sobota, 8 września 2012

Rozdział 2


Wpadłem do domu cały zziajany ledwo trzymając się na nogach. Nieznajomy napędził mi niezłego stracha. Rzadko zbieram się na odwagę, żeby się komuś postawić. Nie mam pojęcia co mnie podkusiło, aby zachować się tak niegrzecznie. Osunąłem się po ścianie w korytarzu i pacnąłem na ziemię. Z kuchni wybiegła zaniepokojona Sonia.
- Adaś, coś się stało? – przyglądała mi się uważnie.
- Nic takiego – machnąłem ręką lekceważąco – spotkałem jakiegoś dziwnego typka i trochę się go przestraszyłem.
- Jak wyglądał?
- Wysoki, jasnowłosy, złośliwy i porywczy – odparłem nadal ciężko dysząc.
- Aa, to nasz sąsiad Nissim. Staraj się go unikać, to dość niebezpieczny typek. Naraziłeś się czymś? – wbiła we mnie niebieskie oczy.
- Ee… no wiesz… właściwie, to już za późno na ostrzeżenia – wierciłem się pod jej oskarżycielskim wzrokiem.  – Pokpiwał sobie ze mnie, więc go pacnąłem błotem w gębę i uciekłem – zrobiłem słodką mordkę skrzywdzonej niewinności.
- Bogowie, mało było jednego psotnego łobuza, teraz będę mieć dwóch do upilnowania – westchnęła ciężko dziewczyna. – Chodź, pokażę ci twój pokój. Weszliśmy do kuchni, a stamtąd do malutkiej sypialni. Takiej trzy na trzy. Miała ściany pomalowane na kremowy kolor i duże okno wychodzące na drogę. Do tego bielusieńkie firaneczki i czekoladowe zasłony. Jedną ścianę zajmowała wielka wnękowa szafa. Pod drugą stało łóżeczko w starym stylu. Z miedzianymi, pięknie wygiętymi ramami i narzutą w jesienne, rdzawe liście. Pod oknem umieszczono piękne, zabytkowe biurko wraz z wygodnym skórzanym  fotelem. Wystroju dopełniało spore lustro, także w miedzianej oprawie. Na podłodze leżał puszysty dywanik o wzorze podobnym do tego na nakryciu.
- Piękny i taki cieplutki – westchnąłem zachwycony.
- Cieszę się, że ci się podoba. Jest trochę mały, a łazienkę będziesz dzielił z Luisem – uśmiechnęła się do mnie Sonia zadowolona z mojej reakcji. – Będziemy musieli jeszcze załatwić sprawę szkoły. To już półrocze i oceny masz chyba wystawione. Mógłbyś dojeżdżać ze wszystkimi do Krakowa. Tam cię zapiszemy do liceum. Trochę to niezręczne przenosić cię w klasie maturalnej, ale co tam.
- Soniu, moi rodzice nigdy się na to nie zgodzą – odezwałem się przygnębiony.
- Nie martw się, już rozmawiałam o tym z twoją matką. Jutro tutaj przyjedzie wraz z ojcem. Na pewno się dogadamy. Uwierz w moją siłę perswazji – poklepała mnie uspokajająco po ramieniu. – Teraz się rozpakuj. Resztę twoich rzeczy mają dostarczyć później. – Zostałem sam z niewesołymi myślami. Zauważyłem, że Sonia jest niesamowicie energiczną i silną kobietą, ale nie wierzyłem, że ma jakiekolwiek szanse z moim ojcem. On był typem tyrana, który zawsze ma rację i idącego po trupach do celu. Nic nie było w stanie zmienić jego zdania jeśli coś sobie wbił do głowy. Jaka szkoda, że nie będę tu mógł zostać. Wszyscy są tu tacy mili, no oczywiście oprócz tego wrednego anioła. Może  nawet zaprzyjaźniłbym się z Luisem. Czuję z nim jakieś dziwne pokrewieństwo. Jakby nasze dusze miały jakiś wspólny mianownik.
…………………………………………………………………

Siedzieliśmy Z Luisem przy śniadaniu i wcinaliśmy naleśniczki. Chłopak jest naprawdę wspaniałym kucharzem. Ja przypalam nawet wodę na herbatę. Opowiadałem mu właśnie ten dziwny sen o tańcu przy świetle księżyca i widmowych postaciach. Kiedy zacząłem opisywać mu polankę zobaczyłem błysk w jego oku.
- Adaś, żryj szybciej. Idziemy na wycieczkę. Tylko ubierz się ciepło, bo spadł śnieg – uśmiechnął się do mnie tajemniczo.
- Dokąd mnie zabierzesz? – zapytałem nieśmiało nieznacznie się rumieniąc.
- Człowieku, jak będziesz robił takie miny, to w szkole jeszcze ktoś cię pożre żywcem. Wyglądasz jak żywe ciastko z kremem. He He -   chłopak złapał mnie za ramię i pociągnął do przedpokoju. Narzuciliśmy kurtki i wysokie buty i już po chwili biegliśmy przez ośnieżony las wesoło chichocząc. Po jakimś kwadransie weszliśmy na rozległą polankę. Wyglądała jak ta z mojego snu tylko zamiast miękkiej , falującej trawy wszystko pokrywał biały puch. Kamienny krąg był identyczny. Znaki na potężnych, skalnych blokach lśniły czerwienią. Podniosłem głowę i oniemiałem z zachwytu. Stojący pośrodku dąb był zielony jakby była pełnia lata. Dumnie wznosił do nieba liściastą koronę. Ziemię wokół niego pokrywała soczysta szmaragdowa murawa.
- Luis, czy to mi się śni? – wyszeptałem zdumiony i zachwycony jednocześnie.
- Uszczypnąć cię? – podpowiedział uprzejmie. – Mówiłem ci, że Posoka to niezwykłe miasteczko, zwłaszcza okolice Krasnej Góry. Dotkniemy go? – Chłopak beztrosko wbiegł do kręgu i przytulił policzek do szorstkiej kory.
- Nie boisz się? To miejsce jest trochę straszne? – zapytałem niepewnym głosem.
- Chodź, posłuchaj jak gada – wyciągnął do mnie rękę i wciągną do wewnątrz. Usiedliśmy pod drzewem trzymając się za ręce. Oparliśmy się plecami o pień.
- Zamknij oczy i wsłuchaj się w szum liści. Słyszysz to? – wyszeptał Luis.
- Tak, coś jakby muzyka. Piękna, uwodzicielska zmuszająca nogi do tańca – uchyliłem powieki chcąc sprawdzić skąd dobiegała. Wstałem i zacząłem kolejno dotykać szkarłatnych znaków. Zaczęły lśnić jeden po drugim, a mnie ogarnęło dziwne podniecenie. Powietrze wokół mnie stało się gęste. Zacząłem nogą wystukiwać rytm. Zrobiłem najpierw jeden, potem drugi posuwisty krok, okręciłem się w kółko i nie mogłem już przestać. Wirowałem lekko jak spadający liść zatracając się coraz mocniej. Zanurzałem się coraz bardziej i bardziej w niezwykły świat, który mnie otaczał. Wydawało mi się, że unoszę się w powietrzu, a może naprawdę się unosiłem. Jeśli istnieje jakieś niebo to chyba właśnie tak musi wyglądać. Zalała mnie fala szczęścia. Było mi tak ciepło i radośnie  na sercu jak nigdy przedtem.
- Ja pieprzę! – dotarł do mnie okrzyk Luisa. Był dziwnie stłumiony jakby dobiegał spod wody. To mnie otrzeźwiło. Muzyka ucichła.
- Bum..! - spadłem na ziemię boleśnie tłukąc sobie kolana. – Czego się drzesz? – burknąłem do niego nieprzyjaźnie. Wstałem krzywiąc się z bólu i zacząłem otrzepywać spodnie. Zerknąłem na chłopaka. Nadal stał nieruchomo, gapiąc się na mnie jak na trójgłowego psa. Poruszał bezgłośnie ustami.
- Luis, ocknij się. Dodałeś do tych naleśników jakiejś trawy czy coś. Przez chwilę miałem wrażenie, że latam – uśmiechnąłem się do niego niepewnie.
- Aaadaś – wyjąkał – możesz nimi pomachać?
- Czym mam machać? Co się z tobą dzieje? – zaczynałem się poważnie niepokoić. Chłopak był najwyraźniej blady i bardzo przejęty. Może źle się poczuł? Podszedł do mnie powoli i wziął moją dłoń.
- Dotknij – skierował ją na moje plecy. Coś było wyraźnie nie tak. Moje palce złapały jakąś miękką materią, cieniutką i delikatną. Pociągnąłem i straciłem równowagę. Klapnąłem teraz na tyłek.
- Gadaj, co ja mam na plecach? Zrobiłeś mi jakiś kawał? – spojrzałem na niego groźnie.
- Hm, trudno to wyjaśnić. Zresztą i tak mi nie uwierzysz. Chodź, pokażę ci – wyszliśmy z kręgu. W pobliżu był niewielki stawek z kryształowo czystą wodą. – Stań bokiem i spójrz – odezwał się chłopak. Zrobiłem jak kazał.
- Jasny gwint! Skrzydła?! To jakiś kiepski żart! – wydarłem się w niebogłosy. – Rudy, zielonooki, niski, a teraz jeszcze pieprzone skrzydła! Który to kurwa bóg wymyślił niech ma odwagę się tu zjawić, żebym mógł mu dać w mordę!! – cały trzęsłem się z wściekłości.
- Adaś, spokojnie. Oddychaj. To nie jest przecież nic złego! – Luis usiłował mnie bezskutecznie uspokoić. – Ja musiałem robić prawko, a ty będziesz miał transport za darmochę – próbował mnie niezręcznie pocieszyć.
- Pierdolę taki transport! Jak ja się z tym w szkole pokażę. Może od razu lepiej wstąpię do cyrku! Poza tym one się nie ruszają, może są tylko na ozdobę? – w głowie dosłownie mi szumiało. Nie mogłem pozbierać myśli. Byłem przerażony tym co się stało.
- Spróbuj!
- Jak? – spiąłem mięsnie i niespodziewanie wystrzeliłem jak korek z butelki. Popędziłem jak pocisk rakietowy wzdłuż ścieżki z trudem manewrując między drzewami. – Aaa… uwagaaa…! –darłem się na całe gardło. Wyciągnąłem przed siebie ręce mając nadzieję, że uda mi się czegoś złapać. – Ratunku, jak to się wyłącza! Gdzie są cholerne hamulce?! – zamknąłem oczy ze strachu, widząc jakąś postać na ścieżce
- Łup! – walnąłem w kogoś zbijając go z nóg. Obaj wyrżnęliśmy z impetem o ziemię. Z tym, że ja wylądowałem na nim więc nie mogłem się skarżyć. Chciałem wstać, ale coś trzymało mnie za skrzydła. Szarpnąłem się i poczułem niesamowity ból.
- Aaa…! – krzyknąłem zaskoczony, a łzy popłynęły mi po twarzy. Zrobiło mi się słabo i pociemniało mi w oczach. – Ppszepraszam – wyjąkałem cichutko.
- To znowu ty? Mogłem się domyślić! Jesteś chyba jakąś plagą zesłaną na mnie z nieba, co? – jasnowłosy mężczyzna usiadł trzymając się za krzyże. – Czego się mażesz, przecież jeszcze nic ci nie zrobiłem? – przyjrzał mi się zaciekawiony.
- Bboli – wyjąkałem. Dotknąłem prawego skrzydła. Namacałem sporą dziurę. – Rany, ledwo je dostałem, a już są zepsute. Jestem okropną niezdarą – rozbeczałem się na dobre nie bacząc, że siedzę nadal na udach nieznajomego. Wziął mnie na ręce i podniósł się razem ze mną.
- Nie becz jak dzieciak, naprawimy ci te śliczne skrzydełka. Wskakuj mi na plecy i złap się mocno. Zaniosę cię do domu, ty upierdliwa muszkoo – pokpiwał ze mnie mężczyzna. Złapałem go za szyję i objąłem nogami w pasie.
- Nie jestem żadnym robalem ty paskudny draniu – wrzasnąłem mu do ucha oburzony. – Jestem, jestem ..eee.. – Kłopot w tym, że nie wiedziałem czym jestem. Rozryczałem się od nowa.
- Widzę, że masz poważny dylemat. A może ty jesteś ważką? Skrzydełka macie podobne – żartował sobie ze mnie w najlepsze, nic sobie nie robiąc z płynących szerokim strumieniem po mojej twarzy, łez. – Jestem Nissim. To tak żebyś wiedział, kto cię w końcu kiedyś zamorduje.
- Adaś – wymamrotałem nieśmiało.
- Uspokój się. Zaraz będziesz w domu – powiedział nadspodziewanie łagodnie. Zdumiony stwierdziłem, że właśnie przekraczaliśmy bramkę. Mężczyzna złapał za kołatkę i mocno nią załomotał. – Otwieraj wiedźmo, mam tu coś, co należy chyba do ciebie. – Drzwi się otwarły i stanęła w nich rozeźlona Sonia.
- Może grzecznie panie sąsiedzie! – warknęła do niego. – Co tam chowasz za plecami?
- Złaź mały! – usiłował pozbyć się mnie potrząsając ciałem. Wczepiłem się w niego jak rzep. W tej chwili bardziej się bałem naburmuszonej Soni. Już wystarczająco narozrabiałem. Co będzie jak się wkurzy i wyrzuci mnie z domu? – Adaś, co znowu się stało? Przecież tutaj mieszkasz! –zapytał zaskoczony moim zachowaniem Nissim.
- Wejdź, w domu go odczepimy – dziewczyna wpuściła nas do środka. Mężczyzna wszedł ze mną do salonu. Delikatnie odczepił moje ręce od siebie i posadził mnie na kanapie.
- On jest ranny, nie miałem pojęcia jak mu pomóc – wskazał na uszkodzone skrzydło. Oboje pochylili się nade mną z troską.
- Przestańcie szeptać za moimi plecami. Soniu, czy można się ich jakoś pozbyć? – zapytałem wpatrując się przestraszony w jej oczy.
- A po jaką cholerę? Naprawimy je, a potem zwyczajnie je schowasz – dziewczyna popatrzyła na mnie jak na wariata.
- Nie uważasz, że wyglądam z nimi nieco dziwnie? – zacząłem niepewnie.
- A co w nich takiego wyjątkowego? – spojrzała na mnie jakbym się urwał z choinki. – Skrzydła i tyle. Nawet ładne.
- Czarownico, bierz się do roboty, bo chłopak cierpi. Skończ te pogaduszki – Nissim obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. – Jak nie chcesz smarkacza, to możesz mi go dać. Jest mi coś winien – uśmiechnął się do mnie drapieżnie.

12 komentarzy:

  1. Cudownie, że jest w końcu nowy rozdział bo czekałam na niego.
    Zapowiada się interesująco, widać, że Adaś podobny z charakteru do Luisa. To słodziutkie

    OdpowiedzUsuń
  2. :OOO <3333333 O rany o rany o rany ! nie jestem w stanie wydusić z siebie komentarza, daj mi minutkę żebym się pozbierała ^^^^^ *__*

    OdpowiedzUsuń
  3. mrrr Adaś jest coś winien Nissimowi.. ^^
    a pomysł ze skrzydełkami faaajny ;D
    bardzo mi się podobał ten rozdzialik ;)
    czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam to, że w ciągu pięciu dni jesteś w stanie napisać tak świetny rozdział :)
    Adaś jest uroczy. I jeszcze ma skrzydła ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem... rozdrażniona.
    Dlaczego?
    Bo kocham Luisa a tu wpada mi jakiś Adaś i zabiera mu jego opowiadanie!
    Ehh gdzie Avgar którego ubóstwiam ponad wszystko?
    Gdzie Sam... Artur? Czy nawet Legolas (khehe xd)?
    Ehh... nie twierdzę ,że mi się nie podobało.
    Po prostu... dziwnie tak na "Krasnej Górze" nie czytać o myślach i przeżyciach Luisa.
    Mam nadzieję ,że usłyszymy w końcu te upragnione "Kocham cię" od Avgara.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział...
    I nawet jeśli ma być w wersji "Adasia" (Błagam... Adama :(.) to i tak czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. skrzydła... skrzydła... skrzydła... z tym też można by zrobić niezłe sceny fapfap *q* ~ so.. let's do it @.@ (jakkolwiek sie to pisze ._.)

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko, skrzydełka? *_* Aniołek Adaś ;3
    Wspaniały rozdział, haha, Adaś jest uroczy i ma pazurki, xD
    Nissim musiał być w niezłym szoku gdy dostał z błota w buźkę *_*
    Pisz szybciutko :)
    Twoja wystraszona jutrzejszym egzaminem Maru :(

    OdpowiedzUsuń
  8. O tak nowe gorące ciałka! Ale jak dla mnie trochę mało Luisa i Avgara. Lecz czekam z niecierpliwością na rozgrzanie się akcji między nowymi.
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha.. Boskie, a te skrzydła hmmm ciekawi mnie co będzie dalej.. weny!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Bajkowy, bardzo przyjemny rozdział:) i mam nadzieje że szybko dowiemy się kim jest Adaś, bo to jest coraz ciekawsze. No i niech się Nissim szybko zabierze do roboty bo Luis ma racje że ktoś będzie chciał go " pożreć " żywcem. Ale też racja że mało starych postaci. Wiem, że nowe trzeba przedstawić,i robisz to świetnie ale o starych nie zapominaj:) Dużo weny czekam niecierpliwie na next:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ehh... a miałam się uczyć. I znalazłam Twojego bloga, i wszystkie plany poszły w łeb. Naprawdę świetne opowiadanie. Miałaś fajny pomysł na historię i postaci i nie zmarnowałaś go. Czyta się lekko i przyjemnie. Strasznie wciąga, a kilka razy mało się ze śmiechu nie popłakałam;) Bohaterowie są wyraziści i ciekawi. A te ich przygody... Coś czuje, że jeszcze przez kilka (-naście?) dni będę się uśmiechać jak głupia na samo wspomnienie:) Gratulacje. Życzę weny i oby tak dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Nissam to nasz sąsiad trzymaj się zdala od niego... już gdzieś to słyszałam mmm a zaraz to było Avgarze... o skrzydełka ma Adaś no piękne, i jaki pokoik ma wspaniały...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń