Wpadłem do
domu cały zziajany ledwo trzymając się na nogach. Nieznajomy napędził mi
niezłego stracha. Rzadko zbieram się na odwagę, żeby się komuś postawić. Nie mam
pojęcia co mnie podkusiło, aby zachować się tak niegrzecznie. Osunąłem się po
ścianie w korytarzu i pacnąłem na ziemię. Z kuchni wybiegła zaniepokojona
Sonia.
- Adaś, coś
się stało? – przyglądała mi się uważnie.
- Nic
takiego – machnąłem ręką lekceważąco – spotkałem jakiegoś dziwnego typka i
trochę się go przestraszyłem.
- Jak wyglądał?
- Wysoki,
jasnowłosy, złośliwy i porywczy – odparłem nadal ciężko dysząc.
- Aa, to
nasz sąsiad Nissim. Staraj się go unikać, to dość niebezpieczny typek. Naraziłeś
się czymś? – wbiła we mnie niebieskie oczy.
- Ee… no
wiesz… właściwie, to już za późno na ostrzeżenia – wierciłem się pod jej
oskarżycielskim wzrokiem. – Pokpiwał sobie
ze mnie, więc go pacnąłem błotem w gębę i uciekłem – zrobiłem słodką mordkę
skrzywdzonej niewinności.
- Bogowie,
mało było jednego psotnego łobuza, teraz będę mieć dwóch do upilnowania –
westchnęła ciężko dziewczyna. – Chodź, pokażę ci twój pokój. Weszliśmy do
kuchni, a stamtąd do malutkiej sypialni. Takiej trzy na trzy. Miała ściany pomalowane
na kremowy kolor i duże okno wychodzące na drogę. Do tego bielusieńkie
firaneczki i czekoladowe zasłony. Jedną ścianę zajmowała wielka wnękowa szafa.
Pod drugą stało łóżeczko w starym stylu. Z miedzianymi, pięknie wygiętymi
ramami i narzutą w jesienne, rdzawe liście. Pod oknem umieszczono piękne,
zabytkowe biurko wraz z wygodnym skórzanym fotelem. Wystroju dopełniało spore lustro,
także w miedzianej oprawie. Na podłodze leżał puszysty dywanik o wzorze
podobnym do tego na nakryciu.
- Piękny i
taki cieplutki – westchnąłem zachwycony.
- Cieszę
się, że ci się podoba. Jest trochę mały, a łazienkę będziesz dzielił z Luisem –
uśmiechnęła się do mnie Sonia zadowolona z mojej reakcji. – Będziemy musieli
jeszcze załatwić sprawę szkoły. To już półrocze i oceny masz chyba wystawione.
Mógłbyś dojeżdżać ze wszystkimi do Krakowa. Tam cię zapiszemy do liceum. Trochę
to niezręczne przenosić cię w klasie maturalnej, ale co tam.
- Soniu, moi
rodzice nigdy się na to nie zgodzą – odezwałem się przygnębiony.
- Nie martw
się, już rozmawiałam o tym z twoją matką. Jutro tutaj przyjedzie wraz z ojcem.
Na pewno się dogadamy. Uwierz w moją siłę perswazji – poklepała mnie
uspokajająco po ramieniu. – Teraz się rozpakuj. Resztę twoich rzeczy mają dostarczyć
później. – Zostałem sam z niewesołymi myślami. Zauważyłem, że Sonia jest
niesamowicie energiczną i silną kobietą, ale nie wierzyłem, że ma jakiekolwiek
szanse z moim ojcem. On był typem tyrana, który zawsze ma rację i idącego po
trupach do celu. Nic nie było w stanie zmienić jego zdania jeśli coś sobie wbił
do głowy. Jaka szkoda, że nie będę tu mógł zostać. Wszyscy są tu tacy mili, no
oczywiście oprócz tego wrednego anioła. Może
nawet zaprzyjaźniłbym się z Luisem. Czuję z nim jakieś dziwne
pokrewieństwo. Jakby nasze dusze miały jakiś wspólny mianownik.
…………………………………………………………………
Siedzieliśmy
Z Luisem przy śniadaniu i wcinaliśmy naleśniczki. Chłopak jest naprawdę
wspaniałym kucharzem. Ja przypalam nawet wodę na herbatę. Opowiadałem mu
właśnie ten dziwny sen o tańcu przy świetle księżyca i widmowych postaciach.
Kiedy zacząłem opisywać mu polankę zobaczyłem błysk w jego oku.
- Adaś, żryj
szybciej. Idziemy na wycieczkę. Tylko ubierz się ciepło, bo spadł śnieg –
uśmiechnął się do mnie tajemniczo.
- Dokąd mnie
zabierzesz? – zapytałem nieśmiało nieznacznie się rumieniąc.
- Człowieku,
jak będziesz robił takie miny, to w szkole jeszcze ktoś cię pożre żywcem.
Wyglądasz jak żywe ciastko z kremem. He He - chłopak
złapał mnie za ramię i pociągnął do przedpokoju. Narzuciliśmy kurtki i wysokie
buty i już po chwili biegliśmy przez ośnieżony las wesoło chichocząc. Po jakimś
kwadransie weszliśmy na rozległą polankę. Wyglądała jak ta z mojego snu tylko
zamiast miękkiej , falującej trawy wszystko pokrywał biały puch. Kamienny krąg
był identyczny. Znaki na potężnych, skalnych blokach lśniły czerwienią.
Podniosłem głowę i oniemiałem z zachwytu. Stojący pośrodku dąb był zielony
jakby była pełnia lata. Dumnie wznosił do nieba liściastą koronę. Ziemię wokół
niego pokrywała soczysta szmaragdowa murawa.
- Luis, czy
to mi się śni? – wyszeptałem zdumiony i zachwycony jednocześnie.
- Uszczypnąć
cię? – podpowiedział uprzejmie. – Mówiłem ci, że Posoka to niezwykłe
miasteczko, zwłaszcza okolice Krasnej Góry. Dotkniemy go? – Chłopak beztrosko
wbiegł do kręgu i przytulił policzek do szorstkiej kory.
- Nie boisz
się? To miejsce jest trochę straszne? – zapytałem niepewnym głosem.
- Chodź,
posłuchaj jak gada – wyciągnął do mnie rękę i wciągną do wewnątrz. Usiedliśmy
pod drzewem trzymając się za ręce. Oparliśmy się plecami o pień.
- Zamknij
oczy i wsłuchaj się w szum liści. Słyszysz to? – wyszeptał Luis.
- Tak, coś
jakby muzyka. Piękna, uwodzicielska zmuszająca nogi do tańca – uchyliłem
powieki chcąc sprawdzić skąd dobiegała. Wstałem i zacząłem kolejno dotykać
szkarłatnych znaków. Zaczęły lśnić jeden po drugim, a mnie ogarnęło dziwne
podniecenie. Powietrze wokół mnie stało się gęste. Zacząłem nogą wystukiwać
rytm. Zrobiłem najpierw jeden, potem drugi posuwisty krok, okręciłem się w
kółko i nie mogłem już przestać. Wirowałem lekko jak spadający liść zatracając
się coraz mocniej. Zanurzałem się coraz bardziej i bardziej w niezwykły świat,
który mnie otaczał. Wydawało mi się, że unoszę się w powietrzu, a może naprawdę
się unosiłem. Jeśli istnieje jakieś niebo to chyba właśnie tak musi wyglądać. Zalała
mnie fala szczęścia. Było mi tak ciepło i radośnie na sercu jak nigdy przedtem.
- Ja pieprzę!
– dotarł do mnie okrzyk Luisa. Był dziwnie stłumiony jakby dobiegał spod wody.
To mnie otrzeźwiło. Muzyka ucichła.
- Bum..! -
spadłem na ziemię boleśnie tłukąc sobie kolana. – Czego się drzesz? – burknąłem
do niego nieprzyjaźnie. Wstałem krzywiąc się z bólu i zacząłem otrzepywać
spodnie. Zerknąłem na chłopaka. Nadal stał nieruchomo, gapiąc się na mnie jak
na trójgłowego psa. Poruszał bezgłośnie ustami.
- Luis,
ocknij się. Dodałeś do tych naleśników jakiejś trawy czy coś. Przez chwilę
miałem wrażenie, że latam – uśmiechnąłem się do niego niepewnie.
- Aaadaś –
wyjąkał – możesz nimi pomachać?
- Czym mam machać?
Co się z tobą dzieje? – zaczynałem się poważnie niepokoić. Chłopak był
najwyraźniej blady i bardzo przejęty. Może źle się poczuł? Podszedł do mnie
powoli i wziął moją dłoń.
- Dotknij –
skierował ją na moje plecy. Coś było wyraźnie nie tak. Moje palce złapały jakąś
miękką materią, cieniutką i delikatną. Pociągnąłem i straciłem równowagę.
Klapnąłem teraz na tyłek.
- Gadaj, co
ja mam na plecach? Zrobiłeś mi jakiś kawał? – spojrzałem na niego groźnie.
- Hm, trudno
to wyjaśnić. Zresztą i tak mi nie uwierzysz. Chodź, pokażę ci – wyszliśmy z
kręgu. W pobliżu był niewielki stawek z kryształowo czystą wodą. – Stań bokiem
i spójrz – odezwał się chłopak. Zrobiłem jak kazał.
- Jasny
gwint! Skrzydła?! To jakiś kiepski żart! – wydarłem się w niebogłosy. – Rudy,
zielonooki, niski, a teraz jeszcze pieprzone skrzydła! Który to kurwa bóg
wymyślił niech ma odwagę się tu zjawić, żebym mógł mu dać w mordę!! – cały trzęsłem
się z wściekłości.
- Adaś,
spokojnie. Oddychaj. To nie jest przecież nic złego! – Luis usiłował mnie bezskutecznie
uspokoić. – Ja musiałem robić prawko, a ty będziesz miał transport za darmochę –
próbował mnie niezręcznie pocieszyć.
- Pierdolę
taki transport! Jak ja się z tym w szkole pokażę. Może od razu lepiej wstąpię
do cyrku! Poza tym one się nie ruszają, może są tylko na ozdobę? – w głowie
dosłownie mi szumiało. Nie mogłem pozbierać myśli. Byłem przerażony tym co się
stało.
- Spróbuj!
- Jak? –
spiąłem mięsnie i niespodziewanie wystrzeliłem jak korek z butelki. Popędziłem
jak pocisk rakietowy wzdłuż ścieżki z trudem manewrując między drzewami. – Aaa…
uwagaaa…! –darłem się na całe gardło. Wyciągnąłem przed siebie ręce mając nadzieję,
że uda mi się czegoś złapać. – Ratunku, jak to się wyłącza! Gdzie są cholerne
hamulce?! – zamknąłem oczy ze strachu, widząc jakąś postać na ścieżce
- Łup! –
walnąłem w kogoś zbijając go z nóg. Obaj wyrżnęliśmy z impetem o ziemię. Z tym,
że ja wylądowałem na nim więc nie mogłem się skarżyć. Chciałem wstać, ale coś
trzymało mnie za skrzydła. Szarpnąłem się i poczułem niesamowity ból.
- Aaa…! –
krzyknąłem zaskoczony, a łzy popłynęły mi po twarzy. Zrobiło mi się słabo i
pociemniało mi w oczach. – Ppszepraszam – wyjąkałem cichutko.
- To znowu
ty? Mogłem się domyślić! Jesteś chyba jakąś plagą zesłaną na mnie z nieba, co? –
jasnowłosy mężczyzna usiadł trzymając się za krzyże. – Czego się mażesz,
przecież jeszcze nic ci nie zrobiłem? – przyjrzał mi się zaciekawiony.
- Bboli –
wyjąkałem. Dotknąłem prawego skrzydła. Namacałem sporą dziurę. – Rany, ledwo je
dostałem, a już są zepsute. Jestem okropną niezdarą – rozbeczałem się na dobre
nie bacząc, że siedzę nadal na udach nieznajomego. Wziął mnie na ręce i
podniósł się razem ze mną.
- Nie becz
jak dzieciak, naprawimy ci te śliczne skrzydełka. Wskakuj mi na plecy i złap
się mocno. Zaniosę cię do domu, ty upierdliwa muszkoo – pokpiwał ze mnie
mężczyzna. Złapałem go za szyję i objąłem nogami w pasie.
- Nie jestem
żadnym robalem ty paskudny draniu – wrzasnąłem mu do ucha oburzony. – Jestem,
jestem ..eee.. – Kłopot w tym, że nie wiedziałem czym jestem. Rozryczałem się
od nowa.
- Widzę, że
masz poważny dylemat. A może ty jesteś ważką? Skrzydełka macie podobne –
żartował sobie ze mnie w najlepsze, nic sobie nie robiąc z płynących szerokim
strumieniem po mojej twarzy, łez. – Jestem Nissim. To tak żebyś wiedział, kto cię w końcu kiedyś
zamorduje.
- Adaś –
wymamrotałem nieśmiało.
- Uspokój
się. Zaraz będziesz w domu – powiedział nadspodziewanie łagodnie. Zdumiony stwierdziłem, że właśnie przekraczaliśmy
bramkę. Mężczyzna złapał za kołatkę i mocno nią załomotał. – Otwieraj wiedźmo,
mam tu coś, co należy chyba do ciebie. – Drzwi się otwarły i stanęła w nich
rozeźlona Sonia.
- Może
grzecznie panie sąsiedzie! – warknęła do niego. – Co tam chowasz za plecami?
- Złaź mały!
– usiłował pozbyć się mnie potrząsając ciałem. Wczepiłem się w niego jak rzep.
W tej chwili bardziej się bałem naburmuszonej Soni. Już wystarczająco
narozrabiałem. Co będzie jak się wkurzy i wyrzuci mnie z domu? – Adaś, co znowu
się stało? Przecież tutaj mieszkasz! –zapytał zaskoczony moim zachowaniem
Nissim.
- Wejdź, w
domu go odczepimy – dziewczyna wpuściła nas do środka. Mężczyzna wszedł ze mną
do salonu. Delikatnie odczepił moje ręce od siebie i posadził mnie na kanapie.
- On jest
ranny, nie miałem pojęcia jak mu pomóc – wskazał na uszkodzone skrzydło. Oboje
pochylili się nade mną z troską.
-
Przestańcie szeptać za moimi plecami. Soniu, czy można się ich jakoś pozbyć? –
zapytałem wpatrując się przestraszony w jej oczy.
- A po jaką
cholerę? Naprawimy je, a potem zwyczajnie je schowasz – dziewczyna popatrzyła
na mnie jak na wariata.
- Nie
uważasz, że wyglądam z nimi nieco dziwnie? – zacząłem niepewnie.
- A co w
nich takiego wyjątkowego? – spojrzała na mnie jakbym się urwał z choinki. –
Skrzydła i tyle. Nawet ładne.
- Czarownico,
bierz się do roboty, bo chłopak cierpi. Skończ te pogaduszki – Nissim obrzucił
ją chłodnym spojrzeniem. – Jak nie chcesz smarkacza, to możesz mi go dać. Jest
mi coś winien – uśmiechnął się do mnie drapieżnie.
Cudownie, że jest w końcu nowy rozdział bo czekałam na niego.
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująco, widać, że Adaś podobny z charakteru do Luisa. To słodziutkie
:OOO <3333333 O rany o rany o rany ! nie jestem w stanie wydusić z siebie komentarza, daj mi minutkę żebym się pozbierała ^^^^^ *__*
OdpowiedzUsuńmrrr Adaś jest coś winien Nissimowi.. ^^
OdpowiedzUsuńa pomysł ze skrzydełkami faaajny ;D
bardzo mi się podobał ten rozdzialik ;)
czekam na nn <3
Podziwiam to, że w ciągu pięciu dni jesteś w stanie napisać tak świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńAdaś jest uroczy. I jeszcze ma skrzydła ^^
Jestem... rozdrażniona.
OdpowiedzUsuńDlaczego?
Bo kocham Luisa a tu wpada mi jakiś Adaś i zabiera mu jego opowiadanie!
Ehh gdzie Avgar którego ubóstwiam ponad wszystko?
Gdzie Sam... Artur? Czy nawet Legolas (khehe xd)?
Ehh... nie twierdzę ,że mi się nie podobało.
Po prostu... dziwnie tak na "Krasnej Górze" nie czytać o myślach i przeżyciach Luisa.
Mam nadzieję ,że usłyszymy w końcu te upragnione "Kocham cię" od Avgara.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział...
I nawet jeśli ma być w wersji "Adasia" (Błagam... Adama :(.) to i tak czekam ^^
skrzydła... skrzydła... skrzydła... z tym też można by zrobić niezłe sceny fapfap *q* ~ so.. let's do it @.@ (jakkolwiek sie to pisze ._.)
OdpowiedzUsuńO matko, skrzydełka? *_* Aniołek Adaś ;3
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział, haha, Adaś jest uroczy i ma pazurki, xD
Nissim musiał być w niezłym szoku gdy dostał z błota w buźkę *_*
Pisz szybciutko :)
Twoja wystraszona jutrzejszym egzaminem Maru :(
O tak nowe gorące ciałka! Ale jak dla mnie trochę mało Luisa i Avgara. Lecz czekam z niecierpliwością na rozgrzanie się akcji między nowymi.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział.
Haha.. Boskie, a te skrzydła hmmm ciekawi mnie co będzie dalej.. weny!!
OdpowiedzUsuńBajkowy, bardzo przyjemny rozdział:) i mam nadzieje że szybko dowiemy się kim jest Adaś, bo to jest coraz ciekawsze. No i niech się Nissim szybko zabierze do roboty bo Luis ma racje że ktoś będzie chciał go " pożreć " żywcem. Ale też racja że mało starych postaci. Wiem, że nowe trzeba przedstawić,i robisz to świetnie ale o starych nie zapominaj:) Dużo weny czekam niecierpliwie na next:)
OdpowiedzUsuńEhh... a miałam się uczyć. I znalazłam Twojego bloga, i wszystkie plany poszły w łeb. Naprawdę świetne opowiadanie. Miałaś fajny pomysł na historię i postaci i nie zmarnowałaś go. Czyta się lekko i przyjemnie. Strasznie wciąga, a kilka razy mało się ze śmiechu nie popłakałam;) Bohaterowie są wyraziści i ciekawi. A te ich przygody... Coś czuje, że jeszcze przez kilka (-naście?) dni będę się uśmiechać jak głupia na samo wspomnienie:) Gratulacje. Życzę weny i oby tak dalej:)
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Nissam to nasz sąsiad trzymaj się zdala od niego... już gdzieś to słyszałam mmm a zaraz to było Avgarze... o skrzydełka ma Adaś no piękne, i jaki pokoik ma wspaniały...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka