czwartek, 20 września 2012

Rozdział 4


Adam
Po takim wyjaśnieniu nie miałem ochoty z nim więcej rozmawiać. Nadąłem się i pomaszerowałem do kuchni. Poczułem się niemile dotknięty. Byłem hetero, ale przecież nie jestem jakimś strasznym brzydalem. Nie chodzi o to, że chciałbym mu się podobać, ale byłem zaskoczony jego oceną. Naprawdę jestem aż tak nieatrakcyjny dla geja? Poza tym już za dwa miesiące kończę osiemnaście lat, więc jak on śmiał nazwać mnie dzieckiem? Im dłużej o tym myślałem tym bardziej byłem wkurzony. Mój opiekun potraktował mnie jak smarkacza z podstawówki. Może powinienem mu zrobić małego psikusa? Spojrzałem na parapet okienny i doznałem olśnienia. W sporej podłużnej doniczce rosły wszelakie przyprawy i zioła najczęściej wykorzystywane w kuchni. Zebrałem trochę kruszyny pospolitej. Na upartego jej liście przypominają odrobinę szczypiorek. Zrobiłem więc naleśniczki i dobrze je nadziałem sałatą, szynką i ziołami. Posypałem parmezanem i zapiekłem. Pięknie się prezentowały na ciemnozielonym półmisku. Pachniały też zachęcająco. Elegancko nakryłem do stołu i posłałem jeden z plątających się po pomieszczeniu ogników po Nissima.
- Och, wspaniale to wygląda. Nie spodziewałem się, że jesteś tak dobrym kucharzem – pochwalił mnie opiekun i z uśmiechem zasiadł do śniadania. – Nie jesz?
- Oczywiście, że tak – sięgnąłem po najmniejszy naleśnik, wcześniej przygotowany specjalnie dla mnie. Zrobiłem herbatkę i podałem mu, niewinnie trzepocząc rzęsami. -    - Skoro na niego nie działam, to co mi szkodzi wypróbować kilka niemądrych sztuczek, jakie podpatrzyłem u siostry. Będzie świetnym obiektem eksperymentów. No bo taki gej, to prawie jak dziewczyna prawda? W dodatku starszy ode mnie i doświadczony, więc nie złapie się łatwo na takie popisy. Od poniedziałku idę do nowej szkoły i mam szansę poznać kogoś, kto ożywi moje samotne serce. Będę ją zabierał do kina i na długie, romantyczne spacery. Sprawię, że mnie pokocha i zostanie ze mną na zawsze. Jestem strasznie nieśmiały i takie ćwiczenia w podrywaniu bardzo mi się przydadzą. Muszę nabrać pewności siebie. Przy Nissimie moja bojaźliwość jakoś znikała. Facet mnie drażnił nawet jak głośniej oddychał. Denerwował na każdym kroku. Był taki dumny i zarozumiały. Okazywał swoją wyższość przy każdej okazji, więc takie małe podchody nie powinny mu zaszkodzić. - Moje fascynujące rozmyślania przerwał dziwny, bulgoczący dźwięk dochodzący z brzucha mężczyzny.
- Bulp, bruuu, bulp… - zobaczyłem zaskoczenie na jego przystojnej twarzy. Odsunął gwałtownie talerz. Skrzywił się i zerwał od stołu.
- Adam, co ty zawinąłeś do tego naleśnika?! Mój brzuch zamienił się w gejzer! – Jęknął i zwinął się w pół.
- Ja? – zrobiłem wielkie oczy. – Same dobre rzeczy. Szyneczkę, sałatę i szczypiorek. Witaminki. Jednym słowem dbam o twoje zdrowie.
- Skąd ty paskudna mucho wziąłeś szczypiorek? Niczego takiego tutaj nie ma! – wyjęczał spoglądając na parapet.
- Jak to nie – wskazałem na korę kruszyny – zobacz tutaj, jaki śliczny. Taki zieloniutki – szczebiotałem jak bezmózgie dziewczę.
- Zbiję cię! – ryknął mężczyzna. –Napasłeś mnie ziołami na przeczyszczenie! – ruszył w moją stronę z mordem w oczach. Po kilku krokach jednak jakby zmienił zdanie. Złapał się za tyłek i rzucił się biegiem w stronę najbliższej łazienki.
- Hm, chyba coś mu zaszkodziło – wyszeptałem z uśmieszkiem do siebie. Wzruszyłem lekko ramionami i poszedłem za nim. Moja misja nie dobiegła jeszcze końca. Musiałem zdobyć złotą kartę za wszelką cenę. Przyłożyłem ucho do dziurki od klucza. Moja ofiara postękiwała cichutko. Zastukałem grzecznie do drzwi.
- Nissim, jak się czujesz? Może potrzebujesz pomocy? – zapytałem troskliwie. Wsadziłem głowę do środka i natychmiast zatkałem nos. Biedak siedział tam strasznie blady i spocony. Może jednak przesadziłem? Zrobiło mi się go trochę żal.
- Spieprzaj stąd, bo jak cię dopadnę, to posiekam na kawałki twój mały tyłek! – udało mu się wrzasnąć na mnie mimo bólu.
- Może potrzebujesz papieru, albo jakieś lekarstwo? – zapytałem cichutko.
- Co mam zrobić żebyś się wreszcie wyniósł i zostawił mnie w spokoju? – warknął na mnie niegrzecznie.
- Wiesz, właściwie miałem iść dzisiaj na zakupy. Skoro jednak ty jesteś chory, a ja nie mam karty płatniczej, to zostanę i się tobą zaopiekuję – widziałem jak jego twarz robi się niewiadomo dlaczego jeszcze bielsza. Zaczął grzebać w kieszeniach i rzucił we mnie portfelem.
- Wynocha! Żebym cię tu dzisiaj więcej nie widział okropny dzieciaku! Zamknij w końcu te cholerne drzwi i daj mi się wys… hm.. w spokoju – Zwinnie złapałem saszetkę i zrobiłem jak kazał. Miałem już wszystko czego potrzebowałem. Pora ruszyć w miasto. Kiedy wróciłem do domu czekała na mnie cała ekipa. Anka, Ilona i Luis przebierali niecierpliwie nogami.
- Gdzieś ty był do tej pory? – zapytała Sonia machając na mnie ścierką.
- Miałem małe problemy, ale udało mi się wszystko załatwić – uśmiechnąłem się do niej. – Nissim chyba potrzebuje twojej pomocy. Zjadł coś paskudnego i ma sraczkę. Może masz jakieś lekarstwo? Chyba trochę boli go brzuch.
- Wy już idźcie. Ja zajmę się chorym – Sonia wyciągnęła z szafki małą apteczkę. wyglądało na to, że wie co mówi, ma przecież sklep ze zdrową żywnością. Wyrzuty sumienia zupełnie mnie opuściły. Założyłem kurtkę i pobiegłem do samochodu za resztą domowników.
…………………………………………………………………

Luis
Do wieczora biegaliśmy po sklepach. Nakupiliśmy tyle ciuchów, że nie mogliśmy potem domknąć bagażnika. Ciekawe o ile uszczupliliśmy konto Nissima? Mam nadzieję, że pozostawi Adama przy życiu, jak zobaczy rachunek. Po powrocie do domu wszyscy porozkładali się w salonie po kanapach z minami męczenników. Najwidoczniej byli wykończeni. Ja po piętnastu minutach wylegiwania odzyskałem wigor. Najwyższy czas odwiedzić mojego faceta. Nie widzieliśmy się od dwóch dni zaczynałem za nim tęsknić. Chciałem mu zadać jedno ważne pytanie. Nie pozwolę, żeby tym razem wykręcił się od odpowiedzi. Ubrałem się ciepło i pobiegłem przez ośnieżony las. Co chwilę zapadałem się po kolana w miękkim puchu. Szybko dotarłem na miejsce. Avgar oczywiście siedział w salonie przed kominkiem, w swoim ulubionym fotelu i czytał jakąś starą księgę. Podkradłem się do niego cichutko. Usiadłem okrakiem na jego kolanach.
- Lui, co ty tu robisz o tej porze? Jutro masz zajęcia – objął mnie w pasie i przyciągnął bliżej. Otoczył mnie jego zapach. Czułem ciepło bijące z ciała mężczyzny. Na chwilę zamieszało mi to w głowie. Otarłem się o niego z kocim pomrukiem.
- Powiedz dlaczego ty w ogóle ze mną jesteś? Przecież bez trudu znalazłbyś kogoś atrakcyjniejszego – zapytałem, patrząc prosto w jego szkarłatne oczy.
- Chyba jestem masochistą. Lubię jak się znęca nade mną takie małe stworzonko i muszę go ciągle wyciągać z jakiś tarapatów – odpowiedział, miziając mnie nosem po szyi. Zadrżałem. Dawno się nie kochaliśmy i byłem bardzo spragniony jego pieszczot.- Oh jak on mnie dobrze zna! Pogrywa ze mną i odciąga uwagę od pytania! Nie mogę mu na to pozwolić – Odsunąłem się od niego, przesuwając nieco do tyłu. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział.
- Czy ty mnie kochasz? – bezwiednie wstrzymałem na chwilę oddech. Bardzo zależało mi na szczerej odpowiedzi. – Ja cię kocham z każdym dniem coraz bardziej, ale boję się, że dla ciebie jestem tylko jednym z wielu kochanków, jacy przewinęli się przez twoje łóżko. Czasami mam wrażenie, że gdyby tu był na przykład Legolas nie sprawiłoby ci to wielkiej różnicy – ująłem jego śniadą twarz w dłonie. – Jeśli nie jesteś w stanie odwzajemnić moich uczuć powiedz prawdę. Jesteśmy z sobą na tyle długo, że powinieneś to wiedzieć. Nie chcę się pewnego dnia obudzić i stwierdzić, że spędziłem życie z kimś dla kogo nie jestem całym światem.
- Jest nam ze sobą dobrze, dlaczego tak nagle przestało ci to wystarczać? – odezwał się niskim, aksamitnym głosem, znowu przyciągając mnie do siebie. Delikatnie przygryzł moje ucho i polizał wrażliwą skórę tuż za nim. Moje ciało pragnęło go tak rozpaczliwie, że to aż powodowało cierpienie. Tak bardzo chciałem rzucić się teraz w jego szerokie ramiona. Zagryzłem usta, starając się z całych sił, aby nie udało się mu mnie rozproszyć.
- Posłuchaj mnie uważnie. Znajduję się w tej chwili blisko niebezpiecznej granicy. Jeśli ją przekroczę nie będzie dla mnie odwrotu. W chwili kiedy staniesz się dla mnie niezbędny jak powietrze nie będę mógł się już wycofać. Nie będę potrafił bez ciebie żyć. W tej chwili mam jeszcze szansę odejść i poukładać sobie świat na nowo, więc przestań kręcić. Zadałem ci proste pytanie i oczekuję, że na nie opowiesz tak, jak ci dyktuje serce.
- Lui, nie mogę zostać twoim towarzyszem. Nasze światy zbyt się od siebie różnią. Moja miłość byłaby dla ciebie ogromnym zagrożeniem. Dla mojego gatunku to jakby rzucone w przestrzeń zaproszenie do polowania. Skoro ja mam coś cennego, to świetną zabawą byłoby dla nich mi to odebrać. Jesteś zbyt słaby by stanąć u mojego boku – tłumaczył mi łagodnie, gładząc po policzku.
- Rozumiem. Dobrze, że porozmawialiśmy – poderwałem się z jego kolan, czując jak w moją pierś przygniata jakiś straszny ciężar. – Jestem człowiekiem, więc nie jestem godny twojego serca. - Chyba nie mamy już o czym więcej rozmawiać – na uginających się nogach wyszedłem z pokoju i oparłem się o ścianę w korytarzu. Zrobiło mi się słabo. Kamień w klatce piersiowej dosłownie przygniatał mnie do ziemi. Miałem wrażenie, że zaraz się uduszę. Zebrałem wszystkie swoje siły i ruszyłem powrotem do domu. - Nie zemdleję tutaj. Nie dam mu tej satysfakcji. Będzie mógł wrócić teraz do swojego elfika. Ale ze mnie głupiec! Ten przeklęty demon nawet nie próbował mnie zatrzymać. Łudziłem się, że jestem dla niego czymś więcej jak seks zabawką! Samuel miał rację. Nie powinienem nigdy się do niego zbliżać! – Wędrowałem zasypaną ścieżką przez pogrążony w ciszy las. Robiło się coraz ciemniej. Świat dookoła stawał się równie mroczny i ponury jak moja dusza. Było strasznie zimno. Wszystko aż skrzyło się od mrozu. Śnieg pod nogami chrzęścił i chrupał. - Muszę się wziąć w garść. Lepiej, żeby Sonia nie zobaczyła mnie w takim stanie. – Szedłem powoli ze spuszczoną głową. Schowałem dłonie w kieszeniach. Zatrzymałem się pod znajomym dębem w pobliżu domu. Przytuliłem policzek do jego szorstkiej kory. Zamknąłem oczy. Dostojny olbrzym drzemał. Śnił o lecie, ciepłych promieniach słońca, ptakach uganiających się między jego gałęziami. Poczułem jak udziela mi się jego spokój. Oderwałem się od jego pnia i pobiegłem do domu. W korytarzy wpadłem na Sonię.
- Luis, jak ty wyglądasz! Cały przemarznięty i blady jak duch. Co wyście tam wyprawiali z tym Avgarem? Nie mógł odwieźć cię do domu? – Zdenerwowała się ciotka.
- Nie ma już nas! Zerwałem z nim! – krzyknąłem do niej z rozpaczą, wprawiając ją w osłupienie. Nie czekając, aż odzyska mowę ruszyłem na górę po schodach. Zamknąłem się w swoim pokoju na klucz. Walnąłem kurtkę i buty na podłogę i rzuciłem się na łóżko wyjąc jak opętany. Słyszałem jak rodzinka dobija się do pokoju, ale nie miałem zamiaru nikomu otwierać. Chciałem umrzeć. Najlepiej zaraz. Właśnie wyrwałem z piersi połowę mojego serca. Bolało jak cholera. Nie wiem jak długo tak leżałem, ale w którymś momencie dotarł do mnie dochodzący jakby z holu głos Avgara. – Boże, dopiero od kilku godzin go nie widzę, a już mam halucynacje. Co będzie jak rozłąka potrwa parę dni, tygodni, miesięcy? Na pewno zwariuję! – wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi. Usłyszałem zawziętą kłótnię pomiędzy Sonią a demonem. Zdenerwowana ciotka nie chciała go wpuścić na górę. Musiał ją jednak czymś przekonać, bo na schodach rozległy się po chwili jego kroki.
- Otwieraj natychmiast! – ryknął wściekły demon. Zaskoczony tym niespodziewanym atakiem odskoczyłem do tyłu, o mało się nie przewracając.
- Spadaj do Legolasa! – wychlipałem pociągając nosem.
- Łup..! – Avgar jednym kopnięciem wyważył zamek, a drugim zamknął drzwi. Złapał mnie za kark, potrząsnął jak psiakiem i przyparł mnie do desek. Klamka wbiła mi się w pośladek.
- Z kim ty sobie mała cholero chcesz układać świat?! Masz jakiegoś kandydata na oku?! – warczał mi do ucha kompletnie nad sobą nie panując. – Należysz do mnie!! – Złapał mnie za tyłek i owinął sobie moje nogi wokół swojej talii. Widziałem jak jego szkarłatne oczy płoną w mroku pokoju. Wbił się ustami w moje drżące jeszcze od płaczu wargi. Ugryzłem go zaciskając mocno zęby. Popłynęła krew. Kompletnie się tym nie przejął. Chyba go to nawet bardziej podnieciło. Wdarł się brutalnie językiem do środka, drażniąc umiejętnie wilgotne wnętrze. Przycisnął mnie mocniej do drzwi i zaczął się o mnie pożądliwie ocierać. Wbrew mojej woli spragnione czułości ciało zaczęło mu chętnie odpowiadać. Fala gorąca popłynęła wartko w dół między moje uda.
- Spieprzaj! Nie dotykaj mnie!– zacząłem się szarpać, co tylko jeszcze bardziej go pobudziło do działania. Jego duże dłonie ugniatały miarowo moją pupę, a kciuk zaczął się skradać do ciasnego wejścia. Czułem jak nasze erekcje masują się wzajemnie zwiększając w zawrotnym tempie swoje rozmiary. – Odczep się, przeleć kogoś swojego pokroju, debilu! – wychrypiałem.
- Właśnie to robię. Będę cię pieprzył aż zawyjesz z rozkoszy! – zaklęciem pozbawił nas ubrań i nawilżył moje wejście. Zarzuciłem mu ręce na szyję tylko po to, by zaraz zsunąć je na jego plecy drapiąc go bez litości. – W ten sposób chcesz się bawić? Nie wiedziałem, że lubisz takie ostre jazdy! Proszę bardzo! – uniósł mnie do góry i wszedł we mnie swoim wielkim penisem bez przygotowania.
- Aaaa… ty draniu! – wrzasnąłem z bólu i podniecenia równocześnie. Miał łajdak cela. Trafił za pierwszym razem od razu w prostatę. – Ooch…- zacząłem bezwstydnie jęczeć przy każdym pchnięciu. Rozsunąłem szerzej uda i przysunąłem się bliżej dając mu łatwiejszy dostęp. Piszczałem i kwiliłem oddając mu się całkowicie.
- O tak, lubię jak jesteś taki chętny i uległy – wymruczał mężczyzna do mojego ucha. – Nie ma takiej drugiej dupci jak twoja. Dla niej wyduszę całą Radę Starszych jak będzie trzeba. Dla niej i dla Wacusia. He He… - przyśpieszył tempo a ja wiłem się w jego ramionach i wyłem z doznawanej przyjemności na cały głos. Kompletnie się zatraciłem w rozkoszy. W końcu poczułem skurcz i rozlałem się na jego umięśniony brzuch. Natychmiast dołączył do mnie kąsając mnie raz po raz w szyję. Wygiąłem się w łuk. Pierwszy raz zrobiliśmy to tak brutalnie. Zupełnie jak dwoje parzących się zwierząt. Opuściłem nogi na ziemię. Przytrzymał mnie mocno, bo były dziwnie słabe i drżące.
- Ej tam! – rozległo się zza drzwi – Żyjecie?! Wyliście tak głośno, że nawet psy pochowały się w budach. Następnym razem idźcie się bzykać gdzie indziej. To nie burdel tylko przyzwoity dom! – krzyknęła do nas Sonia. Zaczerwieniłem się mocno i schowałem twarz na piersi Avgara.
- Naprawdę byliśmy tak głośno? – wyszeptałem ogromnie zażenowany.
- Nie przejmuj się. Ta stara panna po prostu nam zazdrości. Pewnie od lat z nikim się nie ściskała – zachichotał demon. Pocałował mnie delikatnie w spuchnięte usta i spojrzał mi głęboko w oczy. - Chyba musimy porozmawiać, ale nie w tej chwili. Teraz skończymy to co zaczęliśmy - jednym pstryknięciem palców przeniósł nas do swojej sypialni.

10 komentarzy:

  1. I co teraz? co teraz? Czy Avgar zrozumiał co do niego czuje? Wyzna mu miłość? Bo znając Louisa nie zrozumiał jego wyznania: że "Dla niej wyduszę całą Radę Starszych jak będzie trzeba." chociaż w sumie to trochę brzmi jakby był z Louisem tylko dla sexu,, oby nie, pisz szybciutko kolejny rozdział,,,
    ah i brawa dla Adasia ;3 Zuchu masz moje poparcie hihi
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  2. uuuu no to się porobiło.
    Cóż myślałam, że kłótnia przeciągnie się na kilka rozdziałów ale na szczęście tak się nie stało i się pogodzili.
    Adaś jest wspaniały, te jedzonko dla demona. Boskie.
    Życzę weny i czekam na CD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawałek Adasia całkiem zabawny:) i ciekawe co zrobi demon jak dostanie rachunek. A co do Luisa to bałam się że zakończysz na jego wyjściu, ale na szczęście nie:) No właśnie co Avgra ma na myśli. Mam nadzieje że jakoś sobie to wyjaśnią i niecierpliwie czekam na next:) Dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  4. no wiadomo dla Wacusia wszystko haha xd
    Adam pięknie załatwił Nissima ze 'szczypiorkiem' ^^
    ale co z Avciem? loffa Luiego? tamtatatamtatatatamtatatatamtaaaaaaa... heh czekamy na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. pierw go odrzucił potem raptem jak nie on wrócił, wybzykał... i po robocie....jakby to wszystko wina Luisa była...ech..nie rozumiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, może powinnam jaśniej.To opo jest pisane z punktu widzenia Lui i to ma pewne mankamenty. Nie mogę tu napisać co myśli demon. Avgar przecież tłumaczył Luisowi dlaczego nie powinni być razem i miał sporo racji. On się po prostu o niego boi. Potem zazdrość wzięła górę nad rozsądkiem. Jak zaczął rozmyślać jak to Luis sobie poukłada świat z kimś innym, to go szlag zaczął trafiać i poleciał za nim. On go przecież kocha i powiedział mu to po swojemu. On nie jest przecież człowiekiem.

      Usuń
  6. (fapfapfapfapfapfapfap) KOCHAM CIĘ <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha ha ha pierwsza część była po prostu cudowna hi hi hi, aż się ze śmiechu popłakałam:D. A druga... jak kubeł zimnej wody, proszę cię, weź ostrzegaj o tak dramatycznych zmianach nastroju, bo moje serce tego nie wytrzyma;) Rozdzialik miodzio:) Nie mogę się doczekać następnego. Weny:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Weny, weny kochana <3 Gdzie następny rozdział? $_$ I dołączam się do prośby maby-not, tak o jakieś "uwaga!" albo coś, bo na zawał przez ciebie zejdę razem z tą koleżanką u góry :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Proszę, błagam zlituj się, bo uschnę z tęsknoty za nowym rozdziałem !!! ;((((

    OdpowiedzUsuń