To rozdział dla wszystkich
zboczuszków. W szczególności dedykuję go Sol. Te wszystkie głupoty powstały w
mojej pokręconej głowie z powodu jej wzmianki o czerwonej wstążeczce.
Była sobota
i miałem nadzieję na słodkie lenistwo przed telewizorem. Niestety ledwo
zdążyłem zjeść śniadanie rozdzwonił się mój telefon. Pogryzając tosta z
marmoladką z naszych truskaweczek odebrałem, mamrocząc niezbyt uprzejme
powitanie.
- Czego? –
warknąłem.
- Luis
jesteś mi potrzebny, więc się zbieraj. Będę po ciebie za pół godziny –
usłyszałem głos Artura. Nie czekając na moją odpowiedź drań się wyłączył. Co on
sobie myśli? Jestem jego służącym czy co? Przyjechał o dziwo punktualnie.
- Hej
pospiesz się młody, bo nam sklepy pozamykają – popychał mnie niecierpliwie do
wyjścia.
- A
właściwie po co jedziemy do Krakowa? Co masz zamiar kupić? – zapytałem. Do
czego jestem właściwie ci potrzebny?
- Znasz to
miasto lepiej ode mnie – otworzył przede mną drzwi do swojego jeepa – a mnie
potrzebne jest parę drobiazgów. Wiesz, gdzie można dostać obrożę dla psa i taką
elegancką smycz z łańcuszka?
- Masz
pieska? Pokażesz? – podskoczyłem na siedzeniu.
-
Niezupełnie. Luis, nie musisz wszystkiego wiedzieć! – ze zdumieniem
stwierdziłem, że lekko się zaczerwienił.
- A może
chcesz zrobić komuś prezent? – dopytywałem się natarczywie, coraz bardziej zaciekawiony
tajemniczością mężczyzny.
- Tak, prezent – zgodził się nieco zbyt szybko. – Jeszcze zaprowadź mnie do grawera i
do sklepu, gdzie można nabyć czerwoną kokardę.
- Chcesz
przekupić Sama prawda? Trzeba było tak od razu – kiedy tylko przybyliśmy na miejsce
najpierw zaciągnąłem go do pasmanterii. Kupiliśmy słodką czerwoną kokardę w
pulchne, różowe serduszka. Potem jeszcze skórzaną obrożę na bardzo dużego psa i
długą smycz. Co dziwne do grawera nie pozwolił mi ze sobą iść. Dał mi na lody
jak jakiemuś dzieciakowi i kazał zaczekać w parku. Rozpalił tym moją wyobraźnię
do czerwoności. Muszę przyznać, że bardzo szybko wrócił z powrotem z wielce
zadowoloną miną.
- Możemy już
wracać. Dzięki za pomoc Luis – uśmiechnął się do mnie szeroko, a w jego oczach
pierwszy raz od wielu tygodni zobaczyłem psotne iskierki. Cokolwiek ten facet
robi to cieszę się, że wreszcie wraca do formy. Ostatnio jego mina przypominała
dojrzałego nieboszczyka. Wsiedliśmy do samochodu. Chciałem ukradkiem zerknąć do
tajemniczej paczuszki, ale Artur przezornie położył ją z dala ode mnie. Bogowie
jednak mi sprzyjali. W autku zaczęło coś pyrkać i Futrzarski ze zgrozą
stwierdził, że zapomniał zatankować paliwa. Podjechaliśmy do najbliższej stacji
benzynowej. Jak tylko mężczyzna zniknął mi z horyzontu rzuciłem się na
torebeczkę jak jastrząb. Ostrożnie odwiązałem sznureczki i zobaczyłem małą
srebrną tabliczkę z napisem.
Jestem
zwierzakiem Samuela Ostrowskiego
On chyba
rzeczywiście kupił mu psa, tylko dlaczego nie chciał mi go pokazać? Może to
jakaś niezwykła rasa. Zamiast się uspokoić byłem zaintrygowany jeszcze
bardziej. Też mi przyjaciel. Robić ze zwykłego prezentu taki sekret. Muszę to
zbadać dokładniej. Jak tylko dojechaliśmy do domu pomachałem zamyślonemu
Arturowi na pożegnanie i pobiegłem wprost do Anki. Na szczęście była w swoim
pokoju. Zrelacjonowałem jej całe zajście ze szczegółami.
- To
rzeczywiście podejrzane! Co ten typek knuje? – Kręciła głową dziewczyna. Wiedziałem,
że w niej znajdę przyjazną duszę.
- Pójdziemy
za nim gdziekolwiek się uda. Wchodzisz w to? – zapytałem właściwie
niepotrzebnie. Czarne oczy Anki zabłysły jak najprawdziwsze latarenki. – Będziemy
na zmiany obserwować przez lornetkę jego dom. Jak tylko wyjdzie, będziemy go
śledzić.
-Detektywie
Luis.
- Detektywie
Ann – podaliśmy sobie ręce jak prawdziwi zawodowcy.
………………………………………………………………………
Wieczorem, gdzieś koło dwudziestej pierwszej zaczęliśmy już tracić nadzieję. W domu Artura
nic ciekawego się nie działo. Zrobiło się całkowicie ciemno i coraz trudniej
było coś wypatrzyć. Nagle Anka zerwała się na równe nogi.
- Chodź Lui.
Artur właśnie wyszedł, ale wiesz, nie ma ze sobą żadnego psa. – W czarnych
bluzach z kapturami, uzbrojeni w latarki zaczęliśmy skradać się za Futrzarskim
w bezpiecznej odległości. Oczywiście, tak jak przypuszczałem poszedł do willi
Sama. Zapukał grzecznie do drzwi, a my schowaliśmy się w pobliskich krzakach.
Jako, że zabraliśmy też lornetki mieliśmy całkiem niezły widok na całą akcję. Sam
otworzył, ale na widok Artura natychmiast się nadął.
- Co ty
tutaj robisz o tej porze? – zapytał chłodno.
- Mam dla ciebie
propozycję. Pozwól mi tylko wyjaśnić – tłumaczył się łagodnie mężczyzna.
- Masz pięć
minut i wypad – warknął do niego Sam.
- Ostatnio
się między nami nie układa. Mówisz ciągle. że straciłeś do mnie zaufanie.
Powiedziałeś nawet, że jestem jak kundel, który poleci na każde ładne futerko.
W takim razie proszę. Będziesz mógł mnie kontrolować i tresować do woli –
ściągną kurtkę i naszym zdumionym oczom ukazała się zapięta na szyi skórzana obroża
ze znajomym mi napisem.
Jestem
zwierzakiem Samuela Ostrowskiego
Przypiął do
niej smycz i jej koniec wręczył oniemiałemu Samowi mrugającemu z
niedowierzaniem oczami. Chyba biedaczek myślał, że to jakieś zwidy czy fatamorgana.
- Kochanie
zacznij oddychać, bo będę musiał ci zrobić sztuczne oddychanie – odezwał się z
uśmiechem Futrzarski.
-
Chciałbyś! Do nogi draniu! – mężczyzna szarpnął
za łańcuszek i pociągnął go do salonu. Usiadł na kanapie i wziął do ręki
drinka.
- A ja? –
nieśmiało odezwał się Artur.
- Leżeć i
milczeć! – wskazał mu miejsce na dywanie u swoich stóp. Ułożył się wygodnie i
włączył jakiś program muzyczny. A my przyczołgaliśmy się bliżej, aby nie uronić
ani jednego słówka. Futrzarski siedział przez chwilę grzecznie, kręcił się i
wiercił patrząc błagalnie na mężczyznę, ale ten zupełnie nie zwracał na niego
uwagi. Zaczął więc popiskiwać jak najprawdziwszy szczeniak, a kiedy i to nie
pomogło lizną go w rękę. Szczęśliwy, że Sam mu jej nie wyrwał dobrał się do
niej na całego. Szczypał ją i kąsał zębami coraz śmielej. Ssał po kolei smukłe
palce biorąc je głęboko do gardła. Mruczał przy tym z zachwytu i mrużył z
ekscytacji lśniące oczy. Ostrowski siedział jak zaczarowany, usiłując wyglądać
na całkowicie obojętnego. Zdradzały go jednak coraz ciemniejsze rumieńce
wykwitające na bladych policzkach i przyśpieszony oddech. Najwyraźniej jego
urażona duma zaczynała przegrywać z
wyposzczonym ciałem. Dłonie Artura zaczęły poczynać sobie coraz śmielej. Masowały
posuwając się w górę najpierw łydki potem uda mężczyzny. Klęcząc przed przyjacielem, powoli, starając się go
nie spłoszyć rozsunął mu nogi. Kiedy jego ręce dotarły do stwardniałego krocza
pochylił się, polizał je przez spodnie i zaskomlił.
- Ty
zupełnie oszalałeś! Chcesz, żebym zwariował razem z tobą? – stwierdził nieco
zachrypniętym głosem Sam. Futrzarski tylko warknął tryumfalnie i zaczął zębami
rozpinać spodnie kochanka.
- Anka - szepnąłem
do ucha dziewczynie – chyba powinniśmy już iść. Robimy tu właśnie za
podglądaczy.
- Jeszcze chwila,
nie widzieliśmy przecież prezentu. Do czego mu była potrzebna ta kokardka? –
chwyciła mnie mocno w pasie i zatrzymała na miejscu. – Poza tym trochę doświadczenia
ci się przyda. Jak tam twój wianuszek?
- Zwiądł, a
tyłek do dzisiaj mnie boli. Może rzeczywiście powinienem popatrzyć – zacząłem się
na serio zastanawiać. Dostałem nagle w łeb od Anki.
- Ty mała
cholero, dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Ładny z ciebie przyjaciel – uszczypnęła
mnie w policzek. – Siedź cicho, bo się zorientują. – Spojrzałem przez okno i
stwierdziłem, że akcja posunęła się dalej. Sam w rozpiętej koszuli leżał na
kanapie, a na nim Artur z zapałem całujący jego klatkę piersiową i ssający nabrzmiałe sutki.
- Wwłaściwie
to powinieneś przynieść mmi jakiś ppodarunek. Wykpiłeś się tanim kosztem –
wyjąkał Ostrowski, wyginając się w łuk pod wpływem pieszczot przyjaciela.
- Mam dla
ciebie niespodziankę. Dam ci mój najcenniejszy skarb – stwierdził Artur z
zagadkowym uśmieszkiem. - Usiądź sobie wygodnie, a ja ci go zaprezentuję. Wstał
i podszedł do radia. Nastawił spokojną, zmysłową muzykę. Odwrócił się do
Ostrowskiego i poruszając się w rytm melodii zaczął najprawdziwszy striptiz.
Najpierw zrzucił koszulę, a potem odwrócił się do mężczyzny tyłem, kołysząc lekko
biodrami zsunął z siebie jeansy wraz z bielizną.
- Przestań
się ze mną droczyć i chodź do mnie – jęknął Sam cały czerwony na twarzy.
- Oczywiście
kochanie. Musisz tylko jeszcze odpakować swój prezent – wykonał obrót, wyprostował
się dumnie i zaprezentował zafascynowanemu mężczyźnie swojego stojącego na
baczność, sporego penisa przystrojonego czerwoną kokardą. Różowe serduszka
zamigotały radośnie do po raz drugi pozbawionego dzisiejszego wieczora oddechu,
Ostrowskiego. Artur sięgnął do ozdóbki pragnąc ją ściągnąć, ale dostał
natychmiast po łapach.
- Ani się
waż. To moje. Nikt cię nie nauczył, że nie należy dobierać się do cudzych zabawek!
– mężczyzna chichocząc, delikatnie zaczął rozwiązywać wstążeczkę czule muskając
opuszkami palców delikatną skórkę. Po czym niespodziewanie sięgnął po swoją
komórkę i zrobił zażenowanemu mężczyźnie kilka zdjęć. – To na wypadek, gdyby jeszcze
przyszło ci do głowy szukać szczęścia gdzie indziej. Słowo daję, że jak cię
zobaczę z innym facetem to opublikuję to w Internecie. A teraz mój ty zwierzaczku
przestań się gapić i włóż go tam gdzie jego miejsce, zanim wybuchnie. - Sam zwinnie zsunął
spodnie, położył się na brzuchu i wypiął zachęcająco tyłeczek do mężczyzny.
Artur rzucił się na niego jak wygłodniały lew na ofiarę. Jednym płynnym ruchem
wbił się aż do końca.
- Aaaa –
krzyknęli obaj od razu łapiąc wspólny rytm. Ciało uderzało o ciało , skóra
pocierała o skórę, drażnili i pobudzali
nawzajem swoje punkty erogenne. Nie minęło wiele czasu jak przemienili się w
jedną wielką, płonącą kulę pożądania. Lśnili od potu, drżeli od
niezaspokojonego pragnienia chcąc jeszcze mocniej, szybciej i więcej. W końcu
wybuchli w ekstazie, a lepka sperma pokryła wszystko dookoła.
- Kocham cię
wariacie – wyszeptał cicho Sam – bardzo za tobą tęskniłem.
- No pewnie, że tak. Gdzie znalazłbyś równie
dobrze wyszkolonego psa? Inteligentnego, przystojnego i wykonującego bez
mrugnięcia okiem wszystkie rozkazy – uśmiechną się do niego zawadiacko Artur
czule przytulając go do siebie.
Od razu się domyśliłam po co mu te rzeczy.Seksownie. A Luis i Anka widzieli ciekawe przedstawienie, zboki jedne
OdpowiedzUsuńUmarłam XDDDD Bezcenne, pięknie i idealne :DDD Co się w tej twojej głowie czai XD Artur wierny pies, zadowolił swojego pana. ;D Jaaa cie, normalnie nie wiem co mam napisać. Bardzo mi się podobał rozdział... chociaż, to znaczy, że jestem nieźle stuknięta i zboczona... ale to nic, to się skasuje. xDDD Życzę dużo weny, czekam na jakieś ostre scenki między Luisem i Avgarem ^^
OdpowiedzUsuńhehe Luis był przekonany, że to dla pieska.. no cóż piesek był inny niż się spodziewał.. hehe
OdpowiedzUsuńi zboczuchy podglądały! niu niu nie ładnie... no to teraz czekamy na to jak Luis wykorzysta zdobytą wiedzę przy spotkaniu z Avgarkiem <3
O mój Boże...
OdpowiedzUsuńJa na miejscu Sama zakryłabym oczy i z piskiem wybiegła.
Jestem bardzo nieśmiałą dziewczynką (chowa czerwoną twarzyczkę w ręce, przyznając cichutko że rozdział ją rozkręcił).
Szczerze to liczyłam na Avgara (Seks w lesie , Seks w jeziorze, seks u Lui'ego w pokoju zagrożony nagłym wejściem smoka "czyt. Soni"Rety Rety) on jest taki... męski *.*
Pozdrawiam
Udało Ci się mnie bardzo pozytywnie zaskoczyć:) Rozdział świetny i cieszę się Ci poddałam taki świetny pomysł:) i czekam na więcej podobnych scen. Co do podglądaczy to może Luis dzięki temu zyska jakiś ciekawy pomysł:) Dużo weny
OdpowiedzUsuńMaru ma wypieki na twarzy *_* waaaa.
OdpowiedzUsuńnapisałam bym coś więcej, ale brak mi słów plus wracam do czytania tego rozdziału jeszcze raz O_O
Twoja Maru;3
Cudowna notka. Luis i Anka to świntuchy to potęgi entej!!! Nieładnie jest tak podglądać XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
http://death-note-love-yaoi.blogspot.com/
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Luis jaki ty jesteś nie domyślny, ale Artur to z prezencikiem się postarał choć troche myślałam że odda Samowi siebie i ten będzie dominował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka