy.
…………………………………………………………………………………………
Szklarnie
były naprawdę piękne i rzeczywiście ciągnęły się w nieskończoność. Pełne
niezwykłych roślin, jakich nigdy nie widziałem. Stałem zafascynowany pośród
słodko pachnących kwiatów i nie mogłem oderwać od nich oczu. Były równie
wysokie jak ja, miały ciemnofioletowe, aksamitne kielichy wielkości mojej głowy
na grubych, mięsistych łodygach. Z boków wyrastały im jakby długie witki
pokryte jakąś lepką, ładnie pachnącą substancją. Artur oczywiście nie
wytrzymał, zaczął dotykać i gładzić delikatne płatki.
-
Niesamowite, ciekawe czy Avgar dałby mi sadzonkę - zachwycał się mężczyzna.
Jakież było moje zdumienie, kiedy spokojna do tej pory roślina wyciągnęła z
ziemi korzenie i ruszyła w stronę Artura. Zaczęła głaskać go zielonymi
odrostami po rękach, a potem owinęła się wokół jego talii w czułym uścisku. Z
kielicha wysunął się czarny, rozwidlony języczek i zaczął lizać zaskoczonego
mężczyznę po szyi. Już po minucie Artur siedział na ziemi wijąc się bezradnie i
zaśmiewając się do łez.
-To okropnie
łaskocze. Pomóż mi uwolnić się od tego dziwoląga.
-Trzeba było
jej nie dotykać. Wyraźnie cię polubiła. Daj jej buzi, to może się odczepi -
chichotałem beztrosko zamiast pomóc przyjacielowi - W końcu znalazłeś kogoś kto
odwzajemnia twoje uczucia i lubi się miziać. Ostatnio byłeś taki
niedopieszczony, więc nie powinieneś narzekać - nie zdążyłem skończyć zdania
kiedy poczułem coś lepkiego na mojej szyi. Silne zielone łodygi zacisnęły się
mi w pasie, a długi języczek zaczął lizać moje ucho. Wkrótce leżałem obok
Artura na ziemi, śmiejąc się jak głupi.
- Jak
myślisz, kiedy Sam zorientuje się, że nas nie ma? - próbowałem się uwolnić, co
spowodowało tylko mocniejsze zaciśnięcie się zielonych więzów.
- Nieprędko,
on ma fioła na punkcie książek. Jak dorwie ciekawą lekturę, to przepada na
kilka godzin.
- Więc
zginiemy załaskotani na śmierć?
- Może nie
będzie tak źle? Cały się już kleję.
- Ja też, ta
substancja wywołuje jakieś mrowienie i potęguje te łaskotki - wypiszczałem
słabym głosem. Podniosłem głowę i rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś
ratunku. Z przerażeniem stwierdziłem, że inne kwiaty, jakby zainteresowane
sytuacją, przysuwały się coraz bliżej.
- Pomocy!! -
zacząłem wrzeszczeć zdesperowany.
-
Wiedziałem, że nie powinienem was tu zostawiać samych - usłyszałem z ulgą
znajomy, niski głos. - Przestań się szarpać i bądź cicho - widziałem jak Avgar
pochyla się nade mną i szepce kilka słów. Poczułem jak więzy puszczają, w końcu
mogłem usiąść i odetchnąć swobodnie. Rośliny zaczęły się wycofywać wypuszczając
ze swoich zielonych szponów mnie i Artura. Chciałem wstać, ale niespodziewanie
zrobiło mi się słabo i wpadłem prosto w
szerokie ramiona demona. Pokręcił tylko głową, patrząc na mnie z naganą.
-
Przepraszam - pisnąłem cieniutko chowając głowę w ramionach.
- Eh ty mały
głupolu, co mi z twoich przeprosin. Cały się lepisz i ledwo trzymasz się na
nogach. Niewiele brakowało, aby was załatwiły. Czulistki mają teraz okres
godowy i są bardzo niebezpieczne - Avgar wziął mnie na ręce i skierował się do
najbliższej łazienki, zupełnie nie przejmując się leżącym na ziemi, ledwie
dyszącym Arturem. A ja, kompletnie zapominając o ostrzeżeniach Samuela
przytuliłem się do szerokiej piersi mężczyzny, cicho mrucząc z zadowolenia.
Mocny, równy rytm jego serca uspokajał mnie. Potarłem policzkiem o twarde
mięśnie, kryjąc zarumienioną twarz w jego koszuli. Mam nadzieję, że nie
zauważył jak na mnie działa. Było mi tak dobrze, bezpiecznie, cieplutko i….
- Ożesz,
cholera jasna!! - Poczułem strumień lodowatej wody uderzający w moje ciało. Ten
drań postawił mnie w płytkim brodziku i trzymając za ramiona spuścił mi
niespodziewanie na głowę, zimny prysznic. –Jesteś okropnym draniem! -
wrzasnąłem oburzony szczękając zębami i usiłując wyrwać się z jego uścisku.
- Wiesz,
musiałem nieco ochłodzić twoje zmysły - spojrzał na mnie złośliwie ślizgając
się wzrokiem po moim mokrym ciele. Jego oczy zabłysły, oblizał zmysłowo
czerwone wargi. - Bałem się, że coś głupiego przyjdzie ci do głowy. Na przykład
możesz się
na mnie znienacka rzucić. W twoim wieku i z tymi buzującymi hormonami to
normalne. A ja, nie mam ochoty użerać się z napalonym małolatem.
- Jak śmiesz?!
Myślisz, że ktoś taki mógłby mi się podobać? Śnij dalej - krzyknąłem urażony i
zawstydzony reakcją własnego ciała.- Jednak zauważył. Nic nie umknie tym
szkarłatnym ślepiom. Znowu zrobiłem z siebie głupca.
- Aha, a
więc nic do mnie nie czujesz? - uśmiechnął się do mnie z przesadną słodyczą i
niespodziewanie przyciągną do siebie tak blisko, że pomiędzy nasze ciała nikt
nie wcisnąłby nawet kartki papieru. Poczułem przez mokre, cienkie spodnie, jak
jego pobudzony penis ociera się o mojego nabrzmiałego członka. Jęknąłem i
zadrżałem w jego ramionach.
- A to
pewnie był okrzyk obrzydzenia?! - Avgar wbił we mnie szkarłatne ślepia,
wyraźnie sobie pokpiwając z mojej głupoty. - Może bym ci uwierzył, gdybym nie
miał twardego dowodu na potwierdzenie mojej teorii, skrzaciku.
Hej..
OdpowiedzUsuńDobrze, że przeniosłaś blogi bo onet strasznie denerwuje.
Cóż tak dużą bibliotekę, też bym chciała mieć choć ktoś inny by musiał sprzątać.
Oj podnieca mnie po prostu ten demon, jego zachowanie. Cudo cudo cudo.
Życzę dużo weny
Nie wiem czemu ale ten demon pasuje do Luisa (wg mnie oczywiście). Super rozdział tylko nie wiem, czemu Luis oszukuje się, że nie czuje nic do demonka. Chciałabym mieć taką bibliotekę, nawet sama bym ją sprzątała. A sprzątanie tego domu przy dobrej organizacji mogło by zająć od 1 do 2 miesięcy ale takie roztrzepańce potrzebują więcej czasu. Pozdrawiam, życzę zdrówka, dużo czasu na pisanie oraz weny giganta. :*
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale też mi się zdaje, że Avgar interesuje się naszym chochlikiem bo coś tutaj bardzo dużo czasu poświęca i zainteresowania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka