Było już
późne popołudnie, a obiadu ani śladu. W brzuchu burczało mi niemiłosiernie.
Wszystkie baby przywlekły się do domu dopiero przed chwilą i zabrały się za
gotowanie. Siedziałem na werandzie i wystawiałem twarz do jesiennego słoneczka.
- Hej, ja tu
umieram! Jedyny mężczyzna w tym domu kona z głodu! Nie wstyd wam? Kiedy
wreszcie będzie żarełko? – zawołałem w stronę kuchni.
- Ty lepiej
siedź cicho – Ilona usiadła obok mnie i ręką zatkała mi usta. – Atmosfera w
kuchni jest tak gęsta, że można ją nożem kroić.
- Anka znowu chodzi po domu w tej miniówie? – zapytałem domyślnie.
- Tak, ale
teraz nosi do niej stringi. Zdjęła też stanik. Ktoś durny musiał jej to
doradzić. Czy to czasem nie ty? – spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja
spuściłem głowę. – Kretynie! To przez ciebie ten dom przypomina teraz pole
minowe! – pacnęła mnie w głowę gazetą.
- Przestań
się tu kręcić! Idź lepiej do ogródka i przynieś mi pietruszki! – usłyszałem
zirytowany głos ciotki.
- Już pędzę.
Tylko się nie denerwuj – dobiegł nas łomot i pisk Anki. Dziewczyna wyskoczyła
jak z procy, przebiegła koło nas i z impetem wpadła w grządki. Niestety zamiast
zająć się zieleniną jej wzrok przyciągnęły eksperymentalne truskawki Soni.
Zaczęła z wielkim zapałem i błogim wyrazem twarzy wyżerać je jedna po drugiej.
- Trzeba
ją stamtąd wyciągnąć, bo będzie awantura
– szepnąłem do Ilony.
- No coś ty!
– włożyła mi do ręki otwartą paczkę z popcornem. – Kiedy ostatnio oglądałeś
dobry film akcji? – posłała mi diabelski uśmieszek i zmusiła mnie abym usiadł
na schodach, skąd mieliśmy niezły widok na ogródek. Ta dziewczyna jest naprawdę
dziwna. Czasami przeraża mnie o wiele bardziej niż Anka. Nie musieliśmy długo
czekać na rozwój sytuacji. Po jakiś pięciu minutach z domu wyszła wkurzona
Sonia.
- Gdzie się
podziała ta paskudna dziewucha? – omiotła wzrokiem okolicę i stanęła jak wryta.
Anka była odwrócona do nas tyłem. Mocno pochylona, wesoło podśpiewując
podgryzała truskaweczki, wypinając do słoneczka zgrabną dupcię. Spódniczka była
naprawdę niezła. Podjechała wysoko do góry ukazując światu jasne pośladki
ubrane w jedwabne stringi. Ciotka
niestety szybko ocknęła się z chwilowego zamroczenia. Ruszyła w stronę
nieświadomej dziewczyny skradając się jak prawdziwy drapieżnik. I pewnie by się
jej udało, gdyby nie złośliwość natury. Przepadła przez bruzdę i upadła przed
Anką na kolana. W tym samym momencie ta słysząc za sobą jakiś hałas odwróciła
się i głowa Soni znalazła się dokładnie między jej piersiami. Widzieliśmy jak
na ich twarze występują ogniste rumieńce. Sok z trzymanego w ręce owocu zaczął
kapać na odkryty dekolt znieruchomiałej z wrażenia Anki . Czerwona strużka
zniknęła gdzieś między krągłymi półkulami. Ciotka jak zahipnotyzowana pochyliła
się i zlizała językiem słodki nektar.
- Aach… -
usłyszeliśmy przeciągły jęk gothki.
- Oż kurwa!
Koniec z tym! – To Sonia odzyskała władzę nad swoim ciałem. Porwała zaskoczoną
dziewczynę na ręce, zarzuciła ją sobie bez wysiłku na plecy i mocno klepnęła w
nagie pośladki. Po czym pomaszerowała do domu nie zaszczycając nas nawet jednym
spojrzeniem.
- Biegniemy
– rzuciła mi podekscytowana Ilona i pognała za nią. Co było robić? Zrobiłem
dokładnie to samo. Kiedy wdrapałem się na górę. Zobaczyłem jak ciotka wrzuca
otumanioną brankę do kabiny prysznicowej, przyciska ją do szklanej ścianki i
wpija się namiętnie w jej usta. Dziewczyna była w jej rękach jak wosk. Jęczała
tylko i pozwalała na wszystko co jej przyszło do głowy. Całowały się tak przez
chwilę, ocierając bezwstydnie o siebie. Wreszcie Sonia odsunęła się nieco i
spojrzała na zupełnie nieprzytomną, ciężko dyszącą Ankę z przewrotnym
uśmieszkiem. Odkręciła kurek z lodowatą wodą i wyskoczyła zwinnie z kabiny
zamykając ją za sobą na zameczek.
- Ooooo… - rozległ się przeraźliwy wrzask dziewczyny miotającej się w środku. – Wracaj tutaj ty cholerna wiedźmo!
- Co ona jej
zrobiła? – zapytałem szeptem Ilonę.
- Ślepy
jesteś? – wskazała wzrokiem na rękę Soni w której trzymała kurki od wody. –
Ona nie może wyjść, nie ma też czym zakręcić wody. Twoja ciotka jest..
hehe..prawdziwą czarownicą. Chyba chciała po prostu troszkę się zemścić i
ostudzić nieco zapały naszej napalonej koleżanki.
……………………………………………………………………………
- Aniu,
Aneczko – błagałem oburczaną dziewczynę od samego rana. Od tamtego dnia nie
odzywała się ani do mnie, ani do Ilony. – Nie bądź taka. Przecież ci pomogłem i
dostałaś nawet więcej niż jednego całuska.
- Otrzymałam
też ból gardła i potężny katar – warknęła do mnie nieprzejednana goth’ka.
- Ale to
nasi przyjaciele i strasznie się martwię. Tak bardzo się kochali a teraz nie
rozmawiają nawet ze sobą. Obaj bardzo cierpię i są uparci jak barany. Zwłaszcza
Samuel. Proszę cię chodźmy do niego i chociaż spróbujmy go przekonać – jęczałem
jej za uchem.
- Luis, to
dorośli faceci. Dadzą sobie radę bez ciebie.
- To chociaż
zobaczmy co robią – wlepiłem w nią szczenięce oczka.
- Nie dasz
mi spokoju co? Dobra, ale tylko na chwilę. Zerkniesz sobie czy wszystko w
porządku i się zmywamy. Jak ten twój facet z tobą wytrzymuje? Wygląda jak sam
książę piekieł, ale musi mieć chyba anielską cierpliwość – uściskałem ją i
pociągnąłem na dwór. Zapadł już zmierzch. Noc była bardzo ciepła i pogodna jak
na tą porę roku. Szliśmy powoli w stronę domu Sama stojącego nieco na uboczu w
głębi leśnej głuszy. Tą drogą prawie nikt nigdy nie chodził. Jakie było nasze
zdziwienie, jak tym razem co chwila mijaliśmy grupki rozchichotanych
przechodniów, podążających w tym samym kierunku co my.
- Co się tu
dzieje? Ostrowski urządza jakąś imprezę i nas na nią nie zaprosił? – odezwała
się zaintrygowana dziewczyna.
- Wkrótce
się dowiemy. To już niedaleko – pod bramą prowadzącą do willi Sama zebrał się
spory tłumek ludzi z miasteczka. Wszyscy rozgadani i uśmiechnięci widać było,
że na coś czekają.
- Hej, coś
będą rozdawać –zaczepiłem starszą panią.
- Cicho,
zaraz się zacznie. To takie romantyczne. Mój mąż nigdy nie zrobił dla
mnie czegoś takiego – westchnęła najwidoczniej zachwycona kobieta.
Przepchnęliśmy się z Anką do przodu aby lepiej widzieć co się tu będzie działo.
Ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu pod bramę zajechał niewielki bus. Wysiadła z
niego grupka najprawdziwszych mariachi w sombrerach z instrumentami w rękach
stanęli w półkolu. Na czoło kolorowej gromadki wysunął się ku mojemu
zaskoczeniu Artur z gitarą w ręku. I zaczął się najprawdziwszy koncert. Nie
miałem pojęcia, że Futrzarski potrafi tak świetnie grać. Śpiewał też całkiem
nieźle. Zawodzili jedną po drugiej słodkie serenady a zachwycony tłumek klaskał
im do rytmu.
- Grają tak
już od tygodnia. Ładnie, prawda? – odezwała się do mnie kobiecina. - Ten
Ostrowski, to nie ma serca pozwalając tak cierpieć biednemu chłopakowi. Gdyby
ktoś do mnie tak pięknie śpiewał oddałabym mu się cała – babcia rozczulona otarła łezkę z oka. Ten właśnie moment wybrał
sobie Sam na wkroczenie do akcji. Brama wejściowa nagle rozwarła się z
paskudnym zgrzytem. Mariachi umilkli, a Artur ścisnął w ręku mocniej gitarę.
- Won z
mojej posesji, ale już! – krzyknął najwyraźniej rozwścieczony mężczyzna. Po
czym złapał za rękę oniemiałego Futrzarskiego i pociągnął go do środka.
- Młody
człowieku, tylko nie zrób temu ślicznemu chłopcu krzywdy – odezwała się
odważnie kobiecina.
- On należy
do mnie i to moja sprawa co z nim zrobię, a wam nic do tego – zatrzasnął
bezczelnie furtkę przed nosem szemrającym gapiom. Tłumek powoli zaczął się
rozchodzić plotkując ile sił.
- I co ty na
to? – zapytała mnie mocno rozbawiona Anka.
- Powiedział
,,należy do mnie” więc chyba nie jest jednak tak źle – odparłem z zadowoleniem.
– Dobrze. że tu przyszliśmy. Teraz będę mógł spokojnie zasnąć.
……………………………………………………………………………
Powiedziałem
to chyba w złą godzinę bo większość nocy nie przespałem. Zrobiło mi się smutno
i dręczyła mnie zwykła ludzka zazdrość. Wszyscy znaleźli sobie kogoś tylko ja
byłem sam. Na myśl o tym jak namiętnie dziewczyny całowały się w tej kabinie
zrobiło mi się gorąco. A mnie nie ma kto dać nawet najmniejszego buziaczka.
Życie nie jest sprawiedliwe. Usiadłem na placyku przed budynkiem Akademii.
Dziewczyny już dawno skończyły wykłady i wróciły do domu. Musiałem zostać nieco
dłużej i teraz nie miałem czym jechać. Sonia zmusiła Avgara, żeby się mną
zajął. Czekałem więc na niego, ale spóźniał się już pół godziny. Skończyły się
lekcje i rozgadana fala młodzieży zalała okolicę.
- Luis, co
tak tu stoisz taki samotny – zachichotała grupka miejscowych ślicznotek.
-Czekam na
podwózkę, ale wygląda na to, że mnie olał – westchnąłem i wzruszyłem ramionami.
- Chyba
jednak nie. Widzisz tego przystojniaka tam z boku. Opiera się o takie sportowe
cudeńko. Gapi się na ciebie od kilku minut – odparła najwyższa z nich i
wskazała ręką w bok. Podążyłem za nią wzrokiem i zobaczyłem Avgara w ciemnych
okularach wyglądającego w nich jak sam szef Yakuzy. – Ten pewnie do ciebie, bo
nigdy go tu nie widziałyśmy. Powiedz, gdzie ty zrywasz tych wszystkich
nadzianych słodziaków?
- To tylko
mój kierowca – odparłem nie patrząc jej w oczy.
- Taa..
kierowca..A ja jestem twoją babcią – zakpiła dziewczyna i cała grupka wesoło
zarechotała. Pomachałem im i pobiegłem szybko do samochodu zanim jeszcze coś ze
mnie wyciągnęły. Usiadłem cichutko na miejscu dla pasażera i zapiąłem pasy.
Kompletnie straciłem humor. Nie odzywałem się przez calutką drogę. Widziałem
jak demon spogląda na mnie zdziwiony. Spojrzałem w szybę. Robiło się coraz ciemniej.
No cóż. To przecież jesień. Jak sobie pomyślałem, że w ten weekend zupełnie nie
będę miał co robić, ani otworzyć do kogo buzi to usta same ułożyły się mi w
podkówkę. Dziewczyny jechały na jakiś babski zjazd, a ciotka z przyjaciółką do
Spa. Zostałem więc samiutki jak ten palec. Kiedy podjechaliśmy pod dom
wypełzłem ociągając się z samochodu i burknąłem jakieś pożegnanie. Avgar jednak
nie odjechał jak się tego spodziewałem wszedł za mną do przedpokoju i złapał
mnie za ramię.
- Lui,
strasznie dzisiaj jesteś cichy. Normalnie to buzia ci się nie zamyka. Chory
jesteś? – zapytał gładząc mnie po policzku i zaglądając mi w oczy.
- Mam doła –
odtrąciłem jego dłoń i westchnąłem. – Wszyscy kogoś mają, a ja nawet nie mam
się do kogo przytulić – wyszeptałem żałośnie.
- Skrzacie,
nie przeginaj, bo może to się dla ciebie źle skończyć – mężczyzna objął mnie w
talii i przyciągnął do siebie.
- Więc
dostanę całuska? – spojrzałem na niego z nadzieją. – Ale takiego prawdziwego z
języczkiem – bez wahania przytuliłem się do jego szerokiej piersi. – To twoja
wina. Od tamtego czasu, no wiesz – zarumieniłem się po same uszy – śnisz mi się
każdej nocy z tym cholernym piórkiem w ręku. Potem przez większość dnia mam
erekcję i biedny Wacuś chyba się od tego wreszcie pochoruje – wypaliłem znienacka
i zamilkłem ogromnie zmieszany. Demon zsunął swoje dłonie na moją pupę i
zacisnął na niej mocno palce. Podniósł mnie do góry i owinął sobie moje nogi dookoła
swojej talii. Przycisnął mnie do drzwi i spadł na moje usta jak jastrząb. Wdarł
się w nie brutalnie zanurzając się w gorące wnętrze.
- Lui,
oszaleję przez ciebie – usłyszałem ochrypły głos Avgara. Objąłem go za szyję by
być jeszcze bliżej. Całował mnie, lizał i gryzł splatając nasze języki w
szalonym tańcu namiętności. Drżałem i wiłem się w jego ramionach jęcząc z
zachwytu.
-Kochaj się
ze mną – niespodziewanie wyrwało się z moich nabrzmiałych ust.
- Dzieciaku,
jeszcze niedawno uciekłeś przede mną i kazałeś mi się skurczyć – zachichotał mi
do ucha gryząc jego płatek.
- Weź mnie
natychmiast – otarłem się o niego lubieżnie. Jeśli tego nie zrobi, jeśli mnie
teraz odtrąci rozbeczę się tutaj jak przedszkolak. Musiał coś wyczytać z moich
załzawionych oczu, bo skinął powoli głową.
- Posłuchaj
kruszyno, jesteś tego pewien? Może jednak zachowaj swoje dziewictwo dla kogoś
kto będzie ciebie wart, kto cię uszczęśliwi.
- Ale przecież
to ciebie kocham – wyszeptałem cichutko oddychając coraz szybciej. Moje ciało
rozpalało się coraz mocniej pod wpływem jego pieszczot. Rytmicznie masował moje
pośladki nie zapominając zahaczyć o zaciśniętą dziurkę. Mimo, że dzieliło nas
kilka warstw ubrań drżałem, a moja skóra płonęła.
- Lui,
spokojnie. Nie możemy tego tutaj zrobić. Jak nas złapie Sonia zginę w
strasznych mękach. Pójdziemy do mnie. Zadzwoń do niej i wciśnij jej jakąś
historyjkę. Jesteś w tym dobry.
- Nnie wiem
czy dam rady. Sstrasznie trzęsą mi się ręce – wyjąkałem zarumieniony wiedząc,
że wygrałem i już dzisiaj będę należał do niego.
Pewnie coś przeszkodzi im w seksie.
OdpowiedzUsuńSłodziudki rozdział i pięknie po prostu pięknie się czytało. Nie mogę aż doczekać się nowej notki
Gyaa!! Jak śmiałaś skończyć w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńCzytam czytam a tu nagle koniec,, buu,,
ALe i tak cię kocham, pisz szybciutko kolejną notkę plis ! Plis plis!!
Twoja Maru<3
Jeny, czemu zakończyłaś w TAKIM momencie?!
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać nowego rozdziału!!!!
Ojej, w końcu coś się stało między ciotką a gothą :-) Ale... Czemu kończysz w taki sposób? Dodaj proszę następny rozdział bardzo szybko!
OdpowiedzUsuńArrghh, okrutna kobieto! Jak mogłaś przerwać w takim miejscu?! ;((( Czekam na następny rozdział, szybko !!!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ale dlaczego dlaczego skonczyłeś w takim momencie. To bardziej okrutne niż moje zabiegi bo tak czekałam na tą parę. Ale dzięki temu JA CHCĘ NOWĄ szybko:)
OdpowiedzUsuńDużo weny:)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Luis z dołem ale Avgar jest a może jednak trochę się skurczy ;) Artur o tak pięknie prosi o wybaczenie Sama widowisko sie z tego zrobiło...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka