Dzisiaj chcę wam przedstawić kogoś nowego. Będzie on na zmianę z Luisem opowiadał o wydarzeniach rozgrywających się w Posoce. Mam nadzieję, że go polubicie.
Nazywam się
Adaś Starski, mam siedemnaście lat i właśnie uciekłem z domu. Pokłóciłem się
kolejny raz z ojcem o profil moich studiów. On już zaplanował całą moją przyszłość
nie pytając mnie o zgodę. Jest wziętym adwokatem. Miałem skończyć studia i
odziedziczyć jego kancelarię. Kompletnie nie wziął pod uwagę tego czego chcę
ja, ani moich wrodzonych predyspozycji. Jestem ogromnie nieśmiały. Kiedy
znajduję się w obcym środowisku ledwo mam odwagę otworzyć usta. Prawnik
powinien być przecież wygadany i przebojowy. Tymczasem ja, kiedy miałem
wystąpić na akademii rzygałem przez dwa dni ze strachu. Ojciec uważa, że robię
to specjalnie żeby go zdenerwować. Dzisiaj nie tylko darł się na mnie prawie
przez godzinę, ale też znowu mnie uderzył. Robił to zawsze tak sprytnie by nie
pozostawiać śladów. Matka była tak zdominowana przez niego, że zaraz na
początku awantury po prostu wyszła z domu. Przerażony, obolały i tak zaryczany,
że ledwie widziałem co się dookoła dzieje złapałem plecak. Wrzuciłem do niego
mojego laptopa, sweter (jestem zmarzluchem) i bezmyślnie wybiegłem na zewnątrz
ubrany tylko w cienką kurteczkę. Dopiero w parku zorientowałem się, że nie mam
przy sobie komórki. Nie miałem jak zadzwonić do siostry. Wiedziałem, że mieszka
w jakimś małym, o dziwnej nazwie miasteczku w pobliżu Krakowa. Nigdy tam nie
byłem i za żadne skarby nie mogłem przypomnieć sobie adresu. Rodzice w życiu
nie pozwolili by mi jechać do Anki. Była buntowniczką i dzięki babci, która
przekazała jej sporą sumę studiowała swoją ukochaną farmację. Zrobiło się
strasznie zimno. Był już koniec listopada i zaczął padać pierwszy w tym roku
śnieg. Cały dzień plątałem się po galeriach, a noc spędziłem w sobie tylko znanej kryjówce w miejskim parku.
Stała tam taka szopka na narzędzia ogrodnicze. Wszedłem tam przez obluzowaną
deskę. Strasznie zamarzłem, ale przynajmniej miałem dach nad głową. Następnego
dnia wpadłem na pomysł, aby iść na uczelnię siostry. W sekretariacie nie
chciano mi jednak nic powiedzieć. Głupia sekretarka zasłoniła się ustawą o ochronie
danych osobowych. W dodatku okazało się, że Anka nie ma dzisiaj wykładów.
Dopiero jedna ze spotkanych studentek, najwyraźniej jakaś kumpela dała mi na nią
namiar. Niestety następny bus do dziury w której mieszkała był dopiero wieczorem. Ciekawe jak
ona dojeżdża do szkoły? Było już zupełnie ciemno kiedy wysiadłem na przystanku
w Posoce. Szedłem ulicą oświetloną rzadko rozstawionymi latarniami. Nigdzie
żywego ducha. Maleńkie miasteczko wyglądało jak z sennego koszmaru. Tylko w
nielicznych oknach paliły się światła. Zaczęła opadać gęsta mgła mocno
ograniczając widoczność. Pod jedną z lamp stał wysoki, jasnowłosy mężczyzna.
Klnąc szpetnie naciskał na coraz to inny przycisk w komórce. Najwidoczniej
niezbyt dobrze umiał ją obsługiwać. W końcu telefon wyślizgnął mu się z dłoni i
upadł na ziemię. Plastikowa pokrywa otworzyła się i bateria wypadła na
zewnątrz. Schyliłem się i podniosłem urządzonko, włożyłem na właściwe miejsce
baterię i z uśmiechem podałem nieznajomemu.
- Proszę –
odezwałem się nieśmiało. Spojrzałem w jego twarz i dosłownie oniemiałem. Żadne
słowa nie byłyby w stanie wyrazić jej uroku. Zupełnie jakby z nieba zstąpił anioł żeby
radować nasze oczy swoim pięknem. - Chyba
mam gorączkę i zaczynam majaczyć. Ktoś taki nie może istnieć naprawdę.-
Bałem się nawet głośniej odetchnąć. Wydawało mi się, że jak się poruszę, to
mężczyzna natychmiast zniknie, rozwieje się w powietrzu jak dym.
- Szukasz
kogoś? – zapytał melodyjnym głosem. Muszę przyznać, że patrzył na mnie z równą
ekscytacją jak ja na niego. Pewnie nigdy w życiu nie widział takiej
sponiewieranej sieroty. Byłem brudny i na pewno śmierdzący, bo od dwóch dni się
nie myłem. Trzęsłem się z zimna jak galareta. Dodajcie do tego zielone oczy,
burzę rudozłotych loczków i niewielki wzrost. Jednym słowem obraz nędzy i
rozpaczy. Nie śmiałbym się odezwać do tak doskonałej istoty. Nie mogąc z siebie
wykrztusić ani słowa podałem mu kartkę z adresem.
- Dąbrowska?
To ostatni dom przy tej ulicy - wskazał mi kierunek smukłą, wypielęgnowaną
dłonią. – Ho ho! Skąd się w tej dziurze
wziął taki wymuskany paniczyk? Na kilometr czuć od niego grubszą forsę. Może ma
tu jakiś domek letniskowy? – skinąłem mu głową na pożegnanie i ruszyłem
przed siebie, nadal mocno oszołomiony niecodziennym spotkaniem. Kiedy po chwili
się odwróciłem, mężczyzny już nie było. – A
może to wszystko mi się wydawało? Jestem już taki zmęczony i głodny. Ostatnio jadłem
wczoraj jakąś zapiekankę, bo oczywiście nie pomyślałem aby wziąć jakąś kasę z
domu. – Z trudem dotarłem do małej, drewnianej willi. Bramka była otwarta, więc wszedłem bez problemów. Na dziwnych, okutych żelazem drzwiach wyryte były
nieznane mi znaki. Nigdzie dzwonka, tylko starodawna kołatka w kształcie
podkowy. Miałem coraz większe wrażenie nierealności. Jakbym wkraczając do tego
miasteczka przekroczył bramę do innego świata. Zastukałem i wrota natychmiast
się otwarły wpuszczając mnie do środka. W przedpokoju zebrała się chyba cała
rodzinka. Dwie blondynki jedna koło trzydziestki, druga w wieku mojej siostry
oraz drobny, nieco starszy ode mnie chłopak. Nagle usłyszałem tupot i moja
szalona siostra skoczywszy z połowy schodów zawisła mi na szyi z przeraźliwym piskiem.
- Adaś!! Jak
dobrze że jesteś! Strasznie się martwiłam – ścisnęła mnie, aż oczy wyszły mi z
orbit.
- Anka,
zostaw tego biedaka! On ledwo trzyma się na nogach – Starsza z blondynek zdarła
ze mnie siostrę i zaprowadziła mnie do salonu. Usadziła na kanapie i przykryła
puchatym kocykiem. W kominku płonął wesoło ogień ogrzewając moje skostniałe z
zimna nogi. Po chwili wróciła do mnie z miseczką rosołku i jakimś syropkiem.
- Wcinaj, a
my przygotujemy dla ciebie wygodne łóżeczko. Aha, zapomniałabym ja jestem
Sonia, właścicielka tego domu, ta mała ma na imię Ilona. Rozczochrany smarkacz
pod szafą, to Luis, mój bratanek. Niczym się nie martw. Jesteśmy jak brygada RR
i supermen w jednym. Żadne kłopoty nie są nam straszne. - Wszyscy się wynieśli
oprócz Anki, która usiadła obok i gładziła mnie delikatnie po plecach.
- Dzisiaj
sobie odpocznij, a jutro pogadamy. Znajdziemy dla ciebie jakiś kącik, żebyś nie
musiał wracać do domu.
- Aniu,
wiesz jaki jest ojciec. Jak się dowie gdzie jestem, to tu wtargnie z policją i karczemną awanturą. Nie chcę sprawiać twojej gospodyni kłopotów – chlipnąłem i
pociągnąłem nieelegancko nosem.
- Nie
przejmuj się nim za bardzo. Zobaczysz, że Sonia coś wymyśli. Mam tutaj wielu
niezwykłych przyjaciół, którym nawet ojciec nie odważy się stawić czoła –
uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Odwróciłem głowę i zobaczyłem całą
miejscową ekipę wracającą z bananami na ustach.
- Chłopie –
walnął mnie w ramię Luis – dzisiaj śpisz u mnie. Jutro wyszykujemy ci pokoik.
Będzie co prawda nieduży i bez łazienki, ale za to blisko kuchni - wziął mnie
za rękę i pociągnął po schodach. W ciągu dwudziestu minut byłem już wykąpany,
przebrany w piżamkę i zapakowany do
łóżka. Chłopak uśmiechnął się, zaświecił obok mnie lampkę nocną i wyszedł z
pokoju. Westchnąłem ciężko i nakryłem się kołdrą. Zrobiło mi się ciepło i
przyjemnie. W ciągu kilku minut film mi się urwał i miałem bardzo dziwny sen.
,, Biegłem
nocą przez ciemny las, jakże inny od tych, które do tej pory przemierzałem. Moją
drogę oświetlały tylko gwiazdy i księżyc. To była puszcza, stara, niezmierzona
pełna tajemniczych odgłosów. Taka w jakiej w słowiańskich czasach musieli polować
nasi przodkowie. Nagle drzewa się skończyły i wszedłem na rozległą polanę.
Pośrodku niej stał potężny dąb otoczony szerokim kamiennym kręgiem. Na skałach
wyryte były jakieś znaki. Lśniły szkarłatem w rozproszonym srebrnym świetle.
Czy to krew? Dotknąłem jednego z nich i zapłoną niczym żywy. Wtem na polanę
wbiegły widmowe, skrzydlate postacie. Chłopcy i dziewczęta ubrani w białe, powłóczyste
szaty zaczęli wirować wkoło w rytm cichej muzyki. Nie miałem pojęcia skąd
dobiegała. To tak jakby samo powietrze zaczęło drgać i wydawać słodkie, skoczne
dźwięki. Ukryłem się za jednym z kamieni i zafascynowany obserwowałem niezwykłe
widowisko. Zostałem jednak szybko odkryty. Jeden z chłopców wyciągnął do mnie
rękę.
- Chodź i zatańcz z nami. Mamy dzisiaj uroczystość –
zabrzmiał jego melodyjny głos.
- Święto? A
z jakiej okazji? – zapytałem zaciekawiony.
- Nasz długo
oczekiwany braciszek wrócił wreszcie do domu – pochylił się i pocałował mnie w
czoło – witaj w domu srebrnoskrzydły.’’
Usiadłem
gwałtownie na łóżku i zamrugałem oczami. Obraz znikł. Miałem niesamowite
wrażenie jakbym tkwił jednocześnie w dwóch światach. Włosy ze strachu stanęły
mi dęba. – Nigdy więcej nie będę oglądał ani czytał horrorów – przysiągłem sobie
solennie. – Mama miała rację. Zrobiły mi z mózgu sieczkę. Zaczynam gadać sam do
siebie i mam zwidy. Może zwariowałem?
- Dlaczego
nie śpisz? – usłyszałem z kanapy zaspany głos Luisa.
- Miałem
dziwny sen i teraz boję się zasnąć – wyszeptałem zawstydzony. Ten chłopak
wzbudzał we mnie zaufanie. Może dlatego, że był niewiele wyższy ode mnie i miał
taki miły uśmiech.
- Pewnie za
bardzo się martwisz cała ta sytuacją i stąd koszmary. Uwierz, że potrafimy zaradzić twoim kłopotom. Ania jest naszą dobrą przyjaciółką, więc i ty należysz
do rodziny.
- Luis, to
nie był koszmar. W życiu nie miałem tak realnego snu. Ale masz rację powinniśmy
się jeszcze położyć.
- Wiesz
Adasiu, Posoka nie jest takim zwykłym miasteczkiem. Jeśli tu zostaniesz szybko
się o tym przekonasz. Myślę, że trafiłeś tu z jakiegoś ważnego powodu. Nie ma sensu
teraz nad tym rozmyślać – zamknąłem oczy słuchając tego co mówił. Wkrótce Morfeusz ponownie wziął mnie w swoje objęcia, lecz tym razem obyło się bez
sensacji.
…………………………………………………………………………
Następnego
dnia siedzieliśmy przy śniadanku, a Sonia jak prawdziwa królowa wydawała
rozkazy. Miała zamiar z komórki obok kuchni zrobić dla mnie pokoik.
Powyznaczała wszystkim zadania. Mnie z Luisem wypędziła na zakupy. Lodóweczka
była pustawa. Dostaliśmy listę sprawunków i kluczyki do samochodu. Trzeba
przyznać, że szybko nam poszło. W pobliskim supermarkecie zaopatrzyliśmy się we
wszystko co potrzeba. Wracaliśmy właśnie do domu, kiedy na środku ulicy stanął
wysoki mężczyzna.
- Uważaj
Luis, jeszcze zabijesz tego kretyna! – krzyknąłem przestraszony. – Samobójca czy
pijaczyna jakiś? – Tymczasem chłopak gwałtownie zahamował i wyskoczył z auta.
- Avgar, ty
idioto! Przez ciebie poharatałbym ukochanego jeepa Soni. – Darł się na cały
głos, waląc faceta pięściami w klatę. Ten stał jak skała, szczerząc zęby i nic
sobie nie robiąc z gniewu Luisa. Nagle złapał go w talii, podniósł do góry i wpił
łapczywie w jego usta. Blondynek nie zdążył nawet pisnąć. Nie wyglądał zresztą
jakby miał coś przeciwko.
- Nie będę tu siedział jak bałwan i patrzył
jak oni się liżą. Swoją droga jak można się całować z facetem? – Nie żebym
miał jakieś doświadczenie w tych sprawach. W moim środowisku homoseksualizm
uchodził za chorobę. Takich ludzi rodziny wysyłały na przymusowe leczenie. Zarzuciłem
na siebie kurtkę i ruszyłem na piechotę do domu. Chyba jednak skręciłem w złą
ścieżkę, bo się zwyczajnie zgubiłem. Zacząłem rozglądać się za jakimś
tubylcem. Jak zwykle w takich wypadkach, ani śladu życia w okolicy.
- Łup! – coś
wylądowało z hukiem po mojej lewej stronie. Zobaczyłem znajomego jasnowłosego
mężczyznę ze skrzywioną miną siedzącego w trawie i rozcierającego tyłek. – Rany, mój piękny anioł się zranił! Chyba powinienem
mu pomóc? – zastanawiałem się jednocześnie spłoszony i zachwycony ponownym spotkaniem. Obok niego leżał spory, płaski
kamień. Stałem tam z rozdziawionymi ustami, jak przysłowiowy wiejski głupek, zamiast przystąpić do akcji ratunkowej.
- Co się tak
gapisz? – warknął nieprzyjaźnie przybysz z niebios. – Windy nie widziałeś?
- Eee…? -
odezwałem się inteligentnie.
- Dość, że
mały, to jeszcze niedorobiony – zmierzył mnie chłodnym wzrokiem. Tymczasem we
mnie zawrzało. Mój wzrost był moim słabym punktem. Wszyscy, którzy mnie znali
wiedzieli, że nie wolno z niego żartować. Na każdą najmniejszą kpinę na jego
temat reagowałem morderczym szałem. Jednym słowem wstępował we mnie diabeł. Zerknąłem
w prawo i zobaczyłem niewielkie bajorko. Ruszyłem energicznie w jego stronę z błyskiem w
oku.
- Masz zamiar
się utopić w tej kałuży z rozpaczy? – drwił dalej piękny nieznajomy. – Błoto pomaga
na cerę, nie na wzrost! – Zanurzyłem rękę w cuchnącej wodzie i nabrałem pełną
garść mułu. Podszedłem do mężczyzny i bez słowa wymalowałem mu oślizłą mazią
buźkę, aż miło było popatrzeć. Był tak zaskoczony moim wyczynem, że nawet się
nie bronił. Zaczął prychać z obrzydzenia, a jego oczy zapłonęły wściekłością.
- Teraz wyglądasz
tak jak powinieneś! Paskudny charakter i paskudna gęba! Nikt nie będzie miał wątpliwości co z ciebie za jeden – odwróciłem się na pięcie i spokojnie poszedłem ścieżką w kierunku,
w którym prawdopodobnie był mój dom. Zobaczyłem kątem oka jak przystojniak zrywa
się na równe nogi i rusza za mną w pogoń. Włączyłem dopalacze i jak szalony
pognałem przez las. Umiałem naprawdę szybko biegać. To był jedyny sport w
którym byłem naprawdę dobry.
- Ratunku –
darłem się na całe gardło. – Jakiś brudny psychopata chce mnie zabić!
O_O wiesz co Bianca? KOCHAM CIĘ, kocham *_*,
OdpowiedzUsuńTo był dobry pomysł, rozdział wyszedł ci niesamowicie.. naprawdę jestem pod ,, pod ogromnym wrażeniem.
Ta ucieczka z domu, przyjazd do Posoki, sen i ten facet xD
A końcówka? No błagam cię, ryczałam ze śmiechu przez 5 minut xD aż ciocia się przyszła spytać czy wszystko ze mną OK xD
Adaś ...mhm coraz bardziej mi się ten chłopiec podoba, mam tylko nadzieję, że ten psychopatyczny ojciec nie wpadnie w odwiedziny, a jak tak, poszczuj go Avgarem xD Na pewno ucieknie :)
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, a wiem, że mam jeszcze kilak blogów, wiec szybko kolejnej notki nie będzie,, a szkoda:(
Nio ale znasz mnie, będę cierpliwie czekać:) I informować cię na bieżąco o notkach u mnie:) Ah i naślę na ciebie Tireę:)
Ona sama ci powie jaka to jesteś wspaniała, na 100 procent,,, awww *_* zakochałam się ponownie w tym opku, ponownie i jeszcze mocniej,, xD Matko ale głupoty pisze,,albo i nie? xD ROzdział piękny, wspaniały i idealny,, błagam, wstaw kolejny rozdział niedługo, jeszcze prze innymi na innych blogach *_*
Twoja Maru;3
Powiem Ci że przedstawienie nowej postaci wyszło Ci wspania|e i on pewnie dużo namiesza:) Ten jego sen sprawił że chcę wiedzieć kim on jest na prawdę i proszę napisz szybko:) Dobrze też że akcja z ucieczką przyjazdem i zadomowieniem była tak prędka, teraz możesz szukać d|a niego pary:) Chociaż ja i tak wiem z kim będzie:)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie znów zawiało świeżością ( nie żeby się nudziło) a|e teraz możesz mieć jeszcze więcej fanów. Dużo weny:)
Cudownie się zapowiada, jestem zachwycona nową postacią. I ten jego charakter...mruuu po prostu. Cudownie
OdpowiedzUsuńprzydałoby sie troche więcej fapfap .___. , but ci wybaczę gdyż Adaś jest najs ^o^
OdpowiedzUsuńsorki, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej byłam pożerana przez fizykę T^T
OdpowiedzUsuńrozdzialik świetny badzo mi się podoba perspektywa Adasia ;D
Jaki znowu Adaś... Ehh dobra... na początku jak przeczytałam, że Luis będzie musiał dzielić się swoim opisem sytuacji z jakimś "Adasiem" to aż mnie coś skręciło.
OdpowiedzUsuńAle... Adam jest słodki *.*
I bardzo mi się podoba jego charakterek hihihi należało mu sie.
Wiem co czuję sama nie należę do wysokich... metr 55 ... Boże gdzie ja byłam gdy rozdawałeś wzrost.
Ale jednego nie moge się doczekać...
Dwóch słów wypowiedzianych przez Avgara...
Tych dwóch słów po których w nas czytelniczkach obudzi się dzikie zwierzę i przez najbliższy czas będziesz skazana na komentarze typu "On go kocha... ON GO KOCHA!"
Czekam czekam i nie moge się doczekać!
Pozdrawiam :)
Zapowiedź genialna .. Bardzo mi się podoba to że Adaś nie zniknie, bynajmniej nic na to nie wskazuje... mam nadzieję ;p. Ehhh nie mogę wyrzucić z myśli sceny z Avgarem i sceny z błotem ;p te dwie scenki były mega ;D .. Mam nadzieję że szybko pojawi się kolejna notka bo nie mogę się doczekać co będzie dalej ;D .. Weny, weny i jeszcze raz weny .. A no i czasu oczywiście ;p
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, nowa postać o tak widać, że sporo namiesza i cóż czyżby spotkała naszego wampirka, to natarcie go błotem było super...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka