Adam
Po takim
wyjaśnieniu nie miałem ochoty z nim więcej rozmawiać. Nadąłem się i
pomaszerowałem do kuchni. Poczułem się niemile dotknięty. Byłem hetero, ale
przecież nie jestem jakimś strasznym brzydalem. Nie chodzi o to, że chciałbym
mu się podobać, ale byłem zaskoczony jego oceną. Naprawdę jestem aż tak
nieatrakcyjny dla geja? Poza tym już za dwa miesiące kończę osiemnaście lat,
więc jak on śmiał nazwać mnie dzieckiem? Im dłużej o tym myślałem tym bardziej
byłem wkurzony. Mój opiekun potraktował mnie jak smarkacza z podstawówki. Może
powinienem mu zrobić małego psikusa? Spojrzałem na parapet okienny i doznałem
olśnienia. W sporej podłużnej doniczce rosły wszelakie przyprawy i zioła
najczęściej wykorzystywane w kuchni. Zebrałem trochę kruszyny pospolitej. Na
upartego jej liście przypominają odrobinę szczypiorek. Zrobiłem więc
naleśniczki i dobrze je nadziałem sałatą, szynką i ziołami. Posypałem
parmezanem i zapiekłem. Pięknie się prezentowały na ciemnozielonym półmisku.
Pachniały też zachęcająco. Elegancko nakryłem do stołu i posłałem jeden z
plątających się po pomieszczeniu ogników po Nissima.
- Och,
wspaniale to wygląda. Nie spodziewałem się, że jesteś tak dobrym kucharzem –
pochwalił mnie opiekun i z uśmiechem zasiadł do śniadania. – Nie jesz?
-
Oczywiście, że tak – sięgnąłem po najmniejszy naleśnik, wcześniej przygotowany
specjalnie dla mnie. Zrobiłem herbatkę i podałem mu, niewinnie trzepocząc
rzęsami. - - Skoro na niego nie działam, to co mi szkodzi wypróbować kilka niemądrych
sztuczek, jakie podpatrzyłem u siostry. Będzie świetnym obiektem eksperymentów.
No bo taki gej, to prawie jak dziewczyna prawda? W dodatku starszy ode mnie i
doświadczony, więc nie złapie się łatwo na takie popisy. Od poniedziałku idę do
nowej szkoły i mam szansę poznać kogoś, kto ożywi moje samotne serce. Będę ją
zabierał do kina i na długie, romantyczne spacery. Sprawię, że mnie pokocha i
zostanie ze mną na zawsze. Jestem strasznie nieśmiały i takie ćwiczenia w
podrywaniu bardzo mi się przydadzą. Muszę nabrać pewności siebie. Przy Nissimie
moja bojaźliwość jakoś znikała. Facet mnie drażnił nawet jak głośniej oddychał.
Denerwował na każdym kroku. Był taki dumny i zarozumiały. Okazywał swoją
wyższość przy każdej okazji, więc takie małe podchody nie powinny mu
zaszkodzić. - Moje fascynujące rozmyślania przerwał dziwny, bulgoczący dźwięk
dochodzący z brzucha mężczyzny.
- Bulp,
bruuu, bulp… - zobaczyłem zaskoczenie na jego przystojnej twarzy. Odsunął
gwałtownie talerz. Skrzywił się i zerwał od stołu.
- Adam, co
ty zawinąłeś do tego naleśnika?! Mój brzuch zamienił się w gejzer! – Jęknął i
zwinął się w pół.
- Ja? –
zrobiłem wielkie oczy. – Same dobre rzeczy. Szyneczkę, sałatę i szczypiorek.
Witaminki. Jednym słowem dbam o twoje zdrowie.
- Skąd ty
paskudna mucho wziąłeś szczypiorek? Niczego takiego tutaj nie ma! – wyjęczał spoglądając na parapet.
- Jak to nie
– wskazałem na korę kruszyny – zobacz tutaj, jaki śliczny. Taki zieloniutki –
szczebiotałem jak bezmózgie dziewczę.
- Zbiję cię!
– ryknął mężczyzna. –Napasłeś mnie ziołami na przeczyszczenie! – ruszył w moją
stronę z mordem w oczach. Po kilku krokach jednak jakby zmienił zdanie. Złapał
się za tyłek i rzucił się biegiem w stronę najbliższej łazienki.
- Hm, chyba
coś mu zaszkodziło – wyszeptałem z uśmieszkiem do siebie. Wzruszyłem lekko
ramionami i poszedłem za nim. Moja misja nie dobiegła jeszcze końca. Musiałem
zdobyć złotą kartę za wszelką cenę. Przyłożyłem ucho do dziurki od klucza. Moja
ofiara postękiwała cichutko. Zastukałem grzecznie do drzwi.
- Nissim,
jak się czujesz? Może potrzebujesz pomocy? – zapytałem troskliwie. Wsadziłem
głowę do środka i natychmiast zatkałem nos. Biedak siedział tam strasznie blady
i spocony. Może jednak przesadziłem? Zrobiło mi się go trochę żal.
- Spieprzaj
stąd, bo jak cię dopadnę, to posiekam na kawałki twój mały tyłek! – udało mu się
wrzasnąć na mnie mimo bólu.
- Może
potrzebujesz papieru, albo jakieś lekarstwo? – zapytałem cichutko.
- Co mam
zrobić żebyś się wreszcie wyniósł i zostawił mnie w spokoju? – warknął na mnie
niegrzecznie.
- Wiesz,
właściwie miałem iść dzisiaj na zakupy. Skoro jednak ty jesteś chory, a ja
nie mam karty płatniczej, to zostanę i się tobą zaopiekuję – widziałem jak jego
twarz robi się niewiadomo dlaczego jeszcze bielsza. Zaczął grzebać w
kieszeniach i rzucił we mnie portfelem.
- Wynocha!
Żebym cię tu dzisiaj więcej nie widział okropny dzieciaku! Zamknij w końcu te
cholerne drzwi i daj mi się wys… hm.. w spokoju – Zwinnie złapałem saszetkę i
zrobiłem jak kazał. Miałem już wszystko czego potrzebowałem. Pora ruszyć w
miasto. Kiedy wróciłem do domu czekała na mnie cała ekipa. Anka, Ilona i Luis
przebierali niecierpliwie nogami.
- Gdzieś ty
był do tej pory? – zapytała Sonia machając na mnie ścierką.
- Miałem
małe problemy, ale udało mi się wszystko załatwić – uśmiechnąłem się do niej. –
Nissim chyba potrzebuje twojej pomocy. Zjadł coś paskudnego i ma sraczkę. Może
masz jakieś lekarstwo? Chyba trochę boli go brzuch.
- Wy już
idźcie. Ja zajmę się chorym – Sonia wyciągnęła z szafki małą apteczkę. wyglądało na to, że wie co mówi, ma przecież sklep ze zdrową żywnością. Wyrzuty sumienia zupełnie
mnie opuściły. Założyłem kurtkę i pobiegłem do samochodu za resztą domowników.
…………………………………………………………………
Luis
Do wieczora
biegaliśmy po sklepach. Nakupiliśmy tyle ciuchów, że nie mogliśmy potem domknąć
bagażnika. Ciekawe o ile uszczupliliśmy konto Nissima? Mam nadzieję, że
pozostawi Adama przy życiu, jak zobaczy rachunek. Po powrocie do domu wszyscy
porozkładali się w salonie po kanapach z
minami męczenników. Najwidoczniej byli wykończeni. Ja po piętnastu minutach
wylegiwania odzyskałem wigor. Najwyższy czas odwiedzić mojego faceta. Nie
widzieliśmy się od dwóch dni zaczynałem za nim tęsknić. Chciałem mu zadać jedno
ważne pytanie. Nie pozwolę, żeby tym razem wykręcił się od odpowiedzi. Ubrałem
się ciepło i pobiegłem przez ośnieżony las. Co chwilę zapadałem się po kolana w
miękkim puchu. Szybko dotarłem na miejsce. Avgar oczywiście siedział w salonie przed kominkiem, w swoim
ulubionym fotelu i czytał jakąś starą księgę. Podkradłem się do niego cichutko.
Usiadłem okrakiem na jego kolanach.
- Lui, co ty
tu robisz o tej porze? Jutro masz zajęcia – objął mnie w pasie i przyciągnął
bliżej. Otoczył mnie jego zapach. Czułem ciepło bijące z ciała mężczyzny. Na
chwilę zamieszało mi to w głowie. Otarłem się o niego z kocim pomrukiem.
- Powiedz
dlaczego ty w ogóle ze mną jesteś? Przecież bez trudu znalazłbyś kogoś
atrakcyjniejszego – zapytałem, patrząc prosto w jego szkarłatne oczy.
- Chyba
jestem masochistą. Lubię jak się znęca nade mną takie małe stworzonko i muszę
go ciągle wyciągać z jakiś tarapatów – odpowiedział, miziając mnie nosem po
szyi. Zadrżałem. Dawno się nie kochaliśmy i byłem bardzo spragniony jego
pieszczot.- Oh jak on mnie dobrze zna!
Pogrywa ze mną i odciąga uwagę od pytania! Nie mogę mu na to pozwolić –
Odsunąłem się od niego, przesuwając nieco do tyłu. Spojrzał na mnie zdziwiony,
ale nic nie powiedział.
- Czy ty
mnie kochasz? – bezwiednie wstrzymałem na chwilę oddech. Bardzo zależało mi na
szczerej odpowiedzi. – Ja cię kocham z każdym dniem coraz bardziej, ale boję
się, że dla ciebie jestem tylko jednym z wielu kochanków, jacy przewinęli się
przez twoje łóżko. Czasami mam wrażenie, że gdyby tu był na przykład Legolas nie
sprawiłoby ci to wielkiej różnicy – ująłem jego śniadą twarz w dłonie. – Jeśli
nie jesteś w stanie odwzajemnić moich uczuć powiedz prawdę. Jesteśmy z sobą na
tyle długo, że powinieneś to wiedzieć. Nie chcę się pewnego dnia obudzić i
stwierdzić, że spędziłem życie z kimś dla kogo nie jestem całym światem.
- Jest nam
ze sobą dobrze, dlaczego tak nagle przestało ci to wystarczać? – odezwał się
niskim, aksamitnym głosem, znowu przyciągając mnie do siebie. Delikatnie
przygryzł moje ucho i polizał wrażliwą skórę tuż za nim. Moje ciało pragnęło go
tak rozpaczliwie, że to aż powodowało cierpienie. Tak bardzo chciałem rzucić się
teraz w jego szerokie ramiona. Zagryzłem usta, starając się z całych sił, aby nie udało się mu mnie rozproszyć.
- Posłuchaj
mnie uważnie. Znajduję się w tej chwili blisko niebezpiecznej granicy. Jeśli ją
przekroczę nie będzie dla mnie odwrotu. W chwili kiedy staniesz się dla mnie
niezbędny jak powietrze nie będę mógł się już wycofać. Nie będę potrafił bez
ciebie żyć. W tej chwili mam jeszcze szansę odejść i poukładać sobie świat
na nowo, więc przestań kręcić. Zadałem ci proste pytanie i oczekuję, że na nie
opowiesz tak, jak ci dyktuje serce.
- Lui, nie
mogę zostać twoim towarzyszem. Nasze światy zbyt się od siebie różnią. Moja
miłość byłaby dla ciebie ogromnym zagrożeniem. Dla mojego gatunku to jakby
rzucone w przestrzeń zaproszenie do polowania. Skoro ja mam coś cennego, to
świetną zabawą byłoby dla nich mi to odebrać. Jesteś zbyt słaby by stanąć u
mojego boku – tłumaczył mi łagodnie, gładząc po policzku.
- Rozumiem.
Dobrze, że porozmawialiśmy – poderwałem się z jego kolan, czując jak w moją
pierś przygniata jakiś straszny ciężar. – Jestem człowiekiem, więc nie jestem
godny twojego serca. - Chyba nie mamy już o czym więcej rozmawiać – na
uginających się nogach wyszedłem z pokoju i oparłem się o ścianę w korytarzu.
Zrobiło mi się słabo. Kamień w klatce piersiowej dosłownie przygniatał mnie do
ziemi. Miałem wrażenie, że zaraz się uduszę. Zebrałem wszystkie swoje siły i
ruszyłem powrotem do domu. - Nie zemdleję
tutaj. Nie dam mu tej satysfakcji. Będzie mógł wrócić teraz do swojego elfika.
Ale ze mnie głupiec! Ten przeklęty demon nawet nie próbował mnie zatrzymać.
Łudziłem się, że jestem dla niego czymś więcej jak seks zabawką! Samuel miał
rację. Nie powinienem nigdy się do niego zbliżać! – Wędrowałem zasypaną
ścieżką przez pogrążony w ciszy las. Robiło się coraz ciemniej. Świat dookoła
stawał się równie mroczny i ponury jak moja dusza. Było strasznie zimno.
Wszystko aż skrzyło się od mrozu. Śnieg pod nogami chrzęścił i chrupał. - Muszę się wziąć w garść. Lepiej, żeby Sonia
nie zobaczyła mnie w takim stanie. – Szedłem powoli ze spuszczoną głową.
Schowałem dłonie w kieszeniach. Zatrzymałem się pod znajomym dębem w pobliżu
domu. Przytuliłem policzek do jego szorstkiej kory. Zamknąłem oczy. Dostojny
olbrzym drzemał. Śnił o lecie, ciepłych promieniach słońca, ptakach uganiających
się między jego gałęziami. Poczułem jak udziela mi się jego spokój. Oderwałem
się od jego pnia i pobiegłem do domu. W korytarzy wpadłem na Sonię.
- Luis, jak
ty wyglądasz! Cały przemarznięty i blady jak duch. Co wyście tam wyprawiali z
tym Avgarem? Nie mógł odwieźć cię do domu? – Zdenerwowała się ciotka.
- Nie ma już
nas! Zerwałem z nim! – krzyknąłem do niej z rozpaczą, wprawiając ją w
osłupienie. Nie czekając, aż odzyska mowę ruszyłem na górę po schodach. Zamknąłem
się w swoim pokoju na klucz. Walnąłem kurtkę i buty na podłogę i rzuciłem się
na łóżko wyjąc jak opętany. Słyszałem jak rodzinka dobija się do pokoju, ale
nie miałem zamiaru nikomu otwierać. Chciałem umrzeć. Najlepiej zaraz. Właśnie
wyrwałem z piersi połowę mojego serca. Bolało jak cholera. Nie wiem jak długo
tak leżałem, ale w którymś momencie dotarł do mnie dochodzący jakby z holu głos
Avgara. – Boże, dopiero od kilku godzin
go nie widzę, a już mam halucynacje. Co będzie jak rozłąka potrwa parę dni,
tygodni, miesięcy? Na pewno zwariuję! – wstałem z łóżka i podszedłem do
drzwi. Usłyszałem zawziętą kłótnię pomiędzy Sonią a demonem. Zdenerwowana ciotka nie chciała go wpuścić na górę. Musiał ją jednak czymś przekonać, bo na schodach rozległy się po chwili jego kroki.
- Otwieraj
natychmiast! – ryknął wściekły demon. Zaskoczony tym niespodziewanym atakiem odskoczyłem
do tyłu, o mało się nie przewracając.
- Spadaj do
Legolasa! – wychlipałem pociągając nosem.
- Łup..! –
Avgar jednym kopnięciem wyważył zamek, a drugim zamknął drzwi. Złapał mnie za
kark, potrząsnął jak psiakiem i przyparł mnie do desek. Klamka wbiła mi się w
pośladek.
- Z kim ty
sobie mała cholero chcesz układać świat?! Masz jakiegoś kandydata na oku?! –
warczał mi do ucha kompletnie nad sobą nie panując. – Należysz do mnie!! –
Złapał mnie za tyłek i owinął sobie moje nogi wokół swojej talii. Widziałem jak
jego szkarłatne oczy płoną w mroku pokoju. Wbił się ustami w moje drżące
jeszcze od płaczu wargi. Ugryzłem go zaciskając mocno zęby. Popłynęła krew. Kompletnie się tym nie przejął. Chyba go to nawet bardziej podnieciło. Wdarł się
brutalnie językiem do środka, drażniąc umiejętnie wilgotne wnętrze. Przycisnął
mnie mocniej do drzwi i zaczął się o mnie pożądliwie ocierać. Wbrew mojej woli spragnione
czułości ciało zaczęło mu chętnie odpowiadać. Fala gorąca popłynęła wartko w
dół między moje uda.
- Spieprzaj! Nie dotykaj mnie!– zacząłem się szarpać, co tylko jeszcze bardziej go pobudziło do działania.
Jego duże dłonie ugniatały miarowo moją pupę, a kciuk zaczął się skradać do
ciasnego wejścia. Czułem jak nasze erekcje masują się wzajemnie zwiększając w
zawrotnym tempie swoje rozmiary. – Odczep się, przeleć kogoś swojego pokroju,
debilu! – wychrypiałem.
- Właśnie to
robię. Będę cię pieprzył aż zawyjesz z rozkoszy! – zaklęciem pozbawił nas ubrań
i nawilżył moje wejście. Zarzuciłem mu ręce na szyję tylko po to, by zaraz zsunąć
je na jego plecy drapiąc go bez litości. – W ten sposób chcesz się bawić? Nie
wiedziałem, że lubisz takie ostre jazdy! Proszę bardzo! – uniósł mnie do góry i
wszedł we mnie swoim wielkim penisem bez przygotowania.
- Aaaa… ty
draniu! – wrzasnąłem z bólu i podniecenia równocześnie. Miał łajdak cela.
Trafił za pierwszym razem od razu w prostatę. – Ooch…- zacząłem bezwstydnie
jęczeć przy każdym pchnięciu. Rozsunąłem szerzej uda i przysunąłem się bliżej dając
mu łatwiejszy dostęp. Piszczałem i kwiliłem oddając mu się całkowicie.
- O tak,
lubię jak jesteś taki chętny i uległy – wymruczał mężczyzna do mojego ucha. –
Nie ma takiej drugiej dupci jak twoja. Dla niej wyduszę całą Radę Starszych jak
będzie trzeba. Dla niej i dla Wacusia. He He… - przyśpieszył tempo a ja wiłem się
w jego ramionach i wyłem z doznawanej przyjemności na cały głos. Kompletnie się
zatraciłem w rozkoszy. W końcu poczułem skurcz i rozlałem się na jego
umięśniony brzuch. Natychmiast dołączył do mnie kąsając mnie raz po raz w szyję. Wygiąłem się w łuk. Pierwszy raz zrobiliśmy to tak
brutalnie. Zupełnie jak dwoje parzących się zwierząt. Opuściłem nogi na
ziemię. Przytrzymał mnie mocno, bo były dziwnie słabe i drżące.
- Ej tam! –
rozległo się zza drzwi – Żyjecie?! Wyliście tak głośno, że nawet psy
pochowały się w budach. Następnym razem idźcie się bzykać gdzie indziej. To
nie burdel tylko przyzwoity dom! – krzyknęła do nas Sonia. Zaczerwieniłem się mocno
i schowałem twarz na piersi Avgara.
- Naprawdę
byliśmy tak głośno? – wyszeptałem ogromnie zażenowany.
- Nie
przejmuj się. Ta stara panna po prostu nam zazdrości. Pewnie od lat z nikim się nie ściskała – zachichotał demon. Pocałował mnie delikatnie w spuchnięte usta i spojrzał mi głęboko w oczy. - Chyba musimy porozmawiać, ale nie w tej chwili. Teraz skończymy to co zaczęliśmy - jednym pstryknięciem palców przeniósł nas do swojej sypialni.
I co teraz? co teraz? Czy Avgar zrozumiał co do niego czuje? Wyzna mu miłość? Bo znając Louisa nie zrozumiał jego wyznania: że "Dla niej wyduszę całą Radę Starszych jak będzie trzeba." chociaż w sumie to trochę brzmi jakby był z Louisem tylko dla sexu,, oby nie, pisz szybciutko kolejny rozdział,,,
OdpowiedzUsuńah i brawa dla Adasia ;3 Zuchu masz moje poparcie hihi
Twoja Maru;3
uuuu no to się porobiło.
OdpowiedzUsuńCóż myślałam, że kłótnia przeciągnie się na kilka rozdziałów ale na szczęście tak się nie stało i się pogodzili.
Adaś jest wspaniały, te jedzonko dla demona. Boskie.
Życzę weny i czekam na CD
Kawałek Adasia całkiem zabawny:) i ciekawe co zrobi demon jak dostanie rachunek. A co do Luisa to bałam się że zakończysz na jego wyjściu, ale na szczęście nie:) No właśnie co Avgra ma na myśli. Mam nadzieje że jakoś sobie to wyjaśnią i niecierpliwie czekam na next:) Dużo weny
OdpowiedzUsuńno wiadomo dla Wacusia wszystko haha xd
OdpowiedzUsuńAdam pięknie załatwił Nissima ze 'szczypiorkiem' ^^
ale co z Avciem? loffa Luiego? tamtatatamtatatatamtatatatamtaaaaaaa... heh czekamy na nn ;)
pierw go odrzucił potem raptem jak nie on wrócił, wybzykał... i po robocie....jakby to wszystko wina Luisa była...ech..nie rozumiem
OdpowiedzUsuńHm, może powinnam jaśniej.To opo jest pisane z punktu widzenia Lui i to ma pewne mankamenty. Nie mogę tu napisać co myśli demon. Avgar przecież tłumaczył Luisowi dlaczego nie powinni być razem i miał sporo racji. On się po prostu o niego boi. Potem zazdrość wzięła górę nad rozsądkiem. Jak zaczął rozmyślać jak to Luis sobie poukłada świat z kimś innym, to go szlag zaczął trafiać i poleciał za nim. On go przecież kocha i powiedział mu to po swojemu. On nie jest przecież człowiekiem.
Usuń(fapfapfapfapfapfapfap) KOCHAM CIĘ <3
OdpowiedzUsuńHa ha ha pierwsza część była po prostu cudowna hi hi hi, aż się ze śmiechu popłakałam:D. A druga... jak kubeł zimnej wody, proszę cię, weź ostrzegaj o tak dramatycznych zmianach nastroju, bo moje serce tego nie wytrzyma;) Rozdzialik miodzio:) Nie mogę się doczekać następnego. Weny:)
OdpowiedzUsuńWeny, weny kochana <3 Gdzie następny rozdział? $_$ I dołączam się do prośby maby-not, tak o jakieś "uwaga!" albo coś, bo na zawał przez ciebie zejdę razem z tą koleżanką u góry :P
OdpowiedzUsuńProszę, błagam zlituj się, bo uschnę z tęsknoty za nowym rozdziałem !!! ;((((
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och Adaś jak tylko Nissan dojdzie do siebie to pewnie będziesz miał przechlapane... Avgar wyszedł po prostu cudownie, te jego słowa chce chronić Luisa ale później to chyba zrozumiał że ten ułoży sobie życie z kimś i wzięła go zazdrość...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka