Czytając wasze komentarze mam
wrażenie, że trochę przeceniacie mnie i mojego wena. Ten biedaczek naprawdę nie
jest z gumy. Na przykład:
- Niejaki Kisielek co drugi dzień
się buntuje i żąda następnego rozdziału
- Na głowę jednak bije go Martwy Dzemik
prosząc o dziesięciogodzinny maraton seksu. Kobieto! Toż to hardkor. Taki pisarzyna
jak ja nie podoła temu zadaniu.
- Na szczęście następna koleżanka
jest już skromniejsza, bo opis dwóch godzin seksu zupełnie jej wystarczy itd.
Kochaliśmy się przez całą noc. Avgar nie odpuścił z tych dziesięciu godzin ani minuty. Okazało się, że fizjologia demonów różni się jednak nieco od ludzkiej. Temu draniowi wystarczało zaledwie kilka minut przerwy i mógł zaczynać całą zabawę od nowa. Robiliśmy to tyle razy, że zupełnie straciłem rachubę. Przekonałem się na własnej skórze co to znaczy ,,skonać z rozkoszy”. Kiedy ten napaleniec zostawił mnie wreszcie w spokoju padłem na łóżko jak trup, nie mając siły pokiwać nawet palcem u nogi. Pobiłem chyba swój rekord w zasypianiu. Wystarczyło, że przymknąłem oczy i w ciągu sekundy urwał mi się film. Obudziłem się dopiero następnego dnia późnym popołudniem. Mój brzuch zagrał tak głośnego marsza z głodu, że nie mogłem go zignorować. Zerwałem się łóżka, aby najpierw zaliczyć prysznic, ale z moimi nogami stało się coś dziwnego. Ugięły się pode mną jakby były z gumy. Solidny ból w tyłku też dał o sobie znać. Powlokłem się więc do łazienki jak stuletni dziadek, prychając ze złości i miotając soczyste przekleństwa na swojego niewyżytego kochanka. Po kwadransie wyszedłem już odświeżony i w nieco lepszym humorze. Niestety nie udało mi się odnaleźć moich ubrań. Znalazłem jakąś czarną koszulę demona która była na mnie sporo za duża. Podwinąłem rękawy do łokci. Nie zakrywała jednak do końca moich nagich pośladków. Ruszyłem na poszukiwanie Avgara, bo przecież w samej bluzce i z gołym tyłkiem nie mogłem wrócić do domu. Znalazłem go w gabinecie zaczytanego w jakieś starej książce.
- Ej, draniu nie udawaj, że mnie nie widzisz. Gdzie u licha trzymasz jakieś majtki i
spodnie. Przestań chichotać. Nie możesz człowieka normalnie rozebrać. Przez to
twoje głupie hokus pokus nie mam teraz co na siebie włożyć – warczałem na niego
mocno wkurzony.
- Lui,
słodko wyglądasz w tej koszuli. Mógłbyś się odwrócić? – zapytał z szerokim
uśmiechem na twarzy, a ja głupi zrobiłem o co prosił.
- Skrzacie?
– zamruczał niskim głosem.
- Co znowu?
- Czy mogę
dostać małą zaliczkę? Na pewno mogę ci jeszcze w czymś pomóc – mój mózg chyba
jeszcze nie pracował jak trzeba, bo nie od razu zajarzyłem o co mu chodzi.
Dopiero, gdy się odwróciłem i zobaczyłem pożądliwe spojrzenie z jakim błądzi po
moich udach odskoczyłem gwałtownie, aby nie mógł mnie dosięgnąć.
- Wybij to
sobie z głowy napaleńcu. Czy ty w ogóle kiedyś masz dość? – prychnąłem na niego
gniewnie. – Myślisz, że tyłek mam zrobiony z jakiejś niezniszczalnej materii?
-Proszę –
podał mi jakąś małą buteleczkę z żelem. – To dla twojej ślicznej dupci. Jak dla
mnie możesz tak zostać. Mnie się tam twoje ubranie podoba – podniósł wzrok
nieco wyżej, gdzie smętnie leżał wykończony Wacuś, a ja zaczerwieniłem się
gwałtownie i obciągnąłem brzegi koszuli mocno je naciągając.
- Garderoba
ukryta jest po lewej stronie łóżka – przeskoczył zwinnie przez biurko i złapał
mnie za pośladki. Pisnąłem i szarpnąłem się do tyłu. – Nie bój się głuptasie.
Rzeczywiście masz zimną pupę. Idź się ubierz, bo jeszcze przeziębisz Wacusia.
Muszę się nim dobrze opiekować. W moim interesie leży, aby był zdrowy i w
dobrym humorze – pokpiwał sobie ze mnie jednocześnie całując mnie w szyję.
- Już ty
długo Wacusia nie zobaczysz, zboczeńcu jeden! – wymamrotałem pod nosem, aby
mnie nie zrozumiał. Wyrwałem się z jego ramion i pobiegłem do sypialni. Garderoba okazała się ogromna.
Znalezienie komody z majtkami zabrało mi sporo czasu. Kiedy tak przegrzebywałem
ją w poszukiwaniu najmniejszej pary na ziemię wypadł niewielki zrolowany
wolumin. Powodowany ciekawością podniosłem go i rozłożyłem. Przed sobą miałem
bardzo starą mapę naszego miasteczka wraz z otaczającymi go ziemiami. Widniało na
niej kilka czerwonych krzyżyków. – Jeny, chyba znalazłem mapę skarbów. Zostanę
poszukiwaczem jak Indiana Jones – myślałem zachwycony znaleziskiem.
Ubrałem się szybko i beztrosko włożyłem
do kieszeni dokument. Poszedłem powrotem do gabinetu i z niewinną minką
spojrzałem na Avgara.
- Odwieziesz
mnie? – uśmiechnąłem się do niego.
- Lui, co ci
znowu wpadło do tej pustej główki? Jak robisz taki słodki pyszczek, to zaczynam
się bać! – demon popatrzył na mnie podejrzliwie i wziął kluczyki od samochodu.
……………………………………………………………
W domu na szczęście nikogo nie było, więc nie musiałem się tłumaczyć, co robiłem do tej pory. Rzuciłem się do lodówki w poszukiwaniu żarełka. Byłem tak głodny, że wszystko czego dopadłem smakowało wprost niebiańsko. Usadowiłem się przed telewizorem z talerzem placka wiśniowego na kolanach i tak spędziłem następną godzinę. Skakanie po kanałach szybko mi się znudziło, a do wieczora zostało jeszcze sporo czasu. W tym momencie przypomniałem sobie o mapie. Postanowiłem omówić sprawę z przyjaciółmi. Najbliżej miałem do domu Sama, więc tam się najpierw skierowałem. Drzwi otwarł mi mały Zoli w nienajlepszym humorze.
- Co się
stało maluchu? – zapytałem .
- Tata z
Altulem powiedzieli, że są zmęceni i posli spać. Nie mam się z kim bawić –
paplał chłopiec zadowolony, że w końcu ma się do kogo odezwać.
- Obudzimy
ich –ruszyłem do sypialni Sama.
- Ja nie
idę. Tata powiedział, że jak go obudzę, to będę pses cały tydzień jeść na obiad
spinak. Ble. To takie fuj wasywo. Chce mi się po nim sygać – odparł dzieciak i
usiadł na dywanie.
- Dobra, już
zrozumiałem. Pójdę sam – otwarłem po cichu drzwi. Rzeczywiście Sam z Arturem
spali jak zabici. - Ciekawe po czym są tacy zmęczeni, że śpią o tej porze? He he
– rozpędziłem się i z dzikim okrzykiem wskoczyłem pomiędzy nich na łóżko. Obaj
zerwali się gwałtownie do siadu obdarzając mnie mało przytomnymi spojrzeniami.
Okazało się, że są nadzy. Miałem zatem niezły widok. Dwa najfajniejsze męskie
torsy w okolicy prawie pod samym nosem.
- Luis, ty
głupku, czego się tak drzesz! – Artur otworzył jedno oko i walnął mnie w
łepetynę.
- Wstańcie
wreszcie, mam do was sprawę – wyszczerzyłem się do niego w odpowiedzi, błądząc
wzrokiem po klatce piersiowej Sama.
- Smarkaczu
– zwrócił się do mnie chłodno Ostrowski. – Jakbyś nie zauważył to musimy się
ubrać. Wyjdź stąd i zaczekaj w salonie.
- A
właściwie dlaczego nie mogę tutaj zostać? Przecież już widziałem wasze gołe
tyłki! – pokazałem mu język.
- Jak
natychmiast nie spłyniesz do dzieciaka , to licz się z konsekwencjami – Artur
wyciągnął do mnie ręce i zaczął nimi błądzić po moich żebrach w poszukiwaniu
łaskotek.
- Aaaa…
sadysta! – wyskoczyłem z łóżka i popędziłem jak szalony do drzwi. Doskonale
pamiętałem sesję tortur jaką mi ostatnio zafundowali, jak nakryli mnie na
podglądaniu. Czekaliśmy z Zoli chyba z pół godziny zanim raczyli się wreszcie
zjawić. Rozsiedli się na kanapie i wbili we mnie pytający wzrok. Bez słowa
podałem im mapę.
- Skąd to
masz? Wygląda na bardzo stare – zapytał zaciekawiony Sam.
- Znalazłem,
jak szukałem majtek - paplałem bezmyślnie. - Było mi zimno w tyłek, bo w zamku
Avgara są straszne przeciągi, więc bardzo się śpieszyłem. Leżała w szufladzie
zupełnie nikomu niepotrzebna. Myślicie, że znajdziemy skarb? – wbiłem w nich
podekscytowany wzrok.
- Zaraz
zaraz. Lui, co ty robiłeś w domu tego drania z gołą pupą?! – zapytał groźnie
Sam.
- No….
wiesz…- zarumieniłem się gwałtownie.
- Nie wiem i
liczę, że ty mi powiesz! Mieliście się uczyć, więc jak do cholery znalazłeś się
w jego domu bez spodni?! – wściekał się mężczyzna.
- Uczyliśmy
się. Przysięgam! Potem musiałem się z nim rozliczyć i zajęło nam to sporo czasu
– plątałem się w zeznaniach wiedząc, że Sam nie pochwala mojej słabości do
demona.
- Ile ci
policzył, jeśli to nie tajemnica? – zapytał z dziwnym uśmieszkiem Artur.
- Ee..
dziesięć – rzuciłem szybko mając nadzieję, że to im wystarczy.
- Dziesięć
czego? – niestety nie odpuścił Ostrowski.
- Przez
dziesięć godzin musiałem być do jego dyspozycji. Mam swój honor i zawsze
spłacam długi. Nie mogłem się wycofać! –
zadarłem do góry nos.
- O ja cię
kręcę! – zaczął chichotać niepoprawny jak zwykle Artur. – Chcesz nam
powiedzieć, że bzykałeś się przez dziesięć godzin z Avgarem, zgubiłeś swoje
ciuchy, a potem jeszcze ukradłeś mu mapę? Lui, jesteś prawdziwym kosmitą. Takie
coś może przydarzyć się tylko tobie – mężczyzna opadł na dywan i zaczął wić się
ze śmiechu.
- Przestań
rżeć! To pomożecie mi czy nie? – zapytałem urażony jego zachowaniem.
- Właściwie,
to moglibyśmy. Na kiedy planujesz tą wyprawę? – Artur przestał się wygłupiać i
usiadł na podłodze.
- Futrzaku, w twoim wieku powinieneś być trochę
mądrzejszy, a nie popierać wszystkie głupie pomysły tego dzieciaka. Znowu
wpakujemy się w jakieś kłopoty – Sam jak się tego spodziewałem nie był zadowolony
z mojego pomysłu. Długo musieliśmy go przekonywać, aby się do nas przyłączył. W końcu jednak się poddał.
…………………………………………………………………
W poniedziałek miałem dość luźny dzień w szkole. Tylko cztery godziny wykładów i byłem wolny. Od dziewczyn uwolniłem się tłumacząc egzaminem na prawo jazdy. Zdałem go celująco bez jednej pomyłki. Avgar jest jednak genialnym nauczycielem. Drogo musiałem zapłacić za te lekcje, ale się opłaciło. Co prawda tyłek nadal mnie bolał pomimo zastosowania żelu, ale rozpierająca mnie radość spowodowała, że dolegliwości jakby zmalały. Oczywiście, kiedy wróciłem do domu oznajmiłem swoje zwycięstwo dzikim wrzaskiem i odtańczyłem w kuchni iście kozacki taniec.
- Teraz będę
mógł kupić samochodzik. Sonia jak myślisz jaki by do mnie pasował? – pytałem
podniecony.
- Wiesz,
niedaleko jest jednostka wojskowa – zaczęła z uśmieszkiem ciotka.
- I co, mają
tam jakieś fajne jeepy do sprzedania? – zapytałem podskakując z
niecierpliwości.
- Jeepy może
nie, ale widziałam parę poniemieckich czołgów. Będą w sam raz. Muszę dać tylko
ogłoszenie do gazety dla sąsiadów w jakich godzinach można się ciebie
spodziewać na drodze – nabijała się ze mnie w najlepsze Sonia.
- Phi, też
mi dowcip – nadąłem się obrażony i poszedłem do swojego pokoju. Wyciągnąłem
plecak i zacząłem się pakować. Musiałem dobrze przygotować się na wyprawę.
Dokładnie przemyślałem sobie co powinienem zabrać, żeby potem nie zwalali na
mnie jak coś się nie uda. Przyjaciele byli tym razem bardzo punktualni. O
wyznaczonej godzinie czekali na mnie przy tajnej bazie. Nie chciałem, aby
ciotka wiedziała jakie mamy plany. Ostatnio strasznie zrzędliwa się zrobiła.
Nic jej nie pasuje. To pewnie dlatego, że nie mogą jakoś dogadać się z Anką.
- Mały co
tam dźwigasz? Strasznie ciężkie – Artur zaciekawiony podniósł mój plecak do
góry.
- Jak to co?
Mam cały potrzebny sprzęt – latarki, linę, hak no i łopatę, żebyśmy mogli
wykopać skarb jak go znajdziemy. Tak sobie pomyślałem, że ten duży krzyżyk, to
może być nawet grób bezimiennego. Pamiętacie chyba tę legendę? To niedaleko,
więc tam pójdziemy najpierw.
- Luis, nie
bądź niemądry. Tego grobowca szukało setki ludzi. Gdyby coś takiego tu było już
dawno by zostało odnalezione. Ten las przecież nie jest znowu taki duży –
wymądrzał się Sam psując całą zabawę. – Możemy odkopać jedynie parę niemieckich
truposzy z okresu ostatniej wojny.
- Idziemy na
Krasną Górę tak jak zaplanowałem. Najwyżej przyniesiemy parę eksponatów do
naszego muzeum. Kustosz się ucieszy. Ostatnio narzekał na straszne nudy –
pokazałem Ostrowskiemu język i ruszyłem przed siebie leśną ścieżką. Kiedy
dotarliśmy na miejsce wyciągnąłem z plecaka wykrywacz metali i zacząłem
poszukiwania w miejscu oznaczonym krzyżykiem. Z poważną miną i oślim uporem
chodziłem tak ze dwie godziny kręcąc się w kółko.
- Luis,
przecież widzisz, że tu nic nie ma. Wracajmy bo zaczyna się ściemniać – odezwał
się Sam i zabrał mi urządzenie.
- Jeszcze
chwilę, tu na pewno coś jest, czuję to – jęczałem patrząc na niego błagalnie. –
Nie bądź takim zgredem - tupnąłem mocno nogą i poczułem z przerażeniem, że
ziemia pode mną pęka, a ja lecę w dół w kompletną ciemność.
- Aaaa…..! -
darłem się jak opętany. W ostatniej chwili zdążyłem wyciągnąć rękę i złapałem
się czegoś metalowego. Słyszałem okrzyki trwogi moich przyjaciół.
- Mały,
żyjesz? – dotarł do mnie nieco drżący głos Artura.
- Pewnie, że
tak. Przestań się głupio pytać i poświeć latarką. Jestem chyba w jakiejś studni
– krzyknąłem w stronę majaczącego się u góry otworu.
- Dobra,
umocujemy tylko linę i wchodzimy za tobą. Zostań tam i niczego nie kombinuj –
odezwał się Sam. Przypomniało mi się, że w kieszeni mam zapalniczkę. Wyciągnąłem
ją i poświeciłem dookoła. Faktycznie byłem w jakimś sporym, kamiennym szybie. Zacząłem opuszczać się na dół. Skoro już tu byłem, nie miałem
zamiaru odpuścić. Wkrótce sięgnąłem dna. Było zupełnie sucho, nigdzie śladu
wody. Zacząłem dokładnie oglądać ściany
wyglądające jakby wykuto je w litej skale. Na jednej z nich zobaczyłem
kwadratowe pole w czarno-białą kratkę. – Hm, zupełnie jak szachownica. Niestety
nie umiem grać w szachy.
- Ej, tam
złaźcie tu szybko. Chyba coś znalazłem – krzyknąłem. Pierwszy na dół dotarł
Artur i spojrzał na ścianę rozczarowany.
-
Łee..Myślałem, że to coś ciekawego!
- Bo to jest
coś ciekawego, tylko twój głupi mózg nie może tego pojąć – odezwał się Sam
zeskakując z drabiny obok niego. – Spójrz tutaj, te ozdóbki są mocno zatarte,
ale chyba widzę zarys końskich łbów. Wiecie jak porusza się konik szachowy? -
zaczął naciskać poszczególne pola. Po którejś z kolei próbie usłyszeliśmy przeraźliwy
zgrzyt i skała się przesunęła ukazując wejście. Znaleźliśmy się w niewielkiej
jaskini. Mała sufit i ściany pokryte różnymi minerałami. Kiedy się na nie
poświeciło mieniły się jak najprawdziwsze diamenty. Dokładnie pośrodku w kręgu
z czarnych kamieni stał wielki, kamienny katafalk. Wyglądał jakby stanowił
całość z podłożem. Wyryto na nim mnóstwo tajemniczych znaków i run. Podszedłem
do niego i zacząłem wodzić ręką po wyżłobieniach.
- Luis,
lepiej to zostaw, z twoim pechem może ci się udać to otworzyć i … - nie zdążył
dokończyć Ostrowski, bo pokrywa odsunęła się i z hukiem spadła na posadzkę
rozpadając się na kilka części.
- Cholera
jasna! – zaklął Artur. – Mały nie podchodź bliżej. Nie wiadomo co tam jest.
Może tak jak w piramidach będzie się ulatniał trujący gaz!
- No co wy!
Tam na pewno jest ukryty skarb bezimiennego! – przechyliłem się przez krawędź i
zajrzałem do środka. – Jaki piękny! Musicie to zobaczyć. W życiu nie widziałem
kogoś takiego! Wygląda jakby spał.
Jestem ciekawa co takiego tam Luis zobaczył... Dziś żadnych zboczeń o.O.... dziwne... A co tam, da się wytrzymać, czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. >_<
OdpowiedzUsuńBuu..Ty zawsze kończysz w jakimś ciekawym momencie. Ciekawe co Lui tam zobaczył? Mówił to w taki sposób jakby jakiegoś przystojnego faceta spotkał.
OdpowiedzUsuńCzekam na następną notkę !
Pozdrawiam
No wiesz, od tego ma się fanów by byli wymagający, co nie? :-)
OdpowiedzUsuńNa razie to totalnie mnie zaktęciła opcja zaaranżowanego małżeństwa, mimo że to opo też lubię. Po prostu mam chyba jakieś zboczenie związane z tym 'łączeniem na siłę aż wyjdzie prawdziwa miłość' xD.
A co do wymagsć, to nadal będę się dopominała o następne rozdziały! Od tego tu jestem, co nie? xD. Jutro czekam na 9 rozdział Małżeństwa zaaranżowanego!
PS Tylko ci głowę urwać za kończenie w takim momencie tego rozdziały xD
a mnie nie wymieniłaś na początku notki T^T
OdpowiedzUsuńco do rozdzialiku to suuuper ^^ jak Luis chodził w tej koszuli Avgara to już myślałam, że Avcio się na niego rzuci ;D a Sam i Artur zaniedbują Zoliego, by się ekhem przespać i tak jakoś bez ubrań.. no cóż nie wnikam... ;p nie mogę się doczekać następnej części!
"dziennik" ? za tego "dziennika" strzelam focha >o>
OdpowiedzUsuńŚwietny wciągający rozdział, który dużo obiecuje:) A ja już nawet wiem co:D i przygody w opowiadaniach są konieczne więc rozdział wcale nie był nudny ja się tak wciągnęłam że nie zorientowałam się nawet kiedy skończyłam. Pisz szybciutko bo nie można tak kończyć, dużo weny:) i zapraszam http://opyaoi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńco zobaczył, co zobaczył, co zobaczył? prooosze dodaj notkę ;D piszesz genialnie, już ci mówiłam? chyba nie,więc ci mówię- piszesz genialnie!!!!!
OdpowiedzUsuńMagnolia
O Chryste Panie! Zrobiło się ciekawie! Już nie mogę się doczekać dalszej częsci:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ty to robisz specjalnie! Przerwać w takim momencie?! Może to naprawdę ten bezimienny....
OdpowiedzUsuńPrzemierzyłam wiele blogów, szukając takiego, który wciągnie mnie od pierwszego zdania. Czytałam historie lepsze i gorsze, jednak żadna nie wzbudziła we mnie wielkiej ciekawości, czy chęci poznania dalszych losów bohaterów... Aż w końcu trafiłam tu, na bloga wyglądającego całkiem zwyczajnie, lecz kiedy zaczęłam czytać historie tu opisaną nie mogłam się od niej oderwać...
OdpowiedzUsuń(to chyba mój najbardziej kreatywny i najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek napisałam *_*)
A tak na serio- piszesz genialnie! Przeczytałam twojego bloga za jednym zamachem i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
Pozdrawiam :D
kto jest piękny ?!! no kto? znowu skończyłaś w tak pięknym momencie xD to nie fair,
OdpowiedzUsuńznowu się zaczytałam, a teraz co? Muszę czekać na kolejną notkę,, mam nadzieję, że szybko się pojawi,
Twoja Maru;3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zdał egzamin na prawo jazdy, ale Sonia okropna z tym dogryzaniem Luisowi... wymęczony Wacus a Avgar wciaz napalony... mapa skarbów coś mi się wydaje że będą kłopoty... czyżby trafili jednak na bezimiennego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka