środa, 5 grudnia 2012

Rozdział 12


Adam

Stanąłem w skalnej wnęce ukryty przed ciekawskimi oczami Nissima. Miałem ogromną ochotę na kąpiel w tym pięknym źródle, ale jednocześnie byłem tak zawstydzony, że trzęsły mi się ręce kiedy odpinałem guziki koszuli. Obraz idealnie zbudowanego ciała demona tkwił w mojej głowie i powodował w dole brzucha jakieś dziwne, nieznane uczucie, jakby trzepotanie skrzydeł tysięcy motyli. Nadal się wahałem i byłem gotowy uciec na jakikolwiek gwałtowniejszy ruch z jego strony. Mężczyzna chyba to wyczuł, bo leżał zupełnie rozluźniony w parującej wodzie z błogim uśmiechem na twarzy, nie skomentował mojego zachowania ani jednym słowem, co u niego było rzadkością. Nagle w ciszy jaskini, gdzie słychać było tylko szum płynącego strumienia, rozległ się ostry dźwięk komórki. Odebrałem szybko, mając jakieś złe przeczucia.
- Przyjeżdżajcie natychmiast, maluch pcha się na świat! – usłyszałem ogromnie podniecony głos Anki. Zacząłem szybko się ubierać z powrotem.
- Koniec leniuchowania, musimy iść do zamku! Luis chyba zaczął rodzić! – Krzyknąłem w kierunku Nissima.
- No to ten stary łajdak Avgar naje się strachu – Mężczyzna wyskoczył z wody i machnięciem ręki odział nas obu. – Chodź tutaj, przeniosę nas od razu do ich domu. – Chwycił mnie za rękę i w ciągu ułamka sekundy przeniósł przed wrota, które po wypowiedzeniu hasła natychmiast się otworzyły. W niewielkim saloniku, obok sypialni w której leżał Luis, zebrała się cała gromadka niesamowicie zdenerwowanych przyjaciół. Anka z Iloną siedziały na kanapie i trzymały się za ręce tak mocno, że niemal było słychać trzask przeskakujących w stawach palców. Samel z Adamem, którzy właśnie wrócili z zagranicznych wojaży, byli dosłownie zieloni na twarzach. Nikt się nie odzywał, panowała iście grobowa atmosfera.
- Co to za miny, przecież on rodzi, a nie umiera! Powinniście się cieszyć, że będziecie mieć w końcu dzieciaka w rodzinie – odezwał się z niesmakiem Nissim i usiadł oczywiście na najwygodniejszym fotelu jaki był w pokoju.
- Zaraz ci opadnie ten zadarty nochal – warknął do niego z przekąsem Artur. – Byłeś kiedy przy porodzie bałwanie? Nie? A ja byłem przy narodzinach wszystkich szczeniaków ze swojego stada, jako przywódca muszę być przy tym obecny, więc zamknij tą durną jadaczkę.
- Co to ma do rzeczy. Napnie się, stęknie i wyskoczy maluch, co w tym trudnego? Zwykła fizjologia – wzruszył ramionami demon.
- Fizjologia powiadasz? – odezwał się milczący do tej pory Samuel. – W tym przypadku nie możemy być pewni niczego, więc twoje filozoficzne podejście jest dla mnie dość dziwne.
- Aaa….!! – usłyszeliśmy przeraźliwy, pełen bólu okrzyk Luisa, od którego stanęły mi włosy na głowie. Przerażony wdrapałem się demonowi na kolana i złapałem go mocno za szyję. – Ooo…! - wycie mojego przyjaciela spowodowało, że omal nie spadłem na ziemię z wrażenia.
- Nadal uważasz, że to takie proste? – zapytał złośliwie Nissima Futrzarski.
- Oo kkurwwa! – udało się wyjąkać demonowi zdrewniałymi ustami.
- Tak myślałem – uśmiechnął się do niego Artur – pomyśl, że ty kiedyś też będziesz w takiej sytuacji - dodał z satysfakcją. W tym momencie w mojej głowie coś zaświtało. Na dobrą sprawę to ja mogłem być na miejscu Luisa. Domyślałem się, że mężczyzna jest mną zainteresowany i gdybym pozwolił mu na zbliżenie, to ja bym teraz tak wrzeszczał z bólu.
- Sam – zwróciłem się do Ostrowskiego – czy ja też mógłbym zajść w ciążę?
- Oczywiście i to na 100%. Luis ma zbieraninę genów i u niego to była loteria, ale ty jesteś czystej krwi. Możesz więc się mieszać ze wszystkimi stworzeniami obdarzonymi mocą, więc lepiej uważaj co robisz – posłał mi przewrotny uśmieszek, wskazując oczami na demona.
- Co takiego?! – pisnąłem i zerwałem się z kolan Nissima jak oparzony.
- Nie przesadzaj – zarechotała Anka – od samego przytulania dzieci raczej nie będzie.
- Nie wymądrzaj się, Sonia ci brzdąca nie zrobi! – prychnąłem do niej wkurzony.
- Zazdrościsz, że możemy bzykać się bez zahamowań? – wyszczerzyła się do mnie bezczelnie.
- Adam, uspokój się i usiądź spokojnie – Nissim chwycił mnie za rękę.
- Ty się ode mnie trzymaj jak najdalej. Od dzisiaj masz nie podchodzić bliżej jak na metr, bo jeszcze nie daj boże co żywotniejszy plemnik na mnie przeskoczy - warknąłem i odskoczyłem od niego na bezpieczną odległość.
- Oooch…-  usłyszeliśmy przeciągły jęk Luisa, a potem rozległy się radosne piski Soni.
- Jest, jest! Mamy pierwszego maluszka w rodzinie! – wesoło pokrzykiwała zachwycona najwyraźniej dziewczyna. – Łup! - rozległ się po chwili jakiś głuchy odgłos. Wszyscy jak na komendę się zerwali i biegiem udali pod drzwi sypialni. Sonia musiała nas usłyszeć, bo uchyliła drzwi i pokazała leżące na ziemi nieruchomo ciało Avgara. Jego twarz wyglądała jakby zupełnie pozbawiono go krwi.
- Co mu jest? – zapytałem przestraszony.
- Nic mu nie będzie, nadmiar emocji go powalił – mrugnęła do mnie dziewczyna.
..........................................................................................

Luis


Od trzech dni leżałem sobie w sypialni Avgara jak król i przyjmowałem hołdy. Obok mnie, w pięknej dębowej kołysce wyłożonej czerwonym aksamitem, ze specjalnym wgłębieniem pośrodku, spoczywało jajo. Wszyscy, mam tu na myśli dziewczyny oraz Sama z Arturem i Nissima z Adasiem, nas podziwiali i bili pokłony, znosząc najprzeróżniejsze prezenty. Popołudniami popijaliśmy kawkę, jedliśmy ciasteczka, a usługiwali nam dwaj moi niewolnicy. Sonia z Avgarem zwijali się jak w ukropie obsługując gości, spełniając wszystkie moje zachcianki i opiekując się synkiem. Wieczorem padali na twarz, ani razu jednak nie próbowali protestować. Wyrzuty sumienia mieli wyraźnie wypisane na twarzach, a ja nie miałem zamiaru im pobłażać. Za to co zrobili powinni siedzieć w lochach i przez dziesięć lat piastować sześcioraczki.
Prawdę mówiąc po porodzie byłem tak wykończony, że ledwie docierałem do łazienki o własnych siłach. Jadłem, spałem i załatwiałem tylko podstawowe potrzeby. Na nic więcej nie miałem energii. Ania z Iloną dotrzymywały mi po szkole towarzystwa. Próbowaliśmy wymyślić imię dla maleństwa, ale jakoś nic inteligentnego nie przychodziło nam do głowy. Dopiero na czwarty dzień poczułem się nieco lepiej. Postanowiłem się wykąpać i zabrać za czytanie książek na temat małych demonów dostarczonych mi przez ciotkę. Jajo od rana było jakieś niespokojne. Dochodziło z niego ciche popiskiwanie. W łazience siedziałem chyba ze dwie godziny, a kiedy wróciłem wypachniony i odświeżony czekała mnie mega niespodzianka. Podszedłem do kołyski by pogłaskać maluszka i jakie było moje przerażenie, kiedy odkryłem, że jajo zniknęło. Zrobiło mi się słabo z nerwów. Usiadłem na łóżku i usiłowałem zebrać rozbiegane myśli. Do zamku przecież nikt obcy nie mógł wejść. Drzwi od sypialni były zamknięte.
- Gdzie u licha się podziałeś?! No mały draniu, dokąd cię poniosło? – gadałem sam do siebie rozglądając się gorączkowo dookoła. Wstałem i zacząłem systematycznie przeszukiwać pokój.
- Skarbie bądź grzeczny i pokaż się tatusiowi – gruchałem słodziuteńko. Nagle za zasłoną coś zaczęło się szamotać. Odsunąłem grubą materię i zobaczyłem unoszące się w powietrzu jajo, z jego boków wyrastały spore nietoperze skrzydełka, pokryte płową sierścią. Poruszały się szybko i niezbyt składnie. Widać było, że maluch nie opanował jeszcze zbyt dobrze sztuki latania. Pisnął radośnie na mój widok i nagle rzucił mi się w ramiona. Na szczęście w porę udało mi się go złapać.  Przytuliłem go delikatnie i odetchnąłem z ulgą. Czułem jak energicznie porusza się w środku. Złożył skrzydełka. Dotknąłem ich z ciekawością, były takie aksamitne i kruche. 
- Nigdy więcej nie strasz tak tatusia – pogroziłem mu palcem. Usiadłem z nim na fotelu i zacząłem mu śpiewać zapamiętaną z telewizji kołysankę. Jajo zaczęło pomrukiwać coraz ciszej, aż zupełnie ucichło. – Chyba zasnął? – Przymknąłem oczy i nawet nie wiem kiedy się zdrzemnąłem. Obudził mnie odgłos otwieranych drzwi.
– Zamykaj szybko! – krzyknąłem zbyt głośno. Przestraszone jajo rozłożyło skrzydełka i z szybkością błyskawicy pomknęło na korytarz. - Ty idioto, zawołaj Avgara! – krzyknąłem do oniemiałego Legolasa i na złamanie karku pobiegłem za uciekającym synkiem. Na szczęście to był dopiero pierwszy dzień jego latania. Trzeba przyznać, że szło mu jednak całkiem zgrabnie. Wydając wysokie dźwięki zwinnie omijał przeszkody na swojej drodze, czyżby posługiwał się echolokacją jak nietoperze? Niestety ten durny elf zostawił otwarte drzwi do szklarni. Avgar hodował w niej wiele naprawdę niebezpiecznych roślin i nie pozwalał tam nikomu wchodzić. Tymczasem niepoprawne jajo zainteresował właśnie ten pokój. Wleciało między grządki ze śpiewającym groszkiem i wyraźnie zmierzało w kierunku ogromnych, mięsożernych kaktusów. Przerażony przyspieszyłem i rzuciłem się na synka, łapiąc go dosłownie w ostatniej chwili. Przepadłem jednak przez jakąś bruzdę i zaryłem nosem w ziemi przyciskając mocno do piersi maluszka, aby ochronić go przed uderzeniem. Przytulił się do mnie wyraźnie przestraszony. Zacząłem gładzić miękką skórkę, a łzy same płynęły mi po twarzy. Dopiero cztery dni byłem ojcem i już dałem plamę. Mój synek o mało przeze mnie nie zginął, bo nie umiałem o niego zadbać. Siedziałem na rozmiękłej ziemi i wycierałem policzki ubłoconymi rękami, rozsmarowując czarne smugi jeszcze bardziej. Poczułem jak ktoś unosi mnie w ramionach.
- Chodźcie moje brudaski, trzeba was doprowadzić do porządku – powiedział łagodnie Avgar. Zaniósł mnie do łazienki i posadził na klozecie. – Nie płacz już, wszystko w porządku – delikatnie wziął ode mnie całe upaprane ziemią jajo. – Najpierw wyczyszczę tego łobuziaka. – Napuścił ciepłej wody do umywalki i zaczął ostrożnie myć wyrywającego się synka, który oburzony trzepotał skrzydełkami. Z jaja wydobywało się głośne powarkiwanie. Demon nic sobie z tego nie robił, osuszył malucha zawinął w suchy ręcznik i zaniósł do kołyski. Tymczasem ja nadal siedziałem blady jak płótno, trzęsąc się z nerwów tak, aż dzwoniły mi zęby. Mężczyzna po chwili wrócił, nalał jakiegoś słodko pachnącego olejku do ogromnej wanny i zatkał odpływ. Odkręcił kran i uśmiechnął się do mnie uspokajająco. Jednym ruchem pozbawił nas obu ubrań. Wziął mnie w ramiona, włożył do parującej wody i włączył hydromasaż. Usiadł pierwszy układając mnie miedzy swoimi muskularnymi udami. Oparłem się plecami o jego klatkę piersiową i zamknąłem oczy.
- Przestań się zamartwiać, mały już śpi. Nie możesz tak się przejmować, każdym głupstwem jakie wymyśli ten szkrab. Demonie dzieci są bardzo samodzielne i nie tak łatwo je skrzywdzić, sam się przekonasz – pocałował mnie czule w kark. - Z was dwóch, to ciebie w tej szklarni groziło większe niebezpieczeństwo. Policzę się potem z tym durnym elfem. Nie będzie już miał prawa wstępu do tego domu, chyba, że w mojej obecności.
- Jestem beznadziejnym ojcem – chlipnąłem cichutko. – Nie umiem zapanować nawet nad czterodniowym brzdącem. Co będzie jak nauczy się dobrze latać? Wtedy już go nie dogonię! – rozbeczałem się od nowa.
- Nie bój się coś wymyślę, w sumie taka para seksownych skrzydełek, to by ci się faktycznie przydała – połaskotał mnie po brzuchu, a mnie zrobiło się gorąco. – Co powiesz na długi, relaksujący masaż? – przywarł do mnie całym swoim ciałem.
- Mowy nie ma – szarpnąłem się do przodu – jedno wędrujące jajko zupełnie mi wystarczy! Poza tym nadal się na ciebie gniewam!
- Miałem na myśli małe mizianko – mruknął mi do ucha – nie musisz nic robić, ja sobie pogadam z Wacusiem, a ty odpoczywaj – zacisnął dłoń na moim członku. Dobrze wiedział, że ten zdrajca go uwielbia. Wystarczyła delikatna pieszczota samymi czubkami palców, a zaczął rosnąć jak szalony i podnosić główkę. Drżałem w jego ramionach pożądając jego bliskości, każdy najlżejszy dotyk odbijał się zwielokrotnionym echem w moim spragnionym ciele.
- Mhm… - jęknąłem z przyjemności i zarumieniłem się po same uszy. Niestety nie potrafiłem temu mężczyźnie niczego odmówić.
- Spokojnie Lui, poddaj się, tylko ja, ty i moja mistrzowska ręka – wyszeptał do mnie ochryple. Sunął palcami powoli wzdłuż nabrzmiałego penisa, a ja bezwiednie zacząłem ocierać się plecami o jego tors. – O tak kochanie – szeroko rozsunął moje uda i przyśpieszył tempo. Zacząłem postękiwać bezwstydnie i całkowicie się mu poddałem. Teraz liczył się tylko on i jego ciepła dłoń na moim twardym jak skała członku. Położyłem głowę na jego ramieniu i wtuliłem twarz w jego szyję. Ukąsiłem go mocno w miejsce, gdzie wyczułem szalejący puls.
- Skarbie – usłyszałem jego niski, jedwabisty głos. Chwycił mnie w tali i odwrócił do siebie twarzą. Wpił się łapczywie w moje usta, jak wędrowiec na pustyni, który właśnie dorwał się do źródła. Zaplótł moje nogi wokół swojego pasa, włożył jedną rękę między nasze wyprężone ciała i zacisnął ją na członkach. Wsunął język między moje drżące wargi i zaczął delikatnie gładzić wilgotne, wrażliwe wnętrze. Dłoń i język zaczęły wykonywać te same rytmiczne ruchy coraz szybciej i szybciej. Teraz jęczeliśmy już obaj głośno, dążąc w zawrotnym tempie do spełnienia.
- Razem – dotarł do mnie jego namiętny szept.
- Aaa….! – krzyknąłem. Wytrysnęliśmy jednocześnie z głuchym jękiem, jakbyśmy byli jednym ciałem. Opadłem na jego pierś zupełnie pozbawiony sił. Przymknąłem powieki pomrukując z zadowolenia.
- Jesteś taki słodki, nie zamieniłbym cię na nikogo innego kochanie – demon gładził mnie po plecach, delikatnie masując mięśnie i niebezpiecznie zbliżając się do mojej nadal obolałej dziurki.
- Jak włożysz tam palec, to odgryzę ci ucho – warknąłem do niego groźnie.


11 komentarzy:

  1. jajo *.*
    ojejciu *.*
    Adaś hah i jego podejście do możliwości zajścia w ciążę xD
    a miałam taką nadzieję na co nieco w tym gorącym źródełku..
    ciekawi mnie jak sobie będą radzić dalej z tym maluśkim rozrabiaką ;)
    tak więc czekam na kolejny rozdzialik jak to się w tej rodzince będzie układać.. aaa no i coś Adaś i Nissim.. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu świetna notka. Oj Adaś, myśli że tak od razu zajdzie w ciąże od samego mizianka.Ktoś powinien go uświadomić.Szkoda, że pobyt w gorących źródłach tak szybko się skończył

    OdpowiedzUsuń
  3. Loui kochanie, nie przejmuj się, jesteś świetnym tatusiem:)
    Jeszcze długa droga przed tobą, ale razem z Avgarem sobie poradzicie :)
    Adaś xD haha nie bój się malutki, coś mi się zdaje, że Nissim jakby co, zaopatrzy się w zabezpieczenie xD Jakbym była na jego miejscu słysząc te krzyki tak bym zrobiła na jego miejscu xD
    Przynajmniej na razie, dopóki nasz Adaś i Nissim nie dojdą do tego, że nie mogą bez siebie żyć no i Adaś skończy szkołę :)
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  4. D|a Adasia og|ądanie porodu musia|o być szokiem. A jak mu jeszcze powiedzie|i że jego też może to czekać to biedach chyba ca|kiem zrezygnuje z bycia gejem. No chyba że Nissim bardzo dobrze się postara. Super że wróci|i starzy znajomi tak się zastanawia|am co się z nimi sta|o.
    Ca|a scena porodu wysz|a ci świetnie i tak dziwnei rea|istycznie?
    |uis już po pierwszym szoku i dobrze że tak wykorzystywa| Sonie i Avgera. Bo im się z zupe|ności na|ża|o. Co ten |ego|as tam jeszcze robi? Ty|ko gość miesza i naraża niewinnych na niebezpieczeństwo. Jajeczko jest przecudne i wspania|e psoci od razu. Ty|ko niech biedny |ui na zawa| nie padnie demon na racje nie może się wszystkim tak przejmować jest bardzo dobrym ojcem zważywszy na oko|iczności, No i jego tekst na końcu mnie rozwa|i| chociaż pewnie nie chce tego stresu jeszcze raz tak szybo przechodzić.
    Dużo dużo weny i chęci

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej wariuję *.* super bosko i sweetaśnie ^^ Nie ma to jak groźba na sam koniec ;) weny wybacz że nie napisze więcej ale nie mam kiedy XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    fantastyczny rozdział, na tą wieść wszyscy przyjaciele się pojawili, nawet Samuel i Artur (dawno ta parka nie pojawiała się). Luis bardzo opiekuje się swoim maluszkiem. Co za elf, niech no Avgar pomarznie się nim zajmie, jak tak można straszyć biedne maleństwo. Adaś, Adaś teraz to znów będzie trzymał biednego Nissama na dystans. Avgar to chyba tylko o jednym myśli. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. już?... tylko tyle tego rozdziału? ale... ja chcę więcej!
    uwielbiam to opowiadanie, jak wracam myślami do początku, kiedy to był jeszcze tylko Luis, a Avgar był tak jakby wrogiem, to aż nie mogę zrozumieć kiedy aż tyle się wydarzyło? a teraz Luis ma brzdąca, którego jestem tak niesamowicie ciekawa, że aż nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, twoje strony sprawdzam jako pierwsze i to co chwilę, bo myślę, a może jednak coś się pojawiło! przecież nigdy nie wiadomo, może akurat! Życzę weny i udanych mikołajek:)

    Nana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s. muszę przyznać, że w tej chwili czekam najbardziej na to opowiadanie - po prostu nie mogę się doczekać, co dalej zrobi jajo:) jest rewelacyjne:)

      Nana

      Usuń
  8. Dajesz Avgar! jestę pewna że nie odgryzie ci ucha ^o^ (całego), tak więc daj to na co czekam *q*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nasz biedny demonik chyba jeszcze długo sobie poczeka zanim dozna rozkoszy bycia seme. Ale tak szczerze to mu się należy.
    Kurcze sama za jakieś osiem lat chciałabym sobie sprawić takiego brzdąca. XD

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest chyba jeden z najlepszych rozdziałów jakie czytałam. Scena w szklarni, wzruszająca. Avgar zajął się dobrze swoimi skarbami, pokazującc Luisowi wielka miłość. Było to naprawdę słodkie.
    Jajo jest przeurocze. A elf powinien dostać po nosie i to mocno!

    OdpowiedzUsuń