Luis,
jak to Luis chyba nie liczyliście, że się zmienił z powodu nieszczęśliwej miłości.
Jak zwykle znowu ma kłopoty i wciąga w nie wszystkich dookoła. Ma dwa nowe, poważne
problemy – zresztą sami zobaczycie.
Rozdział 20
Stojący
tyłem do rozwścieczonego demona Daniel był kompletnie nieświadomy
niebezpieczeństwa. Tymczasem mnie dosłownie sparaliżowało ze strachu. Nie bałem
się tak bardzo o siebie, jak o nowopoznanego przyjaciela. Kiedy Avgar z głośnym
łopotem czarnych skrzydeł ruszył do szturmu, pchnąłem zdezorientowanego pisarza
na pień drzewa, zasłaniając go własnym ciałem. Teraz był chroniony z dwóch
stron.
- Co się
stało? – jęknął Daniel rozmasowując sobie plecy i wyglądając ciekawie zza
mojego ramienia. Kiedy jednak zobaczył kto nas zaatakował wytrzeszczył ze
zdumienia oczy. – Rany boskie , co to takiego?! Kręcą tu film czy co?! – nie mógł
oderwać zafascynowanego wzroku od szykującego się do ponownego ataku Avgara.
- Jaki film
idioto?! On zaraz nas przerobi na karmę dla psów! – wrzasnąłem na niego
zirytowany wyrazem jego twarzy.
- Tylko
jego, ciebie najpierw spiorę, a potem zrobię ci coś zupełnie innego – odparł
chłodno demon wbijając w nas szkarłatne spojrzenie. – Bądź grzecznym chłopcem i
odsuń się na bok.
- Nie
pozwolę ci go skrzywdzić. To mój znajomy i jestem za niego odpowiedzialny –
krzyknąłem odważnie, jednocześnie czując, że moja dusza właśnie oddaliła się gdzieś
w okolice pięt. – Uciekaj Danielu – szepnąłem cicho – ja go czymś zajmę.
- Mowy nie
ma – oburzył się mężczyzna pusząc się jak typowy macho. – Mam cię tu zostawić
na pastwę tego czegoś – wskazał na krzywiącego się kpiąco do niego Avgara. Wolę
zginąć – powiedział nieco zbyt dramatycznie, wczuwając się w rolę.
- O bohater!
Najlepiej smakuje świeżo upieczony! – demon śmiejąc się ironicznie, posłał w
jego stronę ponad moim barkiem ognistą kulę. Słysząc wizg lecącego pocisku
padłem na trawę pociągając za sobą struchlałego pisarza. Przytuliłem się do
wystających z ziemi korzeni dębu i z głębi mojej zatrwożonej duszy zacząłem prosić
o pomoc. Modliłem się cicho dokładnie nie wiedząc do kogo. Błagałem wszystko co
żyje szybką interwencję. Nie wiem ile to trwało. Może minutę, a może całe
godziny. W takich chwilach czas jest pojęciem względnym. Usłyszałem najpierw
cichutki szmer, coś jakby szelest liści, który z każdą chwilą zaczął przybierać
na sile. Powoli zacząłem rozróżniać poszczególne słowa.
- Nie bój
się Lui, nie damy cię skrzywdzić. Tak już niewielu pozostało z twojej rasy – poczułem
jak sękate gałęzie podnoszą mnie i
stawiają do pionu.
- Danielu
sprowadź pomoc, bo zginiemy tu obydwaj – krzyknąłem do leżącego na ziemi mężczyzny. Tym razem posłusznie się podniósł i
rzucił do ucieczki. W ciągu kilku sekund zniknął między drzewami. Demon widząc
to ryknął wściekle i wyciągnął rękę w jego stronę z zamiarem rzucenia
następnego pocisku, ale niespodziewanie poślizgnął się i upadł do tyłu. Z ziemi
natychmiast zaczęły wyrastać pnącza, próbowały go schwytać i uwięzić. Avgar
jednak bronił się skutecznie paląc wszystko dookoła. Rozgniewany mężczyzna
widząc, że natura zaczyna działać przeciwko niemu zwinnie skoczył do przodu,
chwycił w talii niczego nie spodziewającego się Luisa i teleportował się w
obłoku dymu.
………………………………………………………………………………
Z wielkim hukiem
wylądowaliśmy w gabinecie demona w jego podziemnym zamku. Nie czekając aż mi
coś zrobi postanowiłem zaatakować go pierwszy. Skoczyłem na niego z dzikim
okrzykiem, z zębami i pazurami. Widząc moją determinację zacisnął wokół mnie
silne ramiona, podniósł mnie do góry i usiadł ze mną na pobliskiej kanapie.
Posadził mnie sobie na kolanach i głośno westchnął. Najwyraźniej złość zaczęła
mu przechodzić. Wykręciłem się i kopnąłem go z całej siły w kostkę. Prychnął
tylko z pogardą i rozpostarł swoje aksamitne skrzydła. Otulił mnie nimi szczelnie
jak jedwabnym kokonem. Nie mogłem kiwnąć nawet palcem.
- Puść mnie
piekielna kreaturo! – krzyknąłem mu złośliwie do ucha, aż się wzdrygnął. – Po co
mnie tu przytargałeś?
- Chyba nie
muszę ci wyjaśniać takiej oczywistej rzeczy, łobuzie? – zacisnął obie dłonie na
moich pośladkach.
- Masz
swojego Legolasa , to sobie go przeleć – fuknąłem na niego oburzony jego
przewrotnością.
- A może ja
wolę twoją zgrabną dupcię? Jesteś jeszcze prawiczkiem Lui? – zapytał kpiąco, a
ja cały poczerwieniałem na twarzy na taką bezczelność.
- Co cię to
obchodzi zdradliwy paskudzie? Brakło chętnych tyłków w okolicy? Mojego i tak
nie dostaniesz! – warknąłem rozjuszony, usiłując ugryźć go w ucho.
- Jesteś
tego pewien mały drapieżniku? – zaczął umiejętnie masować moją pupę , wyrywając
mi już po kilku sekundach, ku mojemu ogromnemu zawstydzeniu, jęk przyjemności z
ust. – No widzisz, jeszcze trochę i sam rozłożysz przede mną nóżki.
- Chciałbyś
draniu – zacząłem kręcić się próbując się uwolnić.
- Zawsze
dostaję, to czego chcę, skarbie – stwierdził bezwstydnie Avgar jednocześnie podnosząc mnie do góry i
opuszczając. Zrobił tak kilkakrotnie ocierając mnie o swój twardy tors. Mój
penis zareagował natychmiast nabrzmiewając i unosząc ciekawską główkę. - Cholera – wykrzyknąłem w myślach. - Jak on to zauważy to już po mnie. - Mięśnie
mężczyzny były napięte i lekko drżały. Poszukał ustami moich warg i siłą wdarł
się do środka. Zaczął delikatnie pieścić mój język i podniebienie swoim. Nie
potrafiąc się powstrzymać przywarłem do niego jak druga skóra.
- Mhmm..-
zamruczałem z przyjemności i ulegle poddałem się rozkosznym pocałunkom. Wszystkie
zamierzenia i plany wzięły w łeb. Nic nie mogło się porównać z tym co teraz
przeżywałem. Dostałem się do przysłowiowego raju i nie miałem zamiaru z niego
zrezygnować za żadne skarby. To, że jeszcze niedawno chcieliśmy się pozabijać
ulotniło się z mojego zamroczonego mózgu jak poranna mgła. Czarne futerko
jednego ze skrzydeł łaskotało mnie w policzek. Nawet nie wiem kiedy duże dłonie
demona zawędrowały pod moją bieliznę powoli skradając się do ciasnej szparki.
Coś dużego zaczęło uwierać mnie w brzuch. Sięgnąłem tam ręką i natrafiłem na
gorący, nabrzmiały członek Avgara. Odpiąłem ostrożnie spodnie mężczyzny i
wyciągnąłem na wierzch interesujący mnie organ.
- O kurwa –
wyrwało się z moich ust na widok ogromnego, posiniałego od napływającej do
niego gwałtownie krwi narządu. – Nie ma mowy, aby coś takiego zmieściło się we
mnie – zacząłem przestraszony nie na żarty wycofywać się do tyłu.
- Zaufaj mi
Lui. Wszystko będzie w porządku – wyszeptał gorąco Avgar wprost do mojego ucha.
- Zapomnij –
zeskoczyłem zwinie z jego kolan. – Nasze ciała zupełnie do siebie nie pasują.
- Jesteś
niemożliwy – zrezygnowany mężczyzna posykując zapiął spodnie. – Twoja dziurka bez wątpienia
potrafi się rozciągnąć do tych rozmiarów – jęknął z bólu siadając ponownie na
kanapie.
- Chyba
kpisz? Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj. A może mógłbyś go trochę skurczyć?
– zapytałem zaciekawiony, nie mając pojęcia o fizjologii demonów.
- Ja się
zabiję. Skąd się biorą takie dziwne stworzenia jak ty? – wymamrotał Avgar z
udręczonym wyrazem twarzy. W tym momencie na szczęście zadzwonił telefon
ratując mnie z opresji. Mężczyzna odebrał go i natychmiast spoważniał.
- Lui, zaraz
wrócę. Poczekaj tu na mnie spokojnie i niczego nie dotykaj – wyszedł pośpiesznie
z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz.
………………………………………………………………………………
Początkowo
byłem naprawdę grzeczny. Siedziałem spokojnie na kanapie i usiłowałem odczytać
tytuły ksiąg poustawianych na ciężkich półkach. Szybko jednak ta zabawa mi się
znudziła. Wierciłem i kręciłem się niespokojnie przez długi czas, a gospodarz
nadal nie wracał. Naprzeciwko mnie stała niewielka przeszklona szafka pełna kolorowych
słoiczków i fiolek. Zerknąłem na nią raz i drugi, bo jak magnes przyciągała mój
wzrok. – Co takiego może być w tych
pojemniczkach? Może jakieś żele lub kremy? – wyobraźnia zaczęła pracować na
całego. Zobaczyłem w myślach nagiego Legolasa masowanego jednym z tych żeli
przez podnieconego demona. – Ciekawe jak
pachną? Chyba nic się nie stanie jak powącham kilka? – podniosłem się i
ruszyłem w stronę szafki. Nie była zamknięta. Zacząłem po kolei wyciągać
słoiczki, otwierać je i wklepywać na próbę w różne części ciała. Miały
wspaniałe aromaty. Po kilku minutach cały pokój zdawał się być wiosenną łąką.
Co prawda odczuwałem dziwne pieczenie i mrowienie w niektórych miejscach, ale złożyłem
to na karb niezwykłych właściwości kremów. Byłem tak zaaferowany swoim
odkryciem, że nawet nie zauważyłem ja wrócił Avgar.
- Na
wszystkie ognie piekielne! – usłyszałem okrzyk demona i odwróciłem się do
niego. Stał oniemiały w progu pokoju z otwartymi ze zdumienia ustami. Zamrugał kilkakrotnie
oczami jakby chciał pozbyć się jakiś halucynacji.
- Luis, co
ty najlepszego zrobiłeś? – wykrztusił w końcu z ogromnym trudem. - Dlaczego ty
nigdy nie słuchasz poleceń? Co ja teraz powiem Soni? – złapał się za głowę.
- Nie bądź
skąpiradłem. Wziąłem tylko trochę. Masz ich tak dużo – patrzyłem na niego
zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania i obracając w ręce jeden z
pojemniczków. Demon skoczył do przodu i wyrwał mi go gwałtownie, natychmiast
zakręcając jego wieczko.
- Zostaw to
głuptasie. Wystarczająco już narozrabiałeś. Pamiętasz chociaż, które otwierałeś?
– zapytał.
- Chyba
wszystkie. Pachniały tak pięknie. Zupełnie nie rozumiem o co ten hałas? – stwierdziłem
naburmuszony.
- No to
koniec. Twoja ciotka dzisiaj z pewnością mnie zabije! – jęknął zrozpaczony demon.
– Zaraz ci pokażę o co chodzi, ty okropny dzieciaku! – chwycił mnie za rękę i
pociągnął do dużego, kryształowego lustra stojącego w kącie. Podszedłem do
niego, zerknąłem śmiało i osłupiałem ze zgrozy. To nie mogłem być ja!
- Oooo… -
zdołałem wystękać, wskazując na dziwną zjawę patrzącą na mnie ze szklanej
tafli. Twarz okalały mi jasne włosy teraz jakby dłuższe i bardziej
rozczochrane. Na głowie miałem parę jadowicie zielonych czułków,
zakończonych czymś w rodzaju kulistych latarenek, pobłyskujących w półmroku
gabinetu. Trzeba przyznać, że znakomicie podkreślały kolor moich oczu. Za to z
tyłu, wprost z mojej pupy wyrastał długi, jasny ogonek zakończony puszystą kitką.
Sierść na nim przypominała włosy na moim durnym czerepie.
- Aaaa…- wystękałem
kompletnie zaszokowany.
- Jak ci się
podoba twój nowy image? – zapytał kpiąco Avgar z coraz szerszym uśmiechem na
twarzy. – Po zastanowieniu sądzę, że nie jest taki zły. Dla tego ślicznego
ogonka znalazłbym kilka ciekawych zastosowań.
- A kysz
zboczeńcu! Ja tutaj cierpię, a ty tylko myślisz jak znowu dobrać się do mojego
tyłka! – fuknąłem na niego obrażony.
- Nie złość się
już mały. Pójdę po Sonię. Twoja krewna jest utalentowanym chemikiem. Może coś
wymyśli.
- Tylko nie
to. Sam coś zrób. Ciotka nie może mnie zobaczyć w takim stanie – odparłem składając
prosząco łapki.
- Zaczekaj i
postaraj nie wpakować się w nowe kłopoty – odparł zafrasowany mężczyzna po czym
zostawił mnie samego. Tymczasem ja postanowiłem się schować. Nie pozwolę, żeby ktoś
mnie takiego oglądał, jak jakieś cudaczne zwierzątko z cyrku. Długo szukałem odpowiedniej
kryjówki, aż w końcu w oczy rzucił mi się w oczy ogromny, ozdobny dzban,
wielkości człowieka. Wgramoliłem się do niego posapując. Zmieściłem się bez
problemu. Wystawały tylko te nieszczęsne czułki. Porwałam więc jakąś chustę,
leżącą na fotelu i nakryłem nim głowę. - No
teraz mnie nie odnajdą – stwierdziłem zadowolony. – Może po jakimś czasie efekt działania tych kremów sam minie. – Umościłem się wygodnie w dzbanie. Byłem ogromnie zmęczony. Powieki zaczęły mi same opadać. Chyba
trochę mi się zdrzemnęło, bo jakby przez sen usłyszałem czyjeś głosy
- Gdzie się
podział ten niepoprawny chłopak? – usłyszałem Avgara. – Przecież nie
mógł stąd wyjść, bo zatrzasnąłem za sobą drzwi!
- Nigdzie go
nie widać – odparła zdziwiona Sonia.
- Pewnie się
gdzieś ukrył! Zawsze tak robi jak narozrabia – kroki demona zaczęły się do mnie
zbliżać niepokojąco.
- Właściwie
co się stało, bo nic mi po drodze nie wytłumaczyłeś? – zapytała lekko
zaniepokojona dziewczyna.
- Jakby to
ująć? Luis na dwa poważne problemy, którym trzeba jakoś zaradzić – odparł rozbawiony Avgar.
Swietny rozdział, a widok Luisa w takim stanie musi być bardzo zabawny:) i może w końcu dojdą do porozumienia. Niestert nie mam siły na dłuższy i bardziej kreatywny komentarz. Ale bardzo mi się podobało:) Dużo weny:)
OdpowiedzUsuńOOO a to ciekawe. Demon nic nie zrobił na szczęście a Lu jak zwykle narozrabiał mocno w ciągu 5 minut. Jak zwykle cudna notka
OdpowiedzUsuńNo bardzo mi się podobało. Trochę się pokomplikowało^^. Czekam na kolejny rozdział i życzę weny;)
OdpowiedzUsuńKocham Luisa a ty jesteś po prostu genialna. I ciebie też kocham. Pozdrawiam * IVE
OdpowiedzUsuńaawwwww Luis ma ogonek ;p Skąd ty bierzesz takie pomysły ;D Notka boska i czekam na następną .
OdpowiedzUsuńBiedny Luisek, chociaż z czułkami musi wyglądać uroczo
OdpowiedzUsuńOj maleństwo kochane znowu narozrabiało. Genialny rozdział:) pozdrawiam Karo
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no i skrzacik znów nam narozrabiał, ale ten ogonek z kitką jest uroczy... Avgar uszanował nagle wycofanie się Luisa pięknie, telefon u demona? widać ze idzie z duchem czasu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka